Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 21:52   #335
Wellin
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
Ogród, koniec godziny Shiba

Koniec godziny Shiba Hiroshi spędził, razem z bratem i dyplomatą Doji, oprowadzany przez córkę gospodarza po ogrodach. Opisy Naomi, jej opowieści i piękna, zawsze starannie pielęgnowana i często zmieniająca się sceneria czyniły te chwile prawdziwie niezwykłymi. Do tego, Naomi-san traktowała ich trójkę nie jak gości pierwszy raz przybyłych z wizytą, lecz jak przyjaciół domu.

Tak naprawdę jednak, dało to okazję Hiroshiemu przede wszystkim na zweryfikowanie własnych założeń na temat ogrodu i domostwa pana Kakeru. Ich przewodniczka prowadziła ich spokojnym, równym tempem, pasującym do spaceru, co nieco dziwiło młodego Feniksa, dopóki nie przypomniał sobie, że na tego typu przyjęciach różni ludzie są zapraszani o różnych porach i nie jest niczym dziwnym przybyć nawet dwie godziny przed właściwym terminem rozpoczęcia uroczystości.

Z poprzedniego pobytu, Hiroshi zapamiętał parę rzeczy. Po pierwsze, ich gospodarz nie mieszkał w dzielnicy samurajskiej czy cesarskiej. Jego dom mieścił się w dzielnicy świątynnej i choć Hiroshi doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że jest to znamienne, zupełnie nie pamiętał na czym miała wyjątkowość polegać lub o czym świadczyć. Kolejną rzeczą przyciągającą uwagę było to, że rezydencja - jak na obecne zwyczaje - pozostawała skromną. Przy wielopiętrowych pagodach, reprezentacyjnych czteropiętrowych pałacach czy nawet piętrowych wieżycach i domostwach, jakie miał każdy prawie, kto miał władzę, status czy środki, domostwo tutejsze będąc parterowe, sugerowało wręcz, że to dom kogoś z buke, wojskowego, co zaszył się z dala od światowego zgiełku, gotując się do swojego inkyo. Wrażenie takie potęgowała podwójnie obecność tuż obok wspaniałej i bogatej świątyni jednych z najważniejszych - jeśli nie niemal najważniejszych - Fortun Rokuganu - Szczęśliwej Siódemki. Te potężne i znane jak Rokugan szeroki i daleki bóstwa cieszyły się chyba największą popularnością wśród wszystkich klas Szmaragdowego Cesarstwa, zatem ich świątynie rzadko kiedy narzekały na brak... czegokolwiek, właściwie. Sekta Siedmiu Fortun stanowiła prężną organizację, o czym kiedyś wspominał Hiroshiemu Asako Ichiro, sięgającą ponad i poza granice terytoriów Wielkich Klanów.

Tutejsza światynia sięgała ponad teren swojej posesji, ba! przytłaczała wszystkie dookoła swoją wspaniałością. Jej czteropiętrowa pagoda była zdobiona pracą setek rzemieślników, zdobiących ją na przestrzeni lat, a nawet wieków. Dziedziniec był kamienny, pełen pięknie rzeźbionych posągów. Świątynia miała też gaj, zapewne święty oraz staw pełen - jeśli wierzyć słowom przewodniczki - karpi.

- Przodek nasz - rzekła Naomi podczas gdy prowadzeni przez nią mężczyźni dotarli do tamtej części ogrodu - ufundował pierwszą świątynię. Oddał mnichom większą część ziem, w tym dwa święte miejsca, gaj, w którym widuje się Pana Mądrości oraz staw z rybami ukochanymi przez Daikoku z racji ich barwy.

W trakcie spaceru, Hiroshi dowiedział się wielu podobnie ciekawych rzeczy.

Posesja była skromna, jak na samurajskie standardy. Nawet przy licznych opowieściach, częstych przestojach przy wyjątkowo pięknych bądź po prostu ciekawych zakątkach, nie zajęło im wiele czasu obejście całego ogrodu.

Jednocześnie stało się jasne, że to nie byle jaka posesja. Tutaj bowiem Kakita Utsuzumaru, uznawany za głowę tej gałęzi rodu, założył swój dom. I tutaj jego potomkowie mieszkali przez całe lata, stulecia nawet. Aż do momentu, kiedy ich służba wymagała, by przenieśli się w inne regiony, pozostawiając honryo pod opieką wiernego gokenina, z wasalnego rodu Tsume.

Była jednak urządzona bardzo starannie, chciało się wręcz rzec, że z pietyzmem.

Były dwa przejścia do Świątyni Siedmiu, dwie bramy na zewnątrz posesji. Ogród otaczał posesję, ukształtowany będąc jednocześnie tak, by ochronić ją od południowo-zachodniej strony**, kierunku w którym zwykło się umiejscawiać bramę oni - a przez to i kierunek z którego przychodzą nieszczęścia, przynajmniej wedle słów różnorakich shugenja i mnichów - tak geomantów, jak onmyoudou jak i mistrzów feng-shui***, ale nie tylko. W ogrodzie szlaki wytyczał żywopłot, który potrafił niektóre miejsca uczynić kompletnie niewidzialnymi a także trudnymi do odnalezienia dla niewprawnego oka. Naomi zademonstrowała to na przykładzie uroczej Altanki Czterech Strażników, do której nie było jasno oświetlonej czy wytyczonej drogi. Nie, należało po prostu wiedzieć, że rosnący tam jałowiec można zręcznie rozgarnąć, by przez jego pozornie nieprzepustną i odstręczającą ostrością zieleń przestąpić.

Ukazawszy jednak to akurat miejsce, panna Kakita stanęła na ścieżce, okręciwszy się zręcznie ku wiedzionym przez siebie gościom i rzekła:

- Panowie, niestety w chwili obecnej Altanka jest zajęta. Moja wspaniała matka przygotowuje tam coś szczególnego - głos dziewczyny zabrzmiał lekkim śmiechem - zatem proszę panów o pójście dalej, abyśmy umożliwili jej skupić się tak, jak zwykła to lubić.

Z chwili na chwilę, Hiroshi czuł się coraz bardziej niezwykle. Pokazywano mu zapewne rzeczy drobne, opowiadano historie znane, ale jednak czuł wyraźnie, że został dopuszczony do konfidencji, że powierza mu się tę wiedzę w zaufaniu. Częste spojrzenia rzucane przez niebieskooką pannę Kakita upewniały się, że dostrzegł, że nie ma pytań, tempo było - co dostrzegł po dłuższej chwili - dostosowywane do jego kroków. Gdzie zwalniał, tam zwalniano, gdzie przyspieszył, tam kroki stawały się żwawsze.

W połowie spaceru, Feniks począł się całkiem nieźle orientować w rozkładzie przynajmniej kilku ścieżek, zapamiętał z grubsza około kilkunastu opowieści, z których trzy potrafiłby całe powtórzyć tak, aby siebie i słuchaczy nie zawstydzić, poznał też i mógł zapamiętać trzy ciekawe miejsca w ogrodzie pana Kakeru, nie licząc Altanki Czterech Strażników.

Pierwszym było dojo. Umieszczone na tyłach domostwa, było prostym, ascetycznym wręcz pomieszczeniem. Nie miało szyldu, cytatu, czy zdobień. Było czyste, proste i funkcjonalne jak nic innego dzisiaj. Były tu raptem trzy stojaki. Na jednym były włócznie, na drugim bambusowe shinai, na trzecim drewniane bokkeny. Shinai jak i bokkeny miały wielkość katan, były też na ich podobieństwo wykonane, drobiazgowo, nawet z rzeźbieniami tsub.

Drugim było drzewo wiśni. Właściwie trzy drzewka, które rosły na polance w północno-wschodniej części ogrodu, lecz przy jednym z nich, prastarym o przedziwnie skręconym pniu i rozłożystych gałęziach, obecnie przyozdobionych obficie lampionami z karteczkami w kopertach, dwa pozostałe niknęły, jak dwu młodych chłopców niknie przy potężnym i mrukliwym ojcu, którego wiek, doświadczenie i czyny każą obecnym zamilknąć z szacunkiem zaraz po pozdrowieniu. Było to jedyne miejsce, w którym Hiroshi zgubił wątek opowieści panny Naomi, a stało się tak dlatego, że uświadomił sobie coś.

Lampiony opisane pojedynczymi czarnymi kanji, z podczepionymi kartkami w kolorowych kopertach. Znał tę grę. Nie miał okazji w nią grać, lecz znał ją dobrze z opowieści, którym nie raz się przysłuchiwał. Zagadki logiczne, cytaty z Tao, historia, astrologia, teologia. Także poezja i oczytanie. Wszystko to pomagało w grze w zagadki. Oczywiście, to jeszcze nie mówiło wiele - nieznane pozostawały szczegóły rozgrywki, jej cel, warunki zwycięstwa, kto kiedy o zagadkę mógł poprosić - lub powinien. Czy kto zagadkę mógł dostać karnie i jeśli tak, jaką. Natomiast będąc w okolicy starego i poskręcanego drzewa Shiba mogli zauważyć, że dobrano zagadnienia cokolwiek preferencyjnie. Astrologia, teologia, Shintao, bushido, Dowodzenie Akodo-kami, występowały tak licznie, jeśli nie liczniej, niż Miecz Kakity, Kłamstwa Bayushi Tangena, a także kilka nieznanych Hiroshiemu tytułów, o których wnioskował, że są dramatami.

W tym miejscu też Naritoki podzielił się z nim swym spostrzeżeniem, wykorzystując kolejne przekomarzanki, jakie wszczął Doji Yasuhiko:

- Interesujące, Hiroshi. Czy wiesz, w jaki sposób Kakita-sama zdołał dodać splendoru swojej rezydencji, mimo obecności tak potężnego konkurenta jak świątynia, tuż obok? - Naritoki mówiąc to, rozglądał się dokoła.

Młodu bushi poszedł za jego przykładem, przypatrując się otoczeniu. Światła kolorowych lampionów powieszonych na gałęziach rzucały rosochate cienie, tworząc ciepłą mozaikę światła rozpościerającą się na trawie i drobnym żwirze ścieżki.

Nie, nie był pewien odpowiedzi na pytanie Naritoki. Splendor był przecież czymś, co każdy postrzegał inaczej, ceniąc odmienne rzeczy. Dla jednego splendor to bogactwo, kapiące złotem i odziane w jedwabie. Dla innego historia, niepomna na upływ lat tradycja, pozwalająca czuć dumę ze zdarzeń minionych i honoru samurajów dawno już zaliczonych do grona czcigodnych przodków. Dla niektórych splendorem było wyrafinowanie. Nie rzucająca się w oczy subtelność, smak i gust który wymaga wyćwiczonego umysłu by zostać w pełni doceniona.

Patrząc na pieczołowicie przystrojony ogród, Hiroshi podejrzewał, że gospodarz należał do tej ostatniej grupy. - Przez kontrast? - Zapytał patrząc na kręte, oświetlone ścieżki ogrodu, piękne, ale skoncentrowane na szczegółach, pozbawione wielkości i bogactwa ogrodów możnych. Nie było jadeitowych rzeźb. Był staw z karpiami i opowieścią o nim stanowiącą dla mieszkańców jego nieodłączną część. Nie było domu o piętrach sięgających nieba - była za to tradycja z której można było być dumnym. Nie było wyrafinowanych ozdób. Były lampiony czyniący z nie wyróżniającego się na pozór niczym konkretnym ogrodu piękne miejsce.

Świątynia przytłaczała, przerośniętą na tle nieba bryłą, gdy patrzyło się na nią spod tych drzew, w świetle tych lampionów. Przesadnie zdobiona, banalna nieomal.

- Taka była i moja pierwsza myśl - zgodził się z nim Naritoki - ale przeczy jej to, że ten umknie wielu, którzy nie mieli równie interesującej drogi od bramy. Drogi dobrze dobranej. Byśmy mogli dostrzec, co umknie innym, poznać rzeczy nie dla postronnych uszu. Poznałeś ciekawe osoby, Hiroshi. Jestem ciekaw wrażenia, jakie sprawił na Tobie pan tego domu. Masz drugą myśl?

- Iye. - Młody bushi pokręcił głową z pewnym zawstydzeniem - Jedynie przypuszczenia, które mogą być częścią odpowiedzi. - Rozejrzał się raz jeszcze po ogrodzie. - Wyrafinowanie przygotowań. Ekscentryczność, niezwykłość czyniąca z tego miejsca i jego pana tajemnicę. Dziedzictwo tradycji w domu starszym od sąsiadujących z nim świątyni... - rozłożył ręce w geście bezradności, spoglądając na brata z ciekawością - Żadne z tych przypuszczeń nie brzmi prawdziwie. Nie wiem więc.

Naritoki oszczędnym gestem wskazał na widoczny z tej perspektywy dom. - Flagi, Hiroshi.

Faktycznie, przed domem Kakita Kakeru widać było flagi oznajmiające obecność gości. Znaki były na różnej wysokości masztach, czasem koliste, czasem trójkątne, przy paru widniało motto, przy innych jedynie jakiś znak. Maszty rozstawione były tak naprawdę po całej posesji, i przez głowę Shiby przemknęła myśl, że każdy nauczyciel heraldyki mógłby wybrać to miejsce na egzamin - byłby on wystarczająco wymagający. Rozpoznawał znaki rodowe, szkolne i mony mówiące o zajmowanej pozycji - czasem wszystko razem widniało na jednym maszcie. Były wsród nich flagi Feniksa, z monem wyraźnie świadczącym o obecności sensei klanu. Obok lśniły bielą i ciemnym w tym oświetleniu błękitem flagi Żurawia. Kakita, Doji również ozdobione monem sensei. Flaga Azahina z zakrytym monem. Inne mony. Innego rodu. Do tego maszty były pogrupowane. Młody mężczyzna wiedział doskonale, że wszystko to ma znaczenie. I że potrzeba mu było znacznie więcej czasu, niż te kilka minut które upłynęły, nim Kakita Naomi mimochodem zasugerowała by poszli dalej, na przestudiowanie samych tylko imion, nazwisk i pozycji zaproszonych i oczekiwanych gości.

Trzecim interesującym miejscem był niewielki ogród medytacyjny. Trzy głazy, spłachetek piasku - zdawały się zupełnie nie na miejscu, uderzały niezwykłością, tym bardziej, że wykładana kamiennymi płytami ścieżka szła akurat pomiędzy nader wysokim żywopłotem, by nagle skręciwszy, wyprowadzić nią idących na widok zgoła nieoczekiwany, otoczony z trzech stron żywopłotem, z czwartej - murem posesji.


Przed domem, godzina Bayushi

Koniec spaceru nastąpił przed domem pana Kakeru. Tutaj prowadzeni przez córkę gospodarza goście mogli ujrzeć zastawione już stoły. Brakowało jedynie jedzenia, napitków oraz gości. Ponieważ Yasuhiko od momentu ujrzenia drzew wiśni był zajęty rozmyślaniami, których rezultatami dzielił się okazjonalnie z bratem Hiroshi, to młodzian - chcąc nie chcąc - stał się głównym rozmówcą urodziwej Naomi. Ta zaś rozmawiała z nim niezwykle serdecznie, Hiroshi nie był pewien, czy potrafiłby tak rozmawiać z kimś, kogo dopiero co poznał, tak, jakby tamten był długo nie widzianym przyjacielem.

Naomi jednak potrafiła. Była ciekawa świata, ciekawa jak postrzega go Hiroshi, przy tym postarała się, by poznać jego ulubione lektury, jego ulubione cytaty.

Czy czytał może “Zimę”, Kakita Ryouki?

Co sądzi o “Kłamstwach” Tangena? Czy sądzi, że są dobrą polemiką dla “Dowodzenia” Akodo-kami?

Tak, czytał choć nie całą - to na co zwrócił uwagę, to fragment dotyczący zakładu. I wierności Skorpiona. Kłamstwa i Dowodzenie natomiast, istotnie można traktować jako polemikę, jednak dla Hiroshi dzieła te wydawały się być bardziej manifestem sposobu postrzegania świata i mentalności obu klanów.

Czy dzieło Akodo nie uderzyło go jako miejscami niemal okrutne w swej surowości względem samuraja? A dzieło Tangena, czy nie było dlań we fragmentach dotyczących wrogów aż rażąco cyniczne?

Rozmowa trwała długo, jednak za każdym razem, kiedy Hiroshiemu zaczynało brakować odpowiedzi, gospodyni gładko potrafiła zmienić temat lub coś zręcznie podsunąć. Młody Feniks czuł jednak narastające skrępowanie - pierwszy raz rozmawiał z kobietą w ten sposób, tak długo, występując z takiej pozycji. Widok bliskiego już domu Kakita Kakeru wywołał w nim uczucie ulgi, które młodzieniec zręcznie ukrył.
Nim jednak weszli, Naomi-san zaskoczyła ich raz jeszcze:

- Sumimasen, Shiba-sensei, Doji-sama. Czy moglibyście wyjaśnić mi jedną kwestię, pozwalając Shiba Hiroshi-sama wejść i porozmawiać z mym ojcem? Powinnam wiedzieć, czy poważnie uraziłam Was, lub zanudziłam swoimi opowieściami. Przez dłuższą chwilę rozmawialiście jedynie we dwu, jedynie dworność Shiba Hiroshi-sama nie pozwoliła mu okazać znudzenia...
Słowa były żartobliwe, lecz przekaz jasny. Ojciec dziewczyny pragnął porozmawiać z jednym z gości honorowych.

Sam na sam.
 
Wellin jest offline