Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2011, 01:06   #32
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Białe Zębiska





Słońce powoli zachodziło, krwawą łuną kładąc się zielonym kobiercu dżungli. Cichły odgłosy dziennych zwierząt i zastępowały je donośne nawoływania budzących się nocnych stworów. W najgłębszych partiach lasu, w głębokim cieniu nietkniętych nigdy ostrzem zarośli powoli rodziła się noc. Nietkniętych aż do teraz. Świst przecinającego gałęzie tulwaru wypłoszył z zarośli chmarę drobnych, wielobarwnych ptaków, które z trzepotem drobnych skrzydeł znikły w szarówce wieczoru. Tingis otarł zroszone potem czoło i wsunął tulwar z powrotem za pas. Wrócił się po pozostawioną opodal Learę. Dziewczyna szła z trudem i każdy kolejny krok zdawał się pozbawiać ją sił. Ciężko wspierała się na ramieniu Tingisa, ledwo powłócząc nogami. Jej ciało zdawało się co raz bardziej bezwładne, a oczy dziewczyny wpatrywały się w pustkę. Młody Hyrkańczyk miał jeno nadzieję, że gorąco jakie biło od ciała dziewczyny było wynikiem zmęczenia. Wszak i on ledwo dyszał w upale parnego wieczoru. Miał nadzieję do chwili gdy Leara upadła niczym ścięte drzewo, wymykając się z rąk Tingisa. Jej czoło płonęło, a usta wypowiadały bezgłośnie jakieś słowa. Gdzieś w górze nawoływały się mewy...



Cień powoli wędrował wzdłuż dna dołu, w którym wylądowali, aż przykrył go w całości. Z prastarych, skalnych płyt, jakimi wyłożono to dziwne więzienie, bił chłód i coś jeszcze, coś ledwie wyczuwalnego i trudnego do wychwycenia. Przynajmniej dla zmysłów Marcella:

- Śmierdzi tu trupem. - Prychnął jeden z braci i wskazał na zbrązowiałe plamy którymi pokryta była chropowata posadzka. - Trzeba się stąd wynosić.

Marcello już chciał coś powiedzieć, gdy z daleka począł słyszeć głosy. Początkowo dochodziły z daleka i do uszu uwięzionych docierało jedynie ich echa. Jednak szybko dołączały do niego kolejne głosy, a z każdym rósł w siłę i brzmiał co raz mocniej. Była w owej pieśni dziwnie złowieszcza nuta, która sprawiała, że włos jeżył się na głowie, a w głębi serca budził się lęk. I jakby w odpowiedzi na słowa pieśni, gdzieś w pobliżu rozległo się donośne i łapczywe wycie. Coś się zbudziło. Coś było głodne.


Szarówkę wieczoru rozświetlał blask kolejnych pochodni. Zdawało się, że ze wszystkich stron schodzą się niosący pochodnie ludzie. Wraz z nimi niosła się monotonna, pozbawiona słów pieśń, którą co raz przerywały okrzyki:

- Kuja kwa milele kubwa! Sisi ni kusubiri kwa ajili yenu!

A każdemu okrzykowi zdawał się wtórować kolejny, pełen wściekłości i głodu ryk. Nagle odgłos pieśni umilkł, a mrok nocy przeszył donośny zgrzyt kamienia trącego o kamień. Donośny jęk wyrwał się z dziesiątek gardeł, gdzieś nad głowami jeńców, a we wściekłym ryku który go wywołał niosła się dzika radość drapieżnika czującego gorącą posokę. Coś ruszyło na łowy.


Ogień trzeszcząc pożerał kolejne gałęzie, rzucając wszędzie dziwaczne cienie. Gdzieś z pobliskiego lasu dochodziły, mrożące krew w żyłach głosy nocnych stworzeń. Ale Tingis nie miał czasu nasłuchiwać, czy wypatrywać niebezpieczeństwa. Dużo bardziej zajmował go los dziewczyny, która trzęsła się w gorączce tuż obok niego. Dreszcze nadeszły zaraz po tym gdy dotarli na skraj lasu. Tingisowi udało się z wielkim trudem donieść ją aż do tego miejsca, a teraz żałował. Chłodny powiem bijący od oceanu wcale nie orzeźwił omdlałej Leary. Zimno zdawało się pogłębiać gorączkę jaka ją trawiła i dlatego nie zważając na niebezpieczeństwo Hyrkańczyk zdecydował się rozpalić ogień. Ogień który nic nie dawał. Learą wciąż targały dreszcze, a ona sama zdawała się odpłynąć gdzieś w szaleństwo maligny. Co raz wypowiadała na wpół zrozumiałe słowa i mówiła coś do ludzi, których tu nie było, by po chwili rozmawiać z Tingisem dość trzeźwo by ten miał nadzieję, że gorączka ustępuje. Do chwili kolejnego ataku.

Młody złodziej nie dostrzegł, że w ciemności przez chwilę rozbłysły dwoje wielkich ślepi, a po chwili dołączył do nich szeroki połyskujący w ciemności uśmiech. Uśmiech, który zdawał się wisieć w ciemności. Do ogniska powoli skradał się wielki, czarny kształt.




Wielki, czarny kształt powoli przemykał w rozświetlonym ogniem, skalnym labiryncie. Stwór co raz ryczał pełen podniecenia i wściekłości. Od dawna już nie jadł i szaleńczy głód niósł go teraz w stronę bliskiej zdobyczy. Z daleka czuł bijącą od człowieczego mięsa woń strachu. Długi czerwony jęzor przesunął po potężnych, straszliwie ostrych zębach.

Czym było to stworzenie? Czy to jakiś prastary przodek ludzkiej rasy? Przedziwny błąd ewolucji, któremu udało się przetrwać stulecia w tym ukryciu? A może potomek przybyłych z gwiazd, obcych ras? Tego nie wiedział nikt, spośród żyjących w Hyborejskim świecie. Jasne było jednak to, że istota ta, choć wyglądem przypominała dzikie zwierzę, to jednak w jej ślepiach płonęła złowróżbna inteligencja i złośliwość, właściwe jedynie ludzkiemu rodzajowi. I choć stworem targały iście zwierzęce żądze, to zaspakajał je z przebiegłością właściwą podstępnemu człowiekowi.

Teraz też przyczaił się u wejścia do miejsca gdzie przyczaili się jeńcy. Dokładnie ich oglądał węsząc i mlaskając, jakby w oczekiwaniu na ucztę jaka miała go czekać. Aż w końcu, w jednej, szybkiej jak myśl chwili wbiegł między ludzi i nim ci zdołali się poruszyć, porwał wyjącego szaleńczo Yosuafa. Marcello i bracia jedynie przez chwilę dostrzegli wyszczerzone w ich stronę kły, które znikły tak szybko jak się pojawiły. W ciemności rozległ się trzask pękających kości, który uciął krzyki byłego kapitana Wiedźmy. A po chwili dało się słyszeć odgłos mlaskania i siorbania. Tłum spoglądający na to z góry zawył z uciechy, a w stronę pozostałych w dole, sparaliżowanych lękiem ludzi poleciały drobne kamyki i odpadki. Po chwili rozległ się kolejny ryk. Polowanie trwało dalej.


 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline