Zibi uśmiechnął się lekko i pochylony ruszył wzdłuż korytarza, w stronę drzwi od kuchni. Ruscy obejrzeli się za siebię w chwili gdy w progu drzwi od piwnicy stanął Louis z pistoletem w dłoni. Padły dwa strzały zmienione w gwizdy przez tłumik. Stojący w kuchni rosjanin rozejrzał się zdezorientowany gdy błyski wystrzałów odbiły się w lśniących płytkach pokrywających ściany kuchni.
Dorian wykorzystał to, wypadając zza uchylonych drzwi i kantem dłoni uderzając w nadgarstek mężczyzny. Rosjanin jęknął głucho a jego pistolet z klikotem uderzył w podłogę. Sam szuler działał na zimno i z cholerną precyzją. W chwili gdy rozbrojony bandzior obrócił się w jego stronę Zibi uderzył go od dołu w szczękę, zadzierając głowę przeciwnika wysoko do góry. Drugi cios był kończący. Pięknie wyeksponowane gardło rosjanina było idealnym celem dla lewego sierpowego w wykonaniu Polaka.
-Zajmij się tym pod drzwiami...- rzucił szeptem do Louisa, samemu ruszając w stronę stróżówki i przyległego do niej pokoju ochrony.
Wewnątrz pomieszczenia strażniczego znajdywało się kilka ciał ochroniarzy oraz przeszukujący je rosjanin. Dorian skrzywił się lekko i krótkim kopnięciem posłał mężczyznę na ziemię. Rusek padł na twarz a rozbity o podłogę nos skutecznie uniemożliwił mu sklecenie zdania składającego się z czegoś innego niż przekleństw. Kopnięcie w kark zakończyło żywot gangstera. Zibi westchnął, zdając sobie sprawę że olał polaków po to żeby nie musieć zabijać.
Uśmiechnął się krzywo.
-Tutaj przynajmniej zabijam ludzi którzy zdają sobie sprawę w jakie gówno się władowali...- ta myśl w minimalnym stopniu pomogła polakowi.
Dorian zamarł na chwilę gdy drzwi do pokoju ochrony otworzyły się a w progu pojawiły się kontury dwóch zwalistych postaci.
-No ja pierdolę!- Zibi zaklnął przez zęby, odruchowo wyprowadzając kopnięcie w stronę twarzy pierwszego z zaskoczonych rosjan. Cios był celny i na tyle silny by dryblas zachwiał się i prawie przewrócił ze sobą kolegę. Drugi z zakapiorów, wygolony na łyso neandertalczyk o twarzy jak mongolskie siodło, dość zwinnie uniknął obalenia na ziemię i odruchowo uniósł w górę pistolet maszynowy Ingram z tłumikiem.
Zibi w ostatniej chwili padł na ziemię i przetoczył się w stronę przeciwnika. Seria z pistoletu zabrzmiała jak stado wściekłych os. Małokalibrowe pociski rozorały ścianę, dywan i prawie urwały ucho pobladłemu polakowi.
-Zaraz zginę, zaraz zginę, zaraz zginę.- myśl ta przewijała się przez umysł Zibiego niczym wielki, podświetlany neon. Nie raz miewał podobne myśli i jakimś cudem udawało mu się przeżyć. Tak było i tym razem.
Dorian o mały włos uniknął skoszenia serią i precyzyjnie wykonaną dźwinią podważył rękę przeciwnika. Rusek okazał się jednak zbyt ciężki aby go przewrócić. Zibi zacisnął zęby i resztą sił potrząsnął ręką przeciwnika, wytrząsając mu pistolet z ręki.
Cios który posłał Doriana na ścianę chwilę później przyrównać można by było do uderzenia przez żelazną sztabę. Zibi jęknął głośno gdy gdy wolna ręka mężczyzny zacisnęła się w pięść i z maksymalną siłą uderzyła go w okolicach nerek. Po raz pierwszy w życiu Zibowski ucieszył się że musiał brać udział w ulicznych walkach na pieniądze. Normalnie, bez tej praktyki, leżałby teraz półprzytomny pod ścianą, oczekując na cios łaski ze strony rosjanina.
Tak się jednak nie stało.
Polak zacisnął zęby i rzucił się na bok, chwilę przed tym jak drugi cios byczka uderzył w miejsca gdzie sekundy temu była jeszcze jego głowa. Rosjanin obrócił twarz w stronę leżącego na plecach szulera i uśmiechnął się wrednie. Zibi odpowiedział równie perfidnymw wyszczerzeniem się a podeszwy jego butów dość szybko zapoznały się z twarzą osiłka. Po serii pięciu kopnięć przy pomocy pięt bysior opadł na dywan ze zmasakrowaną twarzą.
-Zabiję cię, skurwielu!- Dorian zamarł i powoli obrócił głowę w stronę pierwszego z rosjan. Szuler kompletnie zapomniał o nim i nawet nie usłyszał kiedy rusek wstał, zabierając z podłogi porzucony ingram kolegi. Ze złamanego nosa obficie ciekła krew.
-Umiraya, ublyudok- warknął przez zębym, odbezpieczając automat.
Dorian odwrócił wzrok, gdy oko mężczyzny eksplodowało w chmurze białka i krwi. W drzwiach łazienki stanął Louis. Za jego plecami, przewieszony przez brzeg wanny, leżał kolejny rosjanin z dziurą między oczami.
-Wiesz... Może lepiej nauczy się strzelać, co?- Louis uśmiechnął się z powątpieniem, posyłając kulę w tył głowy ogłuszonego mongoła.-Dół zabezpieczony, tak samo posesja. Idziemy na górę.
Zibi skinął krótko głową i podniósł się z dywanu. Idąc jako pierwszy, z Louisem za plecami, cicho wszedł na piętro.
W korytarzu słychać było cichy płacz, rosyjskie przekleństwa oraz przerażone krzyki kobiety albo dziewczyny. Dorian ostrożnie rzucił okiem na pomieszczenie.
Na środku korytarza stało krzesło z przywiązanym do niego Seluccim. W rogu, pilnowana przez jednego z rusków, kuliła się żona mafioza. Sam szef był mocno obity i obdarty. Pozostałych dwóch rusków dobijało się do jakiś drzwi. Sądząc po krzykach, była to sypialnia córki bossa.
-Trzech w korytarzu i mają Selucciego. Nie wiem ilu jest w pokojach.
Louis skinął głową i poprawił tłumik. Pewnym krokiem wszedł na piętro, od razu unosząc w górę pistolet. Pierwsze dwa strzały trafiły kolejno w szyję i głowę rusków forsujących drzwi do sypialni dziewczyny. Trzeci zginął mniej czysto. Seria pięciu kul przeorała mu rąmię, pierś i brzuch by finalnie zakończyć się pod okiem.
Zibi w tym czasie kolejno przeczesał pokoje, by w biurze pana Selucciego zobaczyć chudego rosjanina, grzebiącego przy biurku. Jego karabin leżał swobodnie oparty o krzesło.
Dorian z pobłażeniem pozwolił mężczyźnie rzucić się w stronę broni, tylko po to by w połowie drogi kopnąć go w twarz. Mężczyzna zatoczył się na półkę z książkami i wyciągnął błagalnie ręce. Polak spokojnie podszedł do niego.
-N... Nie zabijaj...- Zibi aż skrzywił się, słysząc ciężki akcent faceta. Bez zbędnych ceregieli chwycił mężczyznę za wyciągnięte dłonie i potrząsnął nimi gwałtownie, wybijając ze ze stawów. Wrzask rosjanina poniósł się po piętrze.
-Nie zabiję cię.- Zibi uśmiechnął się wrednie i wyrzucił go na korytarz. W tym samym czasie Louis oczyścił sypialnie państwa Seluccich oraz pusty pokój. W łazience nikogo nie było.
__________________ Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die... |