Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2011, 23:07   #130
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Brego, Galen:

Żadnego śladu. Żadna z obutych stóp trojga wędrowców nie zostawiło wyraźnego tropu pośród bujnych traw.
A może to jedynie wiedźmińskie oczy nie zdołały ich wyłapać pomimo przystosowania do mroku?

Oczy Galena były wrażliwsze na światło, a jednak nawet przy pełnym blasku księżyca w pierwszej kwadrze nie zdołały uchwycić odcisku podeszwy w miękkiej, glebie Łukomorza, nieopodal zatoki wpadającej do Morza Północnego..

Najwyraźniej właśnie następował swoisty powrót do planów z przeszłości. Pierwsza napotkana osada miała oznaczać ponowne wypytywanie o zaginionego łowcę potworów z zadziwiającą łatwością rozpływającego się w powietrzu razem z dwójką towarzyszy.
O ile nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę zmutowany organizm, o tyle dokonanie tego przez starą wiedźmę mogło budzić wątpliwości.
Nie była to, bowiem, czarodziejka zdolna utrzymać iluzję przez dłuższy okres czasu.

Niemniej rozpytywania o grupę niestrudzenie brnącą na północ mogło stać się uciążliwe. Niektórzy powiadają “do trzech razy sztuka”. Oby następni ludzie okazali się bardziej rozmowni. Oby byli jacyś inni jeszcze przed granicą z Kovirem.
Jednakże, jak zwykle, nie zanosiło się. Przynajmniej nie w promieniu najbliższych dwóch do czterech kilometrów.

Właściwe rozpoznanie terenu połączone z diagnozą odległości od najbliższego skupiska ludzi uniemożliwiał lekko pagórkowaty teren z falującymi trawami, pośród których grały wesoło świerszcze.
Od czasu do czasu przeleciał jakiś ptak nocny, udający się na łowy. Odgłosy nocy. Ich występowanie oznaczało względne bezpieczeństwo, co potwierdzał nieruchomy medalion.
Nawet kulawy utopiec nie pofatygował się wystawić łba nad taflę wody mieniącej się nie całe pół kilometra od lewych rąk podróżnych.

Nagle cień w oddali poruszył się. Zupełnie tak, jakby obudził się do życia, lecz kocie łby na łańcuszkach dalej nie zwiastowały zagrożenia.
Może to inni wędrowcy błądzący w ciemnościach?

W miarę zbliżania się do Zatoki Paraksedy coraz łatwiej było dostrzec kształt, początkowo jawiący się jako klockowaty, leniwie pełznący do przodu twór.
Ów niezidentyfikowany obiekt, po kilku chwilach okazał się, zgodnie z oczekiwaniami, trójką podróżnych.
Dwóch z nich niemalże wlokło ledwie powłóczącego nogami kompana. Za nimi szedł czwarty, kręcąc się w ciemności jak w niewygodnym łóżku.
Refleks księżyca odbił się od metalicznego, długiego przedmiotu. Niewykluczone, iż była to klinga, ale medaliony ani drgnęły.

Grupa zwolniła nagle, najwyraźniej dostrzegając mutantów. Naturalnie nie mogli ich rozpoznać, w najlepszym wypadku widząc w ciemnościach dokładnie tyle samo, co dwóch towarzyszy.

Ostrożnie zbliżali się, kontynuując wędrówkę na północno północny zachód. Czwarty wysunął się na przód zupełnie tak, jakby miał zamiar zasłonić pozostałą trójkę.

Teraz, kiedy odległość zmalała do niespełna połowy maksymalnego dystansu strzału z łuku, jaki może osiągnąć najbardziej kunsztowny Nilfgaardzki łucznik, wiedźmini zobaczyli wyraźnie pałasz posłusznie leżący w dłoni postaci.

Medaliony wykrywają magię i zagrożenie. Może i poszukiwacze mogliby czuć się w niebezpieczeństwie. Może i mogliby błyskawicznie wyszarpnąć stal z pochew.
Tylko po co?
Koty na piersiach leżały grzecznie niczym zmęczone długotrwałymi łowami, drapieżniki. Gdyby było to możliwe, byłyby wykończone silnymi drganiami przy Kudłatej Górze.

Tymczasem odległość malała, natomiast Brego i Galen z całą stanowczością stwierdzili, iż żaden z mężczyzn nie jest jednym z trójcy, za którą zmierzają.

Nagle odgłosy nocy ucichły. Jeden pisk umykającego w popłochu stworzenia przeszył powietrze.
Medaliony szarpnęły się!

Powierzchnia wody eksplodowała! Miliardy maleńkich kropelek powietrza wyleciały w górę!
Świat nagle zwolnił pod wpływem substancji z całą mocą pompowaną przez roztrzepotane serca

Kraken! Żagnica! Coś wielkiego i cholernie niebezpiecznego!
Woda opadała zadziwiająco powoli, lecz żadna macka nie wystrzeliła ku nim. Błyskawiczne, odruchowe zdiagnozowanie sytuacji przyniosło zrozumienie absurdu pierwszych myśli.
Zbyt płytko.

Coś przeleciało tuż koło twarzy Brega, ledwie mijając lewe ucho!
Woda opadała.
Kolejny pocisk chybił, mijając mężczyznę z pałaszem, który ledwie zdążył się uchylić!


Zza kurtyny wodnej wyskoczyły błyszczące, oślizgłe sylwetki! Najeżone kłami rybie wykrzywione były w paskudnym uśmiechu.

Nagły świst! Zębate ostrze mijające odchylającego się w tył Galena!

Vodianoi!

Galen postanowił wypróbować w praktyce nowo nabyty półtoraręczny srebrny miecz.
Ostrze szybko pojawiło się w ręku mutanta. W biegu wiedźmin złożył ręce w znak Aard, uderzając telekinetyczną mocą w pierwszego potwora. Następnie w trzech krokach dobiegł do niego by zachlastać bestię. Ciął nisko końcem miecza. Następnie zatańczył w piruecie błyskawicznie się odwracając będąc przygotowanym na atak następnego stwora. Gdy tylko Galen odparował czyhającego na jego błąd Vodianoi sięgnął instynktownie do kieszeni kurtki wyciągając pozostałe oriony. Gdy tylko cel znalazł się w zasięgu Galen obrzucił napastników wirującym ostrzem.

Brego za przykładem towarzysza również dobył nowo zdobytego miecza. Pobiegł za Galenem, by móc osłaniać jego plecy oraz uzupełnić pole widzenia. Miecz mutanta skośnie ciął powietrze, by wbić się w bark najbliższego z potworów.

Odchylony do tyłu Galen skoczył do przodu, gładko przechodząc po wyciągniętą łapą, przy trzecim kroku stając za plecami stwora!
Błyskawiczny obrót z wyciągniętym nisko mieczem, lekki opór, zakończenie obrotu i świst oriona!

Zębata paszcza witająca się z glebą odsłoniła jedynie zastępy wychodzących z wody ryboludów rzucających się na wędrowców coraz większymi grupami!
Trzy świsty jednocześnie! Trzy metaliczne szczęknięcia! Dwa z trzaskiem spotkały ostrze broniącego się Galena!
Trzeci blok należał do Brega natychmiastowo oswobadzającego miecz!

Trzask łamanych kości wypełnił uszy walczących! Kolejny vodianoin zatoczył się z agonalnym świstem po rozoraniu barku!
Skrzyżowane miecze z dwoma stworami nie oznaczało końca atakujących przeciwników! Rozproszona grupa czterech rybich pysków długimi susami szarżowało na szóstkę mężczyzn.

Galen gdy tylko zauważył wychylające się w jego stronę ohydne łapska zrobił szybki przewrót w bok omijając zagrożenie. Jeszcze jeden zgrabny fikołek i wiedźmin pojawił się za plecami oślizgłych bestii. Szybkim atakiem ciął po plecach łuskowatych stworzeń. Gdy tylko mutant upewnił się że najbliższe zagrożenie zostało unicestwione zgiął palce w geście i rzucił ognistego Ignii celując prosto w twarz następnej poczwary. Następnie wiedźmin podbiegł do biegnących właśnie prosto pod jego brzytwę potworów. Galen wykonał bardzo spektakularny młyniec z zamiarem ścięcia dwóch łbów na raz.

Brego widząc, jak jego towarzysz atakuje biegnącą dwójkę przeciwników, ruszył w kierunku pozostałej szarżującej pary. Wiedźmin dobiegając do nich obrócił się w piruecie tnąc pierwszego oponenta gładko w korpus. Kontynuując obrót uniósł ostrze celując w twarz stwora.

Dwa szybkie przewroty Galena! Szybkie cięcia i ryk stworów tonący w syku ognia trafiającego w łeb stworzenia na lewo!
Skok do przodu jedynie w moment za Bregiem! Dwa niemalże równoczesne cięcia!
Głuche chrupnięcie! Miecz Galena utknął w szyi stwora!

Brzytwa drugiego z wiedźminów odsłoniła kości na piersiach ryboluda, jednocześnie ujawniając czaszkę drugiego, który odskoczył, chwytając się za pysk! Coś przeciekało między pazurami. Oko.

Brego najszybciej jak mógł doskoczył do rannego w bok, szybkim cięciem dobił ryboluda. Gdy tylko oswobodził ostrze, szerokim zamachem, wyprowadzonym jedną ręką uderzył ponownie w twarz, okaleczonego Vodianoi. Gdy przeciwnicy byli już martwi ruszył na przeciw nadciągającej kolejnej dwójce. Gdy znalazł się przy przeciwnikach, odskoczył w bok wyprowadzając pchnięcie w bok ryboluda. Następnie w piruecie wyminął pchniętego przeciwnika tnąc z obrotu drugiego.

Miecz Galena utkwił w szyi potwora. Nie tracąc czasu na siłowanie się z wyciąganiem ostrza Galen odepchnął się nogą od truchła Vodianoi. Zrobił szybki obrót na pięcie po czym pobiegł za towarzyszem sięgnąć po następną falę. Jak tylko wiedźmin dostrzegł zbliżającego się w jego kierunku ryboludzia zrobł wysoki wyskok atakując w salcie bark potwora. Wiedźmin wylądował miękko przed trzymającym się za miejsce cięcia stwora i dobił go podrzynając mu gardło. Gdy tylko uporał się z tym Vodianoi pobiegł pomóc towarzyszowi w wycinaniu następnych. Liczba potworów nie malała. Sytuacja nie wyglądała ciekawie co martwiło wiedźmina.

Nie przerywając serii cięć, Brego niezwłocznie otworzył gardło pierwszego ze zranionych, wpychając drugiemu klingę prosto w rozdziawioną paszczę!
Do dwóch trupów dołączył kolejny z głową niemalże oddzieloną od ciała! Wyszarpnięty przez Galena miecz świsnął, wbijając się w szyję drugiego vodianoina!
Nie czekając na dalszy rozwój wypadków wyskoczył na kolejnego z agresorów. Ponownie rozbrzmiał szczęk stali, a morda zębatej ryby kłapnęła tuż przed twarzą wiedźmina.

Nagle zza pleców mutantów dobiegł wściekły ryk biegnących, rannych stworzeń! Kipiały wściekłością, rzucając się na Brega i Galena!
Wiedźmini zostali otoczeni!

Młody wiedźmin zbliżył się do towarzysza, stając tyłem do jego pleców, tak aby żaden z nich nie był narażony na atak od tyłu.

-Jakieś pomysły?- zapytał dysząc.
- Trzeba się przebić przez ranną hołotę i się chyba wycofać - odpowiedział również dysząc Galen .
- Całej populacji tego gówna nie wybijemy. Ostatnie słowa wypowiadał już krzycząc bo właśnie sparował cięcie atakującego ryboluda.
-Trzeba dogonić tamtych.- sapnął ruszając na rzadziej ustawioną gromadę. W tym momencie każde wsparcie mogło ich uratować. Dobiegając do przeciwników ciął szeroko, aby zranić lub zabić jak najwięcej przeciwników i biec dalej.

Podobnie Galen ruszył na ranne stwory dobijając je szerokimi cięciami i próbując zawrócić w stronę tajemniczych osób. Nie zapominając oczywiście o rozglądaniu się za siebie i obronie gdy któryś z Vodianoi próbował doskoczyć do wiedźmina.

Z każdą chwilą pierścień łuskowatych wojowników uszczelniał się.


Brego, Galen, Teddevelien:

Pierścień podobnie do pętli zaciskającej się na szyi wisielca, coraz bardziej zamykał się wokół dwóch mutantów, pragnących znaleźć jakąkolwiek pomoc wśród napotkanej czwórki.

Ta jednak miała własne problemy.
Leżący na ziemi Teddevelien, jedyna linia obrony trzech słabych elfów, liczył na odsiecz ze strony dwóch najemników.

Z żadnej z obu stron kawaleria miała nie nadjechać...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline