- Gazem, przejmujemy AV zanim zrobi się z tego wszystkiego totalne bagno! - W głowie Craig'a leciało spokojnie The roof is on fire kiedy biegł po dachu walącego się budynku. Nie zatrzymując się ani na chwilę wycelował z kapitana planety, jedna kulka poleciała w stronę nogi, druga na tors, byłoby łatwiej gdyby był szturmowcem a nie pieprzonym technikiem. Z kamuflażem też sobie dał spokój, deszcz zawsze zmniejszał jego przydatność do minimum, więc po budynku biegł Charlie jak różowy lizaczek, jakiś ciekawski, który pewnie miał więcej wspólnego z komisariatem niż ulicą i jeden ekshibicjonista z giwerą większą niż Mr. Stud zainstalowany między jego nogami, wszyscy w pogoni za jakimś ulicznym przepakiem siedzącym w kieszeni korporacji. Można było umrzeć ze śmiechu.
- Follow the leader, Danny - burknął Lucek ewidentnie ignurując rozkazujący ton i posyłając kolejną kulkę za solosem. Szlag jasny! Strzelanie do ruchomego celu z ruchomego dachu przez kupę żelastwa i snopy iskier było zajęciem co najmniej karkołomnym, żeby nie powiedzieć graniczącym z cudem. Nawet pieprzona elektronika nie była w stanie całkowicie skompensować tego wszystkiego i dać jakiegoś sensownego marginesu na odpowiednio bolesny strzał. Szlag jasny! Przedzieranie się tą samą drogą, którą wybrał "na zapoznanie przyjdzie czas za chwilę" było totalnym kretynizmem - po pierwsze: nie była najlepsza; po drugie: zasłaniała solosa w nowym opakowaniu. W każdym jednak wypadku - hotel "Black Lotos" właśnie przechodził do historii i jego dach był ostatnim miejscem w jakim należało się znajdować.
*****
Po wystrzelaniu się z kolejnej pełnej komory w biegu nie widać było zupełnie żadnego efektu. Gnat powędrował do kabury w udzie a Zapp skoncentrował się na jak najszybszym przedostaniu się w pobliże pojazdu na drugim dachu, miał jeszcze nieco woltów na podorędziu, a na stabilniejszym podłożu miał tez szanse nie skończyć jako element miejskiego krajobrazu.
*****
Ścieżki jakie obrali Scar i ten drugi mogły być początkowo różne, ale i tak finalnie spotykały się w jednym miejscu - na kładce prowadzącej na sąsiedni budynek. Niestety na kurtuazyjne przepuszczanie się nie wchodziło w rachubę - praktycznie obaj jednocześnie znaleźli się więc na kładce, która chwilę później straciła swoje podparcie w dachu hotelu "Black Lotos". Na drugim dachu coś się działo. Jakaś kolejna odsłona gry. Clad zamiast zwiewać grzecznie do AV, przyczaił się za jednym z generatorów, najwidoczniej przyziemiony przez kogoś z drugiej strony. Kur...wa. To powodowało, że sam Clad miał teraz na tacy zarówno Rittenberga, jak i tego drugiego - a tak na dobrą sprawę to oni nie mieli za bardzo możliwości ruchu - na długiej, wąskiej kładce, bez możliwości uskoczenia czy odskoczenia i wystawieni jak na strzelnicy... No, zajebiście po prostu. Tylko czekać jak zrobi z nich mielone z ołowiem. Kątem oka Scar spostrzegł, że przez dachy ktoś skakał. Problemem było to, że w tej konfiguracji system nie był w stanie odpowiednio dobrze namierzyć... Cóż na razie pozostaną zdjęcia, a resztą zajmiemy się później. Obecnie najważniejszym działaniem było wydostanie się z zasięgu Clada i tego co wbudował w swoje ciało. Opcji było rozpaczliwie mało, aby nie powiedzieć - jedna. No dobrze; zatańczmy. Akrobacje nie były ulubionym sposobem poruszania się mężczyzny, ale cóż - wyminął nieznajomego i pobiegł w kierunku Clad'a, przed końcem kładki wybijając się do długiego płaskiego skoku. Lądowanie nie odbyło się tam gdzie miało - znaczy pomiędzy solosem, a AV, jednak i tak było w miarę dobrze. Widok na AV był całkiem sensowny i na tyle rozległy, że próba dojścia do pojazdu była praktycznie niewykonalna bez wiedzy Scar'a. Clad był po prawej, a kładka za plecami - to było jedyne zabezpieczone miejsce w tym całym burdelu. Reszta była sporą niewiadomą - zwłaszcza posrany labirynt ścieżek pomiędzy generatorami. Na dachu musiał być ktoś jeszcze - Clad nie miał przy sobie decka, więc - raczej mało prawdopodobne - maszyna leżała gdzieś za nimi porzucona podczas ucieczki; albo - bardziej prawdopodobne - była gdzieś na tym pieprzonym dachu; w najlepszym wypadku - leżała w AV. Najgorsze było to, że D.E.K. mógł być gdziekolwiek w pieprzonym labiryncie przejść pomiędzy generatorami i klimatyzatorami. Solos w tej sytuacji był tylko wisienką na tym torcie - ważniejsza była AVka jako jedyne sensowne rozwiązanie na opuszczenie imprezy... Pojazd należało więc przejąć i wykorzystać do własnych celów, uniemożliwiając jednocześnie jego wykorzystanie przez innych.
"Nosz kurwa, w co ja się zaś wpakowałem" - pomyślał Lucek przywierając na chwilę do obudowy generatora -
"Pięć..."