Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2011, 19:26   #35
Kael
 
Kael's Avatar
 
Reputacja: 1 Kael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodze
-Phoenix, lecimy po was- słowa Weyer wyraźnie rozległy się we wnętrzu statku. Komandor na ich dźwięk lekko zmarszczył brwi, nie był zbyt zadowolony z ich wypowiedzenia, stwarzały ludziom niepotrzebną nadzieję, bo co jeżeli nikt tam nie został przy życiu? Prawdę mówiąc, mało prawdopodobne jest, aby ktoś z załogi Phoenixa ciągle żył, myśl ta nie dawała spokoju komandorowi. Wiedział również, że rząd nie ryzykowałby wysłania najnowocześniejszej jednostki z najlepszą załogą w celu uratowania kilku osób, czy nawet w misję poszukiwawczą. O co tu więc chodziło?

Rozmyślania Komandora przerwały słowa Sabathiela które wywołały w nim niemałe zdziwienie. Czyżby najbardziej gburowaty żołnierz Imperium nauczył się wreszcie kulturalnego formułowania zdań? Niieee to zbyt piękne aby mogło być prawdziwe, chociaż z drugiej strony jak to mówią "Cuda sie zdarzają", być może i w tym przypadku Bóg raczył interweniować zrażony do granic możliwości obecnym stanem rzeczy? A może to nie Bóg?

-Sabathiel... czyżby ktoś wreszcie zaszczepił Ci elementarne zasady kultury osobistej? - zrobił lekką pauzę - Ożeniłeś sie? Czy jak? Chociaż chyba nie chcę tego wiedzieć, możesz iść. Odmaszerować...i powstrzymaj się od niszczenia otoczenia!
Dorzucił na odchodne chcąc mieć pewność, że Eagle doleci do celu w jednym kawałku, co nie było wcale takie pewne gdy na pokładzie znajdował się Niker Sabathiel- uosobienie destrukcji w najczystszej formie.

Kończąc rozmowę z oficerem militarnym, komandor wziął głęboki oddech robiąc szybką analizę tego co dzieje się na pokładzie. Weyer za sterami, Sabathiel rozpoczynał swoje harce... cała załoga na swoich miejscach. Wszystko szło podręcznikowo. W tym momencie podszedł do niego ksiądz Yldrim- komandor nienawidził nazywania księży mianem "ojców", kojarzyło mu sie ono z herezją której dopuszczono się w zamierzchłych czasach a której czas trwania był zdecydowanie zbyt długi.

Vertival wysłuchał słów duchownego do końca, nie przerywając mu.
-Na błogosławieństwo zawsze znajdzie się czas, bo cóż może stanowić dla człowieka lepsze wsparcie niż sam Bóg?- Pochylił głowę w geście pokory, odkładając na chwilę oficerską dumę na bok... cóż komandor był skomplikowanym człowiekiem.
 
Kael jest offline