Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2011, 18:44   #104
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Pogłębiona nienawiść do ograniczenia wyrazów

Opuszczenie po kryjomu miejsca bitwy jaką stała się wioska, rzeczywiście nie należało do zbyt trudnych wyzwań.
Wymagało tylko dokładnie stworzonego w myślach planu i wprowadzenia go w życie na długo jeszcze przed wieczornymi zmaganiami z oni. Kirisu zjawił się wprawdzie niespodziewanie, ale radość kobiety na jego widok nie była udawana. Miała tylko trochę odmienne znaczenie niż pragnąłby młodzian. Swoją obecnością zastąpił Yasuro, do którego to w innym wypadku musiałaby się zwrócić z odpowiednio dużą dawką kobiecego uroku wyolbrzymiającym poczucie winy. Ale jednak to właśnie Płomień wziął na siebie tę słodką i niewdzięczną rolę, do której jeszcze był przygotowywany poprzez przeznaczoną tylko dla niego wersję nocnych zdarzeń. Była w niej zagubioną filigranowością, pragnącą tylko zrobić coś dobrze i powtórzyć sukces z wystawiania przynęty na demona w Nagoi. Oj tak, manipulowała sobie uczuciami swego partnera, co by był świadom jak bardzo żaden z reszty mężczyzn nie był w stanie zająć jego miejsca w ochronie Leiko. Wyolbrzymiała fakty, acz.. przecież to były tylko drobne kłamstwa tworzone na rzecz dbania o jego płomienne ego i.. dla wyższego dobra, ne?
Na pytanie o jej decyzję dotyczącą wieczornych łowów odpowiedziała tylko krótkim machnięciem dłonią. I choć tego nie powiedziała, to właśnie po tej bliskości w jakiej stała z łowcą można było wnioskować, że o wiele jej milsze jest jego towarzystwo niż łowcy lub młodego bushi, dwóch niepewnych elementów jej wczorajszego planu. A o ile ten pierwszy wypełnił swe zadanie czekając na polanie i nawet wywyższyła nieco jego znaczenie w swej opowieści, o tyle temu drugiemu na próżno było szukać wybaczenia u kobiety. Zatem nie było nic dziwnego w tym, że nie w smak jej była wyprawa w górę rzeki i preferowała tym razem bronić wioskę.

Tyle że.. teraz mknęła już poza jej granicami.
Po odczekaniu na pojawienie się wodnych oni i rozpoczęciu siania przez nie chaosu, po kilku pełnych zachwytu spojrzeniach rzuconych wymachującemu swymi jūmonji-yari Kirisu, po nieśpiesznym wycofaniu się pomiędzy chatki i manewrowaniu pomiędzy nimi, w końcu nie niepokojona przez kogokolwiek wydostała się na pola ryżowe. Zostawiała za sobą odgłosy toczonych bitew z demonami, które wprawdzie winny ją zainteresować jako łowczynię.. ale Leiko zdawała się być co najmniej niepomna wydarzeń dziejących się za jej plecami. Swoim sunięciem po ziemi i starannym omijaniem wody nie wpasowywała się w żaden społecznie akceptowany wzór zachowania w takiej sytuacji. Posuwała się w złym kierunku, aby zostać posądzoną o bieg na ratunek wieśniakom, a zaś do ucieczki jej chód miał w sobie nazbyt mało paniki. Ale to nie tak, że ktoś miałby okazję do obserwowania jej drobnej postaci i wydawania jakichkolwiek osądów.
Bo tak po prawdzie to Japonką nie kierowały ani heroiczne, ani tym bardziej tchórzliwe emocje. Szła na spotkanie, a tylko kaprysem Kami była ta jego narzucona pora. Szła, chociaż miała mieszane uczucia co do tej chęci rozmowy Korogi. Wszak nigdy nie była zbytnią miłośniczką czarodziejskich sztuczek, gdyż były w stanie nazbyt namieszać w jej fachu skupiającym się tylko i wyłącznie na umiejętnościach zdobytych bez ingerencji bogów czy demonów. A magia.. bruździła. Zacierała granicę pomiędzy tym co faktycznie istnieje i z czym można się mierzyć, a tym czymś nienaturalnym, co w każdej chwili może zaskoczyć i nijak zwykły człowiek może coś przeciwko temu zdziałać. A co dopiero takie ucieleśnienie delikatności jak Leiko. Choć i ona nie była tak całkiem zwyczajna, czyż nie? Jej kwiecista dusza i ciało mieszały w sobie w zdecydowanej większości elementy ludzkie z… tymi podobnymi piekielnym bestiom. Jednak nawet te parszywe części nie były w stanie zmienić jej nastawienia. Wyobrażenia dotyczącego tego, co paskudnego może siedzieć w osobach parających się potężnymi zaklęciami, wręcz jeszcze bardziej podjudzało jej niechęć.
Ale czyż już raz ta „słabość” nie wyszła jej na dobre, gdy zaprowadziła wprost w.. ramiona fascynującego na wielu płaszczyznach Kojiro? Może i w przypadku tej dwójki wpadną jej jakie przydatne kąski? Takie podstępnie smaczki kusiły i bez zawahania prowadziły kobietę wzdłuż brzegu rzeki.

Obozowisko dwójki tajemniczych "łowców" znajdowało się przy rzece, co gwarantowało im spokój. Bo czyż w czasach w których z wody wyłaziły potwory żadne krwi śmiertelników, ktokolwiek zakładałby obozowisko nad brzegiem rzeki?
A jednak oni założyli.
A ich obozowisko otaczały rozmieszczone w strategicznych miejscach karteczki z zaklęciami.
Furoku wybrał odpowiednie miejsce na postój. Niedużą jaskinię znajdującą się w stromym brzegu rzeki. Zadbał o wygody swej młodej podopiecznej.




Rozmawiali, gdy się zbliżała, lecz przerwali rozmowę, gdy była na tyle blisko by mogła ją podsłuchać. Furoku skłonił się Maruiken i rzekł.- Jestem Furoku kiedyś z klanu Ishi, a to miko Ayame z klanu Kitsu. Cieszymy się, że zaszczyciłaś nas spotkaniem.
Młoda dziewuszka ubrana tym w zwykłe kimono spojrzała na łowczynię i rzekła przechodząc od razu do sedna.- Wysłano was, by zająć się rzeką, prawda? Powiedziano wam co macie uczynić?
-To w czym jesteśmy najlepsi i do czego nas ściągnął klan. Pozbyć się źródła tutejszych niepokojów jakimi są wodne oni. Właśnie tego wymaga się od łowców takich bestii, ne? – mówiąc to wodziła spojrzeniem po ich obozowisku z uprzejmym zainteresowaniem. Bardzo podobny wyraz malował się na jej licach, gdy przy wypowiadaniu ostatniego słówka skierowała wzrok na chude dziewczę i uniosła czarną jak tusz smugę brwi.
Młodziutka dziewuszka przechyliła głowę na lewy bok przyglądając się Leiko w zamyśleniu. Podczas gdy Furoku wskazał dłonią na piekące się przy ognisku ryby.-Proszę się częstować.
-Znowu ryby.-westchnęła miko marudząc.
-Wczoraj ci odpowiadały.-odparł Furoku. A dziewczyna wzruszyła ramionami mówiąc.- Ale to było wczoraj, przedwczoraj...to było trzy dni z rzędu. Ileż można?
Po czym przysiadając się do ogniska szybko zmieniła temat spoglądając na twarz łowczyni w skupieniu.- I co zamierzacie? Ubić Kami Kisu? Bo przecież walka z jej wodnymi sługami nie przynosi rezultatu, ne?
Leiko uniesieniem kącików ust podziękowała mężczyźnie za poczęstunek. Który następnie całkiem zignorowała.
- Część łowców broni wioski, zaś reszta powędrowała w górę rzeki na poszukiwania. A ja jestem tutaj, czyż nie? Na taką odległość trudno mi odpowiadać za moich towarzyszy i ich zamiary - wzruszyła ramionami - Ale w przypadku demonów rozlew ich czarnej krwi jest zwykle nieunikniony. Zatem jeśli do tego dojdzie, to pewnie postarają się pozbyć źródła problemu. Czymkolwiek ono będzie .
W tej rozmowie raczej odznaczała się lakonicznością w dzieleniu się informacjami z tą w dalszym ciągu obcą jej dwójką. Mogli to odbierać jako nieufność z jej strony, bądź zwyczajną niechęć do prowadzenia takich dysput i zawód, bo przecież yojimbo małej przekonał kobietę do przyjścia tutaj wizją odkrycia sekretów. A, ona miała swoje własne priorytety w kwestii spraw interesujących, a demony póki co nie zajmowały żadnego z pierwszych miejsc.
Yojimbo nie wtrącał się w rozmowę, zapewne nie czując się wystarczająco poinformowany. Za to dziewczynka spojrzała na rzekę. -Kami Kisu się gniewa. Więc twoi prawdziwi pracodawcy chcą uśmierzyć jej gniew wraz z nią samą. Ale śmierć Kami oznacza śmierć rzeki i wszystkich wiosek u jej brzegów. Jest jednakże... inny sposób.- spojrzała na Leiko.- W górze rzeki, na dawnych ziemiach rodziny Sasaki otworzono ranę ziemi. Krew z niej wypływająca mąci wody Kisu i budzi gniew jej Kami. Opatrz ranę, uśmierzysz gniew.
-Sasaki? – łowczyni wypowiedziała to nazwisko rodzinne powoli i ostrożnie, jak zawsze, gdy miała styczność z jakimś obcym słowem lub nazwą. A ta był jej na równi miła i znajoma, co.. nieznajoma, tak szczerze powiedziawszy.
-Nie słyszałam – odparła Leiko i lekko pokręciła głową dla potwierdzenia swej niewiedzy. Obeszła tańczące płomienie, po czym, na tyle na ile pozwalały jej okoliczności, przysiadła sobie przy nich elegancko -Ale skoro wy o tym wiecie, to dlaczego się tym nie zajmiecie? Cóż was powstrzymuje przed wsparciem wiosek z ukrycia?
-Bo przy ranie ziemi, nie tylko oni się kryją łowczyni-san.- odparła cicho miko. I po chwili kontynuowała swą zagadkową wypowiedź.-Bo za raną ziemi, stoją ci którzy stoją za Hachisuka. Ziemie tego klanu kryją w sobie straszny sekret i straszną klątwę. A niektórym ludziom brak dość rozumu, by zostawić uśpione zło w spokoju.
A Furoku dodał nadając sprawie bardziej przyziemny wymiar.- Ayame-sama chciała przez to powiedzieć, że sobie we dwójkę z tym nie poradzimy.


A wy akurat przypadkiem się tutaj znaleźliście i wspaniałomyślnie chcecie się podzielić swą wiedzą? To zaskakujące, jak wiele rzeczy na ziemiach tego klanu dzieje się… przypadkiem. - ostatnie słówko Leiko zaakcentowała wyraźniej, a potem uśmiechnęła się, jak do jakiegoś osobistego żarciku z tym związanego -W takim razie cóż będzie w stanie uśmierzyć cierpienia tej ziemi?
-Moimi krokami nie kieruje przypadek onee-san.- odparła Ayame tajemniczo się uśmiechając.- Potrafię zajrzeć w umysły i serca, w sny... a czasem i w przyszłość.
Onee-san... miko nazwała ją "siostrą". I nie zrobiła tego przypadkowo. Podobnie jak Kojiro miko i jej yojimbo wiedzieli więcej niż mówili. Tymczasem Korogi kontynuowała.-Nie wiem co. Zobaczymy... Zobaczysz na miejscu łowczyni-san. Rozpoznasz bez problemu przyczynę. I może znajdziesz lek.
-Mhm.. – melodyjny pomruk powstał w krtani kobiety. Nie tylko zaznaczyła nim swoje przyswojenie tego co powiedziało dziewczątko, ale był to także całkiem osobisty komentarz do tych jej domniemanych zdolności. Znowu się poczuła jak wtedy na polanie, gdy umysł aż się domagał wykonania stanowczego kroku w tył na wieść o jakichś wróżbach. Bynajmniej nie ze strachu.
Siostrzany zwrot puściła mimo uszu, dopatrując się w nim następnego dziwactwa miko. Wszak znała swe prawowite siostry, a chociaż było ich wiele i z pewnością każda rzucone w inną część Japonii, to ta tutaj nijak się do nich nie zaliczała. Leiko odetchnęła -Hai..czyli ziemie rodziny Sasaki. Czy naprawdę była to aż tak duża tajemnica, że nie sposób było się nią podzielić przy nielicznych świadkach na polanie?
-Ten młody samuraj, który przyjechał konno. Jest szlachetny i dobry. Ale ma jedną wadę... widziałam ją w ogniu. Ale pewnie i ty zauważyłaś u niego. Jest bezgranicznie lojalny klanowi.- stwierdziła Korogi spoglądając w płomienie.- Nie zrozumiałby pewnych spraw. Zresztą ja sama nie pojmuję... jeszcze.

Furoku zaś rzekł przerywając tą rozmowę.- Komu czarkę sake?
-Mi.- odparła Ayame swym entuzjazmem przypominając nastolatkę, którą w sumie była.
-Jak podrośniesz.- odparł yojimbo, w ten sposób zaznaczając, że propozycja jest przeznaczona dla Leiko.
-Jeśli podrosnę...to będę wyższa od ciebie Furoku.- burknęła miko, a jej yojimbo wskazał kciukiem na biust Leiko.- Jak podrośniesz... w tym obszarze ciała.
-No tak. Mężczyznom w głowach tylko jedno.- burknęła zawstydzona dziewuszka i poirytowana faktem, że jest płaska jak deska.
Łowczyni w milczeniu wysłuchiwała tej wymiany zdań, drobnym ruchem dłoni tylko dziękując za sake. Jakże pokrętną duszyczką wydawała się być ta mała, z jednej strony tak dojrzała gdy mówiła o tych wszystkich dziwach, a z drugiej zaś była typową chłopczycą.
-Broń jak każda inna, acz jakże groźniejsza w swej niepozorności – odparła beztrosko podejmując zuchwały temat. Jako, że takie stwierdzenie wymagało dostatecznie mocnego potwierdzenia, Leiko przesunęła się troszkę, jedną ręką objęła się tuż pod biustem, a na domiar złego pochyliła się odrobinę w stronę mężczyzny. Całość sprawiła, że jej krągłe piersi przyjemnie uwypukliły jeszcze bardziej kimono, zaś dekolt zaledwie skraweczek ciała więcej odkrywał.
-Ne, Fu-ro-ku-san? – z niewinnością na twarzy i z żartem płynącym z ust, język Leiko przetańcował wypowiadając figlarnie imię yojimbo. Trwając nadal w takiej pozycji, na powrót zwróciła myśli ku wcześniejszym tematom i słowa skierowała do miko – Jeśli rzeczywiście to nie przypadek was tutaj zwiódł, ani też samodzielna chęć pomocy tutejszym wioskom.. to czyżbyście przybyli tutaj, aby wspomóc swą wiedzą pierwszych lepszych łowców jakim przyszłoby bronić te okolice?
-Furoku-baka.- burknęła Korogi, najwyraźniej nieco zazdrosna o uwagę swego opiekuna. Zaś ten dyplomatycznie rzekł zerkając w dekolt Leiko i czerwieniąc się odrobinę.- O tak. Widziałem wielu mężczyzn, pokonanych tą bronią. Wielu zmuszonych do kapitulacji mimo, że żadna inna groźba nie robiła na nich wrażenia.
Po czym dodał.- Ruszyliśmy za wami. Ayame-sama twierdzi, że ciebie, ją i tą dwójkę łowców coś łączy. I dlatego Hachisuka trzymają waszą trójkę razem.
-Ah.. może zatem złą profesję dla siebie wybrałam. Może powinnam zająć się poskramianiem silnych bushi, zamiast ubijaniem oni odpornych na takie niebezpieczeństwa? – szepnęła do Furoku, dłonią przesłaniając dziewczynie widok na swe usta, jak by chciała odseparować ją od swych słów nieprzeznaczonych dla tak młodych uszu. Ale i gest ten był teatralny, i szept także, więc głos łowczyni aksamitnie i z lekkim rozbawieniem popłynął ponad ogniskiem.
Wyprostowała się i przechylając głowę zerknęła zza pasma swych włosów na Korogi -I cóż to może być? Podejrzewałam, że po prostu bawi ich nasza rozbieżność charakterów i tylko wyczekują nastania jakiego godnego ich rozrywki nieporozumienia między nami.
-Iye. Mnisi mają swoje powody i swoje sekrety i swoją wiedzę.- zaprzeczyła Ayame, gromiąc spojrzeniem mężczyznę, który westchnął teatralnie niemalże, udając obojętność na zainteresowanie obu kobiet. A miko kontynuowała.- Nie udało mi się ich zgłębić, ale... cokolwiek czynią, to nigdy dla płochej rozrywki.
Po czym zwróciła się z wyraźnym wyrzutem i żalem w głosie do yojimbo.- Zatem lubisz te z dużymi, ne Furoku?
-Ehmm... to...niezupełnie...-"zaplątany" pomiędzy dwie kobiety i próbujący wybrnąć dyplomatycznie z zastawianych przez nie sideł ronin rzekł nerwowo.- Łowczyni-san, Korogi... w tej chwili obowiązki yojimbo nie pozwalają mi myśleć o tych sprawach. -spojrzał w kierunku Leiko mówiąc.- Aczkolwiek masz rację łowczyni-san. Niewątpliwie i w tej profesji o której wspomniałaś odnosiłabyś...sukcesy.
-Nie jestem małym dzieckiem.-burknęła miko, słysząc najwyraźniej nie lubiane przez siebie przezwisko.

A na ustach Leiko w pewnym, bardzo konkretnym momencie tej rozmowy zastygł uśmiech starający się być czarującym. Starający, gdyż jakaś nieopisana emocja pojawiła na twarzy kobiety, nieznacznie wprawiała w drgania jeden kącik jej warg i piwne ślepia przymrużyła. Mieszaniną to było zaskoczenia, zażenowania i rozdrażnienia. Zaś powód? Bycie określoną „tą z dużymi”. Łowczyni nie miała co do tego wątpliwości – miko nie była damą, a chłopczycę trudno byłoby z niej wyplenić.
Uniosła rękę i długim rękawem otulającym dłoń zasłoniła usta. Odkaszlnęła zwracając na siebie uwagę i na temat inny niż.. jej urokliwe atrybuty - Spotkaliśmy mnichów. Naprawdę mało urzekający osobnicy. Jednak nie odpowiedziałaś mi na pytanie i nadal nie wiem cóż takiego łączy naszą czwórkę.
Miko spojrzała na Leiko i rzekła wprost.- Więzy krwi. Pochodzenie ciągnące się pokolenia wstecz. Pokrewieństwo tak dalekie, że prawie niezauważalne. A jednak, dające o sobie znać.
Yojimbo zgromił młode dziewczę wzrokiem, za tak dosadne i mało dyplomatyczne wyjaśnienia.
Korogi jednak niewiele sobie robiła z konwenansów. Ayame najwyraźniej uważała, że bycie miko stawia ją ponad etykietę. I w młodzieńczym buncie odrzucała pozory, na których się opierały relacje dorosłych.

Łowczyni zaśmiała się cicho. W końcu. Ale w tym śmiechu rozbrzmiewało nie tyle szczere rozbawienie, co sporo powracających wątpliwości wobec prawdziwości słów dziewuszki.. a także nad wyraz bogatej wyobraźni jaką się miewa w takim wieku. Możliwość posiadania w iluś tam niewielkich, rozwodnionych kroplach tej samej krwi co ona lub tamta dwójka dodatkowo bawiła Leiko.
-A to dopiero ciekawe, Ayame-chan. I niepokojące – odparła wymijająco, zwracając się do miko nie w sposób pieszczotliwy, tak jak to Płomień miał w zwyczaju do niej samej , ale dosłownie jak do dziecka. Bo czyż ta mała pomimo opiewania wszystkiego tajemnicą, nie była tylko dzieckiem, co tylko podkreślała swoją krnąbrnością?
Miko spochmurniała na twarzy, wyraźnie poirytowana tym zdrobnieniem. Jednak nie pozwoliła by ta irytacja pojawiła się w jej słowach.- Taka jest prawda. Ty możesz w nią nie wierzyć, ale ci mnisi chyba wierzą. I mają co do ciebie plany łowczyni-san.
Po czym zmieniła temat na bardziej ją interesujący w tej chwili.- Postanowiłaś już co zrobisz w sprawie Kami Kisu?
-Nie jestem w tej okolicy jedynym łowcą i nie mogę odpowiadać za moich towarzyszy. Dowiem się, czy napotkali coś interesujące w górze rzeki i potem to skonfrontuję z tym, czego się od was dowiedziałam – odpowiedziała Leiko, ni słowem jednym nie powracając już do tego domniemanego pokrewieństwa lub planów mnichów co do niej. Owszem, oni sami leżeli w gestii jej zainteresowania oraz byli częścią układanki, ale zaś Japonka była tylko maleńkim trybikiem wprowadzanym w ruch przez kogoś o wiele bardziej kompetentnego -Co zaś się tyczy samej Kisu, to zobaczę co będzie najkorzystniejsze i wtedy postanowię. Z chęcią obejrzę sobie tę ranę ziemi.
Yojimbo spojrzał na łowczynię i rzekł, nalewając sobie sake.- To chyba wszystko jest omówione?
-Nie wszystko. Co się wydarzyło w stolicy?- spytała znienacka miko.
-Mam wrażenie, że nadużywasz sobie mojej obecności tutaj oraz mej wdzięczności za pomoc z tamtą oni, Ayame-chan – i znów to zdrobnienie pomimo dostrzeżenia przez Leiko tamtego wcześniejszego niezadowolenia z tego powodu. A pomimo swych łagodnych, aczkolwiek kryjących w sobie ostrość słów, uśmiechała się dość enigmatycznie.
- Jako łowczyni klanu nie mam prawa, aby w szczegóły naszej wizyty na zamku wprowadzać obcych, acz.. – zawiesiła głos, jak gdyby rzeczywiście zastanawiała się, czy jako „pokorna służka” może im coś powiedzieć w tak delikatnej sprawie - Mogę zdradzić, że Hachisuka mają problem z demonami nie tylko w okolicach swych wioskach, ale i w samym sercu klanu jakim jest stolica. I tylko jakiegoś kaprysu mogę się dopatrywać w decyzji o wysłaniu nas właśnie tutaj, gdy i tam po ulicach krążą bestie.
-Hai. To właśnie powiedział mi ogień. Zło zalęgło się w sercu klanu. Oni wyrwały im się spod kontroli.- potwierdziła Ayame skupiając się bardziej na nowych wieściach niż tonie Leiko. A yojimbo rzekł.-Uważaj łowczyni-san. Niektóre z oni spętanych przez Hachisuka są szczególnie niebezpieczne. Uważaj zwłaszcza na tsuno.
-Tsuno? Tamte białowłose paskudy przypominające z wyglądu zwykłych bushi? – zapytała kobieta zwracając zainteresowane lica ku mężczyźnie i w ruchu tym pobrzękując cichutko długimi kolczykami w uszach -Ne, chcecie powiedzieć, że klan się bawi w ujarzmianie sobie demonów?
-Wysokie na dwóch ludzi, o paskudnych pyskach i olbrzymich rogach wyrastających z łbów.-opowiedział yojimbo wspominając coś.- Potężnymi ostrzami przecinające ciało na pół i plujące jadem trawiącym ciało niczym ogień.
A Ayame rzekła.- Nie zdziwiłabym się gdyby to była prawda. Tsuno są posłuszne swym przewodnikom , a tymi przewodnikami są bushi Hachisuka. Niektórzy bushi.
- Ale to nie takie oni siały zamęt pośród uliczek. Tamte na pierwszy rzut oka były zatrważająco ludzkie. W ciemnościach nocy dopiero po usłyszeniu ich chichotu lub uważniejszym przyjrzeniu dostrzegało się te zmiany zaprzeczające ich byciu kolejnymi, zwyczajnymi bushi – w zamyśleniu opuściła powieki, myślami odpływając do tamtego wieczoru, kiedy była świadkiem tak różnych zdarzeń. I kiedy śledziła ronina napotykającego na swej drodze właśnie jedną z tamtych bestii, do którego zwracał się jak do przyjaciela -Bardziej jak opętanymi.
-To w takim razie nie były tsuno.- stwierdził Furoku, a chłopczyca dodała.-Możliwe że jakieś pomniejsze oni, a może bakemono umiejące naśladować ludzi. Ziemie Hachisuka przyciągają zło, jak kaganek ćmy. Te pomniejsze yōkai nie potrafią oprzeć się ich zewowi.

Leiko spojrzała na nocne niebo. Niewątpliwie zasiedziała się przy ekscentrycznej dwójce wędrowców. Yasuro i Kirisu będą martwić się jej nieobecnością. I zapewne jej szukać.
-Pozostaje w takim razie pytanie, cóż takiego tutaj ściąga te wszystkie bestie – odparła łowczyni wzdychając. Z powodu wniosku do którego dopiero co doszła w swych myślach, z tego całego zła czającego się na ziemiach Hachisuka i całkiem melancholijnie, wodząc spojrzeniem po niezbadanej czerni ponad nimi. I właśnie to pierwsze sprawiło, że płynnie wstała z gracją i otwartą dłonią otrzepała swe kimono na udach oraz kolanach -Nic mi będzie po mej dyskrecji w dotarciu do was na spotkanie, jeśli moi towarzysze zaczną mnie szukać. Z pewnością oni odwróciły uwagę od mojego zniknięcia, ale nie mogę na tym zbyt długo polegać.
-Czy potrzebujesz pomocy w powrocie?- spytał Furoku, wywołując niezadowoloną minę na twarzy młodej miko. Chłopczyca jednak po chwili skinęła głową dodając. -Mój yojimbo mógłby cię kawałek odprowadzić. I pomóc ci się rozprawić z ewentualnymi zabłąkanymi oni.
-Z chęcią. Nie mogłabym odrzucić takiej propozycji po usłyszeniu o czarujących tsunoLeiko uśmiechnęła się i całkowicie tym wygięciem warg przekreśliła szansę owych oni na przyćmienie jej własnego czaru. Następnie wykonała utrzymany w podobnym uroku ukłon, swe podziękowanie z niego płynące kierując ku tak ochoczemu mężczyźnie. Przed dziewuszką za to nieznacznie, acz uprzejmie pochyliła głowę w pożegnaniu -Ayame-chan.
Miko odpowiedziała podobnym skinięciem głowy, a yojimbo wstał i podszedł do Leiko, by razem w nią wyruszyć w mrok nocy. Dłoń cały czas opierał na rękojeści broni, próbując przebić spojrzeniem mrok.
Poruszał się cicho. Co prawda daleko mu było do ninja, ale jak na samuraja poruszał się zwinnie.
Był milczący i skupiony na swym zadaniu, jakim była ochrona łowczyni. Prawdziwy profesjonalista.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem