Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 21:57   #336
Wellin
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
Wnętrze domu, godzina Bayushi

Do domu wkroczyli zatem w nietypowej kolejności, nawet Hiroshi poznał, że jest ona sprzeczna z ceremoniałem - o ile można mówić o sprzeczności z ceremoniałem kiedy takie jest życzenie gospodarza. Yasuhiko, Naritoki oraz Naomi zostali z tyłu. Hiroshi wkraczał sam, zastanawiając się z niepokojem nad powodem takiej decyzji gospodarza.

Środek domostwa zmienił się niezwykle. Szybki rzut oka ujawnił cokolwiek zaskoczonemu wchodzącemu, że zdjęto chyba wszystkie ściany. Prawie wszystkie, poprawił się młodzieniec omiótłszy wzrokiem pomieszczenie. Zostały ściany odgradzające serce domu. Drzewko bonsai. Razem z jego strażnikiem. Przed nimi stał Kakita Kakeru, czekając. Widząc wchodzącego, mężczyzna uśmiechnął się i gestem zaprosił go bliżej.

- Shiba-san - ukłonił się lekko i z miłą dla oka gracją gospodarz, witając gościa. Hiroshi dostrzegł bez trudu, że starszy mężczyzna skłonił się znacznie głębiej niż poprzednio, choć lekkość i pewność ruchu nieco ‘spłyciły’ ukłon.

- Kakita-dono - odrzekł, skłaniając się również. Młody bushi w głębi duszy czuł zdenerwowanie. - Chciałeś ze mną rozmawiać?

- Shiba-san, byłem kiedyś świadkiem rozmowy Kakita Yoshio-sama z Doji Satsume-sama. Kakita-sama pragnął, by Pan Wszystkich Żurawi dał mu zgodę na prowadzenie negocjacji z Matsu w sprawie pewnej wendetty. To była trudna sprawa, polało się już sporo krwi po obu stronach. Doji-sama rzekł wtedy tak...

Głos gospodarza zmienił się. Stał się władczy, zimny i cichy. Zmienił się także jego ton.

- Yoshio. - imię cięło - Matsu mówią o tobie słabeusz. Kpią, że katana jest dla ciebie za ciężka. Nie pchaj się w tę sprawę. Ona cię dawno przerosła.

Kakeru spojrzał nad ramieniem Feniksa, gestem wskazał kierunek, ruszył, spacerowym krokiem.

- Shiba-san, byłem wmurowany. Znałem tę sprawę i uważałem, że mój młodziutki kuzyn - uśmiechając się do gościa, mężczyzna wyjaśnił - było to lata temu, Shiba-san - nim kontynuował - porywa się na nią z bardzo szlachetnych pobudek, lecz bez większej o niej wiedzy. Oczywiście, Yoshio skłonił głowę przed naszym władcą i wieczór toczył się dalej. Tego akurat dnia, podejmowaliśmy Doji Satsume-sama w Shiro Sano Kakita, domu rodzinnym mej wielkiej rodziny. - Głos Kakeru nabrał ciepła, charakterystycznego dla osób relacjonujących miłe sobie wspomnienie - Musisz kiedyś odwiedzić to miasto, Shiba-san. Ono jest piękne.

W tym ostatnim zdaniu było wiele uczucia. Wspomnienie było żywe przed oczyma pana Kakita, starczyło krótkie spojrzenie na jego twarz by nabrać takiej pewności.

[i]- Yoshio przygotował doskonały wieczór i wszyscy, także najważniejszy z gości, bawiliśmy się wtedy świetnie. Zabawa była tak dobra, że dwu zaciekłych dotąd rywali zdołało się pogodzić. Doji-sama, widząc to, zapytał mnie, czy mój kuzyn myśli, że to ukartowane przedstawienie zmieni jego zdanie. Odparłem, że głęboko wierzę, że zdarzenie nie jest ukartowane, Yoshio ma bowiem dar doprowadzania do zgody bez użycia miecza. Nie sądzę, by moje zapewnienie wypadło przekonywująco, ale mówiłem, w co wierzyłem. Pod koniec wieczoru, mój młodziutki kuzyn z uporem młodości poruszył sprawę, której doświadczony mężczyzna dałby już spokój. Satsume-sama lekko przekrzywił głowę - i gdybyś kiedyś go spotkał, młody Shiba, wiedz, że co usłyszysz potem, jest szalenie istotne, nieważne jakim tonem zostało zadane. Pan Wszystkich Żurawi zapytał wtedy tak...

- Wiesz ilu już tam zmarło?

Aktorstwo Kakity Kakeru było dobre. Jego słowa, ton i pauzy niosły w sobie wszystko, co potrzeba by ukąsić. Politowanie. Protekcjonalizm. Lekceważenie. I szczyptę litości. Podściełane rezygnacją, jaką człowiek mądry i cierpliwy wykazuje postawiony wobec krótkowzrocznego głupca.

- Tak właśnie zapytał - podjął Kakita-san - a przy tym pokiwał głową. A Yoshio... Yoshio powiedział hai. I wymienił wszystkich.

Kakeru stanął, odwracając się do swego młodego gościa. Doszli do wejścia do wnętrza domu. Młody bushi mógł, jeśliby zdjął oczy z opowiadającego, spojrzeć ponad jego ramieniem.

Być może dostrzegłby drzewko.

Być może dostrzegłby strzegącego go gada.

Nie ruszył spojrzenia.

- Doji-sama spełnił prośbę mego kuzyna i udzielił swą zgodę by to on zajął się tą sprawą. Żaden z nas, ani ja, ani Yoshio-sama, nie wiemy, czy gdyby wtedy zapytanie o tę sprawę padło po kolacji, to czy zostałaby ona rozpatrzona wedle życzeń gospodarza. A przecież życzeniom gospodarza należy ulec. Mówię Ci to, Shiba-san, ponieważ stoję dziś w tej samej sytuacji, co mój kuzyn. Chcę kogoś poprosić o ryzykowną rzecz, która może być w sprzeczności z jego planami. Nie mam nad tą osobą żadnej władzy. I wydaję na jej cześć kolację. To również mój dobroczyńca, tak jak Doji-sama pozostaje dobroczyńcą całego naszego Klanu. I długo zastanawiałem się, czy nie powinienem przedłożyć mej prośby po kolacji. W zgodzie z etykietą. Poczekać, aż zwyczajowo podziękujesz, zapytasz o moje życzenia, powiedzieć, że jest jeden drobiazg. I oto jesteśmy tutaj, we dwójkę, Shiba Hiroshi-san, ponieważ poprosiłem Asahina-dono, by przybył nieco później niż Ty.

Hiroshi mógł dostrzec rosnące zakłopotanie starszego samuraja. Kakita Kakeru denerwował się, mówiły o tym drobne gesty, nerwowość ruchów, wędrujące spojrzenie. Akurat, kiedy bushi Feniksa dostrzegł to ostatnie, oczy Kakity wbiły się weń, jakby pragnąc poznać odpowiedź przed zadaniem pytania.

- Shiba Hirohi-dono, pragnę poprosić Asahina-dono, by ustalił tożsamość stojącego za tym atakiem na mój dom. Chcę to uczynić, ponieważ uważam, że Fortuny mu sprzyjają. Jednak przebiegłość tego człowieka jak i status Asahina-dono, czyni tę sprawę dlań niebezpieczną. Mam powody by twierdzić, że już rozpoczęto zemstę przeciw niemu, za jego rolę w tej sprawie. Nie przedłożę mu więc mojej prośby, o ile Ty, panie Shiba, nie zgodzisz się, by mu towarzyszyć.

Hiroshi odruchowo skinął głową, na znak zrozumienia. Następnie wziął powolny, kontrolowany oddech.

- Dziękuje Panie za opowieść. - zaczął cicho, chcąc zyskać kilka chwil czasu na uporządkowanie myśli. Pierwszą z nich była naturalna w tej sytuacji chęć udzielenia natychmiastowej zgody. Kolejna jednak, pojawiająca się uderzenie serca później nabrzmiała zjadliwą ironią: Kakita Kakeru nie zostawił mu wyboru.

Nie mógł odmówić. Nie gdy Asahina Si-Xin-dono miało grozić niebezpieczeństwo. Nie, po takim przyjęciu w tym domu... Zamarł na moment. ...po takim przyjęciu. Po takich komplementach Naomi. Po takim poczuciu, iż jest przyjacielem rodziny... Siłą woli odpędził od siebie te myśli, by nie zdradzić wyrazem twarzy jak dokładnie odebrał słowa gospodarza.

- Hai. - powiedział za to zdecydowanie, krótko skinąwszy głową. - Jeśli Asahina Si-Xin dono zechce podjąć się tego zadania będę mu towarzyszył, tak długo jak pozwoli mi na to giri względem rodziny i klanu. - W tej sytuacji i w tej chwili nie mógł przecież powiedzieć inaczej.

- Arigato, Shiba Hiroshi-san - rzekł z wyraźną ulgą gospodarz, przez długą chwilę patrząc na Feniksa ze sporą sympatią.


Przed domem, godzina Bayushi

Wychodząc z domu, patrzący na świat trzeźwiej niż przed kilkunastoma jeszcze minutami młody bushi wyliczał w myślach wydarzenia ostatnich dwu dni starając się spojrzeć na nie obiektywnie, z perspektywy z jakiej powinny być obserwowane.

Fakt: Kakita Kakeru pomimo dzisiejszego przyjęcia nie żywił przyjaźni do Asahina Si-Xin. Nie znał go. Był więc wdzięczny, ale nie czuł przywiązania. Fakt: podobnie nie żywił przyjaźni do Feniksów. A więc dług czy nie, naturalnym było dla niego wykorzystanie sytuacji w pełni. Działając dla dobra rodziny robił tak przecież każdy. Aby poprawnie wykorzystać okazję musiał zaaranżować sytuację w której odmowa ze strony shugenja byłaby trudna.

Hiroshi skinął sam do siebie głową, jakby na potwierdzenie swych myśli.

Pierwszym elementem było przyjęcie, znacznie bardziej wystawne, bardziej huczne niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Ilość starań jaką włożył w przyjęcie Kakita Kakeru była trudna do ogarnięcia - podobnie jak koszt uczynienia tego tak szybko, w ciągu niespełna doby. Drugim zapewne argumenty, których Hiroshi nie znał. Trzecim, równie ważnym jak dwa pierwsze elementem, była zgoda samego Hiroshi. W ustach sprawnego mówcy zgoda ta stanowić będzie potężną broń. Asahina czując się zobowiązanym wobec niego miałby duże problemy z odmową, nawet gdyby chciał odmówić.

Młody bushi westchnął. To bolało. Konieczność rewizji swego wyobrażenia o sytuacji, myślenie o tym co zostało zrobione by zapewnić dokładnie taką reakcję.

Przyjęcie wydane na ich cześć... czemu było takie jakie zastał? Czy tylko przez wdzięczność, czy także przez kalkulację? Status gościa w Kosaten Shiro... czy nie było to także narzędzie, które przydać się mogło śledczemu? Stosunek Naomi, spacer po ogrodzie, “Shiba-no-yuusha” i duma jaką wtedy czuł... na ile były szczere? Na ile były także, a może nawet przede wszystkim, efektem dyplomacji? Gry aktorskiej eksponującej jedne emocje, ukrywającej inne. Wprowadzającej pewien nastrój, konwencję rozmowy. Naomi przez cały ten czas spaceru po ogrodzie dokładała wszelkich możliwych starań by poczuł się jak członek tej rodziny. Jak drogi przyjaciel. Teraz - tu młody bushi uśmiechnął się niewesołym uśmiechem - wiedział już czemu.

Żurawie były klanem który doprowadził sztukę uprzejmej manipulacji do perfekcji. Strategia polegająca na zapędzeniu ofiary pod ścianę za pomocą komplementów i zaszczytów. Młody bushi raz jeszcze skinął do siebie głową. Został wykorzystany, ale nie mógł żywić urazy za sposób w jak zostało to przeprowadzone. I to nie tylko na zewnątrz, lecz nawet w skrytości serca. Kawałki układanki pasowały do siebie idealnie.


Przy drzewku, godzina Bayushi

Kiedy zebrali się znów wszyscy, lecz przed przybyciem wszystkich gości, Kakita Kakeru zaprosił ich do sanktuarium swojego domu. Faktycznie, drzewko było. Gada Hiroshi nie zobaczył, co częściowo powitał z ulgą, a częściowo z rozczarowaniem. Wręczanie prezentów było stosunkowo proste. Pierwszy wręczał gość honorowy, jedyny obecny dotąd.

Hiroshi wysunął się przed towarzyszy i niosąc w wyciągniętych rękach namalowany przez siebie obraz. Był mniej zdenerwowany był obawiał się, że będzie - i znacznie mniej podekscytowany. Zbliżając się do gospodarza nie mógł powstrzymać myśli, że jedyny mający dla gospodarza znaczenie prezent został już mu wręczony, kilkanaście minut temu.

Stanąwszy przed Kakita Kakeru ofiarowal mu swój obraz z głębokim ukłonem.

- Panie, zechciej przyjąć mój podarunek.
 

Ostatnio edytowane przez Wellin : 28-06-2011 o 18:29.
Wellin jest offline