Wątek: [Autorski]Smoki
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2011, 19:45   #14
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Samuraj nie odrywając wzroku od smoczycy odparł tylko. - Dziesiątki, setki, tysiące czy miliony, jeżeli mój Lord wyznacza mi zadanie nie cofnę się przed żadną liczbą czy przeciwnikiem. -po tych słowach zasiadł po turecku na grzbiecie czarnego smoka.

Necrosarantas zaś powiedział głośno tonem z którego jego partnerka od razu mogła wywnioskować, że to o czym mówi jest dlań bardzo ważne. - Mifu tylko nie przeceń swoich możliwości, jeżeli zadanie będzie dla was niewykonalne, wystarczy nam lokalizacja artefaktów, oboje macie wrócić z misji żywi. - szczerze smoka obchodziło tylko życie białowłosego, bardzo mógł zginąć nawet przy lądowaniu, Mifu jednak był bardzo ważny w jego planie. Taktycę która w jego głowie zrodziła się nad jeziorem. Kiedy smoki przeleciały już spory kawałek Czarnołuski dodał. - To chyba mniej więcej tu, czy Yashasha jest gotowy do zrzutu? -zapytał swej partnerki a Mifu wyprostował się stając pewnie na nogach.

Bard gotowy wcale nie był, latał co prawda już kilkakrotnie na grzbiecie swojej pani i wysokość nie robiła na nim wrażenia ale latanie i spadanie to dwie różne rzeczy. Zbyt różne gdyby ktoś pytał go o zdanie. Niepewny swego głosu skinął tylko głową Cmętarnemu Lordowi.

Mifu który obserwował barda, gdy zobaczył kiwnięcie głową uśmiechnął się pod nosem poprawił miecz przy pasie, a patyczek przewędrował do drugiego kącika ust.

- Zdobędziemy posążek-oświadczył po czym ruszył biegiem po ciele swego pana, w stronę smoczycy, która jednak leciała spory kawałek od nich. Gdy był już na “krawędzi” Cmentarnego Lorda, wybił się mocno na nogach w przestrzeń, jednak doskoczyć do partnerki czarnego smoka nie miał szans. Spokój wymalowany jednak był na jego twarzy, wystawił prawa noge do przodu, nawet tam nie patrząc, a wtedy drewniany chodak uderzył o kolec na ogonie jego pana, którym ten machnął. Mifu opadł lekko na czubek tej wielkiej igły, nawet na chwile nie tracąc równowagi, Zaczekał chwilę aż, jego Lord po raz kolejny machnie ogonem, wtedy to też wykorzystując prędkość znowu skoczył przed siebie. Białowłosy był tylko punkcikiem na niebie między dwoma potężnymi sylwetkami smoków. Dystans między Mifu a Smoczyca zmniejszył się jednak o złapaniu się jej ciała wciąż nie było mowy. Mężczyzna jedynie podciągnął obie nogi do piersi, a pod jego chodakami zawirowało powietrze. Jak gdyby na chwilę wylądował na niewidzialnej płycie odbijając się od niej, zaś powietrze w tamtym miejscu znowu wyglądało normalnie. Białowłosy zamknął oczy i wystawił prawa rękę w górę, po czym zacisnął ją na przelatującym obok owłosionym ogonie Sawanvertiny, to co było najdziwniejsze to fakt iż wojownik jak gdyby po prostu wiedział że smoczyca właśnie tak ustawi swój ogon. Mifu otworzył oczy i podciągając się na miękich włoskach wskoczył na ciało smoczycy po czym z uśmiechem powoli zaczął iść w stronę wężoczłeka.

Smoczyca wzdrygnęła się pod jego dotykiem z wielką niechęcią myśląc o chodakach przemierzających jej ciało. Czuła się jakby pełzał po niej gigantyczny karaluch. Nic jednak nie powiedziała. Yashash nie mógł uwierzyć w to co widzi pewnie pomyślałby że to świetny materiał na opowieść ale w tej chwili był w stanie myśleć tylko o ściśniętym żołądku. Z niedowierzaniem zamrugał gadzimi oczami wiedząc że zaraz stanie się coś strasznego. Głośno przełknął ślinę i mimowolnie spojrzał w dół. “Jak on u diabła ma zamiar znaleźć się na dole?” Ale coś podpowiadało Yashashowi jak to się stanie, nerwowo przeciągnął rozdwojonym językiem po wargach. Przygotował się na najgorsze.

- Lądować nie możemy gdyż ktoś mógłby nas zauważyć, to zapewni im dyskrecję. -pocieszył Necrosarantas swą partnerkę. - To dla ich bezpieczeństwa. -dodał jeszcze.

Mifu zaś nic nie mówiąc, złapał wężoczłeka i przerzucił sobie jego podłużne cielsko przez ramię, po czym ze stoickim spokojem wypisanym na twarzy skoczył w ciemność nocy.

Yashash nie był zdolny do jakiegokolwiek oporu, w głowie mu wirowało. Obezwładniała go myśl o dłuuuugim spadaniu i co dorsza lądowaniu. Poczuł pęd powietrza, zaparło mu dech, z całej siły zacisnął zamknięte oczy. Jego długie wężowe ciało dręczyła rozpaczliwa potrzeba chwycenia się czegoś. Złapał więc jedyne co było pod ręką, niczym boa dusiciel owinął swój ogon wokół tułowia i ramion białowłosego rękami wczepiając się w jego płaszcz i zaczął wrzeszczeć.

Sawanvertina odruchowo zanurkowała by ich ratować ale chwilę potem z trudem powstrzymała się, patrzyła z troską na znikającą w ciemności kropkę.

- Powodzenia.- mruknęła jeszcze i odleciała w stronę bagien podążając za Lordem.

Cmentarny Lord westchnął w duszy po czym zbliżył się do swej ukochanej, zdenerwowana czy też zestresowana może być mniej przydatna. - Wreszcie sami, prawda? -powiedział czule by odwieść jej myśli od Mifu i barda.

Spojrzała na niego, miał rację, ale mimo pozbycia się Mifu jakoś nie potrafiła się tym cieszyć.

- Będę się o nich martwić dopóki znowu ich nie zobaczę.- powiedziała myśląc tylko o jednym z nich.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline