Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 21:36   #108
ThRIAU
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Ziemia była zimna i mokra a cielsko martwego orka cholernie ciężkie i cuchnące. Endymion chciał się wydostać jak najszybciej spod martwego cielska, które zwaliło się na niego. Toteż skorzystał z dłoni podanej przez Dearbhail i z jej pomocą uwolnił się z pod wielkiego orka. Nie spuszczał z niego wzroku obawiając się, że ork może jeszcze jakimś cudem żyć. Strażnik był pod wrażeniem jego siły, sprawności i żywotności w niczym nie przypominającej pobratymców spotkanych w trollowych lasach. Jak przypuszczał był to uruk-hai. Widząc strzały sterczące z pleców uruk-hai oraz ciało drugiego już znacznie mniejszego orka zdał sobie sprawę z pomocy jaką uzyskał we walce ze strony Dearbhail oraz łuczników. A podekscytowana walką dziewczyna potwierdzała to domagając się uznania dla swojej dzielnej postawy.

- Wybacz, ale byłem troszkę zajęty - odparł strażnik, przykładając dłoń do pulsującej skroni i spoglądając na Dearbhail - wygląda na to, że nawet uratowałaś mi tyłek. Bo z dwoma bym sobie nie poradził. Mój nie dość, że był cholernie wielki, silny ale i wyjątkowo nie chciał zdechnąć.

Endymion pochylił się nad ciałem ogromnego orka wyciągnął noże a następnie z obrzydzeniem i wstrzymanym oddechem zaczął przeszukiwać martwe ciało. Podobnie postąpił w przypadku orka ubitego przez dumną teraz jak paw dziewczynę. Nie było to przyjemne zadanie gdyż każde dotknięcie poszarpanego, brudnego i trącającego zgniłym mięsem ubioru uwalniało nowe pokłady nieprzyjemnej woni i napawało go wstrętem do tych plugawych stworzeń.

Ale poza zmiętoloną i mało czytelną mapą znalezioną przy mniejszym z orków nic nie znalazł. Rozpoznawszy iż mapa dotyczyła okolicy i nic ciekawego nie wnosi Endymion odrzucił ją na martwe ciało z którego sączyła się czarna posoka.

- Zastanawia mnie co oni tutaj robili? - Zawiedziony wynikami przeszukania ciał orków Endymion rozważał na głos - Zapewne rozpoznanie na szpicy większego oddziału.

- Wracajmy do oddziału, brama powinna zostać otwarta lada moment - powiedział Endymion do zgromadzonych Dearbhail i żołnierzy - a przynajmniej mam nadzieje że zostanie otwarta.

Przemierzając wysokie trawy wszyscy wrócili do oddziału przyczajonego nieopodal bramy. Wieść o wydarzeniach, które rozegrały się nieopodal rozeszła się po oddziale lotem błyskawicy wzbudzając niedowierzanie i zaciekawienie wśród żołnierzy. Poruszenie to zostało przerwane dźwiękiem unoszącej się bramy i pracującego mechanizmu kołowrotu. Charakterystyczne trykanie było sygnałem do poderwania się z miejsc żołnierzy i ruszenia do przodu, pod basztę. Gdy nagle ubezpieczający tyły żołnierz krzyknął:

- Na trakcie ktoś nadciąga!

Endymion i Dearbhail i kilku żołnierzy stojących obok się obejrzało, lecz mgła uniemożliwiała rozeznanie. Jednak rzeczywiście na wzgórzu gościńca, dosyć daleko widać było czarne plamy kilku konnych. Jednocześnie dało się usłyszeć dudnienie wielu kopyt jakie niosło się po rzece. Endymion niewiele myśląc zaczął przygotowywać oddział do uderzenia z tyłu.

- Łucznicy przygotować się ale nie strzelać bez rozkazu. Gdyby jednak rozkaz padł a wśród atakujących byli piesi i konni to strzelać w pierwszej kolejności do konnych. Ustawić skrzydła i przygotować się do walki. Kilku łuczników niech zostanie pod bramą Dunladczycy pewnie już na nas tam będą czekać.

- I wstrzymać się z wystrzeleniem znaku dla króla - krzyknął Endymion nie mając pojęcia co nastąpi za chwilę i jaka nowa siła zaraz wmiesza się w te wydarzenia.

- Tak jest! - krzyknął jeden z łuczników i padł pod bełtem, który wleciał przez bramę z dziedzińca.

- Pójdę do tej grupy pod bramą - rzuciła krótko Dearbhail. - Jako, że nie mam Hazelhoof’a lepiej się sprawdzę w walce z Dunlandczykami, jeśli do niej dojdzie od razu, niż tu, w starciu z konnymi.

- Gdyby był to nieprzyjaciel to trzeba opuścić bramę jak tylko wedrzemy się do środka - odpowiedział Dearbhail strażnik - W razie gdyby Andaras i spółka nie byli zorientowani w sytuacji przedrzesz się do nich i karzesz im opuść bramę jak tylko się za nią wycofamy.

- Tak jest! - rzuciła krótko w odpowiedzi i nie czekała na dalszy rozwój wypadków. Dobyła broni i skierowała się w stronę bramy, próbując wraz z walczącymi już tam żołnierzami przebić się do środka.

- Zaczekaj - krzyknął za biegnącą dziewczyną Endymion - nie wiesz przecież jeszcze co im dokładnie przekazać..... ech

Endymion złapał za rękojeść miecza energicznym ruchem oswobodził ostrze z pochwy. Wstąpił między szereg łuczników i wpatrując się w mgłę dodał już do siebie.

- Zaraz się okaże, jeśli to nasi to lepiej żeby nie wzięli nas za Dunlandczyków.

Połowa oddziału była skupiona pod bramą czekając aż ta się podniesie wystarczająco wysoko aby można przez nią ruszyć na przód, natomiast druga połowa w tym zdecydowana większość łuczników gotowa była do odparcia ewentualnego ataku z tyłu. W miarę jak oddział wdzierał się do miasta przez unoszącą się bramę żołnierze ubezpieczający przed atakiem ze strony nadciągającej jazdy także rozpoczynają się wycofywać. Jak tylko ta część oddziału, która szturmowała bramę wdarła się do środka, żołnierze osłaniający tyły zaczęli także przekraczać bramę i ruszając na rebeliantów. Nie był to chaotyczny „ w tył zwrot” i zakorkowanie przejścia w bramie tylko regularny odwrót z zachowaniem porządku i gotowości do przyjęcia uderzenia. Endymion podejrzewał, że nadciąga duży oddział jazdy z Rodanu, ale było to przypuszczenia. Konie zatrzymały się około 150-200 stóp dalej na trakcie, niespokojnie stąpając. Wyglądało to na szybką naradę po, której jeden odłączył się od grupy i zaczął cwałować z powrotem. Reszta pozostała w miejscu na tańczących koniach wpatrując się w miasto.

Słysząc że za bramą walka rozgorzała na dobre Endymion postanowił nie zwlekać

- Trzy ogniste strzały w niebo jako sygnał dla króla – rzekł strażnik do najbliżej stojącej grupy łuczników – bo zaraz się tu pod bramę zwalą wszyscy rebelianci.

W nocne niebo usłane leniwie sunącymi chmurami przesłaniającymi księżyc poleciały ze świstem trzy płonące strzały. Zwalniając zatoczyły łuk wysoko w powietrzu i przyśpieszając ze świstem zaczęły opadać. Brama otwarta! Wkraczamy do miasta!
 
ThRIAU jest offline