Marylin powoli uspokajała się. Nie rzucała się już, prawie też nie płakała. W końcu łzy przestały skapywać z czerwonych oczu, teraz jeszcze bardziej czerwonych i zapuchniętych. Dziewczyna leżała pod kocem nie odzywając się ani słowem. Leżała cichutko i spokojnie pogrążona w dziwnym otępieniu, obojętności.
Niech przyjdzie. Niech przyjdzie kto chce. W końcu i tak Marylin nie odezwie sie do niego ani słowem. Za bardzo ją onieśmiela. Ona za bardzo go kocha, by móc spojrzeć mu w oczy, by móc powiedzieć mu cokolwiek. Marylin wie z góry jak będzie wyglądać ich spotkanie.
Tak jak wszystkie poprzednie i wszystkie następne.
Teraz to już wszystko jedno. Wszystko jedno... |