Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 21:18   #41
Piszący z Bykami
 
Piszący z Bykami's Avatar
 
Reputacja: 1 Piszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znany
Rozmowa z radnym

“Najemnik? Heh, tylko dlatego, że człowiek mieszka w obozie w górach, to już go mają za najemnika.” Pomyślał Egon śmiejąc się sam do siebie. Wiedza o tym, że ludzie biorą zwykłego za najemnika wydawała się mężczyźnie nader zabawna. Egon spojrzał na doktora Ronterberga i widział jak na twarzy młodego doktora maluje się strach. Meżczyzna milcząc wsłuchał się w rozpoczęty dialog.

Wampir królewski, co? Vergil z niedowierzaniem patrzył na dziadka, kiedyś z mistrzem i dwoma jego rówieśnikami udał się na polowanie na takowego, no i właśnie ta wspomniana wcześniej para przypłaciła to życiem, a mentor, cóż co to za życie bez obu rąk?
- Mówisz, że to wampir królewski i tylko potrajasz stawkę?Vergil z lekką ironią skierował słowa w stronę monitora.
- 45 milionów nawet w tak licznym gronie to kwota, która może zapewnić godne życie/ -odparł radny. - Zresztą tyle oferuję ja, rodziny porwanych pewnie dorzucą coś od siebie, a sława za ubicie takiego stworzenia też jest coś warta. - odpowiedział staruch popijając wodę, która spłynęła mu po brodzie.
Fox od razu zabrał się za odliczanie swojej doli. Policzył uczestników imprezy, podzielił dwie bańki przez tą liczbę. By po chwili 166667 gambli trafiło do jego kieszeni. Fox siedział i przysłuchiwał się w ciszy.
Vergil pomyślał, że staruch dobrze gada i przytaknął, po czym bez słowa opadł na fotel.

Królewski wampir... Nieśmiertelny od dawna nie widział takiego. Trudni to przeciwnicy i inaczej niż podstępem pokonać się ich nie da. Jeszcze raz sprawdził swoje dane na temat tych stworzeń i analizę mapy. Najlepiej było udać się najpierw do tej drugiej miejscowości i tam rozpocząć polowanie.
- Tch. – syknął Sona, choć zrobił to z uśmiechem. – Zawsze jest wyjście, co możesz zrobić jeśli ktoś z nas się wycofa? Zatrudnić drugą armię wiedząc że wyrżną całą wioskę? Choć jeden miałeś dość świadomości aby ukryć dziewuchę. – stwierdził.
- Słuchaj, mam swoje warunki – stwierdził Sonajeśli mamy go śledzić, musimy wiedzieć wszystko co udało się wam odkryć na jego temat. Oraz jak nas dobrałeś. Jeśli miałeś czas aby ukryć dziewczynę, na pewno miałeś go dość aby wybrać konkretnych łowców zamiast zbierać przypadkowo złapanych jak ostatni frajer. – Na twarzy chłopaka można było dostrzec ironię. – walka z królewskim wymaga nieco większej współpracy. Ponadto… - zamyślił się – jeśli dasz nam więcej informacji zgadzam się na to zadanie, ale mój udział w nim ma zostać utajniony…sława to ostatnie czego potrzebuję. – spojrzał na resztę. – Jedziemy do Elasto, prędzej czy później się tam pojawi. Najpewniej pojechał drogą przez Mordimar, ale to miasto jest stracone. Zostawi tam na nas zasadzkę w postaci miasta pełnego zombie. Najpewniej wyśle też jakieś pomioty do Mordimar aby przygotować je przed swoim przyjazdem…lub na odwrót, mógł udać się do Elasto a do Mordimar wysłać niespodziankę, król nigdy nie chodzi sam piechotą. Mordimar to pułapka i strata czasu, jeśli nie możemy być tam przed nim, nie ma sensu w ogóle tam przychodzić... - Chłopak zmrużył oczy – muszę się gdzieś przespać.
Starzec skrzywił się wyraźnie, ale po dłuższej walce z sobą w końcu westchnął. - Dobra, nie ma chyba co ukrywać skoro już siedzicie w tym gównie po uszy. -dziad strzelił kośćmi palców z głośnym trzaskiem i najpierw odniósł się do planu Sony. - Jeżeli tak o tym myślisz, Zombie pewnie i tak nie unikniecie, na mapie nie zaznaczyliśmy najmniejszych miasteczek i wsi. - po tych słowach nacisnął jakiś guzik, zaś na czarnym ekranie pojawiło się kilka plamek symbolizujących malutkie osady na trasie do obu miast.- Jeżeli przez którąś przejedzie, wiadomo jak to się skończy, co do samej drogi, Elasto jest spory kawałek stąd, myślę że podróż może zając wam nawet ponad tydzień. Kto wie może dorwiecie tego skurwiela jeszcze po drodze. A co do samej sytuacji... - Starzec westchnął i solidnie pociągnął z butli nim zaczął mówić dalej. Wyglądał na zamyślonego, gdy zaczął tłumaczyć całą sytuację, każde słowo dobierał z najwyższą ostrożnością. - Nie wiemy dużo... Nie mamy nawet pojęcia jak dokładnie wampira obiera swe ofiary, kierowaliśmy się wiekiem jak i wyglądem gdy ukrywaliśmy cel który mieliście tu chronić, czy słusznie? Chyba tak, skoro szukał jej w tym mieszkaniu. -nastąpiła kolejna pauza.- Wampiry Królewskie nie pojawiają się od tak w tej części Toris, tu chodzi o jakąś grubszą sprawę dla tych krwiopijców. Zwłaszcza że w domu jednej z wcześniej porwanych znaleźliśmy to. - po tych słowach starzec uniósł do ekranu złoty medalik, taki sam jak ten który odnalazł Sona w mieszkaniu numer 13. Wszyscy mogli teraz przyjrzeć się dziwnemu symbolowi.


- Czemu ten symbol miałby zwiastować kłopoty? Szczerze, sam tego nie wiem. Z tego co mi doniesiono to po prostu ozdóbka, z pogańskim symbolem reprezentującym jednego z dawno zapomnianych bogów, nasi badacze szukają odpowiedzi - którego boga. Normalnie miałbym to głęboko w dupie, jednak nie wierze w przypadki. Skoro jedna z ofiar miała to przy sobie, a porwał ją sam Królewski Wampir, to coś jest na rzeczy. -zakończył wypowiedź, która tak naprawdę nie przyniosła wielu odpowiedzi, a wręcz przysporzyła nowych pytań.
Sona zamyślił się głęboko nad sprawą.
- Wampir porywa kobiety o specyficznych cechach charakterystycznych, jesteście na ich podstawie wskazać nawet kolejny cel…niech ktoś mi powie, który gatunek zagrożony naturalnym wyginięciem siedziałby w miejscu? Mam dziwne wrażenie, że jeżeli czegoś nie zrobimy, wkrótce będzie panowało nowe pokolenie szlachty…
- Nie przesadzaj Sona.
– odezwał się BoryaGdyby wystarczyło porwać kilka kobiet to już dawno by to zrobili. I na pewno nie w pojedynkę. Kolejne pokolenia są instynktownie oddane mistrzowi który je stworzył. Królewskim tego brakuje. Chyba, że ten miły pan którego ścigamy wymyślił jak to ominąć... a to byłoby znacznie groźniejsze niż brzmi. Im od zawsze brakowało sensownego zgrania. To jedna z niewielu naszych przewag, ale pozwoliła nam przeżyć. Choćby oddział królewiczów pod wyraźną wodzą jednego byłby chyba gorszy niż cała reszta razem wzięta. Szlachciątka niechętnie współpracują i na pewno nie dopuszczają możliwości by ktoś był wyraźnie ponad nimi. W końcu każdy jeden uważa się za wyjątkowego, który powinien rządzić całą resztą.
Ja bym proponował podzielić się na dwa oddziały, tylko tak by zachować kontakt. Ten który by się natknął na wampira by nie atakował aż do przybycia drugiego. A... chwila
Borya wyraźnie wpadł na pomysł – Vova! - zakrzyknął i w trzy sekundy potem mutant wpadł przez otwarte okno
Kapitan uniósł przerażony broń gotową do strzału, jednak Borya uspokoił go ruchem dłoni. Żołnierz zdjął palec ze spustu ale na mutanta patrzył nieprzychylnym wzrokiem.
- Spokojnie panowie. On jest ze mną. Chono mały. - poklepał go po karku i zaprowadził do ciała BackleyaSzkoda, stary, że to się tak skończyło... Vova. Wiesz co robić - mutant podszedł do ciała i zaczął obwąchiwać pochłaniając zapach. Pamiętał jak pachnie Backley. Bardzo dobrze pamiętał, podobnie jak pamiętał zapach jednego z uczniów Boryi, który przyszedł tydzień temu do ich domu bo musiał zaliczyć jeden egzamin. Bez trudu oddzielił woń martwego towarzysza od woni wampira. Teraz to już nie jest zapach piętnastoletniej głowy jakiegoś tam wampira. Teraz to świeży zapach konkretnego wampira
- Gdzie znaleźliście jego ciało? Im szybciej tam się dostaniemy tym większa szansa, że Vova go wytropi – oznajmił Iwanowicz.

Nim ciało Buckleya zostało wwiezione znowu do sali, Radny z ekranu zaczął odpowiadać Sonie na jego zażalenia.
- Nie jesteśmy w stanie do końca wywnioskować kogo zaatakuje. Samo sprawdzenie ludności Luny zajęło sporo czasu, myślisz że znam każda młodą kobietę na tym świecie? A jak byś nie zauważył wampir, coraz bardziej oddala się od Grotu, kierując się na coraz mniej cywilowane tereny, z którymi kontakt jest coraz gorszy. Panie Cruz świat to nie jest bajka, w której można pstryknąć palcami i mieć informacje na tacy. Wszystko wymaga czasu, a tego wiele nie mamy. - zakończył sucho radny po czym odniósł się jeszcze do poprzedniego pytania chłopaka. - Co do tego jak was dobraliśmy, nie powiem byście byli moją wymarzoną grupą łowców, ale czas naglił, więc zebraliśmy tych którzy może nie są najlepsi, acz znani w swym fachu. - po tych słowach ekran kilka razy podskoczył zaś radny pogrzebał w szufladzie wyciągając kolejną kartkę i począł odczytywać.
- Golem-667, wojownik, jeden ze słynniejszych mechanicznych szermierzy. - tu radny z kwaśną miną wtrącił. - Ale jak widać blaszakom nie można ufać bo już go z wami nie ma, mam nadzieje, że smaży się gdzieś na pustyni. - po czym kontynuował odczytywanie listy ruchem głowy wskazując poszczególne osoby. - Vergil, spec od walki bronią białą, jak i szybkiego zwiadu. Borya Iwanowicz niegdyś sławny łowca, teraz treser mutantów. Sona Crux jeden z nielicznych, którzy wciąż znają stary styl Kropli, specjalista od walki wręcz. Billy Fox, zwiadowca oraz mistrz przetrwania. Backley FenSohn nożownik i skrytobójca. Lfert Trix, strzelec wyborowy, oraz mistrz pościgów, oraz panienka Nancy Sullivan snajper. Jak widzisz zostaliście dobrani tak by każdy mógł jakoś przydać się drużynie, aktualnie zaś przydzielono wam wsparcie, którego nie zdołaliśmy na czas przetransportować do karczmy.

-Niedaleko bramy wyjazdowej z miasta - odpowiedział kapitan, gdyż ciało Buckleya było już w sali. Jednak nim ktoś zdążył odpowiedzieć, Vova warknął groźnie z niewiadomych powodów. Właściwie to powodem warknięcia mógł wydawać się mały robak, który wysunął się z ust martwego łowcy, jednak mutant nigdy nie reagował tak na zwykłe robactwo.
- Dobra, to wiemy już, czemu zebrało się tu tylu wojowników – odezwał się Egonale nadal nie rozumiem po jakiego grzyba wciągacie w to nas? - wskazał na siebie i doktora Ronterberga.
- Jesteście specjalistami. -oznajmił starzec i wzruszył ramionami. - Wojownik potrzebuje medyka, jak i kogoś kto w razie czego doczepi mu sztuczną kończynę. Jeżeli to was pocieszy możecie czuć się siłą wcieleni do armii, tak dla dobra kraju.
- Ja nie doczepiam nikomu sztucznych kończyn, ja je tylko wytwarzam. Na konstrukcję jednej potrzeba sporo czasu, którego w trasie nie będę miał. Pod względem protetyka jestem więc bezużyteczny.
Egon zamyślił się drapiąc się przy tym po głowie. – Powiedzmy, że zaciekawiła mnie ta wyprawa, na samą myśl o niej czuję się znów młody. Może nie przydam się jako protetyk, ale za to jako kowal mam wprawę w naprawianiu ekwipunku.Egon przemilczał fakt, iż z tą wyprawą wiąże tez pewne prywatne nadzieje, poza tym obiecał pomoc doktorowi Ronterbergowi.

„Znany w fachu?” – pomyślał Sona. Może kiedyś, od lat nikt go nie widział w Toris, a wtedy nawet nie był dobrym najemnikiem... Nawet, jeśli całą czwórką polowali głównie na wampiry.
- Tch. - Syknął SonaNic się nie poradzi, niestety widać że to jedna z tych spraw które lepiej rozwiązać nim będzie za późno - Wstał spokojnie i spojrzał na generała.
- Gdzie tu znajdę jakieś łóżko? Do jutra i tak nigdzie się nie wybierzemy. - Spojrzał na VovęDziadku, co jest? - Spytał, choć patrząc na całą rozmowę, to była chyba jedyna wypowiedź, jakiej ton można określić łagodnym.
- Sypialnie są na górze. -odparł kapitan zimno.
Borya opróżnił butelkę z wodą i, przez szmatę, wrzucił robaka do środka.
Robal trafił do butelki gdzie zaczął zwijąć się jak glizda, by po chwili uspokoić się i pozostać w bezruchu. Iwanowicz zatkał butelkę. Zastanawiał się co z tym zrobić...
- Jakiś robal... szkoda, że ten kurdupel nie może mówić. Z jakiegoś powodu mu się nie spodobał. Wylazł Buckleyowi z ust.
- Pewnie jest niebezpieczny w jakiś sposób, może ma jad - zastanowił się Sona patrząc na butelkę – albo to niekoniecznie glizda, nie rusza się, więc jak zacznie robić z siebie poczwarkę to lepiej je spalić. - Chłopak nie wziął robaka na poważnie i skierował się do sypialni. Potrzebne zasoby uzupełni jutro, po drodze na górę wypijał zawartość wcześniej podanej mu butelki.

Nieśmiertelny dokładnie przyjrzał się symbolowi z wisiorka, dzięki swoim czujnikom przybliżył obraz, zrobił dokładne zdjęcia i sprawdził go w bazie danych.
Doktor Ronterberg tymczasem wysłuchał uważnie słów starca. Nie podobało mu się to że po raz kolejny został wplątany w sprawę która tak naprawdę go nie dotyczyła, aczkolwiek zainteresował się symbolem, przyglądając mu się chwilę powiedział – Może jest to symbol stwórcy wampirów? Coś na wzór ich najwyższego boga. O ile wiem - a niestety nie wiem za dużo. To wampiry raczej nie przywiązują się do istot, więc musiała według ich wierzeń, naprawdę potężna istota! - Dodał bez ładu, po czym zamyślił się na ponów – Chociaż to i tak niema sensu, nie mam zamiaru jechać gdziekolwiek! Wracam do stolicy!
Starzec spojrzał z monitora wprost na doktora.- Chyba jedynie z dziurą w głowie, wiesz jak kończy się dezercja chłopcze? - na te słowa kapitan uniósł delikatnie pistolet.
Doktorek wiedział więcej niż chciał powiedzieć, w sumie miał pewnie o wiele więcej czasu niż ktokolwiek tutaj zebrany aby badać takiego rodzaju sprawy. Nieśmiertelny nie chciał jednak wypowiadać się na temat tych spraw, kiedy jego głos niewiele by tu zmienił, analizował jednak dokładnie każde słowo, sprawdzając w bazie danych każdą wzmiankę o doktorze Williamie Rontenbergu, protetyku Egonie Da’Ragio i wampirzycy o imieniu Junona, zapewne też Da’Ragio, chociaż nie wykluczał przybrania innego imienia, więc przejrzał działalność wampirów w ciągu ostatnich piętnastu lat.
Baza danych Nieśmiertelnego i tym razem nie przyniosła wielu informacji. Jedyne czego się dowiedział to, to iż Egon pracował, a nawet dalej pracuje w obozie najemników z Gór granicznych, jako protetyk i kowal. Ale co się dziwić, komputer zbroi gromadził informacje z miejsc gdzie najemnik już był, a on większość życia zajmował się zabijaniem istot rozumnych oraz nierozumnych. Lwia część dysku pamięci zajęła była przez opis istot zamieszkujących Toris.
Doktor zaskoczony był odpowiedzią, można by rzec, że nawet lekko się wystraszył, aczkolwiek powiedział starając się ukryć strach - Teraz dezercja tak?! A Jak pod bronią jak kryminalistę odprowadziliście mnie tutaj? To już było pokojowe rozwiązanie, albo awans społeczny prawda? - William pomyślał jeszcze chwilkę po czym, już spokojniej powiedział - Dobrze, pójdę... Ale nie liczcie że zależy mi na waszych pieniądzach, gdyż i tak gówno wam dadzą. Jesteście bezsilni i dobrze o tym wiecie. I nie jestem Pana synem by Pan zwracał się do mnie w ten sposób, posiadam wyższe wykształcenie w czasach, gdzie wielu ludzi nie potrafi porządnie pisać ! - Powiedział “stawiając” na swoim, zapewne “serce” waliło mu jak dzwon z przerażenia.
Radny zaśmiał się pod nosem, po czym odpalił wyciągnięte zza pazuchy cygaro. - Uważaj sobie Panie Doktorze. - tytuł wymówił z niesamowitą ironią.- Trzeba wiedzieć kiedy przestać szczekać. A skoro nie chcesz pieniędzy twoi towarzysze na pewno się ucieszą z tego powodu. - zakończył wypuszczając z ust smugę dymu.

- Posłuchaj no, Panie radny.Egon spapugował ton mężczyzny z monitora. – Jedyny, kto tu szczeka za dużo, to pan. Radzę, byś nabrał nieco dobrych manier. Traktując nas w ten sposób narażasz tych biednych żołnierzy na poważne niebezpieczeństwo. Założę się, że obrażeni najemnicy rozszarpaliby ich w kilka minut. Nie zapominaj też, że to ty nas potrzebujesz, nie my ciebie, więc proszę odrobinę grzeczniej. - Przerwał wpatrując się w rozwścieczoną twarz radnego, po czym dodał spokojniej. – Co do doktora, to myślę, że pomimo jego uwag wyruszy razem z nami i da z siebie wszystko, Mogę za niego ręczyć, w końcu mamy w tym nasz mały prywatny interes.
William stanął tak, by zasłonić w razie czego Egona, po czym powiedział
- Panowie, nie ma sensu się kłócić, pójdę na te waszą misję ale tylko dlatego że jestem lekarzem gdyż nie nadam się do walki... A Ci oto twardziele - wskazał na najemników - z pewnością rozwalą każde zagrożenie. Ja wraz z Panem Egonem, będziemy próbowali ratować to co zostanie, oraz może nawet w czymś pomożemy. Niestety nie potrafię gotować, tak więc jeśli będę do tego zmuszony, będzie to najgorszy posiłek jaki będziecie mieli przyjemność Jeść poza tym, nic innego poza leczeniem i częstym otwieraniem ust z których to wychodzi to kolejne jakże nie przemyślane słowo... Chwileczkę, co Ja...Ah, tak ! Innymi słowy chodzi o fakt tego, że nie chcę tutaj rozlewu krwi... Na to przyjdzie czasWilliam uśmiechnął się lekko zakłopotany – Więc Panie z tego starego telewizora... Cóż, proszę się nie denerwować i pomóc nam jakoś w jakże niebezpiecznej misji - Spojrzał na Egona po czym po cichu powiedział – mamy zabić wampira, tak ? Tylko... Jak on się nazywał...? Ah tak! - wykrzyczał – Królewski, jego królewską mość Pana złego wampira... - Doktor schylił się dworsko, po czym odwrócił w stronę swojego towarzysza. Po czym podniósł jeden palec w górę dodając – Wiecie co ? Ja na razie wezmę moją dolę pieniężną ponieważ, hmm też muszę przygotować się do misji dobrze?William podszedł niepewnie po czym szybkim gestem wziął swoją wypłatę. – Egonie, lepiej przygotujmy się... Może pójdziemy na miasto poszukać towarów które mogą być niezbędne ?
- Bardzo chętnie.
- odpowiedział Egon także biorąc część pieniędzy. Odchodząc zagadnął p cichu do doktora. – Lepiej ochłoń, jeśli chcesz coś jeszcze powiedzieć, Will. Ten burak jest zbyt tępy, żeby zrozumieć twój intelektualny bełkot. - Zaśmiał się Egon oddalając się do wyjścia. Odwrócił się jeszcze w stronę monitora i ukłonił się nisko na pożegnanie.
- Wrócimy za parę godzin i będziemy zaszczyceni, jeśli jeden z pańskich piesków dotrzyma nam towarzystwa w jak największej odległości.[/i] - Protetyk był pewien, że jeden z żołnierzy pójdzie za nimi.
Kiedy towarzysz wspominał o jego inteligencji, doktor się uśmiechnął, wtedy to Egon dodał “bełkot”, jego twarz natychmiast się zmieniła niemalże o 180 stopni. - B-Bełkot? - Powiedział po cichu. Kiedy ten jednak się roześmiał, doktor zrozumiał sytuacje. Cóż, nie przebywał zbyt często z takimi ludźmi, dlatego wiele rzeczy nie potrafił wyłapać, ale cóż, trzeba przyznać że starał się przy stosować... Chociaż różnie mu to wychodziło. – Panie Egonie, sądzę że powinniśmy znaleźć troszkę gruszek. Uwielbiam je, jest to swego rodzaju rarytas dla mnie... Niezwykle ciężko Je zdobyć... Ale zawsze jest nadzieja, prawda? - Doktor uśmiechnął się – Poza tym, chciałbym jeszcze odwiedzić szpital, może znajdę tam kilka przydatnych rzeczy, jak i targowisko - Może znajdziemy tam coś ciekawego...Ah tak, może też jakąś knajpę tylko nie wiem jeszcze po co, ale się wymyśli...
- Tak, na wszystko znajdziemy czas. - powiedział Egon wychodząc z izby w toarzystwie doktora.

Nieśmiertelny złożył zamówienie na amunicję i pokarm w płynie dla kapitana i poszedł do pokoju aby wyczyścić zbroję.
 

Ostatnio edytowane przez Piszący z Bykami : 27-06-2011 o 21:33.
Piszący z Bykami jest offline