Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2011, 14:10   #31
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Gdzieś daleko rzuciły ich fale morza. Burza, chociaż trwała jedynie chwilkę spowodowała, że mogli być właściwie na potężnym obszarze od Shemu, przez Styghię, Kush, aż do Czarnych królestw okrytych nieciekawą sławą. Ponadto Marcello nie znał zbyt dobrze geografii tajemniczych lądów. Zresztą właściwie nikt na północy nie znał, może poza kupcami Argos. Jednak sprytni handlarze owego kraju trzymali wszystkie informacje przy sobie.

Uzbrojeni we włócznie, tarcze, dziwni, ciemni wojownicy nieśli ich przez dżunglę docierając wreszcie do miasta. Ciekawe, że dorwali kogoś jeszcze. Nie potrafił go rozpoznać, ale niewątpliwie musiał być to kolejny rozbitek z ich łajdackiego statku. Niewolnik, marynarz, kupiec?
- Cały jesteś? Ponadto kim właściwie – nagle przerwał patrząc na jego shemicką gębę, orle rysy twarzy oraz wystrzyżoną bródkę. - Jasny gwint, na podwiązki meduzy – aż się zachłysnął, kiedy wrzucili ich wreszcie do tej jamy. To nie był kupiec, ale wredny gnój kapitan galery. Drżący, mamroczący, brudny. Ten wredny, nienawistny pysk, który chciałoby się stłuc. Wcześniej rządził nimi, niczym kacyk, jednak losy wyrównały sytuację. Siedział obok nich niczym pospolity chołociarz.

Obydwaj braciszkowie z północnych krain także patrzyli z zaskoczeniem na niego. Owszem, wszyscy leżeli w jamie głębokiej, niczym kloaczy dół. Ponadto samo otoczenie, dziwaczny zamek, jakaś twierdza, ponury nastrój dawnej siedziby, może królów, może władców miejscowych … Kamień, twardy kamień, który tak mocno było czuć, kiedy zostali wrzuceni do dołu.
- Jesteście cali?
Bracia klęli.
- Sukinsyny! - prychnął któryś.
- Tylko, że mamy tutaj jeszcze większego sukinsyna – ocenił jego brat. Marcello miał nadzieję, że mają na myśli kapitana.
- Te tego? - spytał kapitana Marcello – wiesz, jak otworzyć ten zamek?
Odpowiedziało mu mamrotanie niezrozumiałych słów oraz spojrzenie, które nie wyrażało nic, poza jakimś obłędem oraz brakiem podstaw zdrowego rozsądku.
- Właściwie trudno mu się nawet dziwić – uznał Marcello, który także solidnie walnął się przy upadku. Właściwie wszyscy byli poobijani, posiniaczeni, odrapani. Wszystko ich bolało. Sigurd prawdopodobnie miał złamany nos, bowiem wszyscy aż zbyt wyraźnie usłyszeli nagły chrzęst, gdy przywalił twarzą o ciemny kamień, zaś Gunar miał mocno rozcięty policzek. Obydwaj jednak trzymali się, spoglądając na wszystko ponurym spojrzeniem.
- Ubić gada – jeden brat nawet podniósł się, chcąc załatwić kapitana.
- Te, wiesz, jak to otworzyć? - powtórzył Marcello. - Jak wiesz, to zrób to, wtedy wyjdziesz stąd – obiecywał, chociaż nie wiedział, co planują bracia. - Pies drapał cię po kwadratowych jajach – uznał, kiedy dalej kapitan mamrotał niczym potłuczony. Zresztą pewnie mu się coś poprzestawiało.

Przykucnął przy nim i zaczął obmacywać kapitanowi kieszenie.
- Może coś udało się gadowi uchować przed tamtymi?
Niestety były puste, dopiero, kiedy przeszedł do koszuli, coś poczuł. Tak! Coś rewelacyjnego, coś wzbudzającego szaloną radość, na szyi Yosuafa wymacał twardy i zimny przedmiot o podłużnym kształcie. Po chwili oczom wojownika ukazał się duży mosiężny klucz o prostym piórze, który handlarz niewolników miał zawieszony na mocnym rzemieniu.

Płonące iskry strzeliły niemal spiętym niewolnikom ze zniecierpliwionych oczu. Klucz stanowił nadzieję. Może płonną, ale zawsze jakąś. Właśnie zdejmował klucz, gdy jego dłonie chwyciły drżące ręce.
- Moje moje, mój skarb, mój skarb, nie zabieraj, dawaj, whaaaw – coś tam jeszcze chciał powiedzieć, ale wyszedł jedynie niezrozumiały warkot. - Moje, mój skarb – dawało się jedynie rozpoznać powtarzane ciągle, gdy wreszcie oderwał się od niego.

Nie miał zamiaru się poddać.
- Klucz.
Marcello musiał go mieć. Pomogła pięść, potem zaś łańcuch. To był skarb, ale dla skutych, nie zaś dla idioty, który nie miał pojęcia, co się stało. Kapitan chwycił łapskami swój klucz, lecz kiedy trzaśnięto go najpierw pięścią, potem łańcuchem, powoli rozluźnił palce. Pozwolił sobie wyszarpać upragniony przedmiot.
- Trzask – przekręcony klucz oraz zdjęta obręcz. - Łapcie! - rzucił klucz braciom, którzy stali tuż za nim. Nikogo nie zostawiłby w takiej podłej sytuacji. Jednak niestety, dalej siedzieli na dole. Cóż zrobić, ale można, czy nawet trzeba było wyczekiwać kolejnej szansy. Wprawdzie dół był głęboki, jednak stojąc po kolei na sobie, dałoby się z niego wyleźć.
- Piramida - przedstawił braciom pomysł.
- Dobra, ale kto idzie naprzód?
- Najpierw jeden z was, potem ja, potem kolejny. Żeby nie było jajec
- wiadomo, ufali sobie, jak pies kotu.

Bracia chwilę kombinowali, wreszcie któryś powiedział.
- Spróbujemy po nocy, ale tego - wskazał na kapitana - zostawiamy, zacznie jeszcze wyć, czy co tam budząc wszystkich.
- Dostanie po głowie łańcuchem, to zostanie cicho, ale zabierać go nie będziemy, bowiem niby co. Targać go na własnych barach. Nie mam zamiaru
.
Właściwie zgadzał się z braćmi. Rad byłby ewentualnie jeszcze porozmawiać z kapitanem. Może wiedziałby coś, czego nie wiedzieli oni, jednak póki co nie wydawał się tomny. Dobrze nawet, że mieli ten łańcuch, bowiem mógł się przydać przy wychodzeniu, jako normalna lina.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 20-03-2011 o 14:28.
Kelly jest offline  
Stary 04-07-2011, 01:06   #32
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Białe Zębiska





Słońce powoli zachodziło, krwawą łuną kładąc się zielonym kobiercu dżungli. Cichły odgłosy dziennych zwierząt i zastępowały je donośne nawoływania budzących się nocnych stworów. W najgłębszych partiach lasu, w głębokim cieniu nietkniętych nigdy ostrzem zarośli powoli rodziła się noc. Nietkniętych aż do teraz. Świst przecinającego gałęzie tulwaru wypłoszył z zarośli chmarę drobnych, wielobarwnych ptaków, które z trzepotem drobnych skrzydeł znikły w szarówce wieczoru. Tingis otarł zroszone potem czoło i wsunął tulwar z powrotem za pas. Wrócił się po pozostawioną opodal Learę. Dziewczyna szła z trudem i każdy kolejny krok zdawał się pozbawiać ją sił. Ciężko wspierała się na ramieniu Tingisa, ledwo powłócząc nogami. Jej ciało zdawało się co raz bardziej bezwładne, a oczy dziewczyny wpatrywały się w pustkę. Młody Hyrkańczyk miał jeno nadzieję, że gorąco jakie biło od ciała dziewczyny było wynikiem zmęczenia. Wszak i on ledwo dyszał w upale parnego wieczoru. Miał nadzieję do chwili gdy Leara upadła niczym ścięte drzewo, wymykając się z rąk Tingisa. Jej czoło płonęło, a usta wypowiadały bezgłośnie jakieś słowa. Gdzieś w górze nawoływały się mewy...



Cień powoli wędrował wzdłuż dna dołu, w którym wylądowali, aż przykrył go w całości. Z prastarych, skalnych płyt, jakimi wyłożono to dziwne więzienie, bił chłód i coś jeszcze, coś ledwie wyczuwalnego i trudnego do wychwycenia. Przynajmniej dla zmysłów Marcella:

- Śmierdzi tu trupem. - Prychnął jeden z braci i wskazał na zbrązowiałe plamy którymi pokryta była chropowata posadzka. - Trzeba się stąd wynosić.

Marcello już chciał coś powiedzieć, gdy z daleka począł słyszeć głosy. Początkowo dochodziły z daleka i do uszu uwięzionych docierało jedynie ich echa. Jednak szybko dołączały do niego kolejne głosy, a z każdym rósł w siłę i brzmiał co raz mocniej. Była w owej pieśni dziwnie złowieszcza nuta, która sprawiała, że włos jeżył się na głowie, a w głębi serca budził się lęk. I jakby w odpowiedzi na słowa pieśni, gdzieś w pobliżu rozległo się donośne i łapczywe wycie. Coś się zbudziło. Coś było głodne.


Szarówkę wieczoru rozświetlał blask kolejnych pochodni. Zdawało się, że ze wszystkich stron schodzą się niosący pochodnie ludzie. Wraz z nimi niosła się monotonna, pozbawiona słów pieśń, którą co raz przerywały okrzyki:

- Kuja kwa milele kubwa! Sisi ni kusubiri kwa ajili yenu!

A każdemu okrzykowi zdawał się wtórować kolejny, pełen wściekłości i głodu ryk. Nagle odgłos pieśni umilkł, a mrok nocy przeszył donośny zgrzyt kamienia trącego o kamień. Donośny jęk wyrwał się z dziesiątek gardeł, gdzieś nad głowami jeńców, a we wściekłym ryku który go wywołał niosła się dzika radość drapieżnika czującego gorącą posokę. Coś ruszyło na łowy.


Ogień trzeszcząc pożerał kolejne gałęzie, rzucając wszędzie dziwaczne cienie. Gdzieś z pobliskiego lasu dochodziły, mrożące krew w żyłach głosy nocnych stworzeń. Ale Tingis nie miał czasu nasłuchiwać, czy wypatrywać niebezpieczeństwa. Dużo bardziej zajmował go los dziewczyny, która trzęsła się w gorączce tuż obok niego. Dreszcze nadeszły zaraz po tym gdy dotarli na skraj lasu. Tingisowi udało się z wielkim trudem donieść ją aż do tego miejsca, a teraz żałował. Chłodny powiem bijący od oceanu wcale nie orzeźwił omdlałej Leary. Zimno zdawało się pogłębiać gorączkę jaka ją trawiła i dlatego nie zważając na niebezpieczeństwo Hyrkańczyk zdecydował się rozpalić ogień. Ogień który nic nie dawał. Learą wciąż targały dreszcze, a ona sama zdawała się odpłynąć gdzieś w szaleństwo maligny. Co raz wypowiadała na wpół zrozumiałe słowa i mówiła coś do ludzi, których tu nie było, by po chwili rozmawiać z Tingisem dość trzeźwo by ten miał nadzieję, że gorączka ustępuje. Do chwili kolejnego ataku.

Młody złodziej nie dostrzegł, że w ciemności przez chwilę rozbłysły dwoje wielkich ślepi, a po chwili dołączył do nich szeroki połyskujący w ciemności uśmiech. Uśmiech, który zdawał się wisieć w ciemności. Do ogniska powoli skradał się wielki, czarny kształt.




Wielki, czarny kształt powoli przemykał w rozświetlonym ogniem, skalnym labiryncie. Stwór co raz ryczał pełen podniecenia i wściekłości. Od dawna już nie jadł i szaleńczy głód niósł go teraz w stronę bliskiej zdobyczy. Z daleka czuł bijącą od człowieczego mięsa woń strachu. Długi czerwony jęzor przesunął po potężnych, straszliwie ostrych zębach.

Czym było to stworzenie? Czy to jakiś prastary przodek ludzkiej rasy? Przedziwny błąd ewolucji, któremu udało się przetrwać stulecia w tym ukryciu? A może potomek przybyłych z gwiazd, obcych ras? Tego nie wiedział nikt, spośród żyjących w Hyborejskim świecie. Jasne było jednak to, że istota ta, choć wyglądem przypominała dzikie zwierzę, to jednak w jej ślepiach płonęła złowróżbna inteligencja i złośliwość, właściwe jedynie ludzkiemu rodzajowi. I choć stworem targały iście zwierzęce żądze, to zaspakajał je z przebiegłością właściwą podstępnemu człowiekowi.

Teraz też przyczaił się u wejścia do miejsca gdzie przyczaili się jeńcy. Dokładnie ich oglądał węsząc i mlaskając, jakby w oczekiwaniu na ucztę jaka miała go czekać. Aż w końcu, w jednej, szybkiej jak myśl chwili wbiegł między ludzi i nim ci zdołali się poruszyć, porwał wyjącego szaleńczo Yosuafa. Marcello i bracia jedynie przez chwilę dostrzegli wyszczerzone w ich stronę kły, które znikły tak szybko jak się pojawiły. W ciemności rozległ się trzask pękających kości, który uciął krzyki byłego kapitana Wiedźmy. A po chwili dało się słyszeć odgłos mlaskania i siorbania. Tłum spoglądający na to z góry zawył z uciechy, a w stronę pozostałych w dole, sparaliżowanych lękiem ludzi poleciały drobne kamyki i odpadki. Po chwili rozległ się kolejny ryk. Polowanie trwało dalej.


 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
Stary 04-07-2011, 18:57   #33
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ostrożnie stawiał nagie stopy w suchej ściółce, więc jej pełen wyrzutu szelest gubił się jakoś w nocnej pieśni lasu, a irytujące trzaski i chrzęsty łączyły niepostrzeżenie z coraz bliższym mamrotaniem ognia. Przesuwał się między drzewami jak cień. Nieco głębszy niż inne i dziwnie kapryśny, ale przecież pobliski płomień porywał do dzikiego tańca wszystko wokół - pnie, liście, dziury w ziemi i kamienie.
Po równym piasku łatwiej się skradać, ale na pustej plaży, na tle lśniącego słabym światłem gwiazd morza, dostrzegliby go od razu.

A teraz był już dość blisko, żeby wyraźnie widzieć broń pochylonego nad dziewczyną chłopaka, jego strój i kark. Kilka kroków...

Chrupnięcie odbiło się od drzew gromkim echem i rozeszło po plaży jak grom.
Kiedy nieludzki głód skręca wnętrzności w bolesny węzeł, pragnienie każdy oddech doprawia tłuczonym szkłem, a wyczerpanie skraca krok i do spółki ze zdradzieckim, żywym światłem ognia myli spojrzenie, nietrudno o błąd. Wystarczy drobna acz złośliwie spiczasta, krucha muszelka.

Wydał z siebie cichy, chrapliwy dźwięk. Wyprostował się na granicy ciepłego kręgu i rozłożył szeroko ręce, ukazując jasne wnętrza otwartych dłoni.
Reszta ciemnego ciała rysowała się w mroku tylko dzięki miękkim odblaskom ognia. Tym bardziej, że miał na sobie strój tak tradycyjny, jak to tylko możliwe. Dla wszystkich ludzi świata.
Skromne oświetlenie skąpiło jednoznacznych szczegółów, ale skąpe złote odblaski i głębokie cienie bez wątpienia kładły się na kształtach dorodnych, mocnych i głęboko rzeźbionych ciężką pracą.

Z wysiłkiem przełknął gęstą ślinę i niewyraźnie wyszeptał krótkie, lecz bardzo potężne stygijskie słowo:

- Pić.
 
Betterman jest offline  
Stary 04-07-2011, 19:51   #34
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wrzeszczące odgłosy niosły ze sobą niebezpieczeństwo. Czym miałyby się okazać? Nieważne, ale ważne, że tłum fanatycznych Murzynów był nie mniej groźny od tygrysa. Drażnić się z nim to tak jak targać właśnie tygrysa za ogon: śmieszno oraz straszno. Chcieli zwiać, mieli plan, mieli szansę, ale widocznie ani on, ani bracia nie nadawali się na linoskoczków. Jakieś kombinacje piramid, pomaganie sobie stalową liną, czyli łańcuchem kończyły się raz za razem nowymi siniakami po tym, jak zwalali się na dno.
- Nie wezmą mnie bez walki – rzucił wściekły Sigurd, zaś Gunar skinął. Nieczęsto miewał podobne opinie, jednakże właśnie zgadzał się.
- Nie będą nas trzymać tutaj ciągle. Może rzucą nam jakieś żarcie lub coś. Może wydostaną choć któregoś – powiedział pełen wątpliwości. - Wtedy, jeśli przeciwników byłoby mało oraz zaskoczonych, może coś dałoby się zrobić.
- Coś, może
– przedrzeźniał go Gunar.
- Masz inne pomysły. Pewnie wolałbym, żeby dziewczyna goła nagle spadła nam na dół – ocenił sarkastycznie – ale skoro takiej nie ma, to możemy jedynie wziąć tylko chwilę odsapnięcia, jeszcze zbudować kolejną piramidę, albo zwiewać tamtędy – wskazał na przejścia, które otworzyły się pomiędzy dziurami.
- Przejścia, nie będziemy tutaj siedzieć nie wiadomo na co. Te wrzaski nie brzmią dobrze. Gorzej, niż Hrovald po pijaku.
- Tylko trzymajcie łańcuch, to teraz nasza jedyna broń.
- Ma się rozumieć
– mruknął wojownik północy.
 
Kelly jest offline  
Stary 06-07-2011, 08:49   #35
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Na zielone łąki Hyrkanii - mruknął Tingis, po raz nie wiadomo który ratując Learę przed upadkiem. Trzymanie w ramionach nadobnej, na wpół tylko odzianej dziewoi powinno być marzeniem każdego mężczyzny. Jak to niestety czasami bywało, w konfrontacji teorii z brutalnym życiem ta pierwsza poniosła sromotną klęskę. Leara, choć z pozoru szczupła, z każdym przebytym metrem robiła się coraz cięższa.
- Usiądźmy gdzieś na chwilkę... - wyszeptała z trudem. - Najlepiej na dłużej... Nie będziesz mnie musiał dźwigać...
- Już, zaraz... jeszcze parę kroków i wyjdziemy z tego lasu - odparł.

Skraj lasu, dziwnym bogów zrządzeniem, odnalazł się nim Tingis stracił siły i ochotę do pomagania Learze. Gdy dziewczyna bardziej zwaliła się niż siadła na ziemi, Hyrkańczyk szybko zebrał garść gałęzi. Wnet zapłonęło ognisko.
Nie miał pojęcia, co zrobić z, najwyraźniej chorą, dziewczyną. Co gorsza nie miał pojęcia, co było przyczyną takiego stanu - wyczerpanie, rany? A może coś ją ugryzło? Albo trafiła na kolce jakiejś trującej rośliny?
- Jak się czujesz? - spytał.

W czasie gdy Tingis zbierał gałęzie Leara pogrążyła się w gorączkowych majakach. Znów ujrzała Zafera, który swoimi tłustymi łapami próbował się do niej dobrać. Tym razem jednak nie miała najmniejszego zamiaru mu na to pozwolić. Rzuciła się na mężczyznę z okrzykiem próbując go poddusić w momencie, gdy Hyrkańczyk akurat przy niej przyklęknął. W jej oczach płonęła gorączka i Tingis mógł być pewien, że to nie jego widzi, a kogoś zupełnie innego.
Ten gest nie wyglądał na objaw czułości... Dobrze, że go nie zdołała dosięgnąć. Czyżby doszła do wniosku, że teraz, jak już z lasu wyszli, może się go pozbyć? Na wszelki wypadek odsunął się troszkę dalej od dziewczyny. Wszak nigdy nie wiadomo, co sobie jeszcze ubzdura, lub co weźmie do ręki.
Dorzucił do ognia kolejne gałęzie.
Leara, chyba, miała gorączkę. Jeśli to się nie zmieni do rana, to będzie musiał ją zaciągnąć do morza i wrzucić do wody, żeby ją ochłodzić... No, ewentualnie okładać mokrymi szmatami...
Na chorych znał się jeszcze mniej, niż na kobietach.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-07-2011, 21:22   #36
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
- Zafer, Ty tchórzliwa świnio! - wrzasnęła za odsuwającym się Hyrkańczykiem, by po chwili zamrugać gwałtownie.
- Tingis? - zapytała całkiem przytomnie i rozejrzała się zdziwiona.
- Już myślałem, że cię trzeba będzie związać... - powiedział Tingis. - Lepiej trochę się czujesz? Coś ci się przyśniło?
- Zimno... - mruknęła pomiędzy jednym dreszczem a drugim. - Dzicy musieli mieć trująca broń... - położyła się ponownie na plecach ignorując zupełnie pytanie o sen. - Wypal ranę... - stwierdziła nagle.
- Mam wypalić? - powtórzył Tingis, któremu ta idea niezbyt się podobała. Przed chwilą Leara próbowała go udusić, teraz dążyła do oszpecenia się. Mimo wszystko włożył w ognisko ponad metrowej długości kawał bambusa. Końcówka wnet zaczęła przybierać piękny, czerwony kolor. - To nie będzie przyjemne, ale skoro sobie życzysz... Ale najpierw... - Podał Learze kawał złożonego na kilka kawałków płótna. - Zagryź.
Nie chciał, by podczas tej całej operacji wrzask Leary zaalarmował całą okolicę.
Trzask pękającej muszelki sprawił, że rzucił płachtę, wyciągając równocześnie tulwar.
- Stój, ani kroku - powiedział po hyrkańsku. Po sekundzie powtórzył to samo po kothyjsku.
Gdyby miał łuk w ręku, tamten byłby trupem, nim Tingis zorientowałby się, że przybysz nie przypomina dzikusów, z którymi walczyli niedawno.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała sie jak zafascynowana w stojącego dzikusa, a gdy się odezwał parsknęła cicho jakby fakt, że czarnoskóry mówi po ludzku było zabawne.
- On chce pić. - wyjaśniła Tingisowi, po czym krzyknęła po stygijsku do dzikiego.
- Stój!
- Powiedz mu, że woda jest tam. - Tingis machnął ręką w stronę, gdzie, jak pamiętał, znajdował się strumień.
- Woda, tam. - dziewczyna niezwykle posłusznie jak na nią przetłumaczyła i machnęła niedbale ręką we wskazanym kierunku.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 12-07-2011, 23:59   #37
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
oraz Leara i Tingis

Czarnoskóry odetchnął głęboko, wyraźnie zadowolony, że słyszy zrozumiałe słowa. Potem przekrzywił głowę i odpowiedział:
- Przecież stoję... Jesteście z tego statku, prawda? - Mówił po stygijsku z mocnym, chrapliwym akcentem ale zupełnie swobodnie.
- Jesteśmy... - odpowiedziała dziewczyna i nagle zaczęła się trząść w gorączce. Opadła bezsilna na plecy mamrocząc coś po zamorańsku.
Zerknął niespokojnie na chłopaka, na żarzący się w ognisku bambusowy pręt i na połyskujące groźnie ostrze. Zrobił ostrożny krok...

- Nie! - Tingis oderwał wzrok od Leary i znaczącym ruchem ostrza pokazał nieznajomemu, że ma wrócić na poprzednie miejsce.
Ten cofnął się gwałtownie, mrużąc oczy i powtarzając pośpiesznie:
- Gamba... Gamba... nazywam się Gamba. Nie skrzywdzę was... - W krótkich chwilach, kiedy odrywał wzrok od broni, spoglądał z nadzieją na gorączkującą dziewczynę.
Leara westchnęła ciężko i po chwili dreszcze ustąpiły. Rozejrzała się lekko nieprzytomnie.
- Strumień jest tam. - Machnęła ponownie ręką i zwróciła się do Tingisa: - Wypalisz?
- Idź! - Ręką trzymającą tulwar wskazał Gambę, a potem machnął w stronę strumienia.
- Jak tylko mister Gamba stąd zniknie - powiedział do Leary.
Zniecierpliwiona zwróciła się do czarnoskórego mężczyzny po stygijsku.
- Idź bo przeszkadzasz w leczeniu.
Potrząsnął głową.
- Mogę pomóc. - Nie uśmiechał się już, ale białe zęby błyszczały w mroku w rytm jego słów. - Palenie skóry boli. Ooo... - przewrócił upiornie oczami - jak boli.
- Co on mówi? - spytał Tingis. Jego cierpliwość była na wyczerpaniu i w tonie wypowiedzi wyraźnie było to słychać.
- Może pomóc... - dziewczyna mówiła z wysiłkiem. - I przypalanie boli...
- Jak chcesz - mruknął Tingis, cofając się o krok i gestem pokazując Gambie, że ma wolną rękę.

Leara spojrzała niepewnie najpierw na Hyrkańczyka, a później na czarnoskórego.
Zdążył w tym czasie przysiąść na piętach, beztrosko manifestując, że aż tak spragniony, żeby porzucać nowych znajomych, to on znowu nie jest.
- Dlaczego chcecie wypalać? - zagadnął rzeczowo, podnosząc się na nogi i ruszając do dziewczyny. Z daleka i w marnym świetle nie widział wszystkich szczegółów. Zwłaszcza tych, które z każdym krokiem poszerzały coraz bardziej jego zdecydowanie nielicujący z powagą sytuacji uśmiech.

Zamoranka uchwyciła bambus jednym szybkim ruchem i skierowała gorący czubek na Gambę. Nie podobał jej się uśmiech mężczyzny, ale czy w tym stanie mogła odmówić pomocy?
- Spróbuj jakichś sztuczek, to pożałujesz... - niemal warknęła. - Pilnuj go, proszę... - zwróciła się do Tingisa i ponownie oklapła.
- Utnę mu co trzeba - zapewnił Tingis nader poważnym tonem, zaś
Gamba zatrzymał się, unosząc dłonie w absolutnie międzynarodowym geście wszystkich niewinnych i niesłusznie posądzonych o niecne zamiary.
- Nie znam żadnych sztuczek. Ale gdybyście mieli kurczaka...
- Co on powiedział? - Tingis spojrzał na Learę. Gdyby tak od razu podciął Gambie gardło, nie musiałby wysłuchiwać tych wstrętnie brzmiących wyrazów. Ale to zawsze można nadrobić.

Pełen nadziei wzrok Gamby również spoczął na osłabłej nagle dziewczynie. Przez chwilę szukał u niej wsparcia, ale wibrująca w głosie młodzieńca irytacja zachęcała do bardziej zdecydowanych działań. Uśmiechnął się doń rozbrajająco, po czym podkurczywszy ręce, zaczął drobić w miejscu w sposób przywodzący na myśl coś bardzo ciężko doświadczonego przez los. Potrząsanie głową i niezbyt udane gdakanie wcale nie poprawiało efektu.
Tingis przez moment spoglądał na czarnoskórego człeka, który, nie wiedzieć czemu, usiłował go przekonać, że jest przerośniętą kurą. A może był to jakiś rytualny taniec kury?
- Kurczak? Masz kurczaka?

Gamba w oczach Leary zamieniał się w gigantycznego kurczaka. Potrząsnęła lekko głową.
- Powiedziałam bez sztuczek... - Spojrzała na Tingisa. - Może zwariował? - Po czym skierowała wzrok ponownie na czarnoskórego. - Miałeś pomóc, a nie udawać jedzenie...
Albo zwariował, pomyślał Tingis, albo był jednym z tych nawiedzonych szamanów. Ani jedna, ani druga możliwość nie wydała mu się optymistyczna.
- Mam go zabić? - spytał spokojnie Learę. W końcu jeden trup mniej, jeden więcej...
Gamba zamarł w zupełnie idiotycznej pozie, ale w słabym świetle przygasającego ogniska błyszczącymi drapieżnie oczami, dzikim uśmiechem i atletyczną budową wciąż raczej niepokoił niż śmieszył.
- Ptak jest słaby i głupi. Ale... - Podrapał się po zarośniętym policzku, szukając odpowiedniego słowa. Podsycony przypadkowym podmuchem płomień zatańczył w rozszerzonych źrenicach. - Demony... które przywabiła twoja rana, są łakome. Nie oparłyby się.
- Nie... Jeszcze nie... - zaprotestowała słabo. - To trzeba ranę wyleczyć - prawie warknęła do Gamby tracąc cierpliwość. - Jeśli nie chcesz pomóc, to idź szukaj strumienia, a nas zostaw.
- Nie macie kurczaka... - Pokręcił głową z żalem. - Niebezpiecznie przeganiać je ogniem.
Zaraz jednak noc rozświetlił radosny uśmiech.
- W ostateczności... mogę cię przytrzymać.
- Chciał się najeść kurczaka... - zwróciła się do Tingisa. W głosie pobrzmiewał sarkazm na równi ze zmęczeniem.
- A idź go sobie poszukaj jak tak bardzo chcesz! - wrzasnęła, czując kolejny napływ gorączki. - Tylko zostaw nas w spokoju! - Nie podobał się jej. Jego uśmiech, spojrzenie i ciemna skóra zaczęły budzić w niej niepokój.
Cofnął się, zaskoczony wybuchem dziewczyny, ale zaraz pokiwał ze zrozumieniem głową, choć wyczerpanie, głód i pragnienie podkopały niebezpiecznie fundamenty także jego cieprliwości. Rzucając Hyrkańczykowi porozumiewawcze spojrzenia, zaczął mówić tonem, który przy odrobinie dobrej woli można by uznać za uspokajający. Potem wzruszył ramionami, odwrócił się i błyskając w mroku pośladkami, ruszył wolno w kierunku strumienia...
 
Betterman jest offline  
Stary 27-07-2011, 22:31   #38
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Chwilę zajęło by słowa Gamby przedarły się przez gorączkę do umysłu dziewczyny.
- Czekaj! - wrzasnęła za ciemnoskórym. - A znasz sposób jak pozbyć się tych demonów? Bez kurczaka... - dodała po chwili i szybko spojrzała na Tingisa. - Rana może być zatruta.
Najwyżej zapaskudzona, pomyślał Tingis, ale nie powiedział tego na głos.
- Jeśli myślisz o czymś tak romantycznym jak wyssanie rany, to jest na to za późno. - powiedział. - Przypalamy, czy też chcesz się oddać w ręce tego miłośnika kurczaków?
- Wiem, że za późno... ale jeśli rzeczywiście mieli na dzidach jakąś truciznę... to wypalanie chyba nic nie da... chociaż nie powinno zaszkodzić... - dodała po zerknięciu na bandaż, który powoli ciemniał.
- To wino by się przydało - mruknął Tingis, bardziej do siebie, niż do Leary. - No to zaciśnij zęby...
Odebrał dziewczynie bambus, nieco już pociemniały, i włożył jego końcówkę ponownie do ognia.
Leara przyglądała się z napięciem bambusowi.
- On twierdził, że to pogorszy sprawę... - powiedziała po chwili. - Z cała pewnością może wzmóc gorączkę... a wtedy... lepiej nie pochylaj się nade mną, bo znowu wezmę Cie za kogoś innego... - rzuciła niby lekkim tonem.
I ty mu wierzysz, biedna dziewczyno, pomyślał Tingis.
- Już raz chciałaś mi się rzucić na szyję. - powiedział. - Mogę cię zanieść na brzeg. Słona woda dobrze działa na rany. A potem znów cię zabandażuję. Twój wybór. Jeśli natomiast chcesz się oddać w ręce tego kurczaka, to ja umywam swoje.
- Nie mówię, że chcę... tylko może powiedziałby coś co pomoże... Może... - spojrzała na falującą wodę. Woda jest przeciwna do ognia.... - Pomóż mi... - zdecydowała nagle podnosząc się z trudem. - Spróbujemy z wodą.
Tingis rzucił bambus w stronę wody. Wolał, by Kurczak-Gamba nie dostał w swoje ręce nawet takiej, prymitywnej broni.
- No to idziemy. - powiedział.

Jakimś cudem dotarli do brzegu, a Learze udało się po drodze nie zemdleć.
Klapnęła ciężko tak by woda obmywała jej nogi. Szum fal działał niemal hipnotyzująco i chwilkę siedziała patrząc na wodę. W końcu otrząsnęła się lekko i zaczęła ściągać opatrunek.
Z pomocą Tingisa poszło to nieco sprawniej. Po chwili rana była odkryta.
Chwili, która okazała się być męczarnią, gdyż każde muśnięcie w okolicy rany wywoływało ból. Gdy skończyli Leara oddychała ciężko zmęczona.
- Polewaj... - zdołała wykrztusić po kilku głębszych oddechach.
Tingis również odetchnął głęboko, a potem nabrał w dłonie wodę.
- Zaciśnij zęby/ - zaproponował.
A potem, bez cienia litości, polał ranę morską wodą.
Zacisnęła ręce wbijając je z całej siły w piasek. Szarpnęło nią lekko i wyprężyła się niczym struma, a z otwartych ust wydobyło się coś przypominające charknięcie.
Tingis powtórzył operację, zuzywając tym razem jeszcze więcej wody.
- Wino byłoby znacznie lepsze. - powiedział cicho. - Może dobrze by było, gdybyś się rozebrała i weszła do wody? - zaproponował. - Może te demony z twojej rany nie potrafią pływać... A potem pójdziemy poszukać tamtej baryłki.
Tym razem z ust Leary wydobył się cichy syk z bólu.
- Mogę się co najwyżej do niej wczołgać... - powiedziała po dłuższej chwili potrzebnej na odpoczynek.
- Tak jak jesteś? W rzeczach? Czy pomóc ci się rozebrać? I tak niewiele zobaczę. - powiedział kpiącym lekko tonem. - Co innego, gdyby to był środek dnia. - dodał.
- Mokre choć trochę ulżą przy powrocie gorączki... - powiedziała próbując wczołgać się choć kawałek dalej w wodę.
- Twoja wola. - stwierdził Tingis, nie zamierzając się kłócić. Mokre szatki Leary i tak nie pozostawiały wiele miejsca na domysły, ale w tym momencie nie chodziło o wdzięki dziewczyny, tylko o jej zdrowie. - Pomogę ci.
Zgodnie z obietnicą pomógł Learze dostać się na nieco głębszy kawałek.
Pomoc musiała polegać bardziej na wpychaniu dziewczyny do wody, gdyż ból skutecznie odstraszał ją od wchodzenia. Gdy w końcu znalazła się na głębokości pozwalającej na swobodne omywanie rany sapała zdyszana na zmianę z jękami bólu.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 29-07-2011, 00:51   #39
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Znów skradał się przez noc i to wszystko, co na skraju lasu przeszkadza poruszać się bezszelestnie. Znów muskał dłońmi szorstkie pnie i odsuwał z drogi wścibskie gałązki. Ale poruszał się już szybciej i pewniej. Ze zmysłową płynnością i nonszalancją, które wynikają ze szczególnej świadomości. Tej, z którą rodzą się niektórzy drapieżcy. I wszystkie koty.

Tym razem nic nie zdradziło jego zamiarów. Ale uśmiech zgasł, zanim osiągnął pełną szerokość i jasność. Bo przy ognisku nie zaskoczył nikogo poza pokracznym stworem, który natychmiast skrył się pod kamieniem. Choć dłoń Gamby wystrzeliła równie szybko, odsłonić zdążył tylko wilgotny, świeżo zruszony piach. Rozczarowany kolejnym niepowodzeniem, odrzucił kamień daleko w krzaki, po czym pochylił się nad dogorywającym już ogniskiem. Kilka szybkich ruchów przywrócił mu dość sił, żeby ssący paluchy Gamba mógł zbadać opuszczone obozowisko w raczej płonnej nadziei, że znajdzie tam coś więcej, niż rozżarzone węgielki. Chłopak z pewnością nie wyglądał na niewolnika. Skoro nosił broń, to może miał szansę zabrać ze statku coś bardziej użytecznego niż owinięta w muśliny dziewczyna... A przynajmniej bardziej skłonnego zaspokoić potrzeby Gamby niż ona. Albo ten mały, wredny stwór spod kamienia...

Łażenie po lesie w ciemnościach, choć w pewnych kręgach uważane ponoć za ekscytujące, niezbyt odpowiadało Gambie, kiedy więc z konieczności zakończył już swą grabieżczą działalność, dokonał aktu barbarzyństwa na pobliskim drzewie, którego pełen oburzenia trzask rozległ się w nocnym powietrzu niczym grom, i wyposażony w całkiem imponującą pochodnię, udał się na intensywne poszukiwanie możliwie nieodległej i nieżwawej żywności.
 
Betterman jest offline  
Stary 30-07-2011, 00:34   #40
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Łopot Skrzydeł



Wysoko wśród chmur, skrzydlaty cień co raz przysłaniał gwieździste niebo. Trudno byłoby go dostrzec za dnia, a co dopiero pośród nocnych ciemności. Łopocząc skórzastymi skrzydłami, niczym zły omen wisiał nad wyspą. Czujne, małe ślepia spoglądały skrawek lądu, połyskujący w blasku księżyca, jak klejnot w bezmiarze czarnego oceanu. Nagle u samego brzegu, na samym skraju lądu dostrzegł to czego szukał. Kłapnął łapczywie zębiasty dziób, a długi, różowy jęzor wychylił się z paszczy na wężową modłę. Teraz stwór był pewien, czuł krew i ciepło istoty, którą nakazano mu schwytać. Biczowaty ogon smagnął pokryte łuską ciało i złożywszy skrzydła po bokach potwór począł spadać na swą ofiarę.

W jego prostym umyśle, ogniem płonęły słowa rozkazu, które wychrypiał jego władca nim wypuścił go z więzów. Słowa wypowiedziane z siłą, która zmuszała go do posłuszeństwa. Sprowadzić i nie skrzywdzić. Nie rozerwać na sztuki ciała i nie chłeptać ciepłej krwi, aż zakrzepnie. Stwór zawył z żałości, lecz w głowie znów rozległ nie znający sprzeciwu głos. I choć to co mu nakazane było sprzeczne z całą jego naturą, to stwór wykona rozkaz. Ze strachu przed władcą, który nań czeka. Człowiek był już blisko i nie to nie sam. Stwór krzyknął triumfalnie. Skosztuje dziś ciepłej posoki!

Zaatakował nim jeszcze wydostali się na brzeg. Rosły, ciemny kształt spadł na nich z nieba, bez ostrzeżenia. Usłyszeli jeszcze dziwny, wysoki pisk i nim choćby drgnęli to coś wpadło między nich rozrzucając na wszystkie strony morską wodę i mokry piach. Była to szkaradna parodia ludzkiego ciała, odziana w gadzią skórę, zaopatrzona w błoniaste skrzydła, ostre szpony i zęby. Tingis krzyknął gdy niesamowita siła cisnęła nim o piasek. Stwór odgrodził go Leary swoim cielskiem i teraz sycząc kłapał zębatym dziobem, co raz wysuwając wielki jęzor w stronę młodego Hyrkańczyka. Trzepotał skrzydłami i piszcząc przy tym dziko, jakby zachęcał Tingisa do ataku.

Z zarośli, rosnących w pobliżu brzegu spoglądały na to, czujne, brązowe oczy Gamby.
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172