Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 22:10   #29
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trudno było dogadać się z kimkolwiek z załogi - ci, którzy nie zostali dopadnięci przez harpie, mieli na twarzach oszołomienie, przerażenie, apatię - albo wszystko na raz. W końcu jednak Tulli wydobyła od jakiegoś majtka obietnicę zdobycia wody i po dłuższych perturbacjach dostała nawet niewielki cebrzyk. Teraz tylko znaleźć Tallamira albo kogokolwiek, by pomógł jej przy opatrunku. Pomyślała o kapłanie, ale był chyba zajęty na pokładzie - Ebberk był w dużo gorszym stanie, a zapewne i wielu marynarzy potrzebowało pomocy. Trzymając w jednym ręku łuk, a w drugim ceber, skierowała się w stronę śródokręcia.
- A ty gdzie łazisz? - ofuknął ją Murion. - Nie możesz, jak każdy porządny ranny, poczekać cierpliwie? Tylko więcej krwi tracisz.
- A ty co myślisz? Że strzały się same pozbierają?
- odparowała z lekkim grymasem- koszula przysychała już do rany. - Jeszcze mi brak, żeby marynarze powyrzucali je razem z ciałami do morza... Mam już wszystkie. - Poruszyła ramieniem, na którym spoczywał skrwawiony kołczan. Ciemne włosy dziewczyny wisiały w strąkach zakrzepłej krwi.
- Zanim oni zaczną robić porządki - odparł Murion - to minie jeszcze trochę czasu. Poza tym jest jeszcze... - Rozejrzał się w poszukiwaniu Tallamira. - No fakt, nie ma twojego braciszka, który mógłby to zrobić za ciebie. A teraz stań spokojnie, żebym nie musiał za tobą biegać. Wolisz tu, czy pod pokładem? - spytał.
Wzruszyła ramionami, wskazując mu cebrzyk z wodą. Poczuła, jak przyschnięty materiał ściąga jej skórę i piekący ból smagnął łopatki.
- Polej mi plecy wodą najpierw, żebym mogła spokojnie zdjąć te strzępy. Majtkowie i tak mają syf na pokładzie, posprzątają potem. Rana nie jest groźna, ale piecze jak demony. A co do strzał... Mój mistrz zawsze mawiał: nakarm najpierw konia, potem siebie i opatrz najpierw swoją broń, potem siebie. Właśnie to robiłam, doglądałam broni. Teraz czas na mnie.
Murion nic nie powiedział. Na głupotę nie było lekarstwa, na niby mądre nauki - też nie. Każdy musiał się na własnej skórze przekonać, co i kiedy jest najważniejsze.
- Jeśli to słona woda, to może troszkę zapiec - uprzedził. - Ale morska woda jest lepsza na rany - dodał, tłumiąc uśmiech.
- Zawsze tyle gadasz? - mruknęła, odkładając łuk i odwracając się do niego tyłem. Kołczan położyła obok łuku i odgarnęła włosy z karku, pochylając lekko głowę. Murion mógł zobaczyć szramy po pazurach, ślicznie i symetrycznie dzielące nie tylko czerwoną koszulę, ale i śniadą skórę pod spodem. Zaschnięta plama krwi obejmowała całe plecy i malowniczo sięgała pośladków.
- Na drugi raz jednak zgłoś się szybciej - zaproponował. Idiotka jakaś. Kto widział tak o siebie nie dbać.
Nie żałując zbytnio wody polał plecy Tulli i spróbował, w miarę delikatnie, odkleić koszulę. Udało się bez sprawienia jej bólu.
- Jak chcesz, to już możesz ją bez problemu ściągnąć - powiedział.
Położył dłoń na medalionie, przez moment się koncentrując.
- Rawatan luka ringan - wypowiedział magiczną formułę, podobnie jak podczas zajmowania się ranami Ebberka. Srebrno-błękitne światło spłynęło z jego palców. Rany natychmiast się zasklepiły.
Wgryzający się w ciało ból ustąpił lekko, gdy chłodna woda chlusnęła po plecach - Tulli stała nieruchomo, czując, jak dłonie Muriona manewrują przy koszuli, odrywając ją delikatnie. Potem uniosła ją, chwytając z tyłu strzępy rozdartego materiału. Dziewczęce, smagłe plecy, mokre i pokryte różowiejącą wodą znaczyły pręgi po szponach, które na szczęście omsknęły się, zamiast wyrwać kawał ciała. Na jej szczęście... Kiedy kapłan skończył, Tulli powiedziała tylko krótko:
- Dziękuje... wolę rozebrać się w kajucie, niż paradować po pokładzie jak..jak harpia jakaś - uśmiechnęła się dość krzywo, musiała jeszcze przeprać koszulę i jakoś spróbować ją połatać. Pojęcia nie miała, czemu Murion wydawał się na nią wcześniej złościć. Przecież nie zrobiła nic złego, prawda? Kucnęła, by podnieść łuk, mokra koszula interesująco oblepiła jej ciało, przywierając jak druga skóra.
Na pokładzie, pod pokładem... żadna prawdę mówiąc różnica. Zapewne użył zbyt dużo wody, bowiem koszula niewiele pozostawiała miejsca na domysły.
- Uważaj trochę na siebie, bo straciłaś nieco krwi - powiedział, słowem nie komentując widoków, jakie mu, i nie tylko jemu, zaprezentowano. - Na to magia niewiele poradzi.
Tulli wstała, podnosząc łuk i kołczan, przyglądając się Murionowi zmrużonymi oczyma.
- Poradzę sobie. jestem duża i silna, sama sobie wiążę sandały i w ogóle - odpowiedziała tylko, chcąc się odwrócić, by odejść.
- Widać od razu, że nie jesteś małą dziewczynką - odparł Murion. - Ale i tak zapamiętaj moje słowa.
Uśmiechnęła się. Czasami nawet był zabawny, nie tylko irytujący.
- Będę pamiętać - skinęła głową, po czym odeszła w stronę kajuty.

Murion najchętniej poszedłby w jej ślady, ale miał jeszcze trochę pracy na pokładzie. Nie wszystkim marynarzom udało się uniknąć ciosów zadawanych przez harpie, niektórzy wymagali pomocy kapłana, jednak, na szczęście, żaden z nich nie wyruszał w ostatnią podróż.
Dość dużo czasu minęło, nim Murion mógł ponownie usiąść pod zdewastowanym nieco płóciennym daszkiem i zająć się swoją bronią.

Ubierający sie szybko Tallamir stwierdził, że ta cała rozróba z harpiami kosztowała ich stanowczo zbyt wiele. Kilku marynarzy, pomimo wysiłków obrońców padło. Inni byli ranni. Doskonale wiedział, przynajmniej ze słyszenia, że broń harpii niekiedy jest obsmarowywana jakimiś świństwami. Wredne trucizny, czy coś takiego. Martwił się szczególnie o siostrę, której nawet nie chciał nic mówić na temat swoich przypuszczeń. Lepiej było udać się do zapracowanego kapłana oraz spytać go po cichu, jak to widzi. Pewnie bowiem Murion znał się na tym znacznie lepiej i mógłby go uspokoić. Jeszcze po drodze złapał siostrzyczkę oraz uścisnął ją, zaś potem podszedł do kapłana czekając momentu, kiedy będzie mógł go spokojnie spytać nie przeszkadzając w pracy.
- Nie mieliśmy jeszcze okazji specjalnie porozmawiać Dziękuję za interwencję wtedy, podczas walki. Czy rana siostry jest … chciałem spytać, czy to coś poważnego? Ona zawsze robi za twardziela, ale wiesz jak jest … nie przyplątało się tam jakieś świństwo? - pytał niegłośno, by nie wzbudzić jakichkolwiek sensacji, czy nieprzyjemnych przypuszczeń, które wszak mogły okazać się nieprawdziwe. Właściwie niepłonną miał nadzieję, że tak właśnie jest. - Ponadto, jak Sid? - dodał po chwili nie za bardzo wiedząc, jak się spytać. Dziewczyna wyglądała bowiem na nieźle okaleczoną, jednak mogła być to krew harpii, ponadto nie wiedział, jak zareaguje na takie wścibstwo. Lubił białowłosą wojowniczkę, która tyle mu pomogła, ale przede wszystkim była miłą, sympatyczną dziewczyną. Lecz jednak nie zła jej na tyle, by wiedzieć, czy może się tak wtrącać. Zaś jedno słowo czy dwa od Muriona, typu “wyjdzie”, albo “drobiazg” uspokoiłoby chłopaka.
- Nic jej nie będzie - odparł Murion, milczeniem pomijając podziękowania. - Ani jednej, ani drugiej. Obie potrzebują tylko dużo wody. Tulli zdaje się o siebie zadbała, ale gdybyś pomógł Sidhe... Tylko wiesz, rozsądnie. Niektóre niewiasty mają przesadne poczucie własnej wartości. Samodzielność i takie tam... Próbę pomocy mogą odebrać... negatywnie. Ale z pewnością dasz sobie radę. Jej by się przydała balia z wodą, ale tutaj zapewne musiałbyś załatwić beczkę. - Uśmiechnął się. - Nie można jej wrzucić do morza i pociągnąć za statkiem - dodał.
- No absolutnie nie można - dodał Tallamir pospiesznie, może nawet zbyt pośpiesznie. - Dziękuję - przyznał po chwili. - Rzeczywiście to dobra nowina, uspokoiłeś mnie - uśmiechnął się wdzięczny do kapłana, który wykonał naprawdę solidną pracę. - Dobra robota - pozwolił sobie klepnąć go po ramieniu, potem spłynął szukać beczki. Murion jak mało kto pewnie potrzebował odpoczynku.
 
Kerm jest offline