Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 19:43   #14
aveArivald
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Anne patrzyła zdumiona na pokaz sztucznych ogni. Jeszcze nigdy nie miała do czynienia z fajerwerkami, choć wiele na ich temat słyszała. Do tego wszechogarniający przepych ludzi i rozrywek trochę ją otumanił. Zazwyczaj stroniła od tego typu rozrywek, nie lubiła przebywać w tłumie lub na być obserwowaną. Wiedząc jednak, że nowo poznany towarzysz z chęcią weźmie udział w zawodach, zagaiła:
- Więc jak, bierzesz udział? - zapytała, sama jednak nie mając zamiaru brać udziału w zawodach walki lub szermierki. Pieniędzy miała dość, a nienawidziła być obserwowaną podczas odprawianej przez nią sztuki.
- Tak - odpowiedział myśliwy - muszę zarobić trochę grosza, chociaż tyle pożytku jest z miast - zamyślił się spoglądając na stanowiska przy konkurencjach łuczniczych - A ty, gdzie będziesz próbować?
- Nigdzie, jestem delikatną kobietą, nie nadają się do takich sportów. No spójrz na mnie, ja się do pieczenia ciast nadaje - odpowiedziała z kamienną miną Ruda, jednocześnie poprawiając warkocz - No dobra, to idziemy do twojego stanowiska, chcę zobaczyć jak strzelasz - odpowiedziała.
- W porządku - odparł Wiewiór z lekkim uśmiechem. Doskonale wiedział, że ta kobieta potrafi posługiwać się bronią, ale nie obchodziło go w sumie to, czemu nie bierze udziału w żadnej konkurencji. On przywędrował do Usy właśnie w tym celu i zamierzał coś zarobić.

- Tędy - rzekł i rozpychając tłum podprowadził Anne do miejsca gdzie odbywały się zawody strzeleckie.
- Chciałbym wziąć udział w zawodach! - zakrzyknął do stojącego tuż obok niego strażnika. Ze względu na hałas ciężko było się w ogóle porozumiewać w tym motłochu. Strażnik skinął tylko głową, na znak, że Wiewiór może przejść jednak zagrodził drogę Anne.
- Ona jest ze mną! Jeśli można to... - zaczął Wiewiór lecz nie dokończył.
- Panie, zlituj się, jestem pomocą dla tego biednego młodzieńca - powiedziała Ruda do ucha mężczyźnie, po czym lekko go odpychając wyminęła go, podążając za Wiewiórką. Plac za namiotem był zrobiony w zwyczajowym stylu. Obok nich stał tłum uczestników, stojących nie opodal wyznaczonej linii z której odbędzie się salwa w bogu winne tarcze. Widząc że jeden z sędziów, przynajmniej sądziła że to sędzia, niebieska, długa szata oraz śmieszny kapelutek miał widocznie ułatwić ich rozróżnienie, przechodzi obok, złapała go szybka za ubranie i przyciągnęła:
- Ile mamy dostępnych strzał i jakie odległości? - zapytała. Wtedy zdała sobie sprawę, że całe pole było magicznie odgrodzone od tłumu na zewnątrz. Jedyną drogą wejścia był namiot, dzięki temu też nie dostawał się hałas z zewnątrz. Gwizdnęła z cicha z uznaniem. Zawody pełną gębą.
Zaczepiony sędzia chwilę przyglądał się Anne po czym odpowiedział:
- Jeden strzał, odległość zwiększana wraz z dalszymi etapami. Zaczynamy od 50, następnie 100, 150 i 200 jako finałowa runda. Coś jeszcze? - warknął niechętnie.
- Nie dziękuję - odpowiedziała z lekkim grymasem obracając się na pięcie i podchodząc do postaci Wiewióra. Czuł na swoich plecach i nie tylko, spojrzenia mężczyzn zebranych na placu.

Ledwo zdążyła wytłumaczyć reguły Arivaldowi, kiedy rozległ się gong i ten sam staruch powiedział:
- Chętni ustawiają się na lini, po czym oddają strzał w stronę tarczy. Cel został podzielony na 5 okręgów, każdy inaczej punktowany. Przed oddaniem strzału prosi się wykrzyknąć swoje imię żeby można było zapisać. Jakieś pytania? - Nie czekając jednak na jakiekolwiek zgłoszenia, ruszył w stronę ławeczki na której siadł obok dwóch podobnie ubranych mężczyzn i wyciągnął kawałek pergaminu. Wtedy rozległ się gong i zakrzyknął:
- Zaczynamy! -Powoli kolejni uczestnicy podchodzili do lini oddawali strzały.

- Cholera, są lepsi niż myślałem - rzekł myśliwy, przygryzając lekko dolną wargę - Pięćdziesiąt metrów to pikuś ale na dwustu może być gorzej - mówił sam do siebie jak to miał w zwyczaju, nie zwracając uwagi na przechodzących obok i spoglądających na niego z ukosa innych zawodników. Chyba nawet Anne zdążyła się już zorientować, że Wiewiór lubi czasem porozmawiać sam ze sobą, toteż po prostu stała i nie zwracając na niego uwagi obserwowała zawody.

- Dobra, najwyższy czas - rzucił poddenerwowany myśliwy, po czym odsunął się od Anne i podszedł do wyznaczonej linii. Pierwszy strzał, tak jak przewidział, poszedł mu bezproblemowo. Trafił dokładnie w środek tarczy. Z drugim strzałem, na 100 metrów, poszło trochę gorzej - drugi okrąg od środka, chociaż dość długo się przymierzał by oddać strzał. Po swoich dwóch próbach odsunął się by usłyszeć oceny sędziów i podszedł do Anne. Musiał poczekać chwilkę na dwie kolejne możliwości. Jak się okazało, część zawodników odpadła już na etapie 100 metrów...
- Po co oni w ogóle startują w tej konkurencji - pokiwał głową Wiewiór - przecież to tylko strata czasu i pieniędzy - zwrócił się z tym stwierdzeniem do stojącej obok Anne.
- Wiesz, nadzieja matką głupich, a nuż sądzili że trafią na laików. Tak czy siak, tak patrząc do finałów się spokojnie dostaniesz. Tam zostaje trzech najlepszych i tu mogą pojawić się schody. Może ich okalecz? - rzuciła półżartem pół serio Anne.
- Nie wiem czy to wchodzi w grę - mruknął Wiewiór - Powinienem dać sobie radę - stwierdził.
- No ja mam nadzieję, bo potem liczę na obiad z twojej wygranej - roześmiała się Ann - Dobra, twoja kolej - popchnęła lekko mężczyznę w kierunku linii. Tak jak się spodziewała, 150 metrów również nie okazało się przeszkodą. Do finałów zakwalifikowało się dwóch ciemnoskórych mężczyzn, obaj wyglądali na poważnych zawodników i oboje też mieli wysokie noty za wszystkie oddane strzały. Na dystansie 200 metrów nie było inaczej, czwarty i trzeci okrąg od środka. Wiadomym było, że Wiewiór zajmie podium, ale dla niego liczyło się jak największe honorarium.

- Tylko spokojnie - rzekł do siebie. Odległość 200 metrów zdawała mu się w tamtym momencie dystansem niemożliwym do oddania strzału i trafienia w cel - To dziwne - pomyślał - zawsze gdy jestem sam, nie mam takich problemów - stanął na linii i spojrzał w tłum, setki par oczu spoglądających na jego postać. Mignęły mu gdzieś czerwone włosy Ann - Czemu gdy otacza mnie las i jestem sam na sam ze zwierzyną, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych?... - Zwierzyna... - powtórzył na głos tym razem wpatrując się już w tarczę. To było to. W tamtej chwili, przestali istnieć ludzie zgromadzeni pod magicznie izolowanym namiotem, przestali istnieć konkurenci, sędziowie i inne postronne osoby. Wiewiór był sam na sam ze swoją ofiarą, tym razem była to tarcza, lecz on widział w niej zupełnie co innego - wyzwanie, cel, wroga... Myśliwy wyprostował się, zmrużył oczy, podniósł łuk wraz z nałożoną nań strzałą i przymierzył się... Sam nie wiedział ile czasu tak stał, nie słyszał nic, tak samo jak nie widział nic poza tarczą... W końcu delikatnym, niezauważalnym ruchem wypuścił z palców cięciwę wraz ze strzałą pozostając cały czas, niewzruszenie w tej samej pozycji, niczym starożytny posąg z marmuru. Trafił. Trafił w sam środek tarczy. Chyba. Nie, drugi krąg od środka. I tak się tego nie spodziewał. Dopiero po chwili usłyszał skandujący tłum, wrzaski i poczuł ludzi poklepujących go po plecach i wytykających palcami. Trochę go to wszystko zmieszało. Zdezorientowany poszedł po odbiór nagrody i zaczął szukać w tłumie Anne. Sam nie wiedział w jakim celu, mógłby się zmyć z tego miasta niezauważonym i nie wracać do niego przez następny rok, ale chciał jeszcze raz porozmawiać z rudowłosą. Może liczył na coś więcej? Jego rozmyślania przerwała sama Anne łapiąc go mocno za ramię i obracając w swoją stronę.

Anne patrzyła z rozbawieniem na wciąż lekko nie dowierzającego chłopaka.
- Gratulacje - powiedziała z uśmiechem - Co dostałeś? Mam nadzieję że starczy na obiad, umieram z głodu - jęknęła z rozpaczą.
Blady Wiewiór spojrzał tylko na Anne i podniósł papier z jakąś pieczęcią - Ja... - Anne też zbladła myśląc, że jedyną nagrodą jaką dostał myśliwy jest kawałek papieru, ale zaraz wiewiór podniósł drguą dłoń ściskającą wypchany monetami woreczek - Obiad to dobry pomysł - zaczął Wiewiór ostrożnie - ale najpierw chciałbym kupić sobie dobre buty - mówiąc to spojrzał żałośnie w dół na zniszczone już stare trepy. Nie to, żeby były złe, ale buty po prostu szybko się zużywają, szczególnie jeżeli ktoś wędruje pieszo tyle co on.
Ruda odetchnęła z wyraźną ulgą.

- Co jest na tym papierze? Do tego widzę że masz pieniądze, po zakupie butów dam się zaprosić na obiad - stwierdziła, przeciągając się. Miała ochotę na chwilę usiąść. Co jak co, ale wieczorne zabawy nie dały jej wypocząć.
Wiewiór uśmiechnął się na słowa Anne odzyskując tym samym kolor swojej twarzy. Bawiło go jej zachowanie i zuchwałość a jej naturalność dodawała mu odwagi, ale swoje przemyślenia na ten temat pozostawił sobie a powiedział tylko:
- Ten papier? Sam nie wiem, chyba dowód na zwycięstwo - myśliwy złożył mały rulonik wpół i wcisnął za pas - znam miejsce w którym sprzedają świetne buty. A co do obiadu... - zacisnął lekko wargi - Cóż, najpierw muszę kupić buty - stwierdził stanowczo.
- W takim razie prowadź, im szybciej to załatwimy tym lepiej, twoje buty się już rozpadają - wskazała przy tym wyjście, samej pogrążając się we własnych myślach. Prawdopodobnie gdy dzisiejszy dzień dobiegnie końca, opuści miasto. Co prawda było miło, ale nie na tyle żeby spędzać tu więcej czasu. Tym razem miała zamiar udać się na północ, tym razem naprawdę daleko. Chciała zobaczyć jak tam jest. Jeśli przy okazji znajdzie jakąś pracę, tym lepiej.

Ruszyli więc przepychając się przez tłum. Wyszli z namiotu, w którym odbywały się zawody łucznicze i lawirując między dziesiątkami jak nie setkami kramów obsługiwanych przez wszelkiej maści kupców, szukali tego jednego, u którego Wiewiór od kiedy tylko pamiętał, kupował buty. W końcu znaleźli małe niepozorne stoisko znajdujące się na najdalszym krańcu całego placu. Za drewnianą prowizoryczną obudową stał średniego wzrostu człowieczek z czerwonym świecącym nosem i wesołymi oczkami. Obsługiwał właśnie jakichś zamożnych obywateli miasta gdy zobaczył, że do jego kramu zbliża się Wiewiór.
- Hohoho, kogóż ja tu widzę! Wiewiór! Stary przyjacielu, cóż cię sprowadza do Usy!
- Witaj Olaf - myśliwy uśmiechnął się szczerze chociaż wiedział, że dla tego kupca każdy klient jest najlepszym przyjacielem i serdecznym uściskiem dłoni przywitał rozpromienionego szewca - przede wszystkim, zawody łucznicze. No i twoje buty.
- Buty Olafa są nie do zdarcia, sami państwo słyszą! - zwrócił się z tymi słowami do wciąż niezdecydowanej pary mieszczan - Ooo! A kogóż to ze sobą przyprowadziłeś? - Olaf gwizdnął cicho - Wiewiór i kobieta, do stu par najparszywszych butów, niech cie diabli Wiewiór postarałeś się! - zanim myśliwy zdążył cokolwiek powiedzieć, odezwała się Anne.
- Taa, też się cieszę... Albo nie, jednak nie ciesze że cię widzę - mruknęła wyraźnie, przyglądajac się stoisku. Sama nie potrzebowała nowej pary, w gospodzie wciąż czekała reszta jej rzeczy, wśród których były wysokie buty do jazdy konnej.
- Ach, nie ma to jak kobieta z ciętym językiem co Wiewiór? - uśmiech Olafa poszerzał jeszcze bardziej, choć myśliwemu zdawało się, że jest to już niemożliwe. Nie wiedział co powiedzieć, więc tylko pokręcił głową i przewrócił oczami na znak rezygnacji - No dobra, ale nie o pannach przecież będziemy gadać. Mów co tam u Ciebie i czego potrzebujesz od najlepszego szewca w Usie? -

Olaf i Wiewiór zaczęli rozmawiać między sobą o gatunkach skór, trofeach i innych przydatnych szewcom i przeróżnym rzemieślnikom składnikach. Po wybraniu przez myśliwego porządnych skórzanych butów i wytargowaniu ceny, Wiewiór wraz z Anne, zostawiając Olafa z wciąż niezdecydowaną parą mieszczan, ruszyli w stronę podium na którym magiczne sztuki odprawiał nadworny mag. Blisko tego miejsca było najwięcej stoisk z wszelkiego rodzaju strawą. Usiedli przy jednej z ław a po chwili podeszła do nich służebna dziewka ubrana w komicznie wyglądający, pstrokaty kaftan.

Anne wciąż zirytowana starym sklepikarzem, spojrzała z ukosa na dziewkę i jedynie burknęła :
- Specjał zakładu z winem - warknęła, nie zwracając na nią już więcej uwagi. Ludzie zaczynali ją irytować, mogła zgłosić się do turnieju, wyżyłaby się.
- Ja poproszę to samo - stwierdził Wiewiór nawet nie spoglądając na jadłospis. Nie był specjalistą ani smakoszem, często wystarczyło mu nawet najgorsze smażone mięso gdzieś na krańcu świata, toteż było mu dość obojętne co teraz zje. Spojrzał na nadwornego maga wyczyniającego jakieś magiczne popisy, a następnie na Anne. Miała wzrok wbity gdzieś w tłum za nim, skrzyżowane na piersi ręce i lekko ściągnięte brwi, które tworzyły małą pionową zmarszczkę między nimi - Złocista - pomyślał Wiewiór w zamyśleniu lecz po chwili zmieszał się, spuścił wzrok na drewniany blat ławy zanim Anne zdążyła zorientować się, że się jej przygląda.
- Nie wiem nawet skąd jesteś - zagaił ostrożnie, bo widział, że jego towarzyszka nie jest w dobrym humorze.
Ruda uniosła brew w zdziwieniu. Mało osób ją o to pytało. Ci co ją znali, bali się, ci nieznani, nie mieli okazji lub nie chcieli wiedzieć.
- Nie mam pojęcia - mruknęła ponuro - Nie pamiętam swoich rodzinnych stron, nie wiem gdzie się urodziłam - dodała. Nie podobało jej się, że odpłynęła pośrodku ludzi, to się nie powinno zdarzyć.
- A ty? - zapytała, choć nie była pewna czy chce wiedzieć.
- Mam podobnie, chociaż ja wiem skąd jestem. Wychowałem się wśród myśliwych, w lasach Skathii i... - Wiewiór zawiesił głos - i w sumie to tyle... - myśliwy wyraźnie sposępniał. Nie należał do ludzi łatwo nawiązujących znajomości a tym bardziej do tych, którzy z lekkością prowadzili elokwentne rozmowy. Pomyślał przez chwilę, że wybrał jeden z najgorszych tematów jakie mógł, na początek konwersacji, ale co się stało to się nie odstanie - zawyrokował w myślach.

- A czym się zajmujesz? - Wiewiór próbował podtrzymać rozmowę choć przychodziło mu to z wielką trudnością. O wiele łatwiej byłoby mi zaszyć się gdzieś w gęstwinie i tropić jakiegoś niebezpiecznego zwierza niż rozmawiać z jakąkolwiek kobietą - pomyślał.
- Gotuję, piorę, podróżuję. Ot, typowa kobieta współczesnych lat - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Cieszyła się na zmianę tematu, dzięki czemu mogła znów mowić swoim zwyczajowym tonem.
- Ty zakładam jesteś myśliwym? Można poznać - stwierdziła. Wtedy, przerywając ich rozmowę wróciła dziewka niosąca tacę z jedzeniem i dwa kufle oraz butelkę wina. Co prawda średnio nadające się naczynie, ale cóż zrobić. Na obiad dostali potrawkę z mięsa, z dużą ilością warzyw, wszystko polane rumianym ziołowym sosem. Do tego dwie pajdy chleba na osobę.
Wiewiór nie był pewien czy Anne robi sobie z niego żarty czy też mówi poważnie. Kompletnie nie znał się na ludziach...

- Tak. Można powiedzieć, że łowiectwo to całe moje życie - poczuł ulgę, rozmowa nadal trwała co rzadko się mu zdarzało, a o łowach mógł opowiadać godzinami - przed przybyciem do miasta tropiłem największego jelenia jakiego w życiu spotkałem - rzekł przełykając kawałek mięsa i popijając go winem. Podniósł brwi z podziwem. Może jednak czasem warto wydać parę monet na porządną wyżerkę - pomyślał.
- Niestety... eee... miały miejsce... eee... pewne zdarzenia, przez które... - zmieszał sie Wiewiór przypominając sobie jak to przez swoją lekkomyślność stoczył się ze skarpy lądując w wąwozie niemal tracąc życie - przez które nie mogłem kontynuować pościgu. Tak... no a poza tym, musiałem zdążyć do Usy na Zawody... - Anne jadła co chwilę spoglądając na Wiewióra, lecz ten nic nie potrafił wyczytać z jej twarzy, toteż kontynuował.

- To - wskazał na coś dyndającego na jednym z rzemieni - jest kolec jadowy ze stworzenia żyjącego na dalekiej północy, które tubylcy nazywają Wężowijem, a to... - myśliwy jedząc wymieniał kolejne trofea, lecz po chwili zamilkł orientując się z zawstydzeniem, że znów w rozmowach z innymi ludźmi dał się ponieść swojej fascynacji myślistwem i zaczął bezsensowny monolog.
 
aveArivald jest offline