Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 21:22   #42
Piszący z Bykami
 
Piszący z Bykami's Avatar
 
Reputacja: 1 Piszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znany
Alex przerzucała tymczasem tylko spojrzenie z jednej osoby na drugą, próbując dojść, w jaką to też kabałę została właśnie wciągnięta. Najpierw zombiaki, później zabrali jej pojazd, po to by po chwili zrobić z niej per “kierowcę” i to wyprawy dokąd! Pogoń za wampirem królewskim, o nie, co to, to nie, najwyższy czas rozejrzeć się za jakimś wyjściem. Bravo nie była zbyt finezyjna, czekała tylko na dogodny moment by skoczyć w stronę wyjścia, a w razie potrzeby wpakować kulkę w łeb każdemu, kto stanie jej na drodze. Na szczęście bardziej dyplomatycznie sprawę postanowił załatwić doktorek, który w zamian otrzymał propozycję pożegnania się z żywotem. Alex przeklęła więc w duchu i nauczona jego doświadczeniem, przestała się wiercić. Niech to, sprawa wyglądała poważnie.

W międzyczasie zaprezentowano im zwłoki Buckleya. - Buckley, niech to szlak! - wrzasnęła wściekła w stronę denata, za nic mając, że ten nie wykazywał najmniejszej zdolności do konwersacji, po czym zerwała się z miejsca i ruszyła by siarczystym kopem obdarzyć wysuszonego truposza. Wojskowi jednak złapali dziewczynę pod ramiona, powstrzymując ją od zbeszczeszczenia zwłok. - Czemu zawsze, gdy pakuję się w kłopoty, spotykam tego skretyniałego idiotę?! - wykrzyczała jeszcze, ni to do obecnych, ni to do Buckleya. Znów westchnęła i opadła na fotel. Chyba nie miała wyjścia: - Dobra, jak mam gdziekolwiek jechać, to musicie oddać mi mój wóz - poinformowała, po czym zagarnęła swą część małej fortuny, jaką obdarował ich radny. Sporo kasy, pomyślała. Nie zamierzała uganiać się za jakimiś wampirami, szczególnie królewskimi, ale jeśli cało chciała wyjść z tej kabały, musiała grać na ich zasadach. Niech więc im będzie. - Zabiorę każdego, kto weźmie z sobą paliwo, wodę, żarcie lub srebrne kule, a najlepiej wszystko naraz. Wyjeżdżam z samego rana. - poinformowała, po czym spuściła nieco z tonu i z trudem zdobywając się na grzeczność, przemówiła do radnego - Może być?.

- Mi tam pasuje.i - Powiedział dość głośno Vergil, z któregoś miejsca w sali a jego głos odbił się echem. Rzeczywiście taki układ mu pasował, jeżeli pojazdem miał być ten opancerzony wehikuł który widział przy bramie Luny, to będzie przynajmniej wygodniejsza podróż, niż miałby przemierzyć kolejny odcinek gasnącą furią. Chłopak wstał i podszedł do kobiety.
- Vergil. - Powiedział w stronę dziewczyny i wyciągnął rękę w jej stronę. Nie żałując przy tym szczerego uśmiechu, w końcu w obecnych mrocznych czasach każdy powinien go nadużywać.
Filozofia Alex daleka była od nadużywania życzliwych uśmiechów, zdecydowanie częściej stosowała te złośliwe czy szydercze. Generalnie jednak światopogląd jej ograniczał się do skupiania na dbaniu o własny tyłek. To się sprawdzało w tych obecnych, mrocznych czasach. A że w zakres dbania o rzeczone cztery litery wchodziło teraz i zawieranie nowych, szemranych znajomości, postanowiła nie pozostawać obojętną na podobne wyrazy grzeczności. Spojrzała więc na chłopaka i odwzajemniła krzywo uśmiech.
- Ładnie. - poinformowała go, mając na myśli jego imię. Uścisnęła mu dłoń, powstała, przyjrzała się bliżej nieborakowi. - Alex przedstawiła się w końcu, krótko i rzeczowo – Masz klaustrofobię? - zapytała znienacka po krótkiej chwili. Pytanie kobiety go rozbawiło, toteż roześmiał się delikatnie. Co jak co ale osobą cierpiącą na jakieś lęki nie był. Przynajmniej na pewno nie obawiał się ciemnych i ciasnych pomieszczeń, w końcu kochane wampirki zamknęły go na kilka godzin w trumnie, za co później zapłaciły, jednak to już osobna historia.
-Nie, nie mam na szczęście. Czy znalazło by się miejsce do przewiezienia prócz mnie kobiety i małej dziewczynki. - Gdy skończył wypowiedź kiwnął głową wskazując miejsce w którym siedziała Nancy i Claudia.
- Jasne, wartość bojowa jest w cenie... - wymamrotała, patrząc na dziewczynkę znaczącym wzrokiem – Co to za jedna, używacie jej jako przynęty, czy co?
-To jest siostra mojej towarzyszki, której szanowny radny nie chciał przyjąć w latającej karczmie, a co do naszej wartości bojowej to mogę ci przyrzec, że jeżeli zapewnisz im obu bezpieczny transport to wytępię tyle ścierwa, ile zechcesz.Vergil wypowiedział te słowa by zabrzmiały na jak najbardziej wiarygodne, szczerze to w głębi duszy wierzył właśnie, że jest gotów na jakikolwiek poświęcenie dla dobra sióstr Sullivan.
- Nie obchodzi mnie, ile ścierwa wytłuczesz, grunt żeby samemu nie stać się wytłuczonym ścierwem. - westchnęła i znów spojrzała na ClaudięSerio? Chcesz mi powiedzieć, że to małe, co to je ciągniecie prosto w paszczę lwa... bo uganiacie się za jakimś nietoperzem, tak?... i to małe to zwykły dzieciak? Płacze, brudzi, żre i zajmuje miejsce? A nie robot? Żadnych ukrytych działek, karabinów? Naprawdę?Alex uniosła brwi, najwyraźniej nie chciało jej się w to wierzyć.
- Poza tym, że jest niezwykle miła i urocza, nie brudzi i nie opycha się nie wiadomo ile i zajmuje mało miejsca, to tak; to zwykłe dziecko. - Skwitował z uśmiechem czarnowłosy chłopak, ruchem ręki odgarniając wkurzające kosmyki włosów zasłaniające mu oczy.
- Masz uraz do dzieci? - Spytał dość zaintrygowany negatywną wypowiedzią Alex.
- Nie wiem, nie znam żadnych dzieci. - odparła – Po prostu nie słyszałam jeszcze, by bycie miłym i uroczym przydało się komukolwiek w starciu z krwiolubnymi. - ponownie zmiarkowała małą wzrokiem. Zastanawiała się. Niewielkie ciałko, które w jakichś sześćdziesięciu procentach składa się z wody, to będzie z piętnaście litrów. Całkiem nieźle w sytuacji kryzysowej. – Niech jedzie. - zawyrokowała w końcu. – Nie pomieścicie się wszyscy w jednej kajucie, ale jak chcesz to mogę upchnąć cię w jednej z tą twoją panienką - tu wzrok przeniosła na Claudię.
Vergil poczuł się jak ktoś kogo posądza się o pedofilię, a on przecież traktował dziewczynkę bardziej jak siostrę czy córkę, może to dziwne, lecz chyba instynktownie chłopak odczuwał potrzebę innych.
- To nic z tych rzeczy. - Odparł, jakby atakowany. – Ja mogę spać na korytarzu, dachu czy czymkolwiek takim, nie zależy mi na mojej wygodzie.
- Ale mnie zależy; masz pilnować tej małej. A z dachu mało to będzie wygodne. Mała dostanie własną kajutę, ty z dużą dostaniecie swoją obok, postanowione. Musimy oszczędzać miejsce, został mi jeszcze tylko jeden pokój dla jakiegoś szczęśliwca, reszta śpi w hangarze - ostatnie zdanie wypowiedziała bardziej do siebie niż do Vergila. – I wiesz, to nie hotel, nie mam zapasu żarcia dla gości, a za to ciągłe zapotrzebowanie na wodę i paliwo. Miej to na względzie, ka-pe-wu?
- Jasne, powiedz co muszę tylko kupić, ja postaram się o to zadbać. A tak swoją drogą nie boisz się pchać w paszczę śmierci? - Zapytał z czystej ciekawości z pewną dozą nadziei, że dowie się co popycha ludzi poza łowcami do obcowania z krwiopijcami.
- Lepiej zapytałbyś o to tę małą - zauważyła – Ja się tu nie pchałam, nie wiem nawet o co w tym wszystkim chodzi. Przywlekli mnie pod karabinem i ochrzcili waszym kierowcą, myślałam, że ty mi to wyjaśnisz - tutaj Alex, po raz pierwszy od powitania, popatrzyła na chłopaka – Hm? Co wyście za jedni? Jakiś klub miłośników nietoperzy, czy jak?

Spojrzał w oczy hardej kobiety, po czym zlustrował ją od stóp do głowy wzrokiem.
- Chodzi w tym wszystkim o to, że pewien ssak o nadludzkiej mocy troszkę się rozhulał, a my jak to już wspomniałaś jesteśmy zbieraniną osobników, którzy z zamiłowaniem rozwalają dzieci nocy. Większość z obecnych tu to łowcy. - Mówił dość powoli, aby każde jego słowo doszło do uszu dziewczyny. Chciał by Alex wiedziała w czym siedzi toteż kontynuował.
- Z tym, że tego którego chcemy utłuc to nie taki zwykły a elita, można powiedzieć że coś na rodzaj boga, wykazuje wiele mocy nadprzyrodzonych, a prócz tego ma zwiększone zdolności fizyczne.
- No tak, tak... Królewski... - przytaknęła ze zrozumieniem – Nawet nie wiedziałam, że to barachło jest tyle warte. A ten ważniak w monitorze, co za jeden?
Na usta łowcy cisnęło się wiele słów aby określić radnego, jednak uznał, że są zbyt mało kulturalne.
- Ten, spróchniały pryk w ekranie to jakiś radny z Grotu, jak przypuszczam, i właściciel latającej karczmy [właściciel to drugi staruszek, chodź fakt sa podobni. Nie wiem czy Vergil myśli że ten jeden robi za ich obu, czy po prostu sie pomyliłeś – przyp. MG], uważam go za chciwego skąpca, a przy tym człowieka którego chętnie bym rozwalił. - Fakt faktem ale Vergil w życiu nie ruszył osobnika swojego gatunku, jednak ten w pełni na to zasługiwał.
- Ale co on ma do was, hm? Po co mu jakiś wampir, co, nowe menu szykują? - Alex zaśmiała się głośno z własnego żartu. – A ta jego Laura...?
- Znając wampiry zrobią wszystko, aby nas wyplenić. Myślę, że to prócz tego, iż jest królewskim jest kurewsko przebiegłym gnojkiem. Sądzę, że radny przypuszcza jakiś szerszy plan panów nocy. A co do tej Laury, nie mam pojęcia o co chodzi. - Miał nadzieję, że zaspokoił ciekawość dziewczyny.
- No tak, tak, jak to łowcy, dali kasę to pędzicie, co...? W sumie słusznie, nadmiar informacji potrafi boleć. Choć skoro przypuszczacie szerzej zakrojony plan, warto byłoby się nad tym pogłowić, nie sądzisz, Ver?Alex zamyśliła się na chwilę, zupełnie zaschło jej w gardle. – Masz może jakąś wodę przy sobie? - zapytała, po czym natychmiast przeszła do kolejnej intrygującej ją kwestii. – A idiota Fensohn, skąd żeście go wytrzasnęli?

Ver, podobało mu się te zdrobnienie. Pogłowić się na tym jasne! Jedyny szkopuł w tym, że miał za mało informacji.
- Ja podróżowałem z Nancy i Claudią jako oddzielna grupa, nie miałem z nim styczność a w naszej zgrai znalazł się z łapanki, jak każdy. Masz z nim jakieś powiązania? - Zapytał bardzo ciekawy.
- Tak. - przytaknęła – Obiecałam mu kiedyś kulkę w łeb.
- No to zostałaś wyręczona. - Uśmiechnął się delikatnie w stronę Alex, było to dość nieodpowiednie bo śmierć kogokolwiek nie jest niczym wesołym.
-Tak swoją drogą, zawsze chciałaś jeździć wozem pancernym? – zapytał.
- Zawsze chciałam mieć pałac. - odparła nieco od czapy – Ale w prezencie ślubnym dostałam wóz pancerny i musiał wystarczyć. A z obietnic wolę wywiązywać się sama, zwłaszcza jeśli nie mogę pogratulować komuś, kto mnie wyręcza.
- A więc jesteś mężatką? - Zadał pytanie, które było zbyt osobiste, jednak zdał sobie z tego sprawę po tym gdy już wypowiedział słowa.
- A co, Nancy już ci się znudziła? - uśmiechnęła się do Vergila wesoło.
- A czy ty wszędzie widzisz jakiś podtekst, przepraszam zadałem pytanie nie zdając sobie sprawy z jego naruszenia twojej prywatności. - Odwzajemnił serdecznie uśmiech.
- Hahaha, prywatność!Alex roześmiała się, szczerze zaskoczona, że ktoś wciąż martwi się o podobne bzdety, jak zadawanie zbyt osobistych pytań. – To żadna tajemnica. Nie jestem mężatką. Dostałam po prostu prezent, do ślubu nie doszło.
- Nie wiem czy mam z tego powodu gratulować czy Ci współczuć, możesz wybrać. – Chłopak roześmiał się lekko.
- Często pozwalasz ludziom by decydowali o twoich odczuciach? - zamyśliła się na chwilę, po czym ponownie uśmiechnęła – Nie powinieneś czuć niczego wobec tej historii. Mój narzeczony był prawie tak uroczy jak ty, wiesz, ale równie niewielką wagę przykładał do mych słów. Chciałam pałac, a dostałam czołg. W dodatku nieuzbrojony. To nie mogło się udać. - wyjaśniła mu, po czym sama postanowiła zadać jakieś ckliwe, nieistotne pytanie – A co z tobą, Ver? Kochasz Claudię?
[i]- Nie często, jednak nie wiedziałem jaki był powód zerwania zaręczyn, jakkolwiek chciałem się odnieść do twojej sytuacji. A czy kocham Claudię? Nie wiem, podejrzewam że nikt we mnie nie rozpalił takiego uczucia. Czuję pewien obowiązek, aby się nią zaopiekować. Nie mogłem pomóc braciszkowi może uda się to zrobić dla tej małej. – Po raz wtóry ktoś spowodował powrót bólu przeszłości, jednak nie winił za to Alex
- Jak zginął? - zapytała o rzeczonego brata, z zaangażowaniem przyglądając się jednemu z swoich paznokci.
-Wymknął się kiedyś za mną gdy poszedłem na łowy, rozszarpało go stado wampirów zamieniając go przy tym w ghoula którego musiałem ukatrupić. To nic przyjemnego, szczególnie, że byliśmy sierotami – Minęło już tyle lat, a Vergil winił się za to, co się stało, jednak jego ton głosu był chłodny i na swój sposób obojętny.
- Hm, a teraz ciągniesz na polowanie to małe... - tu głową skinęła na ClaudięNiczego się nie nauczyłeś, co?
- Ja jej nie ciągnę na polowanie, to wybór Nancy, skoro tak postąpiła to ja zrobię wszystko by zapewnić jej tyle bezpieczeństwa ile dam radę. Uznałem to za mniejsze zło. Pewnie, wolałbym je zostawić w bezpiecznym miejscu tylko gdzie? Nie mam pojęcia. - Tłumaczył się chłopak przed jego przyszłym pilotem.
- No tak, tak, rozumiem... - pokiwała głową – Porządny z ciebie chłop, Ver, naprawdę porządny. - zawyrokowała, podnosząc się z fotela. Następnie przeciągnęła się powoli, aż parę kości gruchnęło w jej ciele. Następnie zawołała do Nancy: - Hej, ładna! Fajnego masz chłopaka! Daj znać, gdyby coś wam nie wyszło! - po czym zaśmiała się wesoło i ruszyła w stronę schodów, poklepując po drodze Vergila po ramieniu.
- Zapomniałbym, nie znalazłabyś osobnej kajuty dla medyka? Przydałby się nam takowy? – Zapytał jeszcze Vergil przypominając sobie rozmowę z Williamem.
- Mowa o doktorku? – zapytała Alex przystając i wzrokiem poczęła wyszukiwać WilliamaJasne, jasne, medyk zawsze się przyda, kto wie kiedy trzeba będzie poskładać jakiegoś dzieciaka do kupy, hehe... A ostała się akurat jeszcze jedna wolna kajuta.
- Dziękuje, mam jednak nadzieję, że nie dojdzie do składania kogokolwiek.Vergil uśmiechnął się w stronę dziewczyny.
- Porządna z ciebie kobieta, Alex Powiedział szczerze, przyodziany lekkim rumieńcem, który można było z łatwością dostrzec na jego bladej cerze.
- Wiem, Ver. Wiem. - odpowiedziała mu i udała się do pokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Piszący z Bykami : 27-06-2011 o 21:35.
Piszący z Bykami jest offline