Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 21:30   #28
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Po wygranej bitwie z harpiami zarówno Sidhe i Ebberk wyglądali na takich, co tarzali się w harpich podrobach polanych soczyście ich krwią.
Na pokładzie niektórzy uczestnicy wyprawy kręcili się koło Muriona. Sidhe stwierdziła, że przyjdzie może później do Muriona. Tak to wymieni przynajmniej parę słów z barbarzyńcą.
- Towarzyszu, melduję, że połów harpii się udał. Śmierć głodowa nam nie grozi.

Brodacz obrócił się w kierunku białowłosej. Chciaż teraz raczej to była kobieta o włosach koloru głębokiej czerwieni. On lepiej nie wyglądał. Ubranie i ciało miał całe w krwi, kawałkach mięsa, piórach i prawdopodobnie mózgu jednej z harpii. Trzymając koszulę, a raczej jej strzępy w rękach odpowiedział:
- Nam nie. Tym mamisynkom może. - uśmiechnął się. Dobrze, że nic jej się nie stało. - Odważna byłaś atakując królową. Ciągle mnie zaskakujecie kobiety.

- Oj, drobiazg. Naprawdę było mi wszystko jedno, czy królową czy robotnicę atakuję. Bynajmniej w tamtym momencie - dla Sidhe najwyraźniej nie miało znaczenia, czy śmiertelny wróg jest mały czy duży. Ważniejsze jest to, żeby jemu skrócić życie, nim on skróci życie komuś z drużyny.
- No rozmiarowo nie. Chociaż i tak udała się nam wspólna walka. Szybkie odcięcie głowy i następna. - cieszył się, że ma kogoś takiego jako partnera do walki. Przynajmniej będzie mógł jej zaufać. - Pić mi się chce. Mam coś tutaj, akurat po takiej wygranej.
Podszedł do miejsca, gdzie odłożył swoje rzeczy i wyciągnął bukłak.
- Za zwycięstwo. - pociągnął duży łyk. Ochrząknął głośno kiedy odłożył napój od ust. W tym bukłaku na pewno nie znajdowała się woda. - Łap. Ile ubiłaś harpii w końcu ?
Upiła porządnie łyk. Okazało się, że to krasnoludzka gorzałka. Cóż, upiła się raz, kiedyś przyjdzie następny raz. Po delektacji oddała trunek wielkoludowi. Był mocny, ale wyraz twarzy Sidhe nie ukazywał potęgi napoju.
- Nie liczyłam. Mniejsza o to, pewnie z pięć czy sześć - wzruszyła ramionami. - Ważne, że już nam nie grożą. W razie czego można stać jeszcze na warcie i doglądać innych stworzeń, z zatkanymi uszami. I pewnie zasłoniętymi oczami...
- No pewnie. Ja bym proponował, aby następny razem, ten majtek z bocianiego gniazda krzyknął wcześniej. Mógłbym mój łuk wziąć, a nie czekać na ruch tych pierzastych maszkaronów. - wziął łyka. Ciągle lekko sapał. Jego klatka piersiowa poruszała się dość szybko. Ruchy były widoczne. Był zmęczony po walce i po wejściu w szał. - A widziałaś tego czarodzieja ? Przybiegł tutaj w majtkach i chował się pomiędzy skrzynkami. Heh, ten to nieprzygotowany był.
- Ebberk, nie obrażaj mi kolegi. Przynajmniej nie chował się w kajucie, a wspomagał drużynę. Widziałam go - Sidhe stanęła w obronie zaklinacza. Następnie przeszła do innego tematu. - Co powiesz na jutrzejszy trening w południe?
- Muszę najpierw wypocząć. A ty musisz iść do Muriona. Nie będę w takim stanie z tobą trenował. Dostaniesz lekko pałaszem i mi padniesz. I z kim ja będę później walczył, a po bitwie świętował. - odpowiedział dość stanowczo - Poza tym trza coś zjeść, wyspać się. Nie wiadomo co też w nocy się stanie. Lepiej nie snuć planów teraz.
- Jutro w południe. Oczywiście, po wizycie u Muriona, po odpoczynku i nnych ważnych rzeczach. W porządku?
Ebberk już był uleczony przez Muriona. Krew, która się na nim znajdowała nie była jego. Jedyne czego nie uleczył to duży siniak na ramieniu zrobiony mu przez kobietę, z którą właśnie rozmawia. W sumie był wdzięczny czarodziejowi. Wiele przeciwników runęło na pokład, będąc zaczarowanym.
- No dobrze. Tylko bez sztuczek. Kapłan jest przydatny. A szkoda żeby taka dziewka miała blizny. - mówiła to osoba, której sama klatka piersiowa była pokryta wieloma bliznami, śladami po oparzeniach i strzałach. - No i później trzeba się spotkać będzie z jego lordowską mością. Panikować będą znowu.
- Jasne.
- Ja pójdę się w końcu przemyć. Za dużo krwi. Myślisz, że mają tu koszule, które będą pasować na mnie? - barbarzyńca zaczął myśleć, gdzie znajdzie wiadro lub wodę do przemycia się.
- Musisz poszukać. Nie wiem, czy na twój rozmiar będą.
- Zakładam, że nie. A umiesz szyć lub coś?
- Chyba nie.
Barbarzyńca zdziwił się. Zwykle albo się coś umie albo nie. Ech, może ta siostra tego Tallmira potrafi. Loili raczej nie będzie pytał.
- No dobra. Dziwna jesteś, wiesz. Nie pamiętasz ważnych rzeczy, nie wiesz co potrafisz, a czego nie. Jednak pomimo tego, cieszę się, że bierzesz udział w wyprawie.
- A dziękuję - nie obruszyła się, nie obraziła się, nie pogniewała się. Jedynie lekko wzruszyła ramionami, jakby ta uwaga niewiele na niej zrobiła. Ta Sidhe naprawdę była dziwna. Jakby dawała Ebberkowi wolną rękę typu: “Jak chcesz, to obraź się i odejdź. Twoja sprawa”.
- Dobra, to widzimy się niedługo mam nadzieję. Chyba, że chcesz jeszcze o czymś pogadać? Tylko szybko, bo wykrwawisz się i wybielejesz do końca.
- Nie, ja pójdę parę spraw załatwić. Wolę, żebyśmy dwaj nie zmieniali się w flaki... Pójdę niebawem do Muriona... Do zobaczenia później! - skinęła Ebberkowi głową, a następnie odeszła do damskiej kajuty. Krople krwi znaczyły drogę, którą się poruszała Sidhe.

Sidhe odeszła do damskiej kajuty. W planach miała tylko jedną chwilę tam pobyć, by po prostu odpocząć z daleka od towarzyszy. Co nie oznaczało po prawdzie, że miałaby coś przeciwko ich obecności w pomieszczeniu. Prawdopodobnie jako jedyna po walce z krwiożerczymi harpiami nie konsultowała niczego z Murionem. Nie poszła do niego po pomoc, choć niektóre rany wymagały ewidentnego zaopatrzenia. Szczególnie z paru solidnie ściekała krew, która zaznaczyła drogę białowłosej kobiety. Na posadzce w korytarzu można było dojrzeć krople krwi, które układały się w jedną “trasę”. Ale te wszystkie rany się zagoją, więc nie ma co panikować. Paniką można było tylko pogorszyć sytuację.
Kobieta legła na pryczę, trochę zmęczona starciem z harpiami. Bardziej jednak, wedle jej własnej opinii, niepokojem - czy te harpie nie zaatakują raz jeszcze? I dlaczego tu i teraz zaszarżowały ich te bestie?
Jedyne, czego potrzebowała, to kąpieli. Porządnej kąpieli, by zmyć z siebie ten smród harpiej krwi, którą spaprała się w potyczkach z potworami.
A może jednak... zmieni zdanie? Może poszuka Muriona? Zresztą - trochę dziwnie się czuła. Trochę słabiej.
Sidhe po chwili odpoczynku w samotni zdecydowała się poszukać Muriona. I znaleźć wodę do sprania odzieży oraz do kąpieli. Później go znalazła, czyszczącego swoją broń. Niebawem się zawahała.
- Następna genialna - mruknął Murion, na widok stanu, w jakim znajdowała się Sidhe. - Czemu nie przyszłaś od razu? - spytał, odkładając rapier i wstając. - Siadaj na moment. To nie będzie bolało - zapewnił.
- Byłeś wcześniej zbyt zajęty... - mruknęła Sidhe. Z tą krwią i swoimi ranami wyglądała jak straszydło.
- Panie zawsze mają pierwszeństwo - odparł Murion uprzejmie. Szczególnie te, co tak wyglądają, dodał w myślach.
Po raz kolejny dotknął medalionu. Czuł, jak łaska Milila sływa na jego dłonie i w postaci leczniczej energii przepływa do ciała białowłosej wojowniczki.
Rany zasklepiły się, ale nie wszystkie. Najwyraźniej Sidhe była jeszcze bardziej ranna, niż to wyglądało na pierwszy rzut oka.
- Takie czekanie świadczy o braku rozsądku - powiedział uzdrowiciel. - jeszcze trochę i pewnie byśmy musieli cię zbierać z pokładu.
Na Niebiosa, czy wszystkie te dziewczyny muszą być takie mało rozsądne? A może uważają, ze pomoc kapłana to jakiś wstyd i hańba?
- Co się z wami dzieje... Najpierw Tulli, teraz ty. Nie czekajcie na ostatnią chwilę, bo w końcu okaże się, że nie zdołam wam pomóc.
Ponownie skupił się, prosząc Milila o łaskę. I tym razem srebrno-błękitne światło, które przepłynęło między nim a Sidhe świadczyło o tym, że bóg go wysłuchał.
- Resztę powinna załatwić porządna kąpiel - powiedział. - Chociaż nie wiem, czy nawet wielkie pranie pomoże coś tej szmatce. - Skinieniem głowy wskazał zakrwawioną koszulę dziewczyny.
- Dziękuję za pomoc - mruknęła. I powoli odchodziła do kajuty, nie oglądając się w kierunku mężczyzny. - Już nie przeszkadzam...
Ostatecznie się oddaliła od kapłana.
 

Ostatnio edytowane przez Ryo : 27-06-2011 o 22:32.
Ryo jest offline