Przez dłuższą chwilę Revalion był mocno zdezorientowany. Przez moment nawet zdenerwowany... bo przecież zmalał prawie o połowę!
No ale w końcu musiał się z tym pogodzić - miał niecałe cztery stopy wzrostu, gęstą brodę i sporo muskulatury. Ot normalka, prawda?
Kiedy pierwszy szok minął, bard wyjrzał przez okno. Ciemno, nic nie widać. Tylko teraz nie miał pojęcia czemu - czy to przez burzę, czy przez widmowe anomalie... a może przez oba?
Drzwi oczywiście nie dało się otworzyć, z czego akurat się cieszył. Przynajmniej po części. Dawały pewien rodzaj schronienia przed duchami, ale z drugiej strony co będzie z jego towarzyszami... znaczy tymi, którzy jeszcze byli na zewnątrz.
Jedyne co mógł zrobić w ich sprawie to wzruszyć ramionami i zasięgnąć języka u gospodarza. Zaczął od prostego pytania "jaki mamy teraz rok?".
- Oczywiście 12 rok panowania Kartosa dziesiątego króla Delzoun! - odparł krasnolud patrząc się dziwnie na Revaliona.
12 rok... to będzie -3500 rok według rachuby Dolin. To jakieś pięć tysięcy lat wcześniej niż byli dziesięć minut wcześniej.
Jak ten czas leci... nawet w drugą stronę.
- A powiedzcie mi jeszcze, gospodarzu, za oknem zawsze tak ciemno i ponuro? - bard zadał drugie pytanie.
- Panoćku przecież burza szaleje, jakby demony wspólnie szczały. Podczas takich burzyczek, zawsze ciemno jak w elfim zadku.
- No niby tak, ale toć od dni paru jedziem tymi okolicy i nic tylko szcza i szcza! To się pytam, czy te demony szczają na zmianę czas cały, czy zwyczajnie mają takie napuchłe pęcherze.
- Ano pod dachem, to nie kłopot, prawda? - stwierdził gospodarz.
- Ano nie, ale boim się czy do jutra przejdzie. Albo pojutrza... No ale nieważne. Strudzeni jesteśmy, znajdzie się jakieś piwo dla wędrowców?
- Piwo? - zdziwił się gospodarz.
Barda zatkało. Rozumiał że to stare, *naprawdę* stare czasy. Ale aż tak stare?
- Eee... - wybełkotał. - No, coś do picia. Z daleka przyjechaliśmy, u nas na trunki karczemne się mówi "piwo".
- Aaaa...Ale... - twarz staruszka się rozjaśniła. - Oczywiście, że mamy ale.
Na szczęście w takich starożytnych czasach również przyjmowano złote monety jako walutę. W końcu złoto zawsze ma wartość.
Kiedy w końcu chciał odejść z dwoma kufelkami porządnego, pienistego i bardzo gęstego piwa, zaczepiła go córka gospodarza. Bard porozmawiał z nią chwilę, ale w końcu powiedział że "jego kobieta" stoi tam nieopodal i zawsze się bardzo wścieka na obie strony kiedy Revalion rozmawia z jakąś inną. Mówił oczywiście o Missy, po chwili zresztą do niej podszedł.
- Ładny pieprzyk. - krasnolud wyszczerzył zęby, po chwili wskazując pobliski pusty stolik. - Napijmy się, bo na trzeźwo tego nie da się ogarnąć.
Missy bawiła się pasmem włosów. Spojrzała na Revaliona.
- Rev, jaka bródka - uśmiechnęła się zawiadacko. - Napijmy się, panocku!
- Noo, krasnoludzka! Porządna! - zaśmiał się. Usiadł przy stoliku, pociągnął spory łyk z kufla. - Wygląda na to, że nie tylko się skurczyliśmy, ale jeszcze cofnęliśmy w czasie. Bagatela, pięć tysięcy lat.
- A to ta sama karczma, której drzwi nie możemy otworzyć. O co tutaj do cholery chodzi?
- Dobre pytanie. Póki co jest burza... a u miejscowych wszystko w jak najlepszym porządku. Znaczy wygląda na to że jakimś cudem bezczelnie wpadliśmy w ich czasy. Chyba, że to jakieś przeklęte, zamknięte w czasie miejsce... taak, klątwa zmiany w krasnoluda! - pomachał palcami i zahukał jak sowa dodając dramatyzmu.
- Albo klątwa cofnięcia w czasie - mruknęła Daphne, od niechcenia poprawiając sobie dekolt i bokobrody.
Nie mieli żadnego "logicznego" punktu zaczepienia w rozmowach o ich obecnym stanie, więc jedynie co mogli robić to snuć różne teorie na ten temat popijając piwo. I czekając na rozwój wypadków, które działy się aktualnie głównie na zewnątrz karczmy.
Przynajmniej Dru, bawiąca się instrumentami, dobrze się bawiła. |