Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2011, 10:43   #14
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Bodvar popijał kolejny już kufel piwa, przysłuchując się temu, co miał do powiedzenia ich nowy pracodawca. Krasnoludowi nie podobał się ten dziwny mężczyzna, jednak nie było innego wyjścia. Złoto drogą nie chodzi, ani nie spada z nieba. Niestety. Z nieba to może spaść co najwyżej gówniany deszcz, albo i grad. Ale nie złoto. Na złoto trzeba było sobie zapracować.

Zawartość ostatniego kufla piwa znalazła się w gardle krasnoludzkiego wojownika kilka godzin po wyjściu Armaniego. Bodvar odsunął krzesło, upewnił się że mieszek ze złotem, którego podziału dokonał jeszcze przy mężczyźnie przyjemnie ciąży przywiązany do paska, chwycił topór i worek z pozostałymi klamotami, po czym zaczął człapać schodek po schodku do przydzielonego mu pokoju. Nie do końca pamiętał który należał do niego, co zaowocowało wejściem do pokoju zajętego przez bardzo zakochaną parę. Zakochaną tak bardzo, że nie zwrócili uwagi na otwarte z hukiem drzwi. Na klnącego rudobrodego krasnoluda też nie zwrócili uwagi.

W końcu brodaczowi udało się trafić do swojego pokoju. Po drodze uszkodził jedne drzwi toporem, jednak nie na tyle by się tym mocno przejmować. Kiedy był już u siebie rzucił swoje graty w kąt, oparł topór o brzeg łóżka po czym sam zwalił się na nie, zasypiając zanim jego ciało znalazło się na sienniku. Nie obudził go nawet trzask łamanego łóżka.

Ranek nie był tak przyjemny jak poprzedni wieczór. Nie było piwa, a gramolenie się na kacu ze zniszczonego łóżka nie należało do najmilszych rzeczy o poranku. Krasnolud nie przejmował się jednak przeciwnościami losu. Poprawił irokeza i ze swoją ukochaną bronią ruszył do sali głównej. Tam zamówił porcję jajecznicy na boczku z dwunastu jaj i grzańca. Po spożyciu niemałego posiłku z trzewi krasnoluda wydobył się dźwięk zbliżony do erupcji wulkanu. Potężnie beknął i ruszył do wyjścia.

Przez cały dzień Bodvar włóczył się bez celu po mieście. Pilnował sakiewki ze złotem, nie chciał jej stracić na rzecz jakiegoś młokosa przygotowującego się do pracy na pełen etat w roli kieszonkowca czy złodzieja. Uzupełnił na targu zapasy na drogę, kupił też nowy bukłak, stary bowiem nie nadawał się już do niczego. Wieczorem, tradycyjnie już, zasiadł do stołu delektując się kolejnymi kuflami złocistego trunku.

Ranek nie różnił się zbytnio od poprzednich. Ból głowy, uporczywa suchość w gardle i chęć zabicia muchy, która tak uporczywie tłukła się chodząc po oknie. Zebrawszy swoje rzeczy ruszył pod bramę, gdzie miała oczekiwać karawana. Z karczmy zabrał jedynie dzban piwa, tak dla ochłody i powrotu do żywych.

Przy wozach był jako pierwszy. Nie dziwiło go to, bowiem ludzie a w szczególności elfy nie były punktualne. Pomógł układać cięższe rzeczy, nie chcąc stać bezczynnie i przypatrywać się tyko pracy.

Kiedy w końcu pojawili się pozostali członkowie grupy, karawana wyruszyła w stronę Luskan. Krasnolud siedział na jednym z wozów rozglądając się uważnie. Miał nadzieję, że jego topór będzie mógł zakosztować nieco krwi w czasie drogi, jednak tym razem bogowie nie spełnili jego próśb. Krasnolud nudził się jak mops, wpatrując się tylko tępo w krajobraz. Nie było do kogo gęby otworzyć ani z kim się napić. Kilka dni jazdy wozami skutecznie rozdrażniło krasnoluda. Na szczęście dla pozostałych członków karawany, miasto zamajaczyło w oddali, obiecując kres drogi dla handlarzy i najemników, oraz początek zadania dla czwórki awanturników i elfa.

Bodvar przyglądał się z grymasem na twarzy murom miejskim.
-Na pierwszy rzut oka widać że to spierdolona, ludzka robota. - skomentował głośno stan i jakość murów. Przejazd przez tętniące życiem miasto nie było łatwe. Wszędzie kręcili się handlarze, kupcy, najemnicy, pijacy, marynarze, portowe dziewki i przedstawiciele wszystkich innych możliwych profesji.

Dotarcie do magazynów, w których zaczęto rozkładać towary nie trwało długo. Krasnolud zeskoczył z wozu z gracją słonia w składzie porcelany na ziemię i rozglądał się uważnie po okolicy.
Po chwili z magazynu wyłonił się mężczyzna, będący z pewnością marynarzem. Przynajmniej na to wskazywał jego ubiór. Krasnolud zaśmiał się głośno.
-Brakuje ci drewnianej nogi, haka zamiast ręki i papugi na ramieniu.- śmiał się sam ze swojego żartu, nie zważając na reakcję innych.

Zostali zaprowadzeni przez pirata do karczmy, w której mieli nocować. Nie było źle. Mieli opłacony nocleg i strawę. Bodvar miał nadzieję, że piwo w znacznych ilościach również zostało opłacone.
-Nie ma co się pierdolić. Pokaż nam gdzie jest przetrzymywany ten chłop, co go mamy uwolnić. - o wiele ciszej niż normalnie powiedział brodacz.
-Nie będziemy tu siedzieć jak te pokraki i gapić się w sufit. Musimy wiedzieć ilu strażników jest wewnątrz, co ile zmieniają się warty, w co są uzbrojeni i czym mogą nas zaskoczyć.- wyliczał potrzebne informacje.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline