Mrok. Magiczna burza. Dziwny deszcz. Brak Miee'le. Brak wszystkiego i wszystkich. Tajemniczy wisielcy. Niepokojący pamiętnik, który niczego nie wyjaśniał. Czyżby nieznani podróżnicy sprofanowali ów cmentarz, lub pociągnęli za sobą jego klątwę? A może sharyci posłali za nimi duchy ich ofiar? Teraz nie było to istotne. Z mieczem w dłoni, z puklerzem na ramieniu Sabrie ostrożnie wędrowała w magicznych ciemnościach, a nienaturalny deszcz bębnił w jej płaszcz i zbroję, przenikając kolejne czarodziejskie bariery. Magicznym ostrzem oganiała się od duchów, starając się jednak nie ciąć zbyt mocno - co jeśli to iluzja i po drugiej stronie stoją jej towarzysze? Lśniąca w ciemnościach karczma budziła w niej obrzydzenie, wiedziała jednak, iż większość podróżników ucieknie właśnie tam, nie bacząc na niezwykłość tego zjawiska. Bo niby czemu nie widzi nic, a karczmę to i owszem? Toteż powoli posuwała się w stronę budynku, śpiewając głośno hymny do Helma, pieśni pogrzebowe, modły ku ukojeniu dusz i wszystkie inne które znała, i które w tym momencie zdawały jej się właściwe. Wiedziała, że nie ma w sobie kapłańskich mocy, miała jednak nadzieję, że modlitwy ukoją choć niektóre z niespokojnych duchów wywołanych przez zaklęty deszcz.
Gdy wreszcie dotarła do budynku zerknęła szybko przez okno, po czym stanęła przy drzwiach, gotowa zatrzymać każdego z towarzyszy, który zechce wejść do środka. zwłaszcza kapłanów. |