Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 22:36   #45
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
-Rozumiem, jednak jesteś jedyną osobą która mogę tym obarczyć, więc zgodzisz się przyjacielu?-Czarnowłosy chłopak zapytał z zaciekawieniem
- Tak...- Powiedział szybko - Obiecuję... ale masz zakaz zginąć ! I TY i Egon ! - Powiedział stanowczo - Mam nadzieje że się rozumiemy ? - Widać było iż doktor wierzy w słowie słowa, cóż mogła to być jedna z niewielu radosnych rzeczy...\
-Jasne, nie zginę przynajmnie do kiedy nie rozwalę głowy i nie przebije serca naszemu nietoperzykowi.-Uśmiechnął się szeroko.
-W końcu jest nas dwóch Volito i ja a z waszym wsparciem na pewno się uda
- Napewno ! Cóż, przynajmniej to brzmiało chodź troszkę optymistycznie.
- William podrapał się po głowie, po czym powiedział dalej - Cóż, ciekawi mnie jak smakuje twój towarzysz ! - Powiedział ni stąd. - Cóż, to pytanie czysto naukowe, naturalnie. Ale skoro macie połączony układ krwionośny to musi wpływać jakoś na twój oraganizm, dobrze mówię ?
Vergil zamyślił się przez chwilę.
-Pewnie tak, poza tym że jem dużo więcej niż przeciętniak to jeszcze w czasie używania nie mam węchu. A jak już jesteśmy przy Volito, wposminałeś o jakimś prezencie czy coś.-Zagadnął zaitrygowany.
- Tak, tak mam pewien prezent ! - Doktor uśmiechnął się szyderczo po czym dodał - Nie patrzcie na to w ten sposób, ale być możę będę mógł z jego genu, stworzyć drugiego, bądź nawet dowiedzieć się czegoś o jego pochodzeniu ! Poza tym, zrobili byś mu lewatywę ! Hahaha - Widać doktor miał wyśmienity humor - Wyobraź sobie, jakby go to uciszyło na chwilę ! - Doktor widocznie był szczerze uradowany, jednak nie wiedziałeś czy to żart czy poważna propozycja doktora.
-Jest jeden maluteńki szkopuł on nie ma układu pokarmowego jako takiego czerpie Energię ode mnie. Więc lewatywa nie wchodzi w grę.-Roześmiał się donośnie.
-Volito mówi mi, żebym ci powiedział, iż nie chce swoich kopi jednak na zbadanie pochodzenia się zgadza. Cóż wasza sprawa jak to załatwicie.-Vergil uśmiechnął się szeroko. Chciał dzisiejszą noc spędzić na śmianiu, i zabawie wszak jutro może być odstani jego dzień.
- Śmiej się śmiej, w końcu śmiech to zdrowie. Ale jest jeden mały szkopuł - Ile Ty musisz dziennie spać ? - Powiedział wyraźnie zaciekawiony - Nie sądzisz że sen to najlepszy poziom do nazbierania energii niezbędnej do przetrwania ? - Doktor powiedział to, wyraźnie zaciekawiony... Po czym jednak dodał - Mimo wszystko, powinneś iść się położyć
-W zasadzie to Volito powoduje, że nie odczuwam w ogóle potrzeby snu, nie chcę przespać tej nocy, chcę zrobić wszystko to co zrobiłbym w przeddzień śmierci
.-Vergil posłał rozmarzony wzrok ku gwiazdom.
-Nie patrz tak na mnie, nie zamierzam umierać, ale też nie chcę żałować.-Rzucił w roli wytłumaczenia.
William przysłuchiwał się odpowiedzi, po czym dodał - Cóż, jak by nie patrzyć, nie sądzę by siedzenie na ławce było rzeczą jaką chcesz zrobić przed śmiercią - Dodał z uśmiechem - To chyba nie jest tak fascynujące, chyba że ludzie widzą w tym.... Coś więcej - radosna twarz, nawet na chwilę nie pochmurniała - Więc masz jakiś pomysł co chcesz dzisiejszej nocy porobić ? Coś ciekawego, może nawet szalonego ?
-Tak, tylko nie wiem co w tej dziurze może być takowego do roboty. Jeżeli nie idziesz spać może miałbyś ochotę mi potowarzyszyć. Co więcej może masz jakąś ciekawą propozycję.- Vergilowi na myśl nie przychodziło nic, co mogło by być chodź w malutkim stopniu interesujące. Liczył więc na inwencję twórczą dhampira
- Możemy poprzyglądać się zniszczeniu jakie wydarzyły się ostatnio. Albo też iść do Pubu i napić się kilka kufelków. Albo też... Nie wiem... Nic tutaj niema... - Doktor powiedział beznamiętnie, bez jakiej kolwiek namiętności - Toż to tragedia... Najprawdziwsza....
Ostatnia być może noc, a nic niema -
-Prawda, a swoją drogą jak u Ciebie z walka?-Zapytał bardziej z troski niż z ciekawości
- Szczerze mówiąc nigdy nie miałem okazji użyć broni czy też innego śmiertelnego narzędzia. Za wyjątkiem strzykawki ! - Dodał dumnie - To jedyna broń w której biele się posługuję. - Tym razem już dodał z uśmiechem
-Musisz jednak mieć coś dzięki czemu w razie sytuacji kryzysowej się obronisz.-Vergil wstał i podszedł do wampira, palcem wskazującym dotchnał klatki piersiowej rozmówcy w miejscu gdzie znajduję się serce.
-Wampira dźgasz tu...-Przeniósł palec na czoło.
-Bądź tu, jeżeli chcesz mogę ci pokazać kilka ciakawych sztuczek.-Uśmiechnął się łobuzersko
William spojrzał zaciekawiony - Jeśli obiecasz że nic mi się nie stanie. To czemu nie. A a to cacko zrobił dla mnie Egon ! - Doktor pokazał mężczyźnie swoją broń - Co o niej sądzisz ? Nada się ?
-Jasnę.-Rzekł Vergil pewnym siebię głosem.
-Jednak Najpierw chodźmy do Pubu, poszalejmy !-Za proponował śmiało doktorowi, wszak to jest ich noc.
- Noc jest dziś nasza... - Dodał z uśmiechem - Doktor wskazał gestem by jego towarzysz poprowadził. Mężczyźni bardzo sprawnie przebyli drogę która dzieliła ich od królestwa piwa. Mimo iż na dworze Panowała rozpacz, to jednak w tamtym miejscu dało się usłyszeć głośne śmiechy. Mężczyźni sprawnie minęli drzwi wejściowe. - Ho, nie przepadam za takimi tłumami - To były pierwsze słowa doktora kiedy ujrzał środek karczmy
Vergil przytaknął, po czym dodał.
-Williamie nie znasz jakiegoś innego miejsca godnego zabawy dla dwóch dżentelmenów?
Chłopak, był raczej osobą która nigdy nie odwiedzała miejsc uciech miejskich, jak i był abstynentem alkocholowym, co też jego smak był dla niego dość abstrakcyjny.
- Tak... Masz rację, ale niestety tutaj niema NIC innego. Sprawa jest ciężka na tyle iż na tym terenie brak, jakich kolwiek innych rozrywek. Chodź przetrzymamy to jakoś - William wszedł pierwszy do budynku, po czym podszdł do lady - Dwa piwa proszę... Naturalnie jeśli macię taki “asortyment” - Powiedział z uśmiechem .
Młody chłopak równie egzotycznej urody co dhampir ruszył za nim. Z prawię każdego stolika jakaś białogłowa rzucała mu zalotne spojrzenie, ten jednak je ignorował. Usiadł obok towarzysza przy barze.
-A więc to w takich miejscach ludzie przepijają swój majątek?-Zadał pytanie bardziej retoryczne niż te które wymaga odpowiedzi.
- Niekiedy pomaga utopić smutki. Podobno.. Jednakże to nie jest dobry punkt wyjścia - William przyglądał się do okoła po obecnych tutaj niektórzy bardzo negatywnie spoglądali na niego - Wiesz... Ta sprawa jest dość kłopotliwa... Ale nie podobają mi się Ci ludzie
Wziął malutki łyczek złotego trunku, po czym się skrzywił. Jedyną myślą obecnie odbijającą się w głowie Vergila, było jak ludzie mogą pić tak niedobry napój. Odstawił kufel.
-Spokojnie Williamie, w razie czego poradzę sobie z nimi.-Chłopak mówił spokojnym jednostajnym głosem, starał się wyraźnie wyplenić niepokój z umysłu dhampira.
Doktor uspokoił się na myśl iż nie będzie sam w ostateczności. - Skąd tak w ogóle pochodzisz ? - zapytał szybko - Ja tak naprawdę nie wiem, całe życie podróżowałem z ojczymem... - Powiedział wyraźnie smutny
-W zasadzie to ja też nie wiem, są jakieś wskazania na to że urodziłem się w grocię, ale moje wspomnienia z dzieciństwa to krew i ból oraz wyczerpania, a w oddali majaczący zamek wampirów. Po śmierci brata nic się nie zmieniło tylko tyle, iż robiłem to z własnych pobudek.-Powiedział z pewną Nostalgią w głosie
- Rozumiem. Wybacz iż zacząłem ten temat. - Will zadumał się chwilę po czym dodał - A jakieś pozytywne wspomnienia ? Coś, co sprawia radość w twoim życiu ? Czy jest takie wydażenie ? - Powiedział wielce zaciekawiony
-Chmm pozytywne... chwile z bratem, poznanie Nancy i Claudii, Ciebie i Egona oraz Alex.
-Uwielbiam też patrzeć na wszystkie fascynujące momenty które stworzyła przyroda..- Tu w słowach Vergila można było wyczytać rozmażenie.
- Więc jak widzisz, mimo całego okrucieństwa losu, to jednak nasz oddech jest w stanie załapać chodź troszkę spokoju jak i szczęścia, prawda ? - Wiliam powiedział spokojnie, po czym dodał - Wiesz że tak naprawdę nigdy mi się nie przedstawiłeś ? - dodał z uśmiechem
Vergil w śmiesznym geście uniósł jedną brew do góry.
-Chodzi ci o moje pełne nazwisko?-Zapytał, gdyż nie do końca zrozumiał o co chodziło Williamowi.
- Ależ nie, nigdy nie przedstawiłeś mi swojego imienia. To znaczy nigdy w prost. - dodał uśmiechnięty - Chyba że moja pamięć mnie zawodzi, przedstawiłeś jedynie imię swojego towarzysza - dodał szybko, co jakiś czas spoglądając na innych obecnych - Nie mam racji ? - powiedział pytająco
Vergil zapeszyl się odrobinę.
-Przepraszam mój brak kultury, nie zauważyłem. Vergil.-Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę w stronę pół-wampira
William nie pozostawał dłużny, szybko się podniósł z krzesła, po czym odwdzięczył uścisk dłoni
- Żyjemy w takich czasach, iż po prostu nie mamy czasu, na wszystko albo też nie myślimy o wszystkim, więc tak się nie martw. - William ponownie usiadł na niewygodnym krześle krzywiąc się trochę po czym dodał - Ciekawe co czeka nas jutro...
Mężczyźni nie dopili swoich kuflów, niemal po chwili wyszli z baru. Pochodzili przez jakiś czas jeszcze po mieścinie, po czym wrócili do ratusza. Gdyż nie było tu Już nic ciekawego.

-Synku... chodź tu podejdź- zawołał Iwanowicz jednego z młodszych strażników, wyciągnął z kołczanu na udzie bełt
-Leć do kowala i każ mu wykuć mi ze dwa tuziny, oraz tyle srebrnych ile jest w stanie. Rozumiesz?
- Ale ja mam obowiązek zostać na posterunku...-odparł dość mocno zestresowany strażnik.
-Synek. Z każdą chwilą trop wampira wietrzeje i spada szansa, że Vova go wytropi. Panie radny!- zwrócił się do monitora- Czy będzie problemem jeśli wyślę tego tu młodzieńca na zakupy? Jak mu przed chwilą powiedziałem, z każdą chwilą wietrzeje trop wampira i spada szansa, że Vova go wytropi, więc lepiej abym natychmiast poszedł pod bramę.
Radny kiwnął głową i powiedział. - Niech młody idzie. -żołnierz przytaknął i oczekiwał wręczenia mu odpowiedniej kwoty na zakupy.
Borya szybko policzył w pamięci
-Trzydzieści srebrnych, plus pięćdziesiąt zwykłych da siedemnaście pięćset... masz tu dwadzieścia pięć kafli. Powiedz by nie spartolił sprawy. Mają być identycznych wymiarów jak ten. Inaczej na nic mi się nie zdadzą.

Po rozmowie Borya od razu skierował się, z Vovą, pod bramę gdzie znaleziono ciało Backleya.
Strażnicy zaprowadzili łowce w miejsce gdzie znaleziono ciało, Vova pociągnął kilka razy nosem wdychając zapach a następnie łbem wskazał drogę, na którą wskazywał trop - trasę do Mordimar, widać tą mniejszą miejscowość krwiopijca obrał za swój cel.
-Brawo kurduplu. Zapamiętaj ten zapach, pewnie się jeszcze przyda- nie musiał mu tego mówić, Vova pamiętał zapachy przypadkowych przechodniów przez bardzo długi czas. Jeśli miał powód by pamiętać to w ogóle nie zapominał. Borya dowiedział się od strażników gdzie jest najlepszy mięsny i zabrał tam Vovę kupując mu 5 kilo serc końskich... mutant je uwielbiał. A nagroda się należała. Potem poszedł do kowala by ostatecznie wrócić na miejsce narady i poinformować wszystkich zainteresowanych którzy byli na miejscu. Wieść powinna sama się roznieść. Samą noc spędził w jakiejś karczmie nad butelką spirytusu, bratając się z miejscowymi.
 

Ostatnio edytowane przez Cao Cao : 28-06-2011 o 10:27.
Cao Cao jest offline