Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2011, 22:40   #28
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Dorian z daleka zauważył, iż "Bar Selucci" również ucierpiał, tak jak zapowiadali Polacy w samochodzie. Na całe szczęście karetki już dawno pozbyły się ciał i rannych, a śledczy ruszyli w inne miejsce. W budynku pełno było facetów w czarnych garniturach. Wyglądali groźnie, ale na widok Louisa rozeszli się jak morze czarne przed Mojżeszem.

- Gdzie jest Don? Lub consigliere? - zapytał Louis.

- Don jest u siebie, a consigliere nie żyje. Yakuza go zabiła.

Siedząc na tylnym siedzeniu Forda szuler skrzywił się lekko, zdejmując z siebie brudną marynarkę. W sumie najbardziej wystawna część jego ubioru była brudna jak jasna cholera. Przez tyle czasu w garażu udało mu się jej nie ubrudzić, a po niecałych dwóch dniach roboty nadawała się do pralni. Odłożył ją na bok, ciesząc się że koszula i kamizelka były czyste.

Wychodząc z samochodu rzucił okiem na zebranych.

-Yakuza? Dziwne, bo Polacy od Zawora gadali niedawno że to oni mają zaatakować.- rzucił okiem na mężczyznę.- Jesteście pewni że to Japońce?

- Lokal zaatakowali Polacy, ale Grega załatwili przed restauracją na granicy z Chinatown. Potem wyrzucili kierowcę w lesie za planetarium i uciekli, każąc przekazać pozdrowienia od Yakuzy i że przejmują teren. Ale nie doczekanie ich.

-Yakuza skumała się z Polakami? Czy to zbieg okoliczności?- zapytał, trzymając pod pachą papiery.

- Nie wiemy. Ukradli za to cały łup, jakieś 11 000 tys. dolarów.

-Miejmy nadzieję że się nie skumali ze sobą.- rzucił okiem na ulicę.- No dobra, nie stójmy tu jak osły. Mam papiery dla pana Selucciego.

- Jak mówiłem, nie ma go a jego prawa ręka leży w kostnicy. A co w nich jest?

Louis skinął głową, w razie jakbyś się wahał przekazać te informacje.

-Zdobyczne informacje o głowach włoskiej mafii które chcieli przetrącić Polacy. Z pozdrowieniami od pana Malpartego. Z nadzieją na wspólne rozwiązanie problemu.- Zibi zmarł.- Cholera. Jeśli Don pojechał do domu, to jest w niebezpieczeństwie!

Mężczyzna rozerwał kopertę i pokazał że jednym z celów był adres Sleucciego.

- Cholera... Racja. Mają nawet rozkład jego pomieszczeń i nawet zaznaczone gdzie jego łóżko. Jasna cholera, nie docenialiśmy tego śmiecia, jak nam groził. Dobra! Ja, Mark i Tommy pojedziemy z wami do posiadłości Dona. Pojedziecie?

Louis skinął głową.


Kiedy szli na parking, uwagę Zibowskiego przykuł zaparkowany w rogu parkingu fioletowy samochód. W środku ktoś siedział. I rozmawiał przez telefon.

Zibi lekko znieruchomiał i wskazał na wóz.

-Louie, te bomby które nam dali można była włączyć komórką!- zaczął spokojnie, ale finalnie aż krzyknął. Biegiem ruszył ku samochodowi.- Nie mogliście po prostu zadzwonić do Dona?!

Louis ruszył z Zibim, po chwili cała reszta. Niestety kierowca spostrzegł ich i próbował odpalić samochód. Kaszlał długo i już prawie dobiegli, kiedy samochód ruszył z piskiem prosto na nich. Ledwo uskoczyli, a wszyscy jak jeden mąż wystrzelili w kierunku samochodu, choć właściwie trafiał tylko Louis.

- Szybko, do samochodów. Zadzwonimy w drodze. - wrzasnął ten, z którym Zibi gadał w barze.

Szuler szybko wybrał właściwy numer. Po chwili usłyszał po drugiej stronie słuchawki męski głos.

-Co się dzieje?

-Panie Selucci, jest pan w niebezpieczeństwie! Mają plan pańskiego domu.

-Co? Kto mówi?

Dorian nie zdążył odpowiedzieć. Usłyszał tylko trzask telefonu upadającego na ziemię oraz strzały.

-Kurwa! Już tam są!

Przed domem Dona Selucciego stał jakiś stary bus, a przed nim rozmawiał z kimś przed telefon barczysty łysy koleś w jeansach i górze od dresu. Drzwi do hacjendy były otwarte na oścież.

Zibi zmarszczył brwi.

-Nie zatrzymuj się i jedź na tyły.- mruknął, i zaśmiał się jakby któryś z mężczyzn powiedział coś śmiesznego.

Minutę później wyłonił się zza rogu, dość głośno i ekspresyjnie gadając przez komórkę. Szedł w stronę Rosjanina, wprawnie udając zajęcie rozmową.

-Nie mamo! Ona się nie puszcza! Co?! Mamo, mnie naprawdę nie obchodzi co piszą w tym brukowcu o blondynkach. Co? I że niby co? Nosz cholera. Mamo, nie jestem za stary.- Rosjanin spojrzał z umiarkowanym zainteresowaniem na przechodzącego obok mężczyznę. Zibi zatrzymał się obok ze znudzoną miną.

-Przepraszam, która godzina? Matka jest w Australii i wie pan

Nim byczek zdążył cokolwiek odpowiedzieć stopa Doriana wystrzeliła ku górze, z hukiem zderzając się ze szczęką goryla.
Nauczyciel od shotokanu pokazywał mu tą serię ciosów wiele razu. Stał wtedy na jednej nodze, raz za razem kopiąc manekina w wyznaczone punkty.

-Twarz, splot słoneczny i brzuch.- powtarzał bardzo często. Wtedy Zibi był jeszcze nieopierzonym wyrostkiem, więc mógł tylko marzyć o wykonaniu takiego ataku w płynny sposób.

Teraz spokojnie użył zmodyfikowanej wersji.

-Twarz, krocze, twarz.- mruknął do siebie, a stopa którą wyprowadzał uderzenia ani razu nie dotknęła pomiędzy nimi ziemi. Rusek zwalił się ciężko na asfalt, mamrocząc coś po rusku. Dorian szybko zaciągnął go w zarośla, po czym szybko dołączył do reszty przyczajonej przy drzwiach od piwnicy.

-W środku jest dwóch.- Louis rzucił okiem na szulera.- Co z facetem pod bramą?

-Ciężki wstrząs mózgu i zmiażdżone jaja. To ruscy.- odpowiedział szybko, patrząc na wejście.- Otwórzcie lekko, wślizgnę się do środka.

-Chcesz odwrócić ich uwagę?

-Tak jakby

Zibi uśmiechnął się lekko, przeciskając się przez ledwo uchylone drzwi. W środku piwnicy od razu usłyszał ciężkie kroki kręcących się po niej Rosjan. Mężczyzna spokojnie, praktycznie bezszelestnie, ruszył w stronę pierwszego. Idąc, zdął z półki metalową rurkę zakończoną kolankiem.

BOING!

Dla Doriana uderzenie wydawało się cholernie głośne, mimo że faktycznie było szmerem. Kawał metalu mocno walnął w bok głowy wychodzącego zza rogu dryblasa, powalając go. Zibi chwycił go ręką za kołnierz, kładąc ostrożnie na ziemi. Rurkę zostawił obok ciała. Nie zwrócił uwagi na to że facet był już trupem.

Drugi był nieco czujniejszy. Odwrócił się w chwili gdy Zibowski był już za jego plecami. Prosty cios z przegub pozbawił go broni. Kolejny pchnął na ścianę. Zibi uśmiechnął się tylko, gdy lekko oszołomiony Rosjanin wyjął z kieszeni długi nóż sprężynowy.

-Wypatroszę cię, jebany makaroniarzu.- warknął, pochylając się przy pchnięciu nożem. Dorian szybko przechwycił rękę mężczyzny i wygiął ją mocno do tyłu. Drugą dłonią zakneblował ruskowi usta, gdy jego własnym nożem rozpłatał mu plecy. Krzyk stał się cichym jękiem a potem ciszą. Uduszenie było podobno jedną z najgorszych śmierci. Dlatego Zibi zwyczajnie skręcił mu kark. Po chwili wpuścił do środka oczekujących towarzyszy.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline