Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2011, 14:00   #25
MatrixTheGreat
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Marcin mało nie zrobił z Marka długiego, czerwonego śladu na jezdni, ale nie miało to teraz znaczenia. Iwona nie żyła. Ledwo zleźli na ląd i już się zaczynało. Jak w jakimś pieprzonym horrorze.

-Dobra. Rozumiem, że jedziemy do mnie. Szczerze to niech mnie chuj strzeli, nie mam pojecia gdzie jesteśmy. Wiem, że musimy jechać na zachód. Tam. I tak aż zacznę poznawać otoczenie. Gdy wjedziemy do Trójmiasta to będę mógł poprowadzić. Znaczy powiedzieć dokładnie jaką drogą mamy jechać.
- No i dupa… - narzekał pod nosem Marcin.

-Wiecie... ja was tak bardzo, ale to bardzo proszę... Powiedzcie mi, że nie zostawiliśmy broni na statku...
Marcin spojrzał z pokerową twarzą na Jacka:
- Nawet przez głowę mi nie przeszło by coś stamtąd zabrać... Nie potrafię strzelać i jakoś mi to umknęło... - Marcin faktycznie nie miałby zbyt wielkiej korzyści z pukawek, ale zapomniał o reszcie. Miał dość pakowny plecak, gdzie zmieściło by się tego żelastwa dość trochę.
Na twarzy Jacka widać było, że nie jest zbytnio szczęśliwy. Ale w sumie, kto w tej chwili by był?
-Wracamy po nią. Zombie się już nieco rozeszły ścigając nas. Przebijemy się przez nie. Ja nie pozwolę im się za bardzo zbliżyć a wy szybko weźmiecie broń.
- Wiesz, ja mam to gówno -
pokazał na UMP - Ale co mi po tej sikawce. Gdybym wiedział, że się jeszcze spotkamy to wziąłbym więcej. Tylko nie idźmy przez tą drogę którą szedłem ja bo jest tam jakiś chory psychicznie koleś... Zatłukę go, to on ją postrzelił...
-Chwila. Iwonę ktoś zastrzelił? Myślałem, że nasi pachnący przyjaciele ją dopadli
- A co ty! Byli grubo za nami. Idziemy taką ścieżką a tu jak nie pierdzielnęło i patrzę Iwona leży. Sprawdziłem puls choć nie wiem czy dobrze... I kurwa nic!... -
łzy zaczęły mu sciekać i coś ścisnęło go w gardle.
-Dobra. Szukanie zemsty byłoby wielce epickie, ale jeszcze bardziej głupie. Omijamy tego kolesia, jedziemy naokoło. hałas silnika powinien jeszcze bardziej odciągnąć truposzy
- To może ktoś będzie jeździł samochodem, a reszta poleci na statek?
-Nie. Nie rozdzielamy się. Są bardzo powolne. Utrzymam je zdala dość długo.
- To wiesz co? Masz tą szablę czy jak to, skoro mam tą plujkę to sobie poradzę -
i oddał żelastwo Jackowi który włożył ją do “kieszeni” z tyłu siedzenie które było przed nim
-Dobra Marcin. Prowadź naokoło...

Lekarz radził sobie z jazdą dość dobrze, lubił to. Mógł przy tym się skoncentrować i pomyśleć. Objechali miasto dookoła i wjechali na plażę. Marcin na nie był zbyt tym zachwycony, ale nie mieli innego wyboru. Wysiedli z samochodu, Huzar zajął się likwidowaniem gości, którzy chcieli się wbić na krzywy ryj, a Marek i Marcin pobiegli w stronę zniszczonego holownika. Okazało się, że ktoś już na nim był, na szczęście sam.

-Nie mam pojęcia kim jesteś, ale pomóż im i uciekamy- Jacek wskazał na towarzyszy którzy już biegli po broń.
- No chodź zanim sami wszystko pozbieramy - rzucił do nowego Marcin.
- Właśnie, sami nie będzimy tego przecież targać - odezwał się ze złością po wydarzeniu kilkanaście minut wcześniej Marek.

Tajemniczy nieznajomy kiwną głową i wziął w łapy wielkiego CKMa. Marcin wbiegł na pokład, załadował wszystko co się dało do swojego plecaka i ruszył z powrotem. Przybyli do auta prawie w ostatniej chwili, bo pochód zombie był już niebezpiecznie blisko.

-Huzar! Już! - zakrzyknął Marcin i wpakował się na siedzenie kierowcy. Samochód odpalił a Marcin nerwowo spojrzał na licznik paliwa.
Jacek wskoczył do samochodu z mieczem w dłoni. Morris i nowy przywarli mocniej do oparcia gdy ostrze mignęło przed ich twarzami i wybiło dziurę w bocznej szybie. Jakiś trup dotarł do drzwi. Czarnecki puścił ostrze. Jedną ręką chwycił trupa za gardło. Wtedy poczuł siłę nieumarłego. Ludzkie mięśnie mają pewne ograniczenia ustalone przez mózg na wypadek sytuacji krytycznych, gdy musimy przekraczyć swoje limity, ale kosztem uszkodzenia ciała. Najwyraźniej truposze ich nie miały. Może to i lepiej... dzięki temu muszą szybciej się rozpadać. Raczej nie wyglądały jakby były zdolnego do jakiejkolwiek regeneracji. Wyciągnął lewak z pochwy na łydce i wbił go w oko nieboszczyka tak głeboko, że klinga zatrzymała się dopiero na potylicy. Odepchnął go i zatrzasną drzwi.
- Naprawdę nikt nie ma ochoty usiąść z przodu? - powiedział Marcin, chociaż oczywiście nie miał na myśli tego, by się teraz przesiadali. Ruszył, jednak bez pisku opon. Choćby nie wiem jak tego pragnął na piasku raczej by mu to nie wyszło.
- Wypadałoby się przedstawić, Marcin jestem. A jak twoja godność, nowy?
 
MatrixTheGreat jest offline