Yildirim przysunął się do Vertivala jeszcze bliżej, żeby znaleźć się poza zasięgiem słuchu pozostałych. Ostatecznie, miało to być błogosławieństwo osobiste. Wzniósł oczy ku sufitowi, złożył ręce i począł recytować, z szacunkiem do każdej zgłoski, odpowiednią modlitwę.
— O Trójco Przenajświętsza, niechaj Ci miłym będzie hołd służby naszej i spraw, aby ta ofiara, którą my niegodni zanosimy przed oczy majestatu Twego, była Tobie przyjemna, nam zaś i wszystkim, za których ją składamy, stała się przejednaniem dzięki Twemu miłosierdziu. Przez Chrystusa Pana naszego — opuścił wzrok na posągowe oblicze Vertivala (w tym świetle, zaiste, jakby spod Fidiaszowskiego dłuta) i majestatycznymi ruchami dłoni uczynił nad nim znak krzyża, w rytm szeptanych z żarliwą nabożnością słów: — Benedicat vos omnipotens Deus, Pater, et Filius, et Spiritus Sanctus. — I po chwili, tonem życzliwego suflera: — Proszę powiedzieć: „Amen”, komandorze. |