Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2011, 22:37   #24
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-Zdaje się, że jadą zbierać haracz. Pojedźmy za nimi
- Dobra.
I pojechali. Jerycho dał prowadzić Zduńskiemu, jako, że sam za tym nie przepadał. Trzymali się w jakiejś odległości, by nie zwracać na siebie uwagi. Gdy samochód się zatrzymał oni przejechali dalej i zatrzymali się pod koniec uliczki
- Co teraz? Wysiadamy i robimy zadymę czy co?
-Dajmy im czas nazbierać szmal. Wątpię by brali tyle kasy od każdego jednego.

Pojeździli jeszcze trochę. Wóz zatrzymywał się kilka razy, zwykle pan-w-garniturze zostawał. Dopiero pod koniec, gdy już kończyli zataczać koło po okolicy wysiadł i we trójkę weszli do La Capriciozy... czy jakoś tak. Jerycho nie był pewny czy dobrze przeczytał i guzik go to obchodziło.

-Dobra. Jeśli pozostaną przy tym samym schemacie to wyjdą za trzy do pięciu minut. Lepszej okazji nie będzie. Mój plan jest taki, że wbijasz się do samochodu z gnatem, wchodząc zakładasz szybko kominiarkę, co potrenujesz przez chwilę tu w środku, bo rozumiem, że nie masz w tym doświadczenia... Zmuszasz go do bierności. Ja się zaczają obok resaturacji. Jak tylko wszyscy wyjdą zacznę strzelać. Spróbuje załatwić ich nim zauważą co i jak. Zabiorę tą ich kasiastą teczkę, wsiadam do Lincolna i kierowca nas zabiera daleko stąd. Wywalamy go, bez telefonu, daleko za miastem i wracamy do Malapartego.

Ludzie przechodzący obok nie mogli niczego podejrzewać. Ot dwójka ludzi wyszła sobie z samochodu. Jeden, większy, oparł się o ścianę restauracji kilka metrów od wyjścia, drugi skierował się do Lincolna. Tuż przed wejściem wyciągnął coś czarnego z kieszeni. Chyba dużą chustkę. Tego, że to kominiarka i tego, że założył ją wsiadając już nikt nie mógł zaobserwować...

Jerycho uśmiechną się widząc, że spluwa Aleksandra najwyraźniej przemówiła kierowcy do wyobraźni skoro wciąż jest spokój. Sam sięgnął pod katanę i odbezpieczył UZI. Stał i czekał. Aż wyjdą. W końcu drzwi się otrworzyły. Wyschodzą. Pierwszy, drugi szedł pan-w-garniturze z teczką, trzeci wyszedł. Adrenalina popłyneła w żyłach. Spojrzał jeszcze dalej. Miał szczęście. Nikt nie szedł. Szansa przypadkowych ofiar minimalna. Jeszcze chwilka. Zaraz będzie idealnie. Nagle ostatni z nich się obejrzał na półJamajczyka. Jerycho spanikował. Prawie wyrwał UZI zza pazuchy i otworzył ogień chcąc ściągnąć wszystkich trzech jedną serią...
 
Arvelus jest offline