Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-06-2011, 17:13   #91
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Eddy przyglądał się ze śmiechem jak Dębski próbuje założyć pancerz... Coś niewiarygodnego, Eddy nie zapomniał co to znaczy śmiech.
Cóż, na niego pancerz pasował jak ulał, ale bał się jednego: Że wróci do domu w tym metalu. Nie, te brytyjskie naukowce na pewno mu to zdejmą... A jak nie?
Widok przez gogle był bardzo ciekawy, dzięki temu mógł sprawdzić czy Dębski ma duży procent cholesterolu blokującego dopływ krwi bo wszystko miał w oknie obok podświetlonej sylwetki kapitana.
Ochrona wlała się do pomieszczenia, a Eddy odwrócił głowę w ich stronę i ujrzał ich w czerwonych barwach. Robot przeszedł na środek pomieszczenia ruszając kończynami z dziwną lekkością jakby były to jego własne. Ręka wyglądająca jak miniaturowa wersja karabinu Gatlinga została podniesiona we wrogów przez jej właściciela. Cyfrowy celownik nakierował na pierwszych Niemców. Eddy po prostu zaczął strzelać, a reszta dokonywała się bez jego udziału. Jaka to była radość jak wszyscy leżeli na ziemi.
Jego głos kiedy zapewniał kapitana o o tymczasowym bezpieczeństwie też był taki... Inny, ten pancerz zabiera jego człowieczeństwo.
Lecz to nie był koniec fali atakujących. Ku niemu leciał granatnik z wyrzutni i uderzył blisko niego, następnie drugi. Zobaczył raport o uszkodzeniach, powierzchnia lewej goleni była lekko czerwona. Ogólny stan pancerza: 98%
Nieźle, gdyby nie miał tego czegoś, to rączki i nóżki poleciałyby w siną dal. Puścił szkopom kilka serii ze swojego maleństwa i chwilę później wszyscy głośno opuścili magazyn wpychając się do drzwi jak klienci stojący kilka godzin po telewizory w przecenie.
Edward pomyślał skąd skombinować plany kompleksu. I nagle ukazała mu się cyfrowa mapa, którą kierował swoim mózgiem. Był zaskoczony, widział teraz każde pomieszczenie, każdy korytarz, wszystko oprócz ludzi i nieludzi przebywających w tych bunkrach.
Kapitan przyglądał się chwilę Eddiemu i powiedział jakby nigdy nic:
- Nie wiem jak tobie, Eddy, ale mi jest spieszno, żeby stąd wyjść. Bierz ten swój scyzoryk i do roboty! - zawołał Dębski, w którego głosie znów zapłonęła nadzieja na wyjście z tego bagna.
- Widzę, że dostał pan kopa w zadek - odpowiedział Eddy zmienionym przez pancerz głosem - Według moich planów musimy przejść tędy, potem tak - mówiąc to kreślił palcem niewidoczne kreski - A co do tego - wskazał na sztylet - To chyba pan musi przejąć to zadanie bo ja w tym żelastwie nie za bardzo się nadaję do tego.
- Jeśli to pozwoli nam stąd odejść, to nie będę się wahał ani chwili. - odrzekł Adam.
Więc ruszyli, Eddy pierwszy gotowy do strzału, a za nim Dębski w skowronkach. Teraz mają szansę na wyjście z tego domu wariatów.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 30-06-2011, 23:46   #92
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Adam Lambert i Lee McMillan

Drzwi do magazynu, a raczej brama ukazała się żołnierzom kiedy tylko wyszli za róg. Korytarz prowadzący tutaj był szeroki, można było tędy jechać ciężarówką. Stal cała była we krwi. Spod nieco zmiażdżonej bramy wystawały odcięte nogi jakiegoś Niemca. Zapewne po drugiej stronie znajdowała się reszta nieszczęśnika. Lee widząc to zamknął na chwilę oczy. Miał dość.

Adam podszedł do panelu. Dwa przyciski - czerwony i zielony. Decyzja nie była trudna. Po wciśnięciu zielonego guzika, trzeszcząc i zacinając się, brama uniosła się odsłaniając to, co było po drugiej stronie.

Pierwsza w oczy rzucała się kałuża krwi, dopiero później ciało Niemca, by na końcu odsłonić parę ludzi. W sumie to jednego człowieka i stalowego potwora, do którego Lee już miał strzelać, kiedy Lambert odtrącił lufę jego karabinu w inną stronę.

- Co ty robisz? - warknął i podszedł do towarzyszy.

Edward Kingston i Adam Dębski


W czasie, w którym myśli Edwarda krążyły intensywnie wokół tego jak zdjąć pancerz, podatny na kule Adam skupiał się tylko i wyłącznie na wypatrywaniu wroga. Raz wypatrzył tylko ciało pocięte bagnetem. Nie miał nawet broni.

Wreszcie udało się dotrzeć do drzwi. Edward chciał rozerwać je na strzępy swym pancerzem, lecz kapitan powstrzymał go, wskazując na panel. Kingston sugerował się przeciętym na dwie części Niemcem, którego górna połowa tkwiła po tej stronie magazynu. Jego twarzy była pusta, nieobecna, jakby nic nie czół przed śmiercią.

Nagle drzwi z głośnym trzeszczeniem wyginanej stali zaczęły podnosić się do góry. Po drugiej stronie stali Lambert i McMillan. Ten drugi mało co nie zabił swojego kapitana, na szczęście polarnik powstrzymał go od zrobienia tego.

Lambert podszedł do towarzyszy i zaczął wyjaśniać cel jego misji.

Wszyscy


Kiedy polarnik wyjaśnił już, że zabicie obcego jest celem jego i McMillana, i dowiedział się o tym, co jest celem jego towarzyszy miał dylemat. Obie strony obiecywały wybawienie, żadna ze stron nie mogła być w pełni wiarygodna, jednak nieznajoma kobieta budziła więcej zaufania.

Teraz musieli dokonać wyboru, kto ma żyć, a kto umrzeć... a raczej kogo próbować zabić, a kogo nie.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 01-07-2011, 16:12   #93
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Lambert stanął przed dawno nie widzianymi towarzyszami. I, gdy patrzyli na niego, prezentował sobą zatrważający widok. Mundur miał rozchełstany, przesiąknięty potem, brudny od pełzania w duktach wentylacyjnych i pokryty zaschniętą krwią. W rękach dzierżył niemiecki karabinek, za pasem wisiały zdobyczne granaty i wielki nóż. W zarośniętej, czarnej od brudu twarzy bieliły się tylko rozgorączkowane oczy i zęby wyszczerzone w zawziętym uśmiechu. Polarnik chwilę stał, dysząc i mierząc wzrokiem kolegów.

Wreszcie ruszył z werwą przez drzwi.
- Dobrze Was widzieć. – Nie salutował i nie oddawał honorów wyższym szarżom. Podał rękę Dębskiemu, zawahał się przed Eddiem i tylko poklepał go po pancerzu ramion.

Wkrótce obie strony streściły sobie swoje przygody. Rozpoczęli naradzać się nad planem…
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 03-07-2011, 21:34   #94
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Szczerze powiedziawszy Dębski już nie wierzył, że reszta drużyny jeszcze żyje, ale los zaskoczył go pozytywnie. Lambert z McMilanem opowiedzieli historię tak nieprawdopodobną, że gdyby Kapitan niedawno nie przeżył czegoś podobnego, roześmiałby się. W tej sytuacji i wym stanie Adama to wszystko wydawało się być prawdą. Nikt nawet nie próbował tego kwestionować, a gdy Dębski wraz z Eddym opowiedzieli, to co oni przeżyli doszło do narady.

- Nie ufam żadnemu z nich. - Zawyrokował Lambert. - Póki co nie dowiedzieliśmy się nic ani o kobiecie ani o mężczyźnie. A jeśli obydwoje są tak potężni, jak się wydają, stanowią śmiertelne zagrożenie.
- Też tak uważam, ale musimy się zdecydować na któregoś. Według mnie powinniśmy zatłuc kobitkę - stwierdził Eddy.
- Wiecie co Wam powiem? Czego chcę w tej chwilę, to wyrwać się stąd. I najchętniej spalić za sobą to laboratorium diabła. Hmm... Na planach widziałem dok dla U-Bootów. Co powiecie, żeby przynieść stamtąd dość paliwa i głowic torpedowych... po czym odejść na bezpieczną odległość i wysadzić wszystko w powietrze, zostawiając w miejscu bazy krater wielkości Wezuwiusza? - zaproponował Lambert.
- Dobry pomysł - dodał Kingston.
- Tak, ale.... co z nami? - zapytał niepewnie Lee.
- Problemem jest odejście na bezpieczną odległość. Nie wiemy gdzie iść - zauważył Kapitan.
- Zgodnie z założeniami misji, mamy iść na północ do morza i wezwać ewakuacje racami. Ja swoja race zużyłem, ale Wy chyba jeszcze macie. A bezpieczna odległość? Nastawimy zapalniki czasowe, by wybuchły, gdy będziemy w... bezpiecznej odległości - zaproponował Lambert.
- Śmiem twierdzić, że nie mamy rac - poprawił kolegę Eddy swoim mechanicznym głosem - Wpadliśmy w zasadzkę i wszystko co mieliśmy zostało nam odebrane. - zaprzeczył Edd.
- Albo, jeśli kobieta i mężczyzna tak pragną konfrontacji, może zanieść jedno do drugiego... Zamknąć razem w kontenerze i spuścić na dno oceanu, pod wieczny lód - zastanawiał się Adam.
- Nie wiem czy są tacy głupi. Jeden czytał nam w myślach- dodał Kingston.
- Ten facet, który wyszedł ze skrzynki dał nam sztylet. Sądzę, że to jedyny sposób, by zabić jego wroga, a jest w naszych rękach - stwierdził Kapitan.
- Znalazłem na planach tę przystań podwodniaków. To zawsze jakieś wyjście, ale, do diabła, kto z nas potrafi obsługiwać U-Boota?. Eddie, nie masz jakiś lepszych map? Tu MUSI być jakieś małe lotnisko, mógłbym Was odwieźć samolotem - podzielił się pomysłem Lambert.
- Mam i to cholernie dokładne - odpowiedział Eddy.
- Porównuję je i nic nie widzę. Ech. Oddałbym roczny żołd za sprawnego Junkersa... Zostaw te mapy, są tyle warte, co moje - stwierdził zawiedziony Adam.
- Emmm... No dobrze, nie takie dokładne jak sądziłem. Może porwać U-bota z załogą twierdząc, ze jesteśmy samobójcami lub ja będę groził tym pancerzem mówiąc, że rozpiździę okręt razem z nimi? - zapytał Edward
- A co jeśli... jeśli załoga skończyła jak reszta szkopów? - Zapytał Lee.
- Bloody hell... Ciężka sprawa. Może będzie tam radiostacja, przy pomocy której wezwiemy aliancką łódź podwodną? - umysł Lamberta pracował na najwyższych obrotach. - Może zadziałajmy na spokojnie: chodźmy teraz do przystani łodzi podwodnych. Sprawdzimy drogę wyjścia i dowiemy się, czy mamy ewentualnie czym wysadzić bazę w powietrze. Kto zginie, a kto ewentualnie przeżyje - ustalimy potem.
- Więc na co czekamy? Chodźmy - powiedział Dębski.
- Nie ma na co czekać - dodał Eddy.

~ Boże, dodaj mi sił - modlił się Dębski. Był jednocześnie zły z przebywania w tym miejscu, ale także pełen nadziei i ucieszony odnalezieniem przyjaciół. Pełen obaw, z modlitwą na ustach ruszył naprzód. Teraz ważył się jego los. Mógł zginąć, albo wrócić do ojczyzny. Kapitan odrzucił złe myśli i zgodnie z planem poszedł przed siebie.
 
Morior jest offline  
Stary 04-07-2011, 13:20   #95
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Kolejne pancerne drzwi z fantem w postaci zgniecionego szkopa teraz nie stanowiły dla Edwarda przeszkody. Podszedł do nich w miejscach wyżłobień, zapewne od blokad wsunął palce. Niestety Dębski znalazł gorszy sposób otwarcia. Czerwony i zielony przycisk, ale trudność. Eddy dla zabawy wcisnąłby czerwony.
- Kapitanie, zepsuł mi pan okazję do przetestowania pancerza. - mruknął, ale pancerz i tak głośno odtworzył dźwięk.
Za drzwiami czekali na nich ich wybawcy. Oboje celowali z jakiś pukaweczek do cyborga uzbrojonego w sześciolufowe działo. Lambert w ostatniej chwili się opamiętał, szedł teraz z wyciągniętą prawą dłonią do Eddiego, ale ten nie miał jak jej uścisnął bo dłoń zastępowała mała śmierć. Został poklepany niczym zwierzak, ale to kompromitujące.
Po dyskusji niegodnej polityków ponieważ wszędzie była zgoda ruszyli na zapewne ostatni rozdział przygody. Teraz pancerz dawał nadzieję Eddiemu, że dadzą radę.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 04-07-2011, 15:40   #96
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Żeby dostać się do doku łodzi podwodnej, alianccy komandosi musieli wrócić się korytarzem, którym Lee i Lambert dotarli wcześniej do magazynu.

Stalowa grodź do węższego korytarza była otwarta. Na ścianie ciągnęła się plama krwi, jakby ktoś ciężko ranny szedł korytarzem i opierał się o nią. Po kilkunastu metrach znajdowała się kolejna otwarta grodź.

Edward z wiadomych przyczyn szedł pierwszy. Kiedy tylko wyjrzał do doku, pierwszą rzeczą jaka rzuciła mu się w oczy był ogromny, pusty basen na środku bazy. Nie było łodzi. Pancerz pozwalał mu dokładnie prześwietlić odmęty doku. Podwodne przejście, którym u-bot mógł wpłynąć do bay był zamknięty.

Lambert i kapitan poszli na poszukiwanie torped. Jeżeli nie uda się wypłynąć, to może chociaż zrobią sobie wyjście na zewnątrz.

- Jest! - krzyknął Dębski i cała czwórka stanęła przed wyważonymi drzwiami do magazynu.

Wszystko wyglądało jakby ktoś wynosił się stąd w niemałym pośpiechu. Gdzieniegdzie znajdowały się plamy zaschniętej krwi. Kiedy Adam chciał przekroczyć próg w celu zliczenia amunicji i pomyśleniu nad tym, jak dokładnie dokonać eksplozji usłyszał dziwny dźwięk. Dźwięk towarzyszący rozrywaniu się materiału. Na początku pomyślał, że to spodnie, lecz krzyk McMillana natychmiast wyrwał go z tego przeświadczenia.

Młody żołnierz wyglądał dziwnie. Jego twarz wykrzywiał grymas bólu. Wypuścił z rąk karabin, łapiąc się za ramiona zupełnie tak, jak człowiek który próbuje ogrzać się na mrozie. Wrzasnął i jego towarzysze pobledli. Na mundurze, od krocza do szyi pojawiła się rosnąca nieustannie plama krwi. Skóra na twarzy zaczęła pękać z przeraźliwym trzeszczeniem. Wrzask Lee nie dodawał im otuchy. Czuli, że nic nie są w stanie zrobić. Usłyszeli trzask pękających powoli kości, chcieli mu pomóc, krzątali się wokół niego bezradnie, jak mrówki wokół deptanego mrowiska. Widzieli jak czaszka żołnierza rozpoławia się ukazując mózg. Głowa trzymała się na skrawkach pokrwawionej skóry. Ciało pod mundurem po głośnym pluśnięciu rozpadło się na dwie części. Każda z połówek, bryzgając krwią i wnętrznościami upadła kilka metrów dalej. Tak skończył Lee McMillan, ponosząc najstraszliwszą karę za działania oddziału.

Kapitan Dębski nie wytrzymał. Poczuł, że zaraz zwymiotuje, lecz nie miał już czym. Lambert stał blady, nie wiedząc co robić. Po raz pierwszy poczuł bezradność. Jego towarzysz umierał, i mimo że wydawał mu się nieinteresujący był człowiekiem i umarł w straszny sposób. Co najgorsze nie wiadomo dlaczego i kto będzie następny.

Edward odwrócił się, pancerz nie przetwarzał jego cichego łkania, więc nikt nie wiedział co dzieje się teraz w jego głowie, nikt nie mógł go pocieszyć. Nikt zresztą nie był w stanie tego zrobić, wszyscy byli w szoku. I nagle usłyszeli głos. Wszyscy, dobiegający z każdego centymetra ściany, podłogi, każdego litra wody w basenie, każdego pocisku i każdej blaszki paneli sterowania. Dobiegał zewsząd. Ciepły, kobiecy głos.

- To nie jest droga, która da wam wybawienie. Wykonajcie zadanie, a przeżyjecie.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 06-07-2011, 21:20   #97
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Najpierw mężczyzna, potem kobieta.

Dębski nie mógł uwierzyć. Sam nie wiedział co myśleć. W jednej chwili w jego głowie pojawiły się tysiące różnych myśli. Lee... Lee McMillan... Jeszcze chwilę temu razem z Kapitanem szedł w nadziei na zwycięstwo. W tej sytuacji zwycięstwem jest życie. Jego życie ominęło. Chociaż Lee z reguły był małomówny Adam wiedział, że pragnął tego co wszyscy - odejść stąd. Dębski był wtedy taki podekscytowany. Dla niego to był moment, w którym mógł opuścić to miejsce. Nie mógł się doczekać. Nie spodziewał się, że rzekomy moment ucieczki stanie się chwilą śmierci Lee.

Najpierw mężczyzna, potem kobieta.

Cóż widocznie takie było jego przeznaczenie. Nie dane mu było przeżyć. Podczas całej tej wyprawy Dębski widział wiele trupów, ale ta śmierć była najbardziej bolesna. "Najpierw mężczyzna, potem kobieta" powtarzał w myślach Kapitan. Przez te rozważania zupełnie nie odbierał żadnych bodźców. Dopiero po chwili ujrzał napis. Zrozumiał, że powtarzane zdanie było zapisane właśnie tam. Gdy w ciszy Eddy wraz z Lambertem myśleli kogo pierwszego zabić, Dębski podszedł do szczątek Lee. Wykonał znak krzyża i przeszedł do prezentacji planu. Wskazał na słowo mężczyzna i skreślił je palcem, pokazując w ten sposób jego śmierć. Wyciągnął jeden palec, by pokazać innym, że mężczyzna zostanie zabity pierwszy. Potem wskazał na siebie i skreślił słowo kobieta. Wytłumaczył w ten sposób, kto i kogo zabije. Wyciągnął dwa palce, bo kobieta według planu miała zostać zabita jako druga.

Wtedy głos Kapitana przerwał ciszę.
- Zgoda, pomożemy ci kobieto! - stwierdził.
 
Morior jest offline  
Stary 08-07-2011, 10:17   #98
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Lambert przyłożył palec do ust. Po czym napisał krwią na ścianie: “NAJPIERW MĘŻCZYZNA, POTEM KOBIETA”. Zamazał napis i pytająco uniósł brew.
Eddy zakumał o co chodzi. Pokazał palcem na zamazane słowo “mężczyzna”, potem “kobieta” i poruszył palcami tak, jakby chciał zamienić kolejność, potem znów “wrócił” do wcześniejszego ustawienia słów i pokręcił głową wzruszając jednoczenie ramionami. Następnie podniósł kciuk do góry, drugim wskazał na te dwa słowa i przejechał palcem po gardle.
W odpowiedzi polarnik przewrócił oczyma i wzruszył ramionami. Po czym potwierdzająco pokazał na palcach dwa i przeciągnął palcem po gardle. Było mu w sumie obojętne, kto zginie pierwszy, byleby zginęli oboje, zaś drażniło go dyskutowanie.
Dębski przetarł oczy. Spojrzał na szczątki Lee i uczynił znak krzyża. Następnie podszedł do napisu. Pokazał palcem na słowo mężczyzna i skreślił je. Wyciągnął jeden palec. Potem skreślił słowo kobieta i wskazał na siebie oraz pokazał dwa palce. Następnie uniósł głowę do góry i powiedział:
- Zgoda, pomożemy ci kobieto.

Więc to ustalone. Oboje mieli umrzeć.

Śmierć mężczyzny była koniecznością. To on był pierwotnym powodem rozpętanego pandemonium. To on stał za armią opętanych. To on bez ogródek deklarował chęć opanowania świata.

Kolejność była łatwa do przewidzenia. Wpierw musieli uśpić czujność kobiety, wypełnić jej wolę… by łatwiej ją zabić.

Kobieta miała umrzeć, bo była zbyt potężna. Bo mogła być niebezpieczna. Bo śmierć Lee domagała się pomsty. Bo nie był to czas i miejsce na szukanie sojuszników. Bo krew komandosów była gorąca. Bo w świecie na zewnątrz – dalekim od mrocznych tajemnic i tajemnych mocy – tam, gdzie toczyła się zwykła, brudna wojna – nie było miejsca na dziwadła jej pokroju.

Stary przeładował karabinek. Zawsze wierzył, że toczy swoją osobistą wojnę. Zarówno teraz, w trakcie wojny światowej, gdy nosił kanadyjski mundur tylko dlatego, że cele jego i aliantów wydawały się być wspólne. Jak i wcześniej, w podróżach i wyprawach, gdy walczył z naturą i przeciwnościami losu. Zawsze towarzysze byli dla niego tymczasowymi sojusznikami, a ich obecność była dobra, póki praktyczna. I być może dlatego tak łatwo przyszła mu myśl o zabiciu wszystkich.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 08-07-2011, 14:28   #99
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Patrzył się bezradnie jak Lee jest rozrywany na dwie części, wytrzymałość pękła w tym miejscu. Łkał jak małe dziecko w nocy. Skoro taka pomoc wyszła od kobiety to widać, że nikomu nie można ufać.
Lambert przedstawił swój plan w dosyć niecodzienny sposób, krwią zmarłego w męczarniach kolegi, ale Eddy uznał, że jest to jakby oddanie hołdu i chęć zemsty.
Kingston pokazał palcem na zamazane słowo “mężczyzna”, potem “kobieta” i poruszył palcami tak, jakby chciał zamienic kolejność, potem znów “wrócił” do wcześnieszego ustawienia słów i pokręcił głową wzruszając jednoczenie ramionami. Następnie podniósł kciuk do góry, drugim wskazał na te dwa słowa i przejechał palcem po gardle.
Słowa Dębskiego "Pomożemy Ci kobieto" oznaczało, że zaczęła się walka o życie i zapewne finał tej przygody. Eddy poprzysiągł sobie, że wykorzysta maksymalnie swój pancerz jeśli zajdzie taka potrzeba.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 08-07-2011, 22:26   #100
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Decyzja zapadła. Grupa skierowała się do magazynu na poszukiwanie broni, o której mówiła kobieta. Coś, co mogło zabić ich wroga, kimkolwiek on teraz był, a żołnierze odnosili wrażenie, że jest nim każdy. Bez wyjątków.

Ponownie przeszli korytarz, minęli przeciętego drzwiami Niemca.

- I co teraz? - spytał Adam.
- Mamy wiedzieć, jak to znajdziemy - mruknął bez przekonania Dębski.

Ruszyli. Kluczyli między skrzyniami, a złość powoli narastała. Nie widzieli nic, co różniło by się od poprzednich skrzyń. Jedną nawet otworzyli. Były w niej powyginane kawałki metalu wrzucone w wysłaną zabezpieczającym materiałem pojemniku. Nic ciekawego, nic przydatnego.

Po kolejnych dziesięciu minutach Edward zwyczajnie zatrzymał się i wskazał ręką jedną z drewnianych, niedużych skrzyni.

- To ta. Nie pytajcie skąd wiem. Po prostu wiem.

To było dziwne. Dziwne do granic możliwości. Wszystko mówiło żołnierzowi, że to ta skrzynia, ta jedyna, ta właściwa. Szybko wynieśli ją na środek i otworzyli. Z pancerzem nie było to trudne.

W środku znajdowały się dwa szklane flakoniki i urządzenie, w które ten flakonik można było włożyć. Wyglądało jak kawałek rury z panelem sterującym i stykiem, żeby podłączyć to do czegoś. Na pewno nie sprawiało to wrażenia broni. I wówczas żołnierz w pancerzu ponownie przemówił syntetycznym głosem.

- Chyba musimy zamontować to w jego statku. To on trzyma go przy życiu. Mam w pancerzu... zdjęcia wraku. Widzę go... to niesamowite. Żałujcie, że tego nie widzicie. Myślę i zdjęcie się powiększa - ton amerykanina przez chwilę był nieco nieobecny. - Trzeba otworzyć klapę pod wejściem do statku. Tam trzeba wprowadzić zawartość jednej z fiolek.

Fiolki wyglądały na puste. Adam pierwszy domyślił się, że pewnie jest to jakiś bezbarwny gaz, a to aplikator.

- Wiecie jak trafić do tego faceta? - Adam podzielił się wątpliwościami.
- Pewnie, korytarzem technicznym gdzieś z tamtej strony - odpowiedział kapitan.

Ruszyli w dalszą drogę. Znalezienie tych właśnie drzwi do korytarza zajęło trochę czasu. Wszyscy byli zmęczeni, wycieńczeni i głodni. Nie mogli się jednak zatrzymać, to już niedługo miało się skończyć. Mrok przejść technicznych nie straszył już tak jak wcześniej. Wiedzieli, że osoba odpowiedzialna za to, co się działo jest coraz bliżej i chyba ma wobec nich dobre zamiary. Niekoniecznie oni musieli mieć takie same zamiary wobec niego.

Wreszcie dotarli do korytarza zwieńczonego salą z wrakiem. Wszyscy czuli niepokój i zmęczenie, lecz chyba nie czuli już strachu. Raczej podniecenie faktem, że to już ostatnie kroki. Zginą, albo będą już o krok od wyjścia. Potem tylko kobieta i będą wolni. Tak przynajmniej sobie mówili, w głębi ducha jedynie chowając wątpliwości.

Drzwi otworzyły się same. Moc obiektu X9 była tutaj wyjątkowo wyczuwalna. Powietrze było gęste, pewność siebie i poczucie siły wyparowało. Mężczyzna ubrany w fartuch jednego z naukowców wyszedł z wraku, który wyglądał już znacznie lepiej. X9 przygotowywał się do podróży.

- Ładne wdzianko - rzucił do Edwarda luźno. - Jakieś problemy? Kto to? - zapytał wskazując na Adama.

To właśnie on miał w plecaku aplikator i jedną fiolkę. Druga przypadła w udziale kapitanowi. Klapa była otwarta, wystarczyło podłączyć i wcisnąć jeden z dwóch przycisków. Nieoznaczonych, szarych przycisków. Lewy, albo prawy. Coś mówiło polarnikowi, że jeden z guzików uwalnia gaz, a drugi aplikuje zawartość do pojazdu. Wystarczyło podłączyć i sprawdzić. Była tylko jedna przeszkoda - X9 stojący między nimi, a pojazdem.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172