Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2011, 19:39   #33
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Zibi uśmiechnął się lekko i pochylony ruszył wzdłuż korytarza, w stronę drzwi od kuchni. Ruscy obejrzeli się za siebię w chwili gdy w progu drzwi od piwnicy stanął Louis z pistoletem w dłoni. Padły dwa strzały zmienione w gwizdy przez tłumik. Stojący w kuchni rosjanin rozejrzał się zdezorientowany gdy błyski wystrzałów odbiły się w lśniących płytkach pokrywających ściany kuchni.

Dorian wykorzystał to, wypadając zza uchylonych drzwi i kantem dłoni uderzając w nadgarstek mężczyzny. Rosjanin jęknął głucho a jego pistolet z klikotem uderzył w podłogę. Sam szuler działał na zimno i z cholerną precyzją. W chwili gdy rozbrojony bandzior obrócił się w jego stronę Zibi uderzył go od dołu w szczękę, zadzierając głowę przeciwnika wysoko do góry. Drugi cios był kończący. Pięknie wyeksponowane gardło rosjanina było idealnym celem dla lewego sierpowego w wykonaniu Polaka.

-Zajmij się tym pod drzwiami...- rzucił szeptem do Louisa, samemu ruszając w stronę stróżówki i przyległego do niej pokoju ochrony.

Wewnątrz pomieszczenia strażniczego znajdywało się kilka ciał ochroniarzy oraz przeszukujący je rosjanin. Dorian skrzywił się lekko i krótkim kopnięciem posłał mężczyznę na ziemię. Rusek padł na twarz a rozbity o podłogę nos skutecznie uniemożliwił mu sklecenie zdania składającego się z czegoś innego niż przekleństw. Kopnięcie w kark zakończyło żywot gangstera. Zibi westchnął, zdając sobie sprawę że olał polaków po to żeby nie musieć zabijać.

Uśmiechnął się krzywo.

-Tutaj przynajmniej zabijam ludzi którzy zdają sobie sprawę w jakie gówno się władowali...- ta myśl w minimalnym stopniu pomogła polakowi.

Dorian zamarł na chwilę gdy drzwi do pokoju ochrony otworzyły się a w progu pojawiły się kontury dwóch zwalistych postaci.

-No ja pierdolę!- Zibi zaklnął przez zęby, odruchowo wyprowadzając kopnięcie w stronę twarzy pierwszego z zaskoczonych rosjan. Cios był celny i na tyle silny by dryblas zachwiał się i prawie przewrócił ze sobą kolegę. Drugi z zakapiorów, wygolony na łyso neandertalczyk o twarzy jak mongolskie siodło, dość zwinnie uniknął obalenia na ziemię i odruchowo uniósł w górę pistolet maszynowy Ingram z tłumikiem.

Zibi w ostatniej chwili padł na ziemię i przetoczył się w stronę przeciwnika. Seria z pistoletu zabrzmiała jak stado wściekłych os. Małokalibrowe pociski rozorały ścianę, dywan i prawie urwały ucho pobladłemu polakowi.

-Zaraz zginę, zaraz zginę, zaraz zginę.- myśl ta przewijała się przez umysł Zibiego niczym wielki, podświetlany neon. Nie raz miewał podobne myśli i jakimś cudem udawało mu się przeżyć. Tak było i tym razem.

Dorian o mały włos uniknął skoszenia serią i precyzyjnie wykonaną dźwinią podważył rękę przeciwnika. Rusek okazał się jednak zbyt ciężki aby go przewrócić. Zibi zacisnął zęby i resztą sił potrząsnął ręką przeciwnika, wytrząsając mu pistolet z ręki.

Cios który posłał Doriana na ścianę chwilę później przyrównać można by było do uderzenia przez żelazną sztabę. Zibi jęknął głośno gdy gdy wolna ręka mężczyzny zacisnęła się w pięść i z maksymalną siłą uderzyła go w okolicach nerek. Po raz pierwszy w życiu Zibowski ucieszył się że musiał brać udział w ulicznych walkach na pieniądze. Normalnie, bez tej praktyki, leżałby teraz półprzytomny pod ścianą, oczekując na cios łaski ze strony rosjanina.

Tak się jednak nie stało.

Polak zacisnął zęby i rzucił się na bok, chwilę przed tym jak drugi cios byczka uderzył w miejsca gdzie sekundy temu była jeszcze jego głowa. Rosjanin obrócił twarz w stronę leżącego na plecach szulera i uśmiechnął się wrednie. Zibi odpowiedział równie perfidnymw wyszczerzeniem się a podeszwy jego butów dość szybko zapoznały się z twarzą osiłka. Po serii pięciu kopnięć przy pomocy pięt bysior opadł na dywan ze zmasakrowaną twarzą.

-Zabiję cię, skurwielu!- Dorian zamarł i powoli obrócił głowę w stronę pierwszego z rosjan. Szuler kompletnie zapomniał o nim i nawet nie usłyszał kiedy rusek wstał, zabierając z podłogi porzucony ingram kolegi. Ze złamanego nosa obficie ciekła krew.

-Umiraya, ublyudok- warknął przez zębym, odbezpieczając automat.

Dorian odwrócił wzrok, gdy oko mężczyzny eksplodowało w chmurze białka i krwi. W drzwiach łazienki stanął Louis. Za jego plecami, przewieszony przez brzeg wanny, leżał kolejny rosjanin z dziurą między oczami.

-Wiesz... Może lepiej nauczy się strzelać, co?- Louis uśmiechnął się z powątpieniem, posyłając kulę w tył głowy ogłuszonego mongoła.-Dół zabezpieczony, tak samo posesja. Idziemy na górę.

Zibi skinął krótko głową i podniósł się z dywanu. Idąc jako pierwszy, z Louisem za plecami, cicho wszedł na piętro.

W korytarzu słychać było cichy płacz, rosyjskie przekleństwa oraz przerażone krzyki kobiety albo dziewczyny. Dorian ostrożnie rzucił okiem na pomieszczenie.

Na środku korytarza stało krzesło z przywiązanym do niego Seluccim. W rogu, pilnowana przez jednego z rusków, kuliła się żona mafioza. Sam szef był mocno obity i obdarty. Pozostałych dwóch rusków dobijało się do jakiś drzwi. Sądząc po krzykach, była to sypialnia córki bossa.

-Trzech w korytarzu i mają Selucciego. Nie wiem ilu jest w pokojach.

Louis skinął głową i poprawił tłumik. Pewnym krokiem wszedł na piętro, od razu unosząc w górę pistolet. Pierwsze dwa strzały trafiły kolejno w szyję i głowę rusków forsujących drzwi do sypialni dziewczyny. Trzeci zginął mniej czysto. Seria pięciu kul przeorała mu rąmię, pierś i brzuch by finalnie zakończyć się pod okiem.

Zibi w tym czasie kolejno przeczesał pokoje, by w biurze pana Selucciego zobaczyć chudego rosjanina, grzebiącego przy biurku. Jego karabin leżał swobodnie oparty o krzesło.

Dorian z pobłażeniem pozwolił mężczyźnie rzucić się w stronę broni, tylko po to by w połowie drogi kopnąć go w twarz. Mężczyzna zatoczył się na półkę z książkami i wyciągnął błagalnie ręce. Polak spokojnie podszedł do niego.

-N... Nie zabijaj...- Zibi aż skrzywił się, słysząc ciężki akcent faceta. Bez zbędnych ceregieli chwycił mężczyznę za wyciągnięte dłonie i potrząsnął nimi gwałtownie, wybijając ze ze stawów. Wrzask rosjanina poniósł się po piętrze.

-Nie zabiję cię.- Zibi uśmiechnął się wrednie i wyrzucił go na korytarz. W tym samym czasie Louis oczyścił sypialnie państwa Seluccich oraz pusty pokój. W łazience nikogo nie było.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline