Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 22:18   #44
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Vergil nie wiedział co ze sobą zrobić, powiedział Nancy, że to może być ostatnia taka wolna chwila w ciągu nie wiadomo jak długiego epizodu, zaproponował, aby siostry Sulivan spędziły hetrochę czasu razem. Wiadomo bał się o nie, ale w mieście raczej nic im nie groziło. Gdy one poszły się zabawić, został sam jak palec. Szedł właśnie którąś z głównych uliczek Luny, gdy zobaczył ławeczkę ustawioną pod jakimś samotnym drzewem. Opadł na niej. Delikatny nocny,pustynny wiatr owiewał jego blade lico rozwiewając przy tym jego czarne włosy. Oczy skierował ku gwiazdom, które piękne świeciły. Czuł się dość nostalgicznie, siedział sam być może ostatnią noc w życiu. Ale przecież prawie życie spędził właśnie w samotności więc nie powinno mu to przeszkadzać. Błąd, ostatnie wydarzenia coś zmieniły w tym chłopaku, stał się być może bardziej otwarty, czuł potrzebę przebywania z innymi. Westchnął głęboko, i bezruchu wpatrywał się w sklepienie.

Egon rozpalił małe ognisko przed wejściem do stajni, by mieć wystarczająco dużo światła potrzebnego mu do pracy. Ustawił w pobliżu skrzynkę i na niej ułożył potrzebny sprzęt. Protetyk odłączył swoją mechaniczną dłoń ukazując tym samym ukrytą spawarkę. Uklęknął przy skrzynce i zaczął modyfikować rewolwer doktora Ronterberga. Wyłamując rękojeść jedosiecznego, krótkiego miecza, przyspawał na stałe gołe ostrze do magnuma tuż za bębenkiem, wzdłuż lufy. i obwiązał kolbę tak, by broń dobrze leżała w dłoni.




Odłoszywszy skończony gunsword Egon wziął się za przerabianie swojej mechanicznej dłoni. Tym razem ułamał rękojeść miecza dwusiecznego a ostrze przyspawał do zewnętrznej strony mechanicznej dłoni, tak, by po przyłączeniu dłoni z powrotem na miejsce, ostrze szło wzdłuż przedramienia tworząc prowizoryczną tarczę. Wyżłopał też w klindze otwór, przez który mógł szybko wystrzelić strumień ognia. Następne godziny Egon spędził na szlifowaniu detali.
Drzwi do stajni otworzyły się. Do pomieszczenia wkroczył mężczyzna było już ciemno, doktor wyglądał niemal jak cień który szybko zbliżał się do Egona. - Nie wypiłeś wody którą zostawiłem Tobie... - Doktor podał mu kufel - Szkoda by się zmarnowała, poza tym, pracujesz tutaj przez cały czas... Nie chcemy żebyś zasłabł prawda ? - Doktor uśmiechnął się - Nie sądzisz, że powinieneś odpocząć ? W końcu podobno jutro czeka nasz ciężki dzień, ahh.. Uwielbiam noc, czyż to nie jest wspaniała pora ? William podparł się o jedną ze ścian.
Egon wziął kufel od doktora i jednym haustem wypił całą jego zawartość. -O mnie się nie martw, Will. Przywykłem już do zarywania nocek, w moim fachu zdarza się to bardzo często.- odpowiedział protetyk. Wstał i podniósł z ziemi gunsword. -Jest nieco cięższy niż wcześniej, ale dla ciebie to chyba bez znaczenia, co? - uśmiechnął się i oddał podrasowanego magnuma wlaścicielowi.
- Ha ! - wykrzyczał radośnie - To jest niesamowite, przecież to wygląda wspaniale - Dokotora kusiło by dotknąć ostrzę tak też zrobił, broń okazała się niesamowicie ostra i bez problemów rozcięła skórę lekarza. Ten chwilę popatrzył ze zdumieniem na swoją nową broń - Niesamowite mogę używać tego, do amputacji ! W jaki sposób zostało to stworzone ? Jest niemal tak skuteczne jak skalpel... heh, ludzka pomysłowość zawsze będzie mnie zaskakiwać - Powiedział William przyglądając się swojej ulepszonej broni.
-Yyy, ja to tylko zespawałem, nic nadzwyczajnego, każdy rzemieślnik potrafiłby to zrobić.- powiedział Egon drapiąc się po potylicy. -Ale cieszę się, że ci się podoba. Tylko nie wymachuj tak tym ostrzem bo wszystkich wokół powyrzynasz, jeszcze będzięsz miał okazję się nim pobawić. - Protetyk spakował sprzęt i nieużyte części do plecaka, po czym wziął się za gaszenie ogniska. -Co powiesz n mały spacer? Muszę rozprostować kości.
Towarzysz po przyglądał się jeszcze przez chwilę porządkom, ale nie przyszło mu do głowy, by mu pomóc. Po prostu, zbyt bardzo zafascynowało go ostrze, które to stworzył dla niego Egon, broń była niemal doskonała, lekarz nawet nie wyobrażał sobie że może być tak dobrze, jednak kiedy doszedł do niego, otaczający go świat, jego przyjaciel zdołał już posprzątać. - Egonie, coś mó... Ah, tak spacer to jest wspaniały pomysł, po spacerować przy ciemnym niebie w także nieprzyjemny dzień ale teraz jest noc prawda ? Noc, która to może przynieść to wiele zmian, czyż to nie wspaniałe ? Chodźmy Egonie ! - Doktor postanowił by to towarzysz wybrał drogę, wskazując ręką
Męzczyźni ruszyli główną ulicą. Egon zamyślił się i przez dłuższą chwilę nic nie mówił, kiedy ocknął się ze swojego zamyślenia, zapytał. -Will, co myślisz o tych wszystkich najemnikach? sądzisz, że dadzą sobie radę?
Podczas podróży przez pewien czas, panowała względna cisza, nic się nie działo, nikt nic nie mówił, aż do czasu. Kiedy to padło pytanie z ust Egona, wówczas William spojrzał na niego i powiedział - Zależy, co masz na myśli mówiąc, “dadzą sobię radę” Nie możemy zapominać iż zapewne każdy z nich, ma już jakieś sukcesy w swojej... “Profesji” jednakże tym razem muszą współpracować, więc nie zdziwię się jeśli ich tak zwana “etyka” nie znajdzie tutaj miejsca i wybiją się wszyscy dla Pieniędzy... - Doktor powiedział, bez żadnych emocji.
-Święta racja, przyjacielu. W pojedynkę ci ludzie mają wybitne dokonania, jednak z własnego doświadczenia wiem, że praca zespołowa wśród najemników to żadkość. Do współpracy potrzebne jest zaufanie, a najemnik nie ufa nikomu. Boję się, że gdy dojdzie do walki, oni wszyscy rzucą się do boju bez żadngo planu działania.....- zamilkł na chwilę zastanawiając sie nad odpowiednim doborem słów. - Oni prawdopodobnie wszyscy zginą.... Obiecaj mi, że gdy sprawy wymkną się spod kontroli, weźmiesz nogi za pas i w razie potrzeby zrobisz użytek ze swojego magnuma....
- To... Naprawdę zaskakująca prośba, cóż.. Mogę Cię zapewnić iż nie mam zamiaru zginąć, oraz nie mam zamiaru pozwolić komukolwiek odejść z tego świata. Sądzę że powinniście dożyć swojego wieku, by poznać ten świat chodź w małym znaczeniu tego słowa -
William zastanowił się chwilę nad sensem ostatniego zdania - Ale rozumiesz co mam na myśli prawda ? Otóż chodzi o fakt, że zbyt szybo umiera wasza racja, jak i na pewno trzeba dbać o taki żywot... - Doktor widocznie pogubił się.we własnych myślach
- Ech, doktorku, twoja upartość zapędzi cie kiedyś do grobu.- roześmiał się Egon i wraz z przyjacielem ruszyli dalej.
Kiedy mężczyźni przechadzali się przez miejscowość, przemierzali to kolejne alejki tej małej miejscowości, która była w opłakanym stanie, niektórzy płakali, inni jeszcze palili szczątki swoich bliskich w obawie przed powrotem do świata żywych, wtedy to mężczyzna spostrzegł swojego byłego rozmówcę.
- Poczekaj Egonie. Jest pewna sprawa, widzisz tego mężczyznę - wskazał na chłopaka siedzącego na ławce pod małym drzewem - Widzisz go ? Znam go, chodź musimy z nim pomówić, jest to jedna z niewielu osób, naturalnie poza tobą, która jest godna naszego zaufania... - Powiedział po cichu, chwilę później, mężczyźni znaleźli się tuż koło niego, wtedy to doktor szturchnął go - Veirgil ? Słyszysz mnie ?
Nagłe słowa wytrąciły Vergila jakby z transu, ku jego miłemu zaskoczeniu tym który go zaczepił nie był nikt inny jak jego ulubiony lekarz.
-Słyszę cię Williamie głośno i wyraźnie.-Opowiedział z uśmiechem powoli przenosząc wzrok z gwiazd na twarz dhampira. Gdyby nie to, że sam ma bladą cerę jak prześcieradło mógłby powiedzieć, iż staną oko w oko z duchem.
William spoglądał chwilę na bladego mężczyznę, po czym powiedział - Jak by nie patrzeć nie wyglądasz zbyt dobrze. Napewno nie potrzebujesz witamin ? Szczerze mówiąc może to być efekt... Wiesz czego, jednakże jeśli tak nie jest możesz mieć spore problemy... - William przemówił bez uczuć, po chwili jednak na jego ustach pojawił się lekki uśmiech - Pamiętasz, jak wspominałem, iż chciałem Tobie kogoś przedstawić ? Otóż właśnie to ta Osoba - Egon, jednen z najwspanialszych ludzi jakich spotkałem, niesamowita osoba o niezwykłych umiejętnościach, pomagał mi także w szpitalu, wiele osób to dzięki niemu dożyje poranka... - Egonie, osoba którą tutaj widzisz, nazywa się Veirgil, jest jednym z tutejszych wojowników, co jednak jest wartę zaznaczenia, posiada umiejętności oraz miał posiadał już niezwykłe przygody, w tym walkę z królewskimi, swoją drogą Ciekawe czy mój Ojciec był królewskim... ehmm... Tak, wracając do tematu. Posiada w przeciwieństwie do tamtych wojów uczucia, oraz niezwykłą inteligencje cóż, w końcu wytrzymał rozmowę ze mną, a patrząc w obłęd trzeba mieć niezwyklę silną wolę. Poza tym, łączy was także wspólna tajemnica, dlatego też prosiłbym byście szczególnie na siebie uważali - Mam na myśli tutaj, walkę otóż Ja i Egon nie jesteśmy wojownikami dlatego też będziemy mogli Cię wesprzeć innaczej, Egon jak wspominałem jest niezwykłym technikiem, jest w stanie naprawić wszystko - Pamiętałem jak nazywa się tamta profesja, niestety zapomniałem - Powiedział ze zmieszaną miną - Ale, tak więc... Hm. Ah tak, naprawi niemal każdy przedmiot, ba ulepszy go nawet... - William nachylił się do bladego mężczyzny, po czym powiedział po cichu - Powiedz swojemu koledze... Że mam dla niego niespodziankę.... - Po czym uśmiechnął się szyderczo
-Williamie nie do wszystkiego można przypisać medyczną regułkę, nic mi nie jest.-Odpowiadam mu z uśmiechem.
-Niezwykle miło mi cię poznać Egonie, tak jak wspomniał nasz wspólny przyjaciel jestem Vergil, łowca.-Mówię do inżyniera ze szczerym, przyjaznym uśmiechem.Po czym nachylam się w stronę doktora i szepcę.
-Nie muszę mówić on słyszy co się dzieje do okoła.
-Mi też miło cię poznać, Vergilu łowco. Muszę przyznać, że odkąd mieszkam w obozie, nie widziałem jeszcze żadnego podobnego ci najemnika.
- odpowiedział Egon. -Dla sprostowania, jestem kowalem - protetykiem, a doktor nieco wywyższa moje zdolności.
William spoglądał przez chwilę na towarzyszy, po czym dodał coś od siebie - Cóż, czy ja mogę cokolwiek wywyższać ? Mówisz jakbym nie miał pojęcia o czym mówię, ale twoje czyny świadczą za twoje umiejętności. Ah, tak, tak - Doktor zamyślił się - Skoro jutro mamy ciężką misje do spełnienia, dlaczego przez całą noc nie położyliście się spać? Jeśli mamy “walczyć” z wampirem, winniście być w formie! Prawda!? - Lekarz starał się przemówić do rozsądku towarzyszą - Poza tym, jeśli nam się nie uda, będziemy gorzej smakować... Tak “nieświeżo” Tak w ogóle to wziąłbym kąpiel!
-Pewne właściwości powodują, że ja nie potrzebuję snu, przynajmniej nie tyle co zwykły zjadacz chleba
.-Vergil mówi spokojnie, wygodnie rozsiadając się w ławcę. O ile kilka po zbijanych desek na coś wspólnego z komfortem.
-Nie pouczaj starszych, doktorku.- roześmiał się Egon. -Przecież nie wpadniemy w zasadzkę zaraz po wyruszeniu w drogę. Podróż szybko mija, gdy się ją prześpi, nieprawdaż?- Protetyk usadowił się na ławce obok Vergila. -Czuje się troszke wyalienowany, gdy tak szepczecie... No cóż, rozumiem, sprawa dla młodych.- zarechotał.
-W zasadzie mogę ci powiedzieć, skoro doktor ci ufa, jednak nie zademonstruję tej istoty Tobie, ponieważ efekty ostatniej prezentacji mogę odczuć do teraz.-Mówię w stronę nowo poznanego mężczyzny.
-W rzeczy samej chodzi o mojego pasożyta, który to niezwyklę za intrygował doktora.-Mówię w roli sprostowania, naszego troszkę nie kulturalnego zachowania.
-No No, koło tajemnic się powiększa.- zamyślił się Egon. -Mamy już lekarza pówampira i chłopca z pasożytem. Jako że zdradziłes mi swoją tajenicę, ja zdradzę ci moją, w ramach zabezpieczenia. Otóż moja najukochańsza żona jest wampirem.- Protetyk spochmurniał i wlepił wzrok w gwiazdziste niebo.
Czarnowłosy łowca zauważył negatywną zmianę nastroju u rozmówcy ale ciakawość nie pozwoliła mu nie zadać kilku pytań.
-Wybacz. Ale jak to możliwe, że nie zostałeś przemieniony? Widziałem wiele takich związków. Chodź nie to złe określenie. Polowałem na wile takich par, jednak w każdym z tych przypadków mężczyzna zmieniony był w z ghula bądź też niższego wampira.
-heh, nasz związek jest zupełnie inny. Widzisz, moja żona, Junona, była człowiekiem. Piętnaście lat temu w naszej wiosce kończyła się woda, więc zgłosiliśmy się na ochotników na wyprawę do najbliższych oaz. Zaskoczyła nas noc i jak się możesz domyślić, zaatakował nas wampir. Powybijał dla zabawy pól ekspedycji, drugą połowę zaś poranił, stąd ta mechaniczna ręka.- Egon podniósł prawą dłoń by jego rozmówca mógł się jej przyjrzeć. -Junonę spotkał najgorszy los. Ten bydlak ją pokąsał i zamienił w wampira.- Mężczyzna głośno westchnął. -Widujemy się czasami, ja z Juno.... nawet nie wiesz jak to trudne powstrzymywać się przed dotykiem...- Egon zamilkł spoglądając w przestrzeń.
Doktor przez dłuższą chwilę jedynie przysłuchiwał się rozmowie towarzyszy. Stał jedynie licząc że wreszcie zacznie padać deszcz. Nie pamiętał tego uczucia, musiało to być niezwykle dawno temu... Albo jego pamięć staję się słabsza chociaż to niemożliwe - Wiesz Egonie, niektórzy by wszystko oddali, jedynie po to by móc porozmawiać ze swoimi bliskimi. Mimo że z jednej strony ten lost jest niezwykle okrutny, to jednak możesz znaleźć w nim jakieś zalety. Między innymi właśnie tę rozmowę, mimo iż brak w nim dotyku czy innej ludzkiej potrzeby, to mimowszystko masz ten psychiczny spokój, spokój który zapewnia Ci świadomość tego iż jeśli potrzebujesz pomocy, możesz na Nią liczyć... Mimo to że jest kilkakrotnie silniejsza od Ciebie, szybsza i możesz robić jej za obiad ! - Dodał niespodziewanie , cóż widać taka natura Williama strzelić coś głupiego bez przemyślenia.
I znów w głowię Vergila zaczęły się kłębić jego głupie wywody filozoficzne którymi oczywiście przez zbyt długi język podzieli się z innymi.
-A nie myślałeś Egonie, czy nie lepiej było by zostać przemienionym?-To co mówił po chwili wydało mu się niewiarygodnie głupie, patrząc na to z perspektywy łowcy pewnie powiedział by, aby strzelić jej między oczy. Jednak uczucia to coś głębszego na to nie ma reguły.
-A tak swoją drogą Williamie dhampiry są długowieczne?
Słysząc komentarz Williama, Egon się nieco rozpromienił. -Myślę o zmianie przy każdym spotkaniu, Vergilu, ale nie mogę. Gdy widzę jak ona cierpi, jak brzydzi się siebie chcę to zakończyć, ale zbyt bardzo ją kocham, by ją zabić.... Złożyłem jej obietnicę, że moje serce będzie bić za nas oboje, dzięki temu Juno będzie choć odrobinę żywa. - Protetyk podrapał się w potylicę. -Nie oczekuję, że mnie zrozumiesz, młodzieńcze. Zrozumiesz to być może, gdy odnajdziesz swa miłość.
- To zależy jaki czas uważasz za “długowieczny” z tego co wiem, być może 800-900 lat... Jednak czy jest to wiek fascynujący ? Nie, najbardziej boję się tego iż przez ten czas, za bardzo przyzwyczaje się do tego stanu... Chociaż naturalnie muszę tyle przeżyć - Uśmiechnął się doktor- Jeśli zaś chodzi o Egona... Cóż, rozumiem Cie, nie musisz nic już o tym mówić... Jednak zawsze mnie ciekawiło, jakby krew wampira na mnie działała... Toż to jest dla mnie, coś niezwykle interesującego jak i zarazem “fascynującego”... - Powiedział tym razem szeroko uśmiechnięty
-Ja przepraszam nie powinienem o to pytać.-Wydukał Vergil lekko zmieszany, w pewien sposób mógł się postawić w sytuacji Egona. Jednak nie wyobrażał sobie co to za cierpienie widząc ukochana osobę w postaci wampira. Co by było gdyby jego brat zamiast zostać zabitym miałby być panem nocy? Strzelił by mu w głowę? Raczej nie, miał mętlik w głowie. Postanowił, że przerwie to bezowocne rozmyślanie.
-Omińmy te smutne tematy, mam nadzieję skopać dupę temu wampirowi. Prócz swoich spraw pomszczę też w ten sposób twoją żonę.
-Nic nie szkodzi, chłopcze, ciekawość ludzką cechą.-
odpowiedział mężczyzna. -I dziękuję, to dużo dla mnie znaczy. Jeśli reszta najemników jest choć w połowie taka, jak ty, to sądzę, że mamy szansę przetrwać tę wyprawę.- Egon zebrał się powoli z ławki -Wybaczcie, ale te wspomnienie nieco mnie znużyły. Udam się już spać.- Spojrzał na doktora i kiwnął głową na znak, iż poddaje się jego prośbą odnośnie odpoczynku. Żegnając się z towarzyszami ruszył w drogę powrotną do ratusza.
William schylił głowę w geście pożegnania towarzysza. Po czym spojrzał jeszcze chwilę na Vergila. - Mówiłem że interesująca osoba, prawda ? - dodał krótko. Co jakiś czas spoglądając na Niebo. - Ludzie to mają straszny żywot, prawda ?
Vergil potaknął. Wstał i przeciągnął się, po czym westchnął głęboko.
-Wiesz, najgorsze jest gdy życie staję się rutyną, ciągłą pogonią za czymś. Gdy nie jesteśmy w stanie zobaczyć piękna otaczającego nas świata. Lub też gdy się w czymś zatracimy. Zawód łowcy pomaga mi cieszyć się każdym dniem na swój sposób, bo wiem że kolejne starcie z jakąś istotą może być moim ostatnim. Nawet gdy to jakieś pospolite zlecenie na wybicie kilku ghuli to mogę popełnić błąd i zostać ich pokarmem. To wszystko sprawia, że żyje chwilą.-Chłopak nabrał dużo powietrza w usta, po czym powoli je wypuszczał.
-Carpie diem... To jest moja filozofia życiowa.-Uśmiechnął się, ale nie wiadomo z jakiego powodu ten gest był gorzki, jakby pełen smutku.
Doktor z uwagą słuchał towarzysza, jak zwykle przyjął swoją słynną pozycje z rękoma złożonymi za plecami. Co jak co, ale mężczyzna miał racje, można prowadzić żywot nudny ale dłuższy, bądź zaryzykować ale mieć jakieś doświadczenie życiowe. - Jako istota myśląca, sądzę że masz dużo racji w tym co mówisz, jednakże jako lekarz sądzę że nie jest to dobre wyjście. Jednak nie mam zamiaru Cie pouczać, w końcu sądzę że już przywykłeś do swojego postępowania, więc powiem jeno jedno. Uważaj na siebie - Doktor obdarzył rozmówcę sympatycznym uśmiechem - Nie sądzisz jednak, że najlepszym wyjściem dla naszej grupy, było by zastawienie, jakiejś pułapki na tamtego nosferatu ? Mówiąc szczerze, nie uśmiecha mi się prowadzić batalii z istotą która oże z łatwością nas zniszczyć, rozerwać i na dodatek zjeść. Poza tym, może mieć pomocników prawda ?
Po twarzy Vergila, można było z łatwością wywnioskować, że głęboko studiuje słowa Williama. Po chwili mógł podzielić się tym co wymyślił.
-Ja jestem przyzwyczajony do Walki otwartej, jednakowo mamy do czynienia z Królewskim, a to jest mały problem, źle się wyraziłem cholernie wielki kłopot. Pułapka była by okej. Tylko aby zasadzić się na niego nie dość, że musielibyśmy go przegonić to jeszcze, przewidzieć jaką trasą podąży. Poza tym na mój rozum wysyła przed siebie zwiadowców. To też będzie poinformowany o jakiejkolwiek zasadzce.- Młody mężczyzna starał się obmyśleć jakikolwiek plan, jednak jako taki, żaden nie przychodził mu do głowy.
-Czasem żałuje, iż zazwyczaj szedłem na łowach na żywioł.-Zaśmiał się wesoło. Co było mało adekwatne do wypowiedzianych słów.
Doktora przeraziły trochę słowa łowcy. Cóż zdawał sobię sprawę jednak, tak naprawdę nigdy nie spotkał nawet zwykłego wampira. Być może właśnie dlatego jego sposób rozumowania bardziej przypisany jest do cech człowieka, aniżeli monstrum. - Może w ostatecznej sytuacji, padniemy na kolana i zaczniemy błagać o litość maziając się jak małe dzieci ? - William szybko powiedział, dopiero po chwili zastanowił się nad sensem zdania którego to dopiero co wypowiedział - Cóż, jeśli miał bym być szczery, wolałbym by była to wampirzyca, dlaczego ? Pewno dlatego gdyż wolałbym mój pierwszy “pocałunek” z kobietą - dodał z uśmiechem - Poza tym, mam wrażenie że kobiety są “deliktaniejsze” co winno mieć też odzwierciedlenie także wśród wampirów. Hmmm, może będzie nawet miała matczyne uczucia i mnie nie zje, w końcu po części jestem jednym z nich - To już dodał wyraźnie żartując - Co jak co, warto spróbować, prawda ?
-Wybacz nie będę się przed tym wampirem płaszczyć najwyżej zginę, przynajmniej z pewnym honorem i dołączę do brata w Hadesie, może w zaświatach będę bardziej szczęśliwy kto wie? Ale wiem jedno, jeżeli odejdę zabiorę ze sobą tego bydlaka w końcu to obiecałem już kilku osobom. Wiem, że z odpowiednią pomocą zabiję go, jestem odpowiednio zmotywowany.
-Rzekł łagodnie uśmiechając się przy tym.
-Egonowi także, jak zresztą sam słyszałeś. Mam też dla ciebie prośbę, jak i być może przysługę. Posłuchaj jeżeli zawiodę, zaopiekuj się Nancy i Claudią. Łowczyni wygląda na hardą ale to kobieta przecież. A i jeszcze jedno jeżeli umrę, możesz zbadać Volito, wszak pochodzi od Wampirów, może pomoże ci to w badaniach.
Doktor czuł się zmieszany wszelkimi prośbami, jednak odpowiedział - Nie rozumiem was, wszyscy oddajecie mnie pod opiekę wszystko co macie najcenniejsze. Rozumiem waszą troskę, ale postanówcie coś innego - Po prostu nie umrzecie i tyle - Doktora uśmiech nie znikał z twarzy - Poza Tym, czy to na pewno dobre rozwiązanie, by zostawiać mi ludzi pod opieką ? - Doktor zapytał z zaciekawieniem.
-Jesteś jedyną osobą prócz Nancy która darzę zaufaniem, ja nie uważam że zginę, po prostu wolę mieć koło ratunkowe.-Vergil opowiedział Williamowi na frustrujące go pytanie
William poczuł się dumnie przez chwilkę, po czym optymizm padł. - Ale pytam tutaj o to, iż może mi z czasem, wejść coś na mój. Tok myślenia, i po prostu poczuję niezwykłą chęć pożywienia się ludzką krwią. Rozumiesz, co mam na myśli... Prawda ? - William zapytał niepewnie
 
Cao Cao jest offline