Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2011, 16:21   #29
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Jerycho zaklął po polsku widząc zgliszcza. Wysiadł z samochodu pozostawiając jego zamknięcie Aleksandrowi, weszli do restauracji niepewnie szukając kogoś kto udzieli odpowiedzi
Podszedł do nich jeden z ludzi Dantego i zaprowadził w głąb pomieszczeń socjalnych, które nie zostały zbytnio zniszczone. Zobaczyli siedzącego na krześle Dantego, którego owijano bandażem.
półPolak podszedł i ostrożnie położył teczkę z siedmioma tysiakami przed szefem
-Szmal który mieliśmy odzyskać. Poza tym ściągnęliśmy trzech od Selluciego, jeden wyglądał na ważniaka, mamy jeszcze ich brykę. Wygląda na sporo wartą...
- Jasna, cholera... Kompletnie zapomniałem... Kurwa! - przeklinał szpetnie jakiś czas - Tylko jeszcze powiedzcie, że kogoś oszczędziliście...
-Kierowca. Wywaliliśmy go robiąc mu wodę z mózgu. Podaliśmy się za członków yakuzy. Nie widział naszych twarzy, moje dredy upchałem za kołnierz więc ich też nie zauważył.
- Kurwa... Świetnie. Pomyśleliście. Od dzisiaj ściśle współpracujemy z ludźmi Selucciego. Weźcie sobie po tysiaku z teczki za robotę i słuchajcie, bo nowa robota się szykuje - za ścianą pracował ciężki sprzęt, usuwający z szosy kawałki budynku.
- Pojedziecie do tych Polskich skurwysynów i zwiedzicie ich kamienica. Sami jesteście Polakami, więc będzie to łatwe. Nie wiem czy słuchacie radia, ale mamy tu cholerną wojnę. A najlepsze jest to, że Policja jest tak przepłacona, że nic nie robi. Ale uważajcie, jacyś służbiści mogą się znaleźć na ulicach. Jedźcie, rozpoznajcie teren i wróćcie z danymi. Pięć patyków dostaniecie za to!
Jerycho przez chwilę analizował rozkaz, nie był patriotą, zbyt dawno opuścił Polskę, zbyt mało w niej żył, coś w nim drgnęło... ale miał już pracodawcę i jemu pozostanie lojalny. Przynajmniej na razie. Poza tym szmal jak najbardziej się przyda.
-Rozumiem. Zajmiemy się tym. Do kiedy mamy to załatwić? Wolałbym to zaplanować, jeśli się domyślą co i jak to może być nieciekawie a będą się czegoś takiego spodziewać
- Przynieście mi dane do końca tygodnia. Macie tu ich adres - Dante napisał coś na kartce - Przewodzi im jakiś Zawór, czy inna szuja. Na pewno przydadzą mu się najemnicy
-Dobrze. Mamy szukać czegoś konkretnego? Sam plan powinno dać się dostać w urzędzie miasta, jak się odpowiednio posmaruje
- Ludzi, uzbrojenie, ilość, wszystko co uznacie za stosowane.
-Zrozumiane. Swoją drogą...- Jerycho przegryzł wargę, wybrał wcześniej słowa, ale wyleciały mu z głowy. Z resztą nie ważne. Co zrobić z Lincolnem Selucciego?
- Pozbyć się. Nic nie może wskazywać że to wy i że pracujecie dla mnie. Utopcie go w dokach, spalcie za miastem, lub zostawcie w dzielnicy czarnuchów. Ale jak się wyda... Przed Yakuzą mogło Ci się udać uciec, ale przed Włochami nie będzie tak lekko.
-Rozumiem. Murzyni dostaną brykę. Ta metoda najmniej się rzuca w oczy. Jeśli to wszystko to nie będę już przeszkadzał...
- To wszystko. Wyjdźcie tylnymi drzwiami - wskazał rękę na drzwi za sobą.
Jerycho jeszcze tylko szybko odliczył po obiecanym tysiaku i wyszedł razem z Aleksandrem
-Do widzenia szefie, aha... ostatnie pytanie, bo jeszcze nie połapałem się we wszystkich zasadach. W razie potencjalnej porażki kończymy w betonowych bucikach, czy po prostu nie dostaniemy wypłaty i zepsujemy sobie opinię?
Szef uśmiechnął się życzliwie
- Buciki wyszły z mody. Teraz Don obcina ludzią nogi w kolanach, mieli je i karmi nimi swoje Amstafy, każąc na to patrzeć biedakowi przykutemu do krzesła. A potem się wykrwawia, jak większość... Ale nie będę was zanudzał. W razie porażki z Polakami, nie ma kasy. W razie porażki i przyznaniem się, co zrobiliście ludziom Selucciego, dostanie swoje buciki.
Jerycho pomyślał chwilkę, po czym kiwną głową
-No to do widzenia. Wrócimy gdy dowiemy się co i jak.



-Dobra. Jakiś pomysł? Jak to zrobimy?
- Ile byłeś w Polsce? Ja całkiem niedawno.
-Do szesnastego roku życia- powiedział Jerycho idąc na parking - Potem... wyemigrowałem do Ameryki. Jakiś rok temu spędziłem w niej 3 miesiące u rodziny.
- Czyli ja byłem dłużej bo miesiąc temu wyjechałem, a mam 28 lat. Ale języka nie zapomniałeś, mam nadzieję?
-Znam wszelkie przekleństwa, co najwyżej z nowymi słowami mogę mieć problem- odpowiedział już po Polsku z niemal czystym, ojczystym akcentem
- Dobra, przecież nie idziemy na przemówienie, nie? - zaśmiał się Aleks.
-No... w każdym razie nie teraz. Odstawmy Lincolna jak najszybciej do getta. Potem zajrzyjmy poinformować właściciela knajpki o tym, że nie ma już długu. Taki sprzymierzeniec jak najbardziej się może przydać. Potrem zajrzymy na Kingdom Alley, dobrze?
- Oczywiście - odpowiedział Aleksander i ruszył ze schyloną głową w kierunku lincolna.
Droga nie trwała długo. Nie mieli żądnych problemów, choć w pewnym momencie dostali gęsiej skróki gdy policja kazała zjechać na pobocze, na szczęście nie im, a jeepowi tuż przed nimi. Zostawili piękny samochód z kluczykami w stacyjce w getcie.
-Aż serducho boli, co?
- Trochę, ale ja wolę bardziej sportowe jak nasz przydziałowy wózek. Dobra czyli teraz do knajpy? No to idziem.
-Czekaj. Przeszukajmy brykę. Lepiej wiedzieć co zostawiamy.- Jerycho zaczął od schowka. Był w nim glock, dwie paczki fajek i zapalniczka Zippo.-Palisz?
- Nie i nie będę mieć zamiaru na razie - zaśmiał się.
Jerycho wzruszyłramionami i zostawił papierosy na miejscu, samą zapalniczkę wziął. Zippo są fajne. Mają klimat. Glocka schował do kieszeni. Dalej sprawdził czy czegoś nie ma pod siedzeniami. Jakies papiery. Zaczął czytać
-Sprawdź bagażnik
- Dobra - sięgnął pod deskę rozdzielczą po dźwignię od bagażnika. Mechanizm głośno pyknął i Aleks podbiegł do klapy szarpiąc ją do góry. Koło zapasowe, jakaś skrzynka z narzędziami, pudło z jakimś płynem, chyba do szyb i reszta nic niewartego złomu.
- Nic ciekawego, mój dziadek to miał w trabancie wszystko bo cholera samochody były zawodne więc trzeba było wozić wszystkie części wymienne, które były na tyle delikatne, że rozsypywały się po jakimś czasie - westchnął.
-Śmieci. Faktury na krzesła i stolik do restauracji.- Wrzucił na swoje miejsce- Dobra. Chodźmy.
Aleks uderzył klapą tak by się zamknęła, zerknął do srodka czy nic nie zostawił i zamknął drzwi zostawiając kluczyki w stacyjce.
- Ktoś będzie mieć farta jak zobaczy takie cacunio z kluczykami w środku - zauważył Aleks
-A potem dorwie go Selluci i nie będzie się tak cieszył...



Szli chodnikiem omijając ludzi z różnych środowisk; zwykłych robotników, emerytów, dzieci. Czuli, ze wreszcie mogą się uważać za prawie prawnych obywateli. Trafiali czasem na jakiś pojedynczych żebraków, ulicznych grajków, inaczej ludźmi, którymi oni kiedyś byli... Kiedyś.
Knajpa nie zmieniła jakoś swojego wyglądu. Weszli do środka, a ta sama dziewczyna, którą Aleks podejrzewał o bycie córką właściciela, patrzyła się z lekkim strachem na nowoprzybyłych. Zduński lekko skłonił głowę uśmiechając się lekko. Doszli do drzwi właściciela i jeden zapukał.

- Proszę - dało się słyszeć jakiś zrezygnowany i podpity głos
Weszli do środka
-Dobry wieczór.- Jerycho lekko skłonił głowę w swoim geście- Nie przeszkadzamy?
Na biurko Browna leżały dwie puste butelki whisky i napoczęta burbona. Popatrzył na was wzrokiem, jakby starał się przypomnieć skąd was zna:
- Aaa... To wy... Czego chcecie?
PółPolak się usmiechną
-Przyszliśmy powiedzieć, że pana dług został spłacony. Nie musi się już pan obawiać Malpartego
- To *hick* dobra wiadomość...
Jerycho nie dał po sobie poznać zawodu... może nie oczekiwał tego, ale gdy spełniał dobry uczynek bardzo lubił oglądać radość. Cóż... może Brown jest zbyt pijany by zrozumieć co na prawdę to oznacza
-Dostaniemy coś do jedzenia? Jesteśmy głodni po całym dniu
- Taa... Moja córka... To znaczy pracownik... Dziewczyna za kasą coś wam poda... - chwiejnym krokiem wyszedł na korytarz - EMI! - wrzasnął - Podaj coś moim gościom i nakryj stolik!
Jerycho się uśmiechnął lekko. Widać Aleks ma instynkt
-Chodź przyjacielu- półPolak klepnał fullPolaka w plecy- dziś ja stawiam
Poczekał aż stół będzie gotowy i usiadł przy nim
Aleks spojrzał na niego z lekkim podenerwowaniem i mruknął
- Ależ nie mój kompanie, dziś ja chcę zapłacić - wskazał lekko głową za drzwi w kierunku głównej sali tam gdzie przebywała dziewczyna.
-Skoro nalegasz- teraz uśmiech już był szeroki
Jerycho przejrzał menu i zamówił kurczaka z orzechami z sosem czosnkowym, do tego zestaw surówek i frytki
- Dobrze - powiedział Aleks siadając i zerkając na menu - To ja sobie zamówię... Dużą porcję frytek i panierowany filet rybny, do tego duża cola, dziękuję - zwrócił się do dziewczyny.
-A racja, dla mnie jeszcze colę i setkę szkockiej
- Zaraz ktoś to Panom poda - poszła w kierunku kuchni
- Em Jerry... Mogę tak mówić? Coś wspominałeś o tym, że nie lubisz Yakuzy. Jeśli mogę spytać dlaczego?- mruknął do towarzysza tak, aby nikt inny nie usłyszał
PółPolak na dwie sekundy wybuchł cichym śmiechem
-Jeszcze nikomu nie przyszło do głowy mnie tak nazwać, ale tak. Masz rację. Mam u nich niezłe tyły. Ostatni rok mojego życia był dosyć... intensywny.- Rozejrzał się czy wokół nikogo nie ma- Głupia historia. Znalazłem z kolegami paczkę koksu. Yakuza się po niego zgłosiła proponując 100 kafli. Potem jeszcze kilku innych chętnych. Każdy chciał naszą paczkę. Połowę nam ukradli podczas napadu na bank. Drugą połowę dwójka z tych "przyjaciół", bydlaki już nie żyją. Yakuza uznała, że ich oszwabiliśmy. A potem dowaliłem. Uciekałem przed nimi. W końcu się skończyło na zapasach w szambie z jednym z ich miejscowych szefów. Utopiłem go w gównie. Więc nic dziwnego, że mam u nich tyły. Też bym się wściekł na ich miejscu, a wiesz jak mają żółtkowie. Mocno ich dziabnąłem w honor, a po prostu walczyłem o życie
- Gdzie znalazłeś tą paczkę?
-Nie uwierzysz... spotkaliśmy się na lotnisku. Już dziwne, bo to był przypadek. Jeden z nich miał pożyczony samochód. Prochy były w bagażniku. Do dziś nie mam pojęcia skąd się tam wzięły
Aleks na chwilę zamilknął - Może ktoś się chciał pozbyć tego i wpakował to do bagażnika i pożyczył komuś obcemu czyli twojemu kumplowi.
-Nie mam pojęcia. Sądzę, że utopienie w rzece byłoby prostsze. Z tego powodu jestem tutaj. Przez to ostatnie miesiące spędziłem w tamtym magazynie. Wiesz, że mam na koncie całkiem ładne pieniądze? A mimo to kąpałem się w rzece i wybierałem żarcie ze śmietnika.
Jerycho zauważył kelnera, który właśnie przyniósł zamówienie i najwyraźniej czekał na napiwek. Wygrzebał z portfela 10 dolców... dziś jest bogaty, więc może się zachowywać jak bogacz.
- Proszę, przyjacielu, jak będziesz później zabierał talerze to poproś to miłą dziewczynę, która zbierała zamówienia od nas - Aleks sięgnął do kieszeni i dał mu 20 zielonych.
Chłopak z zaskoczeniem spojrzał na 30 dolców.
- Oczywiście proszę Pana! - prawie krzyknął z radości.
-Fajnie być bogatym- zaśmiał się Jerycho gdy kelner odszedł kilka kroków
- Noo, całkiem inne życie, nie? Takie przyjemne uczucie mieć przy sobie parę dolców i tak rozrzutnie je rozdawać za byle co. Wracając do rozmowy. To dlaczego nie wypłaciłeś tych pieniędzy skoro były twoje? Ominąłbyś tyle przykrości...
-Bo yakuza by mnie odnalazła. Mają wtyki wszędzie. Na pewno śledzili moje konto bankowe. Wolę żreć wyrzucony ogryzek z jabłka, niż piach. Mam jeszcze powód by żyć
- Chyba jakiś bardzo mocny powód, skoro zgodziłeś się na takie coś - Aleks mówił głosem jakby trochę podziwiał kolegę.
półPolak się uśmiechną
-Tak. I dosyć oczywisty, jak myślisz, co to może być?
- Dziewczyna?, założenie rodziny? Nie wiem.
-To pierwsze. Choć nie wiem czy mam na co liczyć... Zostawiłem ją niemal bez słowa. Nie miałem czasu, yakuza się nie cacka, nie daje czasu się pożegnać
- Współczuję - zamyślił się - Wiesz ja to w sumie nie mam po co żyć. Dziewczyny nie mam, ale rodzinę w Polsce tak choć nie wiem czy chcę tam wracać. Pierwszy powód: Tu mam szansę się dorobić, a tam w życiu, drugi powód to to, że w listach kłamałem im w żywe oczy pisząc, że wynająłem sobie mieszkanie, mam pracę w dobrym barze bo z zawodu jestem barmanem, zarabiam dużo szmalcu i w ogóle, a tak naprawdę spałem w jakiejś ruinie, praca to było istne piekło, w ogóle nie płacili nie licząc siniaków na ciele.
Wiem, jestem tchórzem, ale co miałem pisać? W końcu to oni mi zafundowali wyjazd, a ja mam im wyrzucać wszystko co mnie spotkało?
-Trza było zgłosić się do mnie to bym im wlał i po sprawie- uśmiechnął się od ucha do ucha - Ja przez całe życie uciekam. Z Polski tez uciekłem do Ameryki.
- Uciekłeś z Polski? A nie wyjechałeś w poszukiwaniu zarobku?
-Nie... Od zawsze byłem gangstaboy... narobiłęm sobie tyłów w Krakowskiej mafii... wiem, brzmi kretyńsko, ale jednak byli niebezpieczni
- No, mafia to mafia, ale nazwa rzeczywiście głupia - zaśmiał się - To ty w sumie całe życie na walizach i ogarnięty strachem, że ktoś ci w nocy gardło poderżnie? Nieźle, ja bym się załamał.
-No... nie do końca całe życie. Czarni, bo tak się oni nazywali, bardzo oryginalnie swoją drogą, zostali w pewnym momencie rozbici. To miałem chwilę spokoju, potem te prochy... Hah... nawet nie miałem czasu szkoły skończyć.
Ale za to potrafię się lać- uśmiechnął się- swego czasu dorobiłem się na nielegalnych walkach.. przy moich rozmiarach miałem przewagę.
- Wiesz co? Czasem sobie myślę, że te szkoły są robione dla jakiś idiotów, skoro zobacz jak my się tu praktycznie bez wykształcenia dorabiamy. Nie dość, że zabijamy tych złych to dostajemy za to kasę więcej niż policja plus łapówy - Zduński przybrał akcent rozmarzonego dziecka.
Znowu krótki i wesoły, choć cichy śmiech. Jerycho zrobił przerwę na zjedzenie udka kurczaka. Miał zamiar rozkoszować się porządnym jedzeniem
- Ja też się chciałem nauczyć bić, ale rodzice gadali, że to tylko bandyci robią i posłali mnie do nowo otwartej szkoły bo potrzeba było kogoś kto by drinki nalewał burżujom w bogatych restauracjach - mówił szybko i z pełnymi ustami co jakiś czas plując resztkami jedzenia na stół - Przepraszam - i zaczął gryźć zawartość ust.
-Ale za to ryzykujemy życiem. Całkowity no offence, ale gdyby nie fakt, że już zabijałem i potrafię strzelać oraz pewna dawka szczęścia by się nie udało i byśmy mogli skończyć sześć stóp pod ziemią. Jednak niewielu ludzi jest zdolnych do pociągnięcia za spust, a nawet jeśli są to nie zawsze chcą to robić. Co jak co, ale ja planuję się dorobić i rzucić to w cholerę. Mam nadzieję, że nie będzie z tym problemu. Wydaje się, że to całkiem "uczciwa" mafia. Bałem się, że jednak skończymy z bucikami w razie porażki
- Ja się cały czas boję, ale widzę, że nasi pracodawcy są w porządku. Ej, ciekawe gdzie nam dadzą pokój do spania bo chyba w tym warsztacie nie będziemy spać.
-Zawsze możemy nocować w Grand Hotelu- zaśmiał się półpolak pijąc szkocką
Dobrał sie do surówek i zaraz talerz był prawie pusty. Jeszcze resztki frytek
-Jak chcesz poderwać córkę Browna to zacznij od przeproszenia za telefon
wyraz twarzy sugerował, że jest to wesoły docinek
W tym momencie podeszła dziewczyna z chłopakiem, który zaczął zbierać puste talerze:
- Czego Panowie sobie życzą?
Aleks zaczął jeść z niewiarygodną szybkością. Kiedy skończył wytarł się papierową chusteczką będącą na podstawce na stole i dopił colę.
-Macie jakies lody?- zapytał Jerycho
- Mamy. Czekoladowe, wanilię, truskawkę i orzechowe.
-To ja poproszę porcję waniliowych i czekoladowych
- A Pan? - spojrzała na Aleksa z wypchanymi policzkami, jak chomik.
- Ja - przełknął na siłę - Chciałbym już zapłacić, za lody kolegi również. Więc tak - nie pytając się o sumę wyciągnął 300 dolarów - To za jedzenie - wręczył jeden banknot - To jest napiwek dla pani - wręczy drugi banknot - A to da pani szefowi za telefon - wręczył trzeci banknot - Reszty nie trzeba, dziękuję.
-Aleś się burżuj zrobił- zaśmiał się półPolak po polsku
-A tej co?- zapytał się bardziej powietrza niż kogokolwiek innego Jerycho gdy znów nikt nie słyszał
Nagle Aleks spostrzega że koło stolika leży zmięta kartka. Podniósł ją i rozwinął. W środku starannym pismem był napisany numer telefonu i podpis: Emi.
-Co tam masz?- Jerycho również ją spostrzegł podążając za spojrzeniem skupionym kolegi
- Ulotka o szybkiej i fachowej wymianie kół - mruknął nie ruszając głową - Przyda się jak kupię sobie brykę - i pośpiesznie schował kartkę do kieszeni spodni mając na twarzy lekki uśmiech po którym można był wszystko poznać.
-Ło... to masz farta stary... - nie wysilił się na jakąś zabawną ripostę, bo dobrał się do lodów... jak dawno ich nie jadł!
Gdy skończył otarł usta serwetką
-Dobra. Idziemy? Mam jeszcze coś do załatwienia
Aleks wpatrywał się w okno rozmarzony. Odpowiedział po chwili - Tak, tak już idziemy - wstał i zasunął krzesło czekając przy drzwiach na kolegę.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 01-07-2011 o 15:23.
Arvelus jest offline