Na zawołanie Sigfrida Skalp podniósł umorusaną głowę znad wykopu i wypluł z ust grudkę ziemi.
Dopiero po chwili zrozumiał co przed chwilą zaszło. Ale w końcu jedna z zasad cechu grabarzy brzmiała "W robocie się nie myśli, od tego masz wolne".
"Kobieta w opałach. Klasyka" - przebiegło mu przez głowę, gdy momentalnie analizował ostatnie chwile.
Zerknął nierozumiejącym wzrokiem na Khaldina, który wygrażał mu siekierą i proponował majestatyczne kroczenie przez krzaki w szeregu.
Pokręcił tylko głową na znak, żeby się odczepił. "Co on? Cietrzewie w lesie chce głuszyć?".
Odrzucił do grobu kilof, coby się nie zapodział. Wyciągnął za to miecz von Kruppa i wystrzelił jak z procy skąd pochodził krzyk Luizy.
Na odchodnym rzucił do Carolusa: - Biegnij za mną. Lepiej, żeby kwiatuszek mojej kaprawej mordy się nie wystraszył. Tyś gładki... jej bohaterem zostaniesz. A podziękujesz mi później.
Gdy w biegu mijał zdziwionych Sigfida i Khaldina jakby dla usprawiedliwienia palnął w ich kierunku cytując jakieś klasyka:
- Baba w płaczu i pisku, mężczyzna w pałaszu szuka obrony.
Niech ludziska wiedzą, że w Talabheim nie tylko paradne zamtuzy, ale i dobra szkółka przyświątynna też jest.
Ostatnio edytowane przez kymil : 27-06-2011 o 16:30.
|