Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 15:19   #17
MatrixTheGreat
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Czerwiec 1944
Normandia
Godziny poranne

Maximilien, Robin:

Na plebani znaleźliście trochę zapasów. Niewiele, ale zawsze coś. Po poradzeniu sobie ze wszystkim udaliście się na wieżę, gdzie pochłonęła Was rozmowa…

Gambino:

Wyglądało na to, że nie tylko Niemcy pomyśleli o kościele. Na górze też słyszałeś jakieś głosy, chociaż mogło Ci się tylko wydawać. Nie było jednak na to czasu, do środka pakowali się następni goście, a ty ciągle stałeś na środku pokoju. Pierwsze na co wpadłeś to schowanie się do szafy na ubrania. Była dość głęboka, by pomieścić Cię całego i byś mógł swobodnie usiąść. Postanowiłeś czekać tutaj, aż Niemcy nie opuszczą kościoła.
Dopiero po chwili zorientowałeś się, że tamci pewnie pierwsze co zrobią to przeszukają takie miejsca jak twoja kryjówka, ale było już za późno. Byli już w środku…

Chris, Doc:

Deluca razem z Campbell’em zrywał nieśmiertelniki amerykańskich żołnierzy, a Zac sprawdzał, czy ktoś nie przeżył tej rzezi. Nikt z Was nie wiedział, czy będzie później w stanie coś zjeść czy w ogóle zasnąć. Sanitariuszowi wystarczył rzut okiem na to wszystko, by wiedzieć, że byli martwi. Mieliście jednak szczęście w nieszczęściu, Gary’ego i Robin tu nie było.
Po zebraniu nieśmiertelników, Deluca dał swoje Campbell’owi, by zaniósł je do sierżanta. Kevin posłusznie zbiegł po schodach i wręczył Fireheart’owi całą ich garść. Matt przejrzał je wszystkie.

- To znaczy, że nie tylko my zapuściliśmy się odrobinę za daleko. Ciekawe co to za oddział… chwila, co do… !? - wziął z powrotem do ręki nieśmiertelnik, który już położył na stół. Przewinęło mu się jakby znane nazwisko.
Obrócił go parę razy w dłoniach i oczy zaszły mu łzami. Campbell zauważył to i spojrzał mu przez ramię. Ujrzał napis, który przeraził go okropnie: „Philips Green ur. 09.11.1922”. Był to stary przyjaciel z ich oddziału, medyk. Matt był wtedy dowódcą innego oddziału, który rozdzielono jakiś czas po lądowaniu.
- Nie było tam żadnego sierżanta… może ktoś z nich… jeszcze przeżył? - wyjąkał Kevin, ale Matt nie odpowiedział. Zdjął hełm i usiadł w kącie, niezdolny, by nawet myśleć.
Campbell jednak bardziej przytomny podszedł do Chrisa i szepnął mu na ucho:
- Chyba będzie musiał pan przejąć dowodzenie sir. Do czasu aż nie dotrze do niego… to co się stało… jeden z tamtych… znaliśmy go, sir…

Jim, Cody:

Byliście świadkami dziwnej sytuacji, na piętrze zaczął się jakiś chaos, a po chwili Wasz sierżant jakby został wyssany ze wszystkich swoich sił. Usiadł w najciemniejszym kącie, z całkowicie bladą twarzą. W przerażonych oczach można było dostrzec zbierające się łzy. Wyglądało na to, że teraz Deluca będzie musiał dowodzić. Po chwili poczuliście idący z góry okropny odór. Tak paskudny, że ochota na znaleziony przez Jim’a dżem nagle uciekła…

Fenster, Franco:

- Wchodzimy, ostrożnie… - zadecydował Mike.
Kuefer powoli otwierał drzwi, a trójka żołnierzy nie odrywając broni od ramion weszła do środka. W obszernym wnętrzu nie było nic co zwracałoby uwagę, oprócz trzech dość świeżych zwłok kobiet. Wszystkie miały rany, były pogryzione i poszarpane. Trzecie miały także jakby ranę po ostrzu.

- Kuefer, Fenster sprawdźcie plebanię. A ty Bader pilnuj sobie tego francuza - rzekł z pogardą, podszedł do ołtarza i rozłożył na nim mapę.

Na plebani było pusto, wszystko pozbierane i na pierwszy rzut oka widać było, że dalsze poszukiwania i tak już nic nie dadzą. Szeregowi wrócili z pustymi rękami. Każdy rozsiadł się wygodnie i czekał aż mgła się rozwieje…

Maximilien, Robin:

Cholera! Na dole są Niemcy! Na razie nie przyszło im do głowy wejść na górę, jednak to wszystko tylko kwestia czasu. Prawdopodobnie, gdy tylko mgła się rozwieje przyjdą tu by sprawdzić jak wygląda sytuacja z najwyższego punktu w miasteczku. Postanowiliście się odpowiednio przygotować. Ustawiliście się tak, by Baseball mogła bez problemu ich ostrzelać. Teraz pozostawało tylko czekać…

Około godziny 11:00

Chris, Cody, Jim, Doc:

Uporanie się z ciałami zajęło dość czasu, by mgła zdążyła opaść, a zza chmur wychyliło się nieśmiało słońce. Bardzo powoli, ale jednak, zaczynało się robić cieplej. Było widać, że starszy sierżant dochodzi do siebie, bo zaczął jeść bułkę, maczając ją przy okazji w dżemie Avalanche’a, ale nadal pozostawał milczący. Deluca odsapnął po tym co widział i był gotowy, by wydać rozkazy. Rozłożył mapę i w tej samej chwili usłyszeliście strzały na zachodzie. Ale nie jakieś pojedyncze, tylko jakby przelewała się przez miasteczko cała kompania. Cały ten hałas dochodził mniej więcej od strony ratusza. Nie byliście pewni, czy to Niemcy, czy wasi…

Fenster, Franco:

Gdy mgła opadła, na twarzy sierżanta pojawił się złowrogi uśmiech.
- Chodź Markus, idziemy na górę, żeby wreszcie zobaczyć, którędy najlepiej się udać. Ej, co się na mnie tak gapicie wszyscy?!

Z przerażeniem w oczach zobaczyliście jak zza siedzącego na ołtarzu Mauera wychyla się postać. Żywy trup! Byliście pewni, że te trupy, nawet jeśli zainfekowane zostały przez kogoś unieszkodliwione! Mike chciał się odwrócić, lecz w tej chwili chwyciły go zimne, martwe ręce, a dziewczynka zatopiła swe zęby w jego szyi. Sierżant ryknął przeraźliwie, jakby go ze skóry obdzierano. Pozostali żołnierze rzucili się po swoją broń.

Franco:

Już jest po nim, nie zdążyłbyś teraz skoczyć po jego broń, a nawet jakby to pozostali Niemcy na pewno, by Ci ją zabrali. Jednak siedziałeś blisko drzwi, a zamęt wywołany przez nagle ożywione zwłoki sprawił, że przestali zwracać na Ciebie uwagę. Może to dobra okazja by uciec? W tej chwili udałoby Ci się to na sto procent, tylko… czy warto? Wyglądało na to, że najwyższy stopniem zaraz po właśnie zagryzanym hitlerowcu, był ten, który wcześniej się za tobą wstawił…

Gambino, Maximilien, Robin:

Niemcy nie przeszukiwali plebani zbyt dokładnie. Ich błąd. Mgła już opadła, a słońce zaczynało przyjemnie grzać.
W kościele wybuchnął zamęt. Rozległy się krzyki i wystrzały. Cały chaos można było wykorzystać, by spróbować się wydostać.

Fenster:

Byłeś najszybszy, jako jedyny miałeś powieszoną swoją broń na ramieniu. Sprawnym ruchem zdjąłeś StG i wycelowałeś. Mikowi i tak już nie można było pomóc, musiałeś podjąć tą decyzję. Wystrzeliłeś dłuższą serię, którą trafiłeś w obie głowy. Żywego trupa i sierżanta. Oboje padli martwi. Kristian i Markus złapali swoje dwa kar 98 i spojrzeli z mieszanymi uczuciami na martwego przełożonego. Bader podszedł, przewiesił karabin przez ramię i wziął MP 40 wraz z amunicją. Nagle trup kobiety, która leżała na samym środku kościoła, także zaczął się podnosić!

Wszyscy w kościele i na plebani:

Do waszych uszu dobiegła kanonada z zachodu. Ktoś atakował miasteczko, tylko kto? Amerykanie? Niemcy?

Maximilien:

Postanowiłeś zaryzykować i wychyliłeś się, by ujrzeć kto jest sprawcą strzelaniny. Nie byłeś pewien, ale miałeś wrażenie, że widziałeś hitlerowców, którzy próbowali zająć ratusz, gdzie zmierzała także dość pokaźna liczba zarażonych…
 
MatrixTheGreat jest offline