Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 21:40   #43
Zuki
 
Zuki's Avatar
 
Reputacja: 0 Zuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicach
Mężczyźni spacerowali po dystrykcie handlowym zajęci wspólną rozmową. Co jakiś czas zatrzymywali się, by przyjrzeć się produktom ułożonym na straganach. Nie było w sumie dużo do oglądania, Luna najwidoczniej nie doszła jeszcze do siebie po ataku. Mężczyźni postanowili więc zajrzeć do znajdującego się nieopodal szpitala, w którym przed paroma godzinami chronili się przed zombie. Piwnica była w takim samym stanie, jaką protetyk ją opuścił. Mijając prowizoryczną barykadę ze stołów i sprzętu medycznego weszli do pomieszczenia.
William rozejrzał się chwile po “szpitalu” po czym z uśmiechem na twarzy powiedział -No cóż, dużo się tutaj nie zmieniło od mojego ostatniego pobytu tutaj... Ale mimo wszystko dobrze wspominam to miejsce! Jak by nie patrzeć uratowaliśmy tutaj całkiem sporą liczbę istotek.- Powiedział wyraźnie dumny. Lekarz podszedł do pułki w której wcześniej były jego przyrządy medyczne, było tutaj parę skalpeli i innych mniejszych przedmiotów. -Spójrz, to wszystko tutaj, wszystko co tutaj leży może w przyszłości uratować komuś życie, nie wiem dlaczego to wojsko jest tak tępe że o nic nie dba... Przecież większość z nich nie zdaje sobie sprawy z tego ile szkód wyrządziło... Ah, nie wiem, dlaczego ludzie tak ograniczają się do własnej przyjemności i tak prostych spójników jak “przyjemność”. Nie rozumiem waszej rasy... Oj nie...- Doktor powiedział.
-Przyjacielu, ja sam jej nie rozumiem.- roześmiał się Egon. -Nie ma co się wdawać w filozofię, lepiej się tu rozejrzyj i pozbieraj, to co ci się przyda.- dodał rozsiadając się na pobliskim krześle wachlując dłonią w pobliżu nosa. -Przydałoby się tu przewietrzyć.
Doktor przeszukując szafki robił jeszcze większy bałagan komentując pod nosem, kolejny to znaleziony przedmiot, po czym wystawił głowę i powiedział -Sporo rzeczy wojskowi zabrali, nie znajdziemy tu już nic pożytecznego ponad to, co już znalazłem. Powiedz mi proszę, dlaczego ten głupi kapitan co wymachiwał tą bronią w tej sali w ratuszu słuchał tego dziadka z telewizora? Z tego co się orientuje nie posiadał statusu wojskowego, więc jestem ponad nim, jak go spotkam aresztuje go! Sądzisz że to dobry pomysł?- Powiedział wyraźnie uradowany
-Widzę, że żołnierz z ciebie marny.- roześmiał się starszy z mężczyzn -Ten gruby burak z monitora stanowi tutaj władzę, ma pod sobą całe wojsko. Wiesz, przywileje polityki. Nie chcę cię martwić, ale jego rozkazy wykonać musisz, chyba, że chcesz być dezerterem.- [b]Egon wyprostował prawe ramię i zaczął klepać się po żyle. -Daj strzykawkę.- zwrócił się do doktora. -Zrobimy mały piknik.
Doktor spojrzał z nie dowierzaniem -Nie jest to najlepszy pomysł Egonie. Wole ograniczać się do zwykłego jadła, poza Tym chcesz żeby patrząc na Ciebie widział potencjalny posiłek?- Rozpromienił się doktor -Mam taką zasadę, że często pobieram krew ale osób nieznanych mi i to jest najlepsze rozwiązanie. Poza tym, nie radze ci tego proponować żonie... Hm, wampiry mają całkiem inne podejście niż ja... Mam wrażenie że same zjadły by mnie z chęcią Ale jak by nie patrzeć mam na nie sposób.- Powiedział szybko
Protetyk zlekceważył uwagę o swojej żonie, przyzwyczaił się już, że Williamowi w swojej paplaninie zdarzało się nieświadomie go obrażać. -Sposób na wampiry? Jestem na prawdę ciekaw jakiż to sposób. Opowiedz mi to proszę w drodze do rzeźni.- powiedział Egon wstając i ruszając ku wyjściu.
-Naturalnie, Panie Egonie!- Mężczyźni opuścili szpital, kiedy podłużny korytarz mieli już za sobą, doktor powiedział -Więc tak, sądzę że jeśli wampir zobaczy wyjątkowo żałosną istotę to jej popuści w końcu to “arystokracja”. Padnie się na kolana, zacznie prosić o litość i ciach! Może się uda! Spójrz jak proste wyjścia i jak genialne zarazem! Jak by nie patrzeć większość z nich chyba była ludźmi wcześniej... Ale co do tego pewności mieć nie możemy... Jednakże sądząc po obecnym stanie, chyba nie są wyparci z uczuć, w końcu ten znak co wiedzieliśmy, chyba wyznają jakieś bóstwo prawda?- Doktor zadumał na chwilę i przemyślał to co powiedział -Mam nadziej że zrozumiałeś!- Uśmiechnął się szeroko.
-Rozumiem wszystko.- odpowiedział Egon -Wiesz, ten wisiorek równie dobrze mógł oznaczać przynależenie do jakiegoś klanu lub status społeczny. Mógłby być też znakiem rozpoznawczym lub po prostu zwykłą ozdobą. Sądzę też, że twój pomysł na wampiry nie zda się na nic. Dla wampirów jesteśmy tym, czym świnie dla ludzi, to tylko posiłek, nic więcej.- powiedział wchodząc do sklepiku przy rzeźni. Po sklepie rozchodził się słodkawy zapach krwi zmieszany z ziołami. Za ladą stał pękaty mężczyzna w zakrwawionym, białym fartuchu. Za szynkarzem na drewnianych kołkach wystających ze ściany wisiały pęta kiełbasy i różne szynki.
-Czym mogę służyć?- spytał szynkarz mrużąc oczy, jakby nie miał ochoty na towarzystwo swoich gości [i]-Chciałbym kupić pół kwintala suszonego świniaka.- odpowiedział Egon brzęcząc przy tym sporej wielkości sakwą. Szynkarz w ułamku sekundy stał się pogodny i uprzejmy. -Proszę przewieźć nasze zamówione mięso pod gmach ratusza i powołać się na Egona D’Raggio oraz Doktora Williama Ronterberga.- dodał protetyk sypiąc sporą garść monet na ladę. -Ależ oczywiście.- odparł szynkarz rzucając się chytrze na pieniądze -Czy życz pan sobie coś jeszcze?
-Tak, poprosimy jeszcze dwie butelki świńskiej krwi.
-Spakować wraz z mięsem?
-Nie, weźmiemy ze sobą.

Gruby szynkarz podreptał na zaplecze.
Lekarz zafascynowany rozglądał się po sklepie “jak można coś takiego jeść, w końcu te istoty wcześniej chodziły, żywiły się... Wydalały” Doktora przeszedł aż wstrząs. Kiedy jego towarzysz prowadził rozmowę ze sprzedawcą, William podziwiał szynki i inne mięsiwa po czym powiedział, kiedy tylko szynkarz opuścił główną salę. -Jak sądzisz Egonie?- ściszył nagle głos -Jakby wampiry mnie chciały zjeść, to jest to kanibalizm czy nie?- Zapytał wielce zaciekawiony. Widać było iż nie odnajduję się jeszcze w pełni w takiej sytuacji, do jakiej zmusiła go jego przygoda. Dlatego też często zadawał głupie pytania czy też popełniał błędy, Szczęściem na medycynie znał się doskonale, więc mimo całego swojego dziwactwa, dobrym był lekarzem.
-A czy są kanibalami jedząc ludzi?- spytał Egon nie oczekując odpowiedzi -Zadajesz trudne pytania, przyjacielu.- w tym momencie z zaplecza wrócił szynkarz niosąc w rękach dwie butelki z czerwoną cieczą. Protetyk odebrał butelki i wraz z doktorem opuścili sklep. -Chodź, poszukamy twoich gruszek.- zagadnął do Williama idąc w stron straganów.
-Gruszki! Zobaczysz, to jest niesamowite, kiedyś w notatkach ojczyma udało mi się wyczytać o wspaniałym płynie! Na bazie owoców i alkoholu, nigdy czegoś takiego nie piłem ale brzmi niezwykle!-] Aż William oblizał usta -Niestety w naszych czasach, niezwykle ciężko zdobyć takie skarby matki natury... A odnośnie pytania, które ci zadałem. To pamiętaj my nie jesteśmy ludźmi, mimo wszystko... Dlatego tak ciężko wyobraźić sobie naszą naturę... Ale nie rozmawiajmy o tym, jadłeś kiedyś gruszki? Są to niezwykłe... ow..ow... owoce! Przypomniało mi się... Ciągle wypada mi z głowy to słowo, nie wiem dlaczego.- William rozglądał się jeszcze po pobojowisku, cały krajobraz nie napawał optymizmem, jednak trzeba było żyć dalej. -Powiedz mi proszę. Takie mięsa to trzeba jakoś jeszcze przygotowywać specjalnie? Czy po prostu można to wziąść od razu do ust? Bo wiem że surowe mięso wywołuje wiele komplkacji w naszym organiźmie... To była by cuchnąca sprawa...- Doktor roześmiał się złośliwie -A teraz na poważnie, mam do ciebie taką małą prośbę... Wiesz, ty znasz się na ulepszeniach i na sprzętach. A o ile dobrze zrozumiałem, to nasza podróż będzie dość niebezpieczna, ale to nie o to tu chodzi... Widziałeś uzbrojenie tamtych najemników? Po prostu chciałbym jakieś świetne ulepszenie które wpływało by na wygląd i użyteczność mojej broni, masz jakiś pomysł?- Doktor pokazał mu dyskretnie swoją broń. Egon mógł odnieść wrażenie iż zależy mu po prostu na czymś solidnym, a wspomnienia o dodatkach to po prostu kolejny żart
[i]-Heh, widzę, że humor znacznie ci się poprawił.-[i/] stwierdził starzec drapiąc się po potylicy. -Wiesz, sam myślałem nad tym, by nieco podrasować swoją protezę. Mogę też przy okazji ulepszyć też twój rewolwer. Mam nawet niezły pomysł. Myślę, że to nie zajmie dużo czasu.
Doktor posiedział chwilę w milczeniu, chwilę później zdjął swoje zużyte już okulary, po czym przetarł je i niemal natychmiast nałożył na nos. -Drogi Egonie, sądzisz że dał byś radę z konstruować coś dla mnie? Naturalnie opłacę wszystko... O ile nie zabraknie mi naturalnie...
-Bez przesady-
odpowiedział protetyk -Tak się składa, że mam przy sobie zaliczkę na protezę, mogę spokojnie ją wydać, po skończonej wyprawie wszystko mi się zwróci.... O patrz!- Egon wzkazał stragan po jego prawej stronie. -Gruszki!
-Kto by pomyślał! Wyobrażasz sobie, na takim za... Oddalonym miejscu znajdujemy gruszki?!-
William rozejrzał się do okoła, po czym szybko podszedł -Bierzemy wszystkie gruszki!- Kobieta która prowadziła stragan, była widocznie zaskoczona i zdziwiona zachowaniem klienta, doktor natychmiast poddał jej pieniądze w celu z finalizowania transakcji. Widać było iż jest radosny. -Właśnie, przypomniało mi się, chciałbym ci kogoś przedstawić, jak wrócimy do ratusza.- Powiedział.
Egon chowając gruszki do plecaka spojrzał pytająco na doktora. -Oj, Will, nie wiedziałem, że z ciebie taki gigolo.- zażartował -Chętnie poznam tego tajemniczego jegomościa.
Mężczyźni rozmawiali jeszcze robiąc dalsze zakupy, protetyk nie mógł opanować się od śmiechu, gdy doktor Ronterberg wypytywał o znaczenie słowa “gigolo”. Do ratusza zawitali wczesnym wieczorem. Przed wejściem zastali skrzynie z zamówionymi produktami, suszonym mięsem i drewnem na opał. Egon wręczył doktorowi plecak z gruszkami i medykamentami, wcześniej wyjmując z niego miecze. Lekarz podał protetykowi swój rewolwer i żegnając się wszedł do budynku. Rzemieślnik natomiast udał się do stajni, by tam w spokoju wprowadzić parę ulepszeń w magnumie doktora i w swojej dłoni.
 
__________________
"Czuję się, jakbym był przywiązany do dachu żóltej ciężarówki obładowanej nawozem i wypełnionej ropą zepchniętej z klifu przez myszkę Miki samobójcę."
frag. piosenki Over the Moon z musicalu The rent w przeł. na jęz. polski.
Zuki jest offline