Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2011, 21:34   #94
Morior
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Szczerze powiedziawszy Dębski już nie wierzył, że reszta drużyny jeszcze żyje, ale los zaskoczył go pozytywnie. Lambert z McMilanem opowiedzieli historię tak nieprawdopodobną, że gdyby Kapitan niedawno nie przeżył czegoś podobnego, roześmiałby się. W tej sytuacji i wym stanie Adama to wszystko wydawało się być prawdą. Nikt nawet nie próbował tego kwestionować, a gdy Dębski wraz z Eddym opowiedzieli, to co oni przeżyli doszło do narady.

- Nie ufam żadnemu z nich. - Zawyrokował Lambert. - Póki co nie dowiedzieliśmy się nic ani o kobiecie ani o mężczyźnie. A jeśli obydwoje są tak potężni, jak się wydają, stanowią śmiertelne zagrożenie.
- Też tak uważam, ale musimy się zdecydować na któregoś. Według mnie powinniśmy zatłuc kobitkę - stwierdził Eddy.
- Wiecie co Wam powiem? Czego chcę w tej chwilę, to wyrwać się stąd. I najchętniej spalić za sobą to laboratorium diabła. Hmm... Na planach widziałem dok dla U-Bootów. Co powiecie, żeby przynieść stamtąd dość paliwa i głowic torpedowych... po czym odejść na bezpieczną odległość i wysadzić wszystko w powietrze, zostawiając w miejscu bazy krater wielkości Wezuwiusza? - zaproponował Lambert.
- Dobry pomysł - dodał Kingston.
- Tak, ale.... co z nami? - zapytał niepewnie Lee.
- Problemem jest odejście na bezpieczną odległość. Nie wiemy gdzie iść - zauważył Kapitan.
- Zgodnie z założeniami misji, mamy iść na północ do morza i wezwać ewakuacje racami. Ja swoja race zużyłem, ale Wy chyba jeszcze macie. A bezpieczna odległość? Nastawimy zapalniki czasowe, by wybuchły, gdy będziemy w... bezpiecznej odległości - zaproponował Lambert.
- Śmiem twierdzić, że nie mamy rac - poprawił kolegę Eddy swoim mechanicznym głosem - Wpadliśmy w zasadzkę i wszystko co mieliśmy zostało nam odebrane. - zaprzeczył Edd.
- Albo, jeśli kobieta i mężczyzna tak pragną konfrontacji, może zanieść jedno do drugiego... Zamknąć razem w kontenerze i spuścić na dno oceanu, pod wieczny lód - zastanawiał się Adam.
- Nie wiem czy są tacy głupi. Jeden czytał nam w myślach- dodał Kingston.
- Ten facet, który wyszedł ze skrzynki dał nam sztylet. Sądzę, że to jedyny sposób, by zabić jego wroga, a jest w naszych rękach - stwierdził Kapitan.
- Znalazłem na planach tę przystań podwodniaków. To zawsze jakieś wyjście, ale, do diabła, kto z nas potrafi obsługiwać U-Boota?. Eddie, nie masz jakiś lepszych map? Tu MUSI być jakieś małe lotnisko, mógłbym Was odwieźć samolotem - podzielił się pomysłem Lambert.
- Mam i to cholernie dokładne - odpowiedział Eddy.
- Porównuję je i nic nie widzę. Ech. Oddałbym roczny żołd za sprawnego Junkersa... Zostaw te mapy, są tyle warte, co moje - stwierdził zawiedziony Adam.
- Emmm... No dobrze, nie takie dokładne jak sądziłem. Może porwać U-bota z załogą twierdząc, ze jesteśmy samobójcami lub ja będę groził tym pancerzem mówiąc, że rozpiździę okręt razem z nimi? - zapytał Edward
- A co jeśli... jeśli załoga skończyła jak reszta szkopów? - Zapytał Lee.
- Bloody hell... Ciężka sprawa. Może będzie tam radiostacja, przy pomocy której wezwiemy aliancką łódź podwodną? - umysł Lamberta pracował na najwyższych obrotach. - Może zadziałajmy na spokojnie: chodźmy teraz do przystani łodzi podwodnych. Sprawdzimy drogę wyjścia i dowiemy się, czy mamy ewentualnie czym wysadzić bazę w powietrze. Kto zginie, a kto ewentualnie przeżyje - ustalimy potem.
- Więc na co czekamy? Chodźmy - powiedział Dębski.
- Nie ma na co czekać - dodał Eddy.

~ Boże, dodaj mi sił - modlił się Dębski. Był jednocześnie zły z przebywania w tym miejscu, ale także pełen nadziei i ucieszony odnalezieniem przyjaciół. Pełen obaw, z modlitwą na ustach ruszył naprzód. Teraz ważył się jego los. Mógł zginąć, albo wrócić do ojczyzny. Kapitan odrzucił złe myśli i zgodnie z planem poszedł przed siebie.
 
Morior jest offline