Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2011, 09:55   #351
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Strażnica Wschodu, trzecie piętro, kwatery shugenja, godzina Hidy

Fukurou po rozstaniu szybko ruszył do łaźni. Gdyby nie fakt, że cieszył się na spotkanie z shugenja, że liczył na ten bezkrwawy pojedynek, po prostu położyłby się i zasnął, ufając, że ranek będzie lepszy od tego parszywego wieczoru.

Ale tak, szybko obmył się raz jeszcze, próbując pozbyć się gorzkiego uczucia bardziej, niż brudu, a potem ruszył w ustalone miejsce. Dotarcie nie zajęło mu długo. Dochodziły go odgłosy zabaw, śmiechy gejsz, kilka razy słyszał kochające się pary, za to ani razu w drodze na trzecie piętro nie zatrzymał go i nie odpytał żaden wartownik.

Widział natomiast odprowadzające go spojrzenia, ba czuł je raczej. I pamiętał, jak dziadek zwykł to kwitować.

- Nie ma obawy. Na razie za mało wypili.
- A potem, dziadku?
- Potem, mój malcze, wypiją za dużo.

Mimowolnie uśmiechnął się do wspomnień, do pomarszczonej, łobuzersko uśmiechniętej twarzy dziadka.

Shugenja przyjął go w progu niemalże, wyraźnie gotów do spotkania od jakiegoś czasu. Mężczyzna nie dopuścił jednak do przeprosin, mówiąc:

- Mam nadzieję, że nie czekałeś długo, panie. Niedawno dopiero dotarłem do mych kwater.

Smok został mile zaskoczony. Samuraj Kraba, któremu nieobca była dworność.

- Arigato gozaimashita, panie. Nie czekałem wcale, dopiero przyszedłem - odrzekł równie uprzejmie.

Samuraje skłonili się sobie i chyba pierwszy raz od dawna, Fukurou zauważył, że ten samuraj skłonił się mu głębiej niż on jemu. Ukłony i uprzejmości dały okazję do oglądnięcia monów shugenja. Fukurou dostrzegł mon Kuni, co nie było niczym nowym czy nieoczekiwanym, następnie skupiwszy się na detalach dostrzegł niewielkie czerwone kanji trzymane w szczypcach Kraba. To mu coś przypomniało.

Podejmował go mężczyzna z rodu Haze, jednego z dawnych rodów wasalnych rodziny Kuni, który stracił na znaczeniu po upadku Shiro Hiruma. Po prawdzie, dotąd Fukurou uważał, że to ród wymarły, z czym nie należało się zdradzać, by nie obrazić pana tych kwater.

Zaproponowano mu kolację, herbatę lub sake, zaprowadzono w głąb prosto urządzonych kwater, niegdyś chyba oficerskich. Smok nigdzie nie dostrzegł niczego osobistego, dopiero w drugim pokoju czekała plansza, obok stołu z posiłkiem i imbrykami.

Kiedy siadali nad planszą, gospodarz rzekł z pewnym zaambarasowaniem:
- Musisz wiedzieć, panie, że moje umiejętności są bardzo nikłe. Podjąłem go naprawdę niedawno. Moja szlachetna matka, Kuni Haze Ikuno, orzekła, że jest ono potrzebne dla mojego rozwoju. I muszę rzec, znajduję tę grę niesłychanie wciągającą! Z dużą przykrością zaprzestałem, lecz niestety, nie masz tu ludzi lubiących takie rozgrywki. Przepraszam, Mirumoto-sama, lecz zmuszony jestem prosić Cię o cierpliwość dla nowicjusza.

Odpowiadając, Fukurou dołożył starań, by przypomnieć sobie cokolwiek na temat tak rodu Haze, jak i jego dwu przedstawicieli, których znał z imienia. Pani Ikuno oraz jej syna Noboru. Niemal bezskutecznie.

Ród był jednym ze starszych, choć nie z pierwszych, wasalnych rodów rodu Kuni. Nigdy nie doszedł do wielkiej prominencji, a podczas kampanii Nieprzyjaciela skutkującej upadkiem Shiro Hiruma oraz późniejszego ataku Szczęk, stracił niemal wszystkie swoje ziemie i ludzi. Do dzisiaj, Fukurou rzekłby to bez "niemal".

Kwestię kto powinien zacząć, po początkowych uprzejmościowych przepychankach ("gość", "nie, gospodarz") Kuni rozstrzygnął rzutem monetą. Zaczynał Fukurou.

Pomimo swoich ubolewań nad własnymi umiejętnościami, Kuni Haze Noboru od początku rozpoczął grę agresywnym i ambitnym gambitem. W sześciu ruchach stworzył silną formację swoich kamieni, sięgającą niemal środka planszy. To zupełnie nie był początek pasujący do nowicjusza i Fukurou musiał pogodzić się z faktem, że shugenja objął prowadzenie, tym zagraniem zdobywając inicjatywę.

- Mamy więc szczęście początkującego - rzekł wesoło Kuni, wyraźnie podekscytowany początkiem. Fukurou miał ochotę się uśmiechnąć widząc jego zapał.
- Mirumoto-sama, jeśli mogę spytać, co tu robi Smok? To chyba jedna z dalszych podróży, jaką człowiek z ziem Smoka mógłby przedsięwziąć, do tego, co u Krabów można robić ciekawego? Poza walką, rzecz jasna, ale nie podejrzewam, że Twój szlachetny pan miałby Ciebie akurat, tak ot, posłać tutaj. No i co robisz, panie, u nas? Wybacz - mężczyzna skłonił głowę - jeśli me pytania są natrętne.


Kuni-san chyba jednak zbyt skupił się na odpowiadającym lub postanowienie Mirumoto by "się odbić" było dostatecznie zdeterminowane; a może zadziałały oba te czynniki. W każdym bądź razie agresywny początek wkrótce został nadgoniony; białe i czarne rozpoczęły prawdziwe starcia o dominację na planszy w dość wyrównanych warunkach.

- Kuni-san - zagaił tym razem Smok - Często trafiają się tak mali pacjenci w Strażnicy Wschodu, jak ten którego przyniosłem?
- Iye. Mali pacjenci nie zdarzają się często, tej kasty, nigdy. A widok samuraja prowadzącego, czy co dopiero niosącego heimina, to pierwszy raz tutaj. Tutejsi bushi nie przejmują się takimi sprawami. Zostałeś zapamiętany panie, nie tylko przeze mnie.

Wspomnienia i smutna, melancholijna nieco odpowiedź shugenja zaskoczyły Fukurou, do tego stopnia, że następne kilka ruchów zaczął realizować strategię inną niż wcześniej zamierzana. Do tego dostrzegłszy błąd zadziałał w pośpiechu. Efektem było kompletne oddanie pola przeciwnikowi, białe głazy kapłana przeszły do ofensywy, ponieważ w przeciwieństwie do Fukurou, ich właściciel grał poprawnie - choć niewiele lepiej od nowicjusza.

- Dlaczego przyniosłeś go panie do mnie? to jedynie heimin. Nie próbuję umniejszyć jego wagi, czy kwestionować Twoje czyny - shugenja podobnie jak Smok, dokładał starań do uprzejmości - Po prostu próbuję zrozumieć. Pytałem o Ciebie Panie. Jesteś Mirumoto Fukurou, syn Szmaragdowego Namiestnika. Masz panie, większy od mojego status. Masz pewnie status większy od znakomitej większości ludzi w tym ponurym miejscu. A jednak bierzesz na ręce tego heimina i niesiesz go do shugenja, bo medyk nie może mu pomóc. Czy to kaprys kuge, Mirumoto-sama?

Partia zdecydowanie nie kleiła się - białe nie potrafiły wykorzystać inicjatywy, czarne - podnieść się z dwu taktyk dotąd realizowanych i obejść lub pokonać podręcznikowo wbity weń klin białych. Zagranie było tak sztandarowe i znane nawet nowicjuszowi, że mimowolnie Fukurou patrząc na planszę czuł ukłucie irytacji na swoje przeoczenie. Ułożenie kamieni, brak formacji, większej strategii - z miejsca widać było zagubienie obu graczy. Nie wiadomo, czy shugenja też to dostrzegał, ale nie było to ważne.

Fukurou skupił się i w chwilę później wyprowadził dwa śmiałe ataki, jeden z każdej flanki. Zagrożony tym przeciwnik szybko oddał inicjatywę, w każdym ruchu dopatrując się możliwego kolejnego ataku, tak naprawdę ustępując nie tyle przed zagrożeniem, ile przed presją.

- Jak ma się noga Hida Heisuke-san, Kuni-san? - znienacka zapytał Fukurou, przerywając ciszę.
- Noga Heisuke-san? Wybacz, Mirumoto-sama, ale zupełnie nie mam pojęcia o kim mowa. - Przez moment Fukurou zaskoczony spoglądał na Kraba, ale ten zdecydowanie nie udawał, był zdumiony, próbował skojarzyć imię, niestety - bezskutecznie. Jego oczy patrzyły na Mirumoto czekając na ewentualne rozwinięcie tematu lub podpowiedź.

Czas mijał, z kolejnymi ruchami. Znów zapadła cisza. Sytuacja jednak zmieniła się zdecydowanie. Fukurou całkowicie skoncentrował się na rozgrywce, podobnie zresztą czynił siedzący przed nim Kuni. Obaj mężczyźni dawali z siebie wszystko, mając silne wrażenie, że to decydujący moment partii.

Smok systematycznie rozbudowywał swoje piony, tworząc silnie i dobrze powiązaną formację. Kuni jednak przeszedł przez to jak wicher, wpierw pozorując wykorzystanie swego dawno wbitego między czarne kamienie Mirumoto klina, by w rzeczywistości śmiałym atakiem przerwać linie czarnych i odgrodziwszy niemal dziesięć kamieni Fukurou przy brzegu, przejąć je.

Smok miał ochotę zmarszczyć brwi z irytacją i zakląć. Shugenja grał strasznie nierówno. Raz przechodził z trudem między ofensywą a defensywą, innym razem wykonywał fantastyczne zagrania ze swadą wytrawnego taktyka i bez cienia wahania.

To zagranie jednak, mogło przynieść mu zwycięstwo w całej partii. Kuni, dojrzawszy zmarszczone brwi przeciwnika, zagaił:
- Przyszpiliłem, Mirumoto-sama?
- Hai - odparł lakonicznie Smok.
- To pozwolę sobie nalać nam herbaty, byś mógł w spokoju i bez obserwowania mego szerokiego uśmiechu zastanawiać się nad ruchem - rzekł wyraźnie uradowany przewagą kapłan.

Mirumoto z lekkim uśmiechem skinął głową, bo zagwozdkę miał nie lada. Było pewne zagranie, jednak obarczone nie lada ryzykiem. Granie zachowawcze dawało spore szanse na remis ale tylko kiedy przeciwnik nie wykona jeszcze jednego tak błyskotliwego natarcia, zaś szans na własne zwycięstwo widział niewiele, przy obecnej przewadze punktowej tamtego.

Kuni wrócił z nowym imbrykiem, zastępując poprzedni, dotąd opróżniony.
- Mirumoto-sama, cały wieczór zastanawiam się, jak o to zapytać nie będąc natrętem. Niestety, sumimasen, nie mam dobrego pomysłu. Przepraszam.

Zaintrygowany Mirumoto uniósł głowę na pytającego, lecz nim zdążył coś powiedzieć, Kuni wypalił:
- Co będziesz mówić o tym miejscu, jak stąd odjedziesz, Mirumoto-sama? I... komu?

Zapadła cisza. Brązowe oczy tamtego patrzyły intensywnie w twarz Fukurou, próbując ją czytać.

* * *

Finał należał do Mirumoto, który odbił się ryzykownym lecz zręcznym atakiem z fintą, by potem powychwytywać trzy drobniejsze formacje kamieni przeciwnika, co dało mu niewielką punktową przewagę nad Kunim i w konsekwencji zwycięstwo. Smok jednak przyznawał przed samym sobą, że dwa najładniejsze zagrania w tej partii to były gry shugenja, i część Fukurou bardzo żałowała, że tamten nie umiał utrzymać takiego poziomu swojej gry przez cały czas. Podświadomie uważał, że to wyciągnęłoby z niego samego więcej niż ta niezbalansowana partia.

Kiedy żegnali się, z żalem odłożyli partię rewanżową na następny dzień. Był już niemal środek nocy i jeszcze jedna tak długa partia mogłaby zakończyć się chwilę przed pobudką pani Amaterasu.

Wymieniono uprzejmości i Smok ruszył w stronę swoich komnat. Po drodze rozmyślał, raz jeszcze wspominając rozmowę z panem Kuni. A ściślej, jeden jej fragment.

* * *

- Kuni-san, słyszałem, że w Strażnicy przebywa szlachetny Hida Amoro - rzekł Mirumoto, pozornie skoncentrowany na kładzeniu kamienia. Dłuższą chwilę zastanawiał się, jak właściwie zadać najbliższe pytanie. Hida Amoro był krewnym Hida Kisada-sama. Bliskim! Jego urodzenie przewyższało więc samego Fukurou. Lecz po tym, co mówił Akito, Fukurou niechętny był, by mówić o tym osobniku tak pochlebnie. Wybrał wreszcie słówko "szlachetny", jako neutralne. Choć i ono nieco zgrzytało.

Kuni milczał w odpowiedzi. Jego ręka jedynie zawisła nad planszą, by opaść. Kamyk został odrzucony do miseczki, bez położenia go na planszy. Shugenja uciekł wzrokiem, było widać, że zupełnie nie wie, co ma powiedzieć.

- Byłem ciekaw, czy dobrze go znasz, panie - rzekł celowo spokojnie zaniepokojony tym Smok, przenosząc wzrok na planszę, żywiąc nadzieję, że jego własny spokój podziała również na jego rozmówcę. Że uspokoi nagle napiętą atmosferę.
Jednocześnie też czekając, gotów - gdyby tak się nie stało - przeprosić za wybranie nieodpowiedniego tematu. Bo że temat był nieodpowiedni, Fukurou nie miał wątpliwości, patrząc chociażby po zdenerwowaniu Kraba.

- 'Scysja' z wielmożnym Hida Amoro-sama - rzekł wreszcie głucho tamten - sprawiła, że mój krewny leży w malignie, majacząc, jutro skończy się już drugi tydzień. Ma tak poważne obrażenia, że mimo próśb do duchów, nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej, jak podtrzymać w nim życie i liczyć... Sumimasen, Mirumoto-sama. To zgoła przykry temat, wybacz, że go poruszam. Nie było moim zamiarem postawić Cię w niezręcznej sytuacji.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 06-07-2011 o 09:25. Powód: obiecany fragment
Tammo jest offline