-Phoenix, lecimy po was- słowa Weyer wyraźnie rozległy się we wnętrzu statku. Komandor na ich dźwięk lekko zmarszczył brwi, nie był zbyt zadowolony z ich wypowiedzenia, stwarzały ludziom niepotrzebną nadzieję, bo co jeżeli nikt tam nie został przy życiu? Prawdę mówiąc, mało prawdopodobne jest, aby ktoś z załogi Phoenixa ciągle żył, myśl ta nie dawała spokoju komandorowi. Wiedział również, że rząd nie ryzykowałby wysłania najnowocześniejszej jednostki z najlepszą załogą w celu uratowania kilku osób, czy nawet w misję poszukiwawczą. O co tu więc chodziło?
Rozmyślania Komandora przerwały słowa Sabathiela które wywołały w nim niemałe zdziwienie. Czyżby najbardziej gburowaty żołnierz Imperium nauczył się wreszcie kulturalnego formułowania zdań? Niieee to zbyt piękne aby mogło być prawdziwe, chociaż z drugiej strony jak to mówią "Cuda sie zdarzają", być może i w tym przypadku Bóg raczył interweniować zrażony do granic możliwości obecnym stanem rzeczy? A może to nie Bóg?
-Sabathiel... czyżby ktoś wreszcie zaszczepił Ci elementarne zasady kultury osobistej? - zrobił lekką pauzę - Ożeniłeś sie? Czy jak? Chociaż chyba nie chcę tego wiedzieć, możesz iść. Odmaszerować...i powstrzymaj się od niszczenia otoczenia!
Dorzucił na odchodne chcąc mieć pewność, że Eagle doleci do celu w jednym kawałku, co nie było wcale takie pewne gdy na pokładzie znajdował się Niker Sabathiel- uosobienie destrukcji w najczystszej formie.
Kończąc rozmowę z oficerem militarnym, komandor wziął głęboki oddech robiąc szybką analizę tego co dzieje się na pokładzie. Weyer za sterami, Sabathiel rozpoczynał swoje harce... cała załoga na swoich miejscach. Wszystko szło podręcznikowo. W tym momencie podszedł do niego ksiądz Yldrim- komandor nienawidził nazywania księży mianem "ojców", kojarzyło mu sie ono z herezją której dopuszczono się w zamierzchłych czasach a której czas trwania był zdecydowanie zbyt długi.
Vertival wysłuchał słów duchownego do końca, nie przerywając mu.
-Na błogosławieństwo zawsze znajdzie się czas, bo cóż może stanowić dla człowieka lepsze wsparcie niż sam Bóg?- Pochylił głowę w geście pokory, odkładając na chwilę oficerską dumę na bok... cóż komandor był skomplikowanym człowiekiem. |