Z bystrością sokoła Bert dostrzegł, iż przyniesiona przez Stocka sakiewka jest dziwnie lekka. Jego podejrzenia co do wydudkania potwierdziły się, gdy tylko mężczyzna zabrał głos. Brokelen spojrzał wymownie na towarzyszy wzrokiem w rodzaju „a nie mówiłem”. - Zważ Pan Panie Stock, że nie wszyscy dotarli do siedziby, ani chybi polegli w służbie Kompanii. – stwierdził starając się mówić spokojnie, choć powoli już cholera go brała. - Choćby by nie być gołosłownym taki Brego, Marina, czy Amavet. Tedy ich udziały mogą i zapewne pójdą na koszty Kompanii. Nie ma zatem powodu by uszczuplać naszych gratyfikacyji. Nie bądź Pan skąpiradłem i dusigroszem, jeno płać pełną stawkę. Myśmy nie walczyli z co drugim przeciwnikiem i nie krwawiliśmy w połowie. Łeb też cały się nadstawiało za Kompanie, tedy jeślić już premii nie dasz, to dawaj stawkę podstawową.
W przeciwieństwie do Ragnara Bert przeczytał dokładnie pismo jakie podstawił mu Stock. Potem to samo uczynił na głos, by inni którzy nie posiedli trudnej sztuki czytania zapoznali się z tym co podpisują. |