Kopanie szło opornie. Tak jakby ziemia nie chciała aby zwłoki Udolfa von K... zostały odkopane. Jednak Jans i Sigfrid za nic mieli starania ciemnej, gęsto usianej kamieniami gleby i z mozołem drążyli wgłąb. Już po chwili obok popękanej płyty urósł spory kopczyk ziemi, a Jans stał po kolana w otwartym grobie. Carolus w milczeniu i Khaldin rzucając kąśliwe uwagi przyglądali się pracy grabarzy.
I wtedy rozległ się krzyk. W mniemaniu niektórych mógł to być krzyk dzikiego ptaka lub wrzask jakiegoś zwierzęcia, ale w owym krzyku brzmiała nuta przerażenia. Niechybnie należał on do człowieka. Co gorsza, do kobiety. Właśnie tej, która chwilę temu zniknęła w krzakach zbierając maliny.
Jans wysforował się do przodu, już z nagim mieczem w ręku, przedzierając się przez krzaki. Zaraz za nim biegł Carolus, wiedziony bardziej rozkazem Zingerra niż poczuciem obowiązku. Sigfrid i zignorowany krasnolud również zniknęli w krzakach. Ich drogę znaczyły połamane łodygi i zadeptana roślinność.
Tymczasem Luiza, gdy tylko przestała krzyczeć, zaczęła powolny ruch wstecz, byle dalej od bestii. Sztylet, jaki trzymała w dłoni wydawał się marną bronią przeciw potworowi, ale lepiej tak niż w ogóle. Potwór oblizał się po raz kolejny i pochylił się w stronę kobiety. Jego nozdrza rozszerzyły się, wciągając jej zapach. W oczach zapłonął ogień. Bestia napięła wszystkie mięśnie, przygotowując się do skoku. Luiza słyszała przedzierających się przez gąszcz towarzyszy. Jej serce waliło jak młot, a trzymany w ręku sztylet drżał. Zacisnęła mocniej palce, bojąc się że broń wypadnie jej z dłoni. Potwór skoczył... Z krzaków wybiegł Jans, klnąc gdy zaczepił rękawem o jałowiec. Zaraz za nim pojawili się pozostali. Zarówno Jans, jak i Sigfrid w istocie atakującej Luizę rozpoznali nieomylnie ghula, trupojada.
Luiza chybiła celu i znów krzyknęła, gdy potwór obalił ją na ziemię. Jednak bestia nie trafiła jej czysto i przetoczyła się po ściółce, zatrzymując dopiero na pniu niewielkiej brzózki. Nim poderwała się na nogi, Skalp zaatakował. Cios pozostawił po sobie płytką ranę na ramieniu ghula. Ten syknął i obnażył kły. Nim pozostali, poza Carolusem, który pomagał przerażonej Luizie wstać, dopadli ghula, ten zaatakował Jansa. Pazury rozerwały koszulę grabarza i pozostawiły czerwone szramy na ciele. Mgnienie oka później potężny cios khazadzkiego topora posłał trupojada na ziemię, a celne uderzenie zadane przez Sigfrida dopełniło jego marnego żywota.
Jakiś czas potem, gdy już otrząsnęli się po walce z ghulem, wrócili do przerwanych zajęć. Tyczyło się to Jansa i Sigfrida, bo Luiza była zbyt roztrzęsiona aby zbierać maliny, Carolus zajęty był jej uspokajaniem, a krasnolud swoim zwyczajem zajmował się dłubaniem w zębach i wygłaszaniem mądrych uwag.
Nareszcie dokopali się do trumny. Jans rękami odgarnął ziemię z rozlatującego się, zmurszałego wieka i podniósł je do góry. Trup był przegniły i w większości zeżarty przez robactwo. Śmierdział obrzydliwie i obrzydliwie wyglądał. Na brudnych, czarnych kościach zachowały się kawałki rozpływającego się mięsa, a pomarszczona skóra odchodziła od ciała płatami. Ubranie również w większości padło ofiarą czasu i robaków. Jawiło się jako zmurszałe, brunatne szmaty przesiąknięte zgnilizną. Jans bez trudu ściągnął z palca pierścień z zielonym oczkiem i wyskoczył z grobu. Można było zasypywać. |