Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-06-2011, 20:01   #471
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Gnijący Krasnolud!.

Tak, gnijący.

Sylphia podskoczyła zarówno od gromu pobliskiej błyskawicy, jak i widoku, jaki dzięki niej ujrzała w kapturze nieznajomego. Zawiało, rozwiewając szybko owego osobnika, jakby był z mgły lub czegoś podobnego... w końcu i lunęło. Deszcz jednak nie był zwyczajowym deszczem, chociażby z powodu fioletowego koloru, i niezwykłego zimna, jakie Magini poczuła wyjątkowo szybko, gdy przemokło jej dosyć skąpe wdzianko. Nie pomogła i parasolka, którą zresztą Sylphii wietrzysko wyrwało bardzo szybko z dłoni, nie pomógł i płaszcz, którym się opatuliła. Dziwaczne zimno zdawało się wnikać aż w kości, przez to przechodziły ją dreszcze.

Do tego wszystkiego pociemniało, a owa ulewa, mająca dosłownie postać ściany wody, odcięła jej widok od pozostałych. Została więc sama na tyłach wozu, na przemian telepiąc się z zimna, klnąc, i lekko podskakując przy każdej błyskawicy.

Później było jeszcze "ciekawiej".

Wozem trzęsło, Maginią trzęsło, wicher wiał, a deszcz lał, gromy zaś trzaskały co chwilę. Zapadły również okropne ciemności, i van der Mikaal nie widziała już kompletnie nikogo. Wtedy też z ziemi tuż obok wozu wyłoniły się jakieś zjawy, które zaczęły zbliżać się do Magini, słyszącej mimo całego tego rabanu wokół ich... szept.

- “Ofiara, ofiara z życia, dla umarłych.”

- Ta...takiego!
- Ocknęła się w miarę szybko ze stanu odrętwienia, gorączkowo rozmyślając o sposobie poradzenia sobie z sunącymi do niej złowrogimi "duchami", oraz zastanawiając się, gdzie też wcięło resztę jadącego z nią towarzystwa. Czyżby wszyscy już gryźli ziemię?.

- Precz! - Ryknęła - Preeeecz!!.

Z jej dłoni buchnęły błękitne błyskawice.










Czar "Łańcuch błyskawic"
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 30-06-2011, 15:07   #472
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wraz deszczem naszedł chaos, wraz widmami panika.
Niewątpliwie nikt z podróżników nie sądził, że to była zwykła burza. Ale też nikt nie potrafił sobie wyobrazić jak bardzo niezwykła. Przez umysły podróżników osaczonych w magicznej anomalii pogodowej przepływały różne teorie. Lecz te nie miały obecnie znaczenia. Teraz liczyła się walka o przetrwanie. Czwórka podróżników wybrała karczmę. Jakkolwiek to miejsce wydawało się być pułapką, to jednakże była to pułapka sucha i bez natrętnych widm.
Pokusa by z niej skorzystać, była zbyt duża.
Pierwsza z tej pokusy skorzystała Missy, przedzierając się przez widma zmierzała do oazy ocalenia.
Weszła, podleczyła się i zamarła.

Karczma wydawała się stara w środku. Stara acz nie prymitywna, szerokie ławy, potężne stoły i niski masywny kontuar przysposobiony był dla jednej rasy. Dla krasnoludów.
I pełno było członków tej rasy wypełniających pomieszczenie. Starych i młodych, dużych i małych.
Na niewielkim podeście krasnoludcy grajkowie pogrywali na swych instrumentach.
A do Daphne nerwowo machającą różdżką podszedł zgrzybiały krasnolud z siwą brodą splecioną w warkocz i sumiastymi wąsami


…. i bielmem na lewym oku.
-Witaj w “Czerwonej wstędze” młódko. Klepnij se na ławie, boś pewnikiem zdrożona mocno.- rzekł wesoło wywołując tym zdziwienie na obliczu Daphe. Karczmarz bowiem używał staroświeckich zwrotów. I kto nadaje krasnoludzkiej karczmie tak babską nazwę?
Wzrok Veravarri spoczął na herbie karczmy umieszczonym także naprzeciwko drzwi oraz na lustrze z polerowanej miedzi.
Herb był dość prosty. Topór o dwóch ostrzach oplatany czerwoną wstęgą rozdwojoną na dolnym końcu.
Ten znak Missy z czymś się kojarzył. Ale... nie wiedziała z czym.
Natomiast lustro. W lustrze odbijała, niska acz szczuplutka krasnoludka o sporym biuście.


Z kuszą na plecach i z różdżką w dłoni. Ona sama!
Daphne przesunęła nerwowo pulchnymi palcami po swym ciele. I upewniła się że była muskularną krasnoludką z wielkimi piersiami.
Rozglądała się nerwowo po karczmie szukając czegoś znajomego. I trafiła...na kogoś takiego.
Na niziutką i szczuplutki krasnoludkę. Chucherko niemal, która podczepiła się pod grajków i bawiła ich instrumentami.


Uwagę Daphne przykuł zwłaszcza tobołek krasnoludki, na którym położyła okulary, oraz zębatka zawieszona na szyi. Symbol Gonda.
Ani chybi...tą kobietką musiała być Dru.

Revalion był zdziwiony. Więcej...był zaskoczony.
No bo co może bardziej dziwić niż świat oglądany z innej perspektywy, niż własna obca twarz. I dziwne ważenie, jakim gęsty zarost?


Półelf się zmienił, był teraz muskularny i niższy i mocno zarośnięty. I miał warkocze?
Niewątpliwie nowa postać barda deczko go zdezorientowała.
-Witajże w progach wędrowcze.- do barda podeszła młoda krasnoludka, żona, a może córka karczmarza. Uśmiechnęła się i rzekła.- Witajże w “Czerwonej wstążeczce” wędrowniczku. Chlapniesz se mocnego ale, czy może skosztujesz żołądka owczego nadziewanego podrobami?

Kolejnym i ostatnim gościem, była magini. Czarodziejka zdołała gromem zniszczyć kilka widm, ale to nie powstrzymało kolejnych, których zimny dotyk zranił ciało czarodziejki. Nie widząc towarzyszy, nie czując się w obowiązku ich szukać, pognała do karczmy, by ratować swoją skórę. Po drodze zgubiła kapelutek, ale to nie miało znaczenia.
Mimo, że zmalała i jej twarzyczka stała się infantylna bardziej.


To jednak fryzura, biust i wyzywająca suknia wyraźnie wskazywały kim jest ta krasnoludka. I wywoływały powszechne oburzenie, gdy wchodziła do środka.Krasnoludy są konserwatywną rasą, a te tutaj wydawały się wyrwane z innej wcześniejszej epoki. Nic więc dziwnego, że jej wędrówce towarzyszyły oburzone szepty. A drzwi karczmy zawarły się... tym razem na dobre.

A ci którzy pozostali na zewnątrz.

Teu zamierzał odstraszyć ogniem i światłem nieumarłych. Przeliczył się. Żywe drzewo nie jest suchym drewnem. Nie pali się łatwo, zwłaszcza przy wilgotnej i zimnej pogodzie. Dlatego pożary lasów są groźne upalnym i suchym latem, a nie zdarzają się na jesieni i zimą. Dąb urósł,ale nie chciał zapłonąć.
Na szczęście natura była po stronie Teu, lecz nie w sposób jaki elf się spodziewał.
Samotne i wysokie drzewo to idealny cel dla pioruna. I taki grom uderzył rozszczepiając twór elfa na kawałki z hukiem. Łuk elektryczny przeskoczył także na elfa wypełniając jego ciało bólem i zadając poważne poparzenia. Ale cel...został osiągnięty. Ogień płonął.
Tyle, że ni blask ni żar nie odstraszał widm. Nie były co prawda pozbawione inteligencji. Ale atakowały i ginęły z niemal samobójczym fanatyzmem. A na miejsce uśmierconych pojawiały się kolejne.
Sytuacja cienistego maga była dramatyczna. Tym bardziej, że zauważył iż... nie rzuca cienia w blasku ognia. Po ciele Teu przeszły ciarki strachu. Zaczynał domyślać się gdzie się znajduje... na planie eterycznym. W "domu rodzinnym" wszelkich zjaw i duchów. W domu zagubionych dusz, które w wyniku różnych komplikacji nie trafiły na Plan Letargu. W wymiarze nie łączącym się z Planem Cienia.

Podobnie jak pozostałych.
Różdżka leczenia ran w rękach Rogera okazywała się skuteczną bronią, tym skuteczniejszą że mógł nią ranić wroga i leczyć się w przypadku zranienia.Co prawda nie mógł wykonać obu czynności na raz, ale... nie można mieć wszystkiego.
Problem z różdżką tkwił w zawartej w niej energii. Wyczerpywała się. W dodatku wyczerpywała się przerażająco szybko. A widma osaczały Rogera uniemożliwiając mu korzystanie z jego największego atutu, zwinności. Owszem Morgan zniszczył już kilka z potworków, ale to nie powstrzymywało pozostałych. Owszem, mógł przebiec przez widmowe ciała wrogów, ale taki zabieg ranił jego ciało.

A Sabrie gnała w kierunku karczmy, tnąc mieczem potwory i starając się unikać lodowego dotyku bestii.
Nie zawsze się to udawało. Ta sytuacja wydała się wojowniczce irytująca. Zastanawiała się, kto z wrogów zastawił tą pułapkę. Zenhci? Ci mieli być na moście. Może biały magik? Nie. Ten był pompatycznym pyszałkiem, nie krył by się za burzą, tylko uderzył otwarcie. Jakoś luskańczyk nie pasował swymi metodami do tej sytuacji. Owa zenthcka czarodziejka która pomogła im zabić kapłankę Bane’a?
Hmmm...ta wydawała się dość perfidna i przewrotna w swych metodach.

Sabrie dobiegła do drzwi karczmy, lecz nie weszła do środka. Zacisnęła dłoń na mieczu zdeterminowana by walczyć z każdym widmem które ją ścigało i powstrzymać każdego z członków drużyny przed wejściem do środka. Jeśli trzeba to nawet uderzeniem pięści w twarz.
Zauważyła ślady w glebie, niestety panujący mrok nie pozwalał rozróżnić śladów. Tak samo jak niezbyt wyraźne były kształty ukryte za błonami ze świńskich pęcherzy. Kto w obecnej epoce stosuje jeszcze tak prymitywną metodę?
A postacie w środku były niskie i masywne. Ani chybi krasnoludy.
Więc jedynie Hralm mógł być w środku. W co Sabrie wątpiła. Co prawda nie znała długo tego krasnoluda, ale wyglądał na takiego, co nie cofnie się przed żadnym wrogiem.
Tymczasem w kierunku desperacko broniącej się wojowniczki zbliżała się masywna sylwetka. Kastus słaniał się nieco na nogach i wrzeszczał.- Dru gdzie? Sytua.. sytua.. poważna... magia... odcięta...
Tę krótką wypowiedź przerwał blask... płonące drzewo i odcinająca się na jego tle sylwetka elfa.
Wreszcie mieli jakiś punkt odniesienia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-07-2011 o 14:23. Powód: poprawka byków
abishai jest offline  
Stary 03-07-2011, 11:51   #473
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciągle padało...
Na dodatek dotyk widm był zdecydowanie nieprzyjemny. Roger czuł się tak, jakby z każdym ich dotykiem wyciekała z niego część energii. A ci złodzieje energii mnożyli się jak króliki i stale ich przybywało - ledwo jednego zdołał zamienić w gromadkę chmurek, od razu pojawiały się dwa następne.
Praca nigdy nie należała do ulubionych zajęć Rogera, natomiast praca, która mogła trwać wiecznie, była czymś, czego zawsze unikał. Zamienianie widm w kłębki mgły miałoby szansę na sukces gdyby prócz Rogera znajdowało się tu jeszcze kilka osób, każda uzbrojona w różdżkę z wieloma ładunkami. Ktoś by walczył i rozbijał widma na niegroźne obłoczki, ktoś inny leczyłby tego pierwszego kogoś. I jakoś by to szło, dopóki w różdżkach starczyłoby magii, albo też nie skończyłyby się widma. Pech Rogera polegał na tym, że nie było nikogo, kto stanąłby przy jego boku, nikogo, kto chroniłby jego plecy.
Czy zatem sens miało trwanie przy wozie i czekanie (nie do końca bierne) na śmierć? A może lepiej było jednak wybrać 'wycofanie się na z góry wybraną pozycję'?

Nagły rozbłysk światła na moment odwrócił uwagę Rogera, co zaowocowało kolejnym lodowatym dotykiem widmowej macki. Płonące drzewo... Czy tam należało szukać ratunku? A może jednak przypominający karczmę budynek? Gdzie, na Tymorę, podziała się reszta towarzystwa?

Bez względu na to, jaki by wybrał cel, to na drodze do niego znajdowały się jednak liczne widma. Przedzieranie się przez ten zwarty szereg mogło kosztować dużo zdrowia...
Roger dotknął karwaszy, wypowiadając równocześnie słowo zaklęcia. Zanim najbliższe widmo zdołało złapać go w swoje objęcia znalazł się u celu.
- Wiecie może, gdzie jest reszta? - zwrócił się do Sabrie i Kastusa.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-07-2011, 22:48   #474
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Plan Teu z drzewem okazał się przebiec nie dokładnie tak jak sobie to wyobraził. Drzewo paliło się, ale po pierwsze elf był dość mocno pokiereszowany, a po drugie upiory nadal atakowały, po trzecie dzięki drzewu wiedział gdzie jest, i nie była to wcale dobra wiadomość.

-Plan Eteryczny… ze wszystkich imlad planów, akurat ten! – elf przeklął w ojczystym języku.

Wiedział już teraz, że to nie przez otępienie umysłu nie mógł porozumieć się z chowańcem, byli po prostu za daleko od siebie. Co więcej, na planie astralnym mag cieni był prawie całkowicie bezbronny. Plan Astralny nie łączył się z planem cienia. Nie napawało to zbytnio optymizmem elfa, szczególnie że atakowało go stado rozwścieczonych zjaw.

Mag nie miał alternatyw, ruszył z całych sił z stronę gospody, biegnąc ile miał sił w nogach. Nie miał zamiaru stać się jedną z tych zjaw.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 21-07-2011 o 19:27.
Qumi jest offline  
Stary 04-07-2011, 12:28   #475
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Przez dłuższą chwilę Revalion był mocno zdezorientowany. Przez moment nawet zdenerwowany... bo przecież zmalał prawie o połowę!
No ale w końcu musiał się z tym pogodzić - miał niecałe cztery stopy wzrostu, gęstą brodę i sporo muskulatury. Ot normalka, prawda?

Kiedy pierwszy szok minął, bard wyjrzał przez okno. Ciemno, nic nie widać. Tylko teraz nie miał pojęcia czemu - czy to przez burzę, czy przez widmowe anomalie... a może przez oba?
Drzwi oczywiście nie dało się otworzyć, z czego akurat się cieszył. Przynajmniej po części. Dawały pewien rodzaj schronienia przed duchami, ale z drugiej strony co będzie z jego towarzyszami... znaczy tymi, którzy jeszcze byli na zewnątrz.

Jedyne co mógł zrobić w ich sprawie to wzruszyć ramionami i zasięgnąć języka u gospodarza. Zaczął od prostego pytania "jaki mamy teraz rok?".
- Oczywiście 12 rok panowania Kartosa dziesiątego króla Delzoun! - odparł krasnolud patrząc się dziwnie na Revaliona.
12 rok... to będzie -3500 rok według rachuby Dolin. To jakieś pięć tysięcy lat wcześniej niż byli dziesięć minut wcześniej.

Jak ten czas leci... nawet w drugą stronę.

- A powiedzcie mi jeszcze, gospodarzu, za oknem zawsze tak ciemno i ponuro? - bard zadał drugie pytanie.
- Panoćku przecież burza szaleje, jakby demony wspólnie szczały. Podczas takich burzyczek, zawsze ciemno jak w elfim zadku.

- No niby tak, ale toć od dni paru jedziem tymi okolicy i nic tylko szcza i szcza! To się pytam, czy te demony szczają na zmianę czas cały, czy zwyczajnie mają takie napuchłe pęcherze.
- Ano pod dachem, to nie kłopot, prawda? - stwierdził gospodarz.

- Ano nie, ale boim się czy do jutra przejdzie. Albo pojutrza... No ale nieważne. Strudzeni jesteśmy, znajdzie się jakieś piwo dla wędrowców?
- Piwo? - zdziwił się gospodarz.

Barda zatkało. Rozumiał że to stare, *naprawdę* stare czasy. Ale aż tak stare?
- Eee... - wybełkotał. - No, coś do picia. Z daleka przyjechaliśmy, u nas na trunki karczemne się mówi "piwo".
- Aaaa...Ale... - twarz staruszka się rozjaśniła. - Oczywiście, że mamy ale.

Na szczęście w takich starożytnych czasach również przyjmowano złote monety jako walutę. W końcu złoto zawsze ma wartość.
Kiedy w końcu chciał odejść z dwoma kufelkami porządnego, pienistego i bardzo gęstego piwa, zaczepiła go córka gospodarza. Bard porozmawiał z nią chwilę, ale w końcu powiedział że "jego kobieta" stoi tam nieopodal i zawsze się bardzo wścieka na obie strony kiedy Revalion rozmawia z jakąś inną. Mówił oczywiście o Missy, po chwili zresztą do niej podszedł.

- Ładny pieprzyk. - krasnolud wyszczerzył zęby, po chwili wskazując pobliski pusty stolik. - Napijmy się, bo na trzeźwo tego nie da się ogarnąć.
Missy bawiła się pasmem włosów. Spojrzała na Revaliona.
- Rev, jaka bródka - uśmiechnęła się zawiadacko. - Napijmy się, panocku!

- Noo, krasnoludzka! Porządna! - zaśmiał się. Usiadł przy stoliku, pociągnął spory łyk z kufla. - Wygląda na to, że nie tylko się skurczyliśmy, ale jeszcze cofnęliśmy w czasie. Bagatela, pięć tysięcy lat.
- A to ta sama karczma, której drzwi nie możemy otworzyć. O co tutaj do cholery chodzi?

- Dobre pytanie. Póki co jest burza... a u miejscowych wszystko w jak najlepszym porządku. Znaczy wygląda na to że jakimś cudem bezczelnie wpadliśmy w ich czasy. Chyba, że to jakieś przeklęte, zamknięte w czasie miejsce... taak, klątwa zmiany w krasnoluda! - pomachał palcami i zahukał jak sowa dodając dramatyzmu.
- Albo klątwa cofnięcia w czasie - mruknęła Daphne, od niechcenia poprawiając sobie dekolt i bokobrody.

Nie mieli żadnego "logicznego" punktu zaczepienia w rozmowach o ich obecnym stanie, więc jedynie co mogli robić to snuć różne teorie na ten temat popijając piwo. I czekając na rozwój wypadków, które działy się aktualnie głównie na zewnątrz karczmy.
Przynajmniej Dru, bawiąca się instrumentami, dobrze się bawiła.
 
Gettor jest offline  
Stary 06-07-2011, 22:09   #476
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Tawerna posiadała dość babską nazwę. Missy miała nadzieję, że chociaż nie serwują tu babskiego piwa.

W karczmie tłoczno było. Krasnoludy i parę krasnoludek obsadziły swymi ciałami wszystkie ławy. Piły i rozmawiały na różne tematy w swym archaicznym dialekcie. Były tu brodacze wszelkich profesji i wieku. Od umięśnionych wojowników, po delikatnie zbudowanych bardów. Jak na krasnoludy delikatnie.Nie widziała jedynie magów, ale magia wtajemniczeń była wszak towarem deficytowym wśród tej rasy. Był więc tu duży wybór krasnoludów. I Missy miała z czego wybierać, jeśli chodzi o osobę do rozmowy.

Poszukała jednak najpierw kątem oka towarzystwa z drużyny. Następnie podeszła do karczmarza.
- Ale bądź gorzały poproszę - odezwała się do pana, poprawiając biust.
-Już się robi panienko.- powiedział staruszek z bielmem i podsunął do Missy kufel z gęstym jak zupa ciemnym krasnoludzkim piwem. Najlepszym piwem, jakie warzą krasnoludy.
Pora na popijawę!
- Zdrowie twoie, panie - odebrała gorzałkę, ładnie dziękując zarówno krasnoludowi z bielmem.
-Grodhar.- odparł z uśmiechem staruszek i ruszył zając się innymi klientami. A w oko Missy wpadł potężnie zbudowany krasnolud. O blondgrzywce i blond zaroście.

Popijał, ale z rogu i opowiadał o swej walce z gnollami.
O tym jak położył dwa potwory za jednym zamachem swego młota. Trudno oceniać urodziwość twarzy wojaka, ale masywna sylwetka wyraźnie sugerowała mięśnie ze stali. Młot bojowy leżący obok jego ławy, wydawał się być naprawdę ciężki. Podobnie jak kiesa zwisająca u szerokiego pasa.
Postanowiła jednak wzrokiem poszukać drużyny. Osóbka z medalionem Gonda. To chyba była Dru. Postanowiła po chwili do niej podejść, powoli i ostrożnie.
Owa krasnoludka zajęta badaniem dziwnych i starych instrumentów muzycznych, nie zauważyła podchodzącej osóbki. Założyła już okulary i zaczęła doradzać usprawnienia tych urządzeń.
- Co tam masz? - Missy spytała się Dru.
-Okarynę...bardzo prymitywną. Wiesz, można było ją ulepszyć, by wydawał ciekawszy zestaw tonów.- specjalistka od wszystkiego rozgadała się.
- O, to nie przeszkadzam. Co masz tam jeszcze? - spytała uprzejmie krasnoludka z bokobrodami (Missy).
-Mam wrażenie, że my się znamy. Sylphio?- spytała krasnoludka.

- Em, nie mam na imię Sylphia. Jestem Missy - przedstawiła sie złodziejka.
-Aaaa tak. To przez te wielkie...- Dru gapiła się w biust krasnoludki przez chwilę. Po czym dodała.- Obie macie wielkie... - i zmieniła nagle temat. -Poznałabym cię z chłopakami.- tu wskazała kciukiem na czwórkę krasnoludzkich bardów.-Ale nasza rozmowa, nie na ich uszy.-
Chwyciła pod ramię Daphne i odprowadziła na bok.-To gdzie Kaktusik i reszta?
Szczęście, że złodziejka kochała płeć przeciwną. Nie kobiecą i przedziwną. W przeciwnym przypadku spojrzenie małego kombajnu do zbierania gorzałki po wioskach mogło wydać się... przedziwne.

- Ee... skoro jesteś ty, ja...eee... jeszcze hmmm... Sylphia... Jest nas dwoje w tym miejscu. Ale reszty z grupy tu nie widzę. Chyba zostali na zewnątrz albo gdzieś są w karczmie...
-To źle...chyba. Trudno rzec co to za miejsce, poza tym, że... chyba nie jest realne.-mruknęła Drucilla bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.
- To jest realne.
-To że coś wydaje się trwałe, że można tego dotknąć... nie oznacza, że jest realne. To miejsce... jest dziwne. Nie zauważyłaś? Nikt tu nie rzuca cienia.- mruknęła gnomka i walnęła dłonią po swym biuście. Bardziej wydatnym w jej krasnoludzkim wydaniu.-To nie jest moje ciało, ergo ...to miejsce nie jest realne.
- To może być iluzja. Taka mocno realistyczna... - mruknęła Daphne wzruszając ramionami. - Spróbuję wyjrzeć na zewnątrz. - odeszła od Dru, by zerknąć przez okienko karczmy (Bo tych szczelin obciągniętych rybimy pęcharzami robiącymi za szybki oknami nie było można nazwać) . Chciała sprawdzić, jak wygląda okolica na zewnątrz.. A tam...ciemno jak w tyłku goblina i chyba deszcz zacinał. Inna sprawa, że błona z rybiego pęcherza pławnego raczej niespecjalnie pokazywała szczegóły.Podeszła po chwili do Dru i zraportowała:
- Prawdopodobnie pada deszcz na polu. Ale znowu drzwi nie możemy otworzyć. Ktoś z zewnątrz będzie musiał nam je otworzyć. Problem w tym, że nie bardzo możemy się z towarzyszami skontaktować.
-Mhymm...sprawa może być poważniejsza, otóż....- i zaczęło się. Dru swobodnie zaczęła żonglować różnymi terminami, jak napięcie powierzchniowe czasoprzestrzeni, pamięć zbiorowa wszechświata, robacze dziury i tym podobne “terminy” zapewne własnego autorstwa.
Co oczywiście Missy niewiele mówiło, więc jedynie kiwała głową, udając, że rozumie, co do niej mówi Dru. Choć zdecydowanie wolała, żeby ta mówiła bardziej po ludzku, albo chociaż nawet po niziołczemu. Choć, może to drugie lepiej nie - opcja pierwsza wydawała się być nadal najlepsza do zrozumienia.
- To znaczy, że nas gdzieś przeniosło w czasie...?
-Nie, nie, nie... widzisz, wielkie zło naznacza swym piętnem miejsce, w którym zostało popełnione.- odparła Dru.-Czyniąc dany obszar nawiedzonym, a na planach współistniejących...jeszcze bardziej może się to odbić. Straszliwa zbrodnia może odbić się w innym planie, tworząc coś na kształt, wiecznie odtwarzającego się przedstawienia, w którym zostaliśmy przymusowymi aktorkami. Jednym słowem. Zginiemy zabici w okrutnej agonii, chyba że odwrócimy bieg wydarzeń. Chyba.
- Hmm... czyli musimy się mieć na baczności... - stwierdziła złodziejka, która nie operowała jakimiś wymyślnymi terminami. Myślała zbyt praktycznie i prosto w tej chwili.
-Ano...myślę, że to nie wystarczy. Musimy zapobiec zbrodni.-skinęła głową gnomka z przekonaniem i rozejrzała się poderzliwie.-Gdzieś wśród tych brodaczy, kryje się kowal-sadysta wyrywający za życia zęby swym ofiarom, jakiś zboczeniec, albo potwór w przebraniu. Słyszałaś o skórkołazie? Zdziera toto skórę żywcem z ofiary i ubiera jak własną. O taaaak, różne dziwolągi i gnoje łażą po świecie. Aż chce się małej zaprawy na samą myśl o tym.- sięgnęła po kufel ale i wypiła jednym haustem.
- Najpierw trzeba się napić, bo tej sytuacji nie da się ogarnąć na trzeźwo - ironicznie stwierdziła Daphne. - Ale skoro tak twierdzisz... może i racja.
I gdy tak, żłopały alkohol, na scenę (zns. karczmy) wkroczył krasnolud “Revalion”. Którego można było rozpoznać po stroju, którego nie założyłby żaden szanujący się brodacz.
Hulaka nadeszła - to oznaczało, że należało z nim pogadać. I to na poważnie.

- Albo też klątwa pętli czasowej czy czegoś tam. Spytaj się Dru. Wspominała, że może nam albo komuś innemu grozić tu niebezpieczeństwo - rzekła Daphne nadal pijąc specjały krasnoludzkie.
- Skoro tak twierdzisz... - bard odwrócił się, żeby zobaczyć jak Dru bawi się instrumentami z innymi grajkami. - Ja tam nie zamierzam do niej podchodzić. Jeszcze dostanę tym czymś po łbie.
- Wiesz, na razie taka pijana nie jest. Chociaż sądzę, że krasnoludzka gorzałka odrobinę ostudzi jej gardło...
- No, skoro tak... - powtórzył się Revalion, po czym wstał i podszedł do gospodarza po kolejny kufel magicznego trunku. Z nim z kolei podszedł do Dru kusząc ją w ten sposób, by usiadła z nimi do stolika.
- Albo też klątwa pętli czasowej czy czegoś tam. Spytaj się Dru. Wspominała, że może nam albo komuś innemu grozić tu niebezpieczeństwo.
- Skoro tak twierdzisz... - bard odwrócił się, żeby zobaczyć jak Dru bawi się instrumentami z innymi grajkami. - Ja tam nie zamierzam do niej podchodzić. Jeszcze dostanę tym czymś po łbie.
- Wiesz, na razie taka pijana nie jest. Chociaż sądzę, że krasnoludzka gorzałka odrobinę ostudzi jej gardło...
- No, skoro tak... - powtórzył się Revalion, po czym wstał i podszedł do gospodarza po kolejny kufel magicznego trunku. Z nim z kolei podszedł do Dru kusząc ją w ten sposób, by usiadła z nimi do stolika.
Dru przylazła od razu i zerknęła po obu "krasnoludach".-Znudziło już wam się obopólne świergolenie?
-Co tam zmajstrowałaś? - puściła dwoma uszami uwagę przemienionej niziołki.
-Jeszcze... nic... dałam parę sugestii. A co wy? Chcecie porad duchowych, czy cielesnych?- odparła gnomka wystawiając język.
- Rev, też sądzisz, że tankowanie Dru gorzałą jest złym pomysłem? Skocz mi po jeszcze kufel gorzały - szepnęła do barda.
Bard trochę pomruczał, trochę pomarudził, ale w końcu wstał i poszedł po nie jeden, nie dwa, a trzy dodatkowe kufle.
- Już, szczęśliwa?
-Nad wyraz... zwłaszcza siedząc w tłustym cielsku z wielkimi melonami w widmowej mordowni.- mruknęła Dru, choć trzeba przyznać że biust krasnoludzkiej wersji gnomki, nie był duży, jak na standardy brodaczy.-Po prostu sikam ze szczęścia.
- Bardzo - wymruczała zadowolona z obrotu spraw Missy. - Co tam mruczysz, Dro?
- A sikaj do woli, nikt ci nie broni. - Revalion pociągnął łyk z kufla. - Ale pierw może powiesz nam coś więcej o naszej obecnej sytuacji? Nasza najnowsza teoria brzmi... eee... klątwa pętli czasowej, tak to szło?
-Ech matołki.- mruknęła protekcjonalnie Drucilla, mniej protekcjonalnie kopiąc barda w kostkę.-Jesteśmy w utrwalonej w jakimś współistniejącym planie, obrazie. Zło jakiejś strasznej zbrodni wpłynęło na otaczające plany utrwalając odbicie w postaci... cyklicznie odtwarzającego się przedstawienia tej zbrodni. Jednym słowem, zostaniemy brutalnie zamordowani, chyba że... zdołamy jej zapobiec zaburzając podrządek logiczny. Gdzie na zadek Beshaby jest Kastus?! Przydałby się jakiś porządny pomagier.
Revalion z głupawym uśmiechem podwstrzymał się od demonstracyjnego podniesienia ręki.
- Zaburzyć porządek logiczny? Znaczy zacząć zachowywać się jak... niekrasnoludy? Chwila, chyba nie. A jakbyśmy spalili tą chatę? - chrząknął. - Swoją drogą, dobrze znacie się z zadkiem Beshaby?
-Za chwilę sam się przekonasz, jak wetknę ci tam łeb.-burknęła gnomka i dodała.- To nie takie proste... Trzeba odkryć, co tu się ma zdarzyć i zapobiec zbrodni... chyba.
- Ok, to wy tak zróbcie. A ja tu będę czekał z nową porcją gorzały na wypadek, gdybym był potrzebny. - bard demonstracyjnie pociągnął z kufla.
- Cisza tam, piwa dla wszystkich starczy - mruknęła Daphne. - Prawdopodobnie został na zewnątrz. Czy ktoś tutaj z nas umie posługiwać się telepatią?
-Tele...czym?- mruknęła gnomka. Potarła skroń coś sobie przypominając.-Grimwal był telepa... a nie, on był melepetą.
- Właśnie? - dodał bard śmiejąc się w duchu.
- Mta - popiła specyjału Missy. - Rozejrzymy się po tym miejscu, bo skoro ten skórożer gdzieś się wałęsa, to może nawet legować się przy którymś stole.
 
Ryo jest offline  
Stary 12-07-2011, 00:23   #477
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Wejście magini było głośne, jej strój wzbudzał zgorszenie, a jej wygląd załamywał samą czarodziejkę. Nic więc dziwnego, ze zaczęła działania, od kilku solidnych kufli znieczulacza, zwanego powszechnie krasnoludzkim ale.
Bo i obecny wygląd niespecjalnie Sylphii przypadł do gustu, jak i komentarze oburzonych jej śmiałą kreacją krasnoludów. Zresztą cała sytuacja była... raczej mało optymistyczna.
Drucilla mogła się mylić. Jej pseudonaukowy bełkot, mógł być tylko bełkotem. A jej tezy wyssane z palca.
Mogła się mylić... ale, co jeśli się nie myliła?
Rozglądać się póki co mogli po głównej sali, ale tu wszystko było takie...zwyczajne. Krasnolud jadły piły i przekomarzały się, wykazując się we własnym gronie olbrzymia kulturą osobista, o którą ciężko było posądzić brodaczy. Czyżby to późniejsze kontakty z ludźmi i elfami, tak schamiały tą rasę rasę?
Póki co obserwacje sprowadzały się do takich filozoficznych wniosków i do niczego poza tym.
Nowy wygląd coraz bardziej “nowo narodzonym krasnoludom” powszedniał i atmosfera zagrożenia powoli zanikała. Bo jak tu się przejmować czymkolwiek skoro brodacze bawili się wesoło, muzyczka grała skoczna, a ale było dość... tanie.
Dopiero niezwykły wypadek, wybił czwórkę przybyszów z tego radosnego nastroju.
Przypadkowo zauważony przez Dru stworek przebiegający pomiędzy nogami biesiadujących krasnoludów.
Początkowo zdawało się że to szczur, ale dokładniejsze przyjrzenie się “stworkowi” sprawiło że ciarki po grzbiecie przeszły awanturnikom.
To nie był szczur.
To była odcięta krasnoludzka dłoń, przemierzająca podłogę karczmy na palcach. Zmierzała w kierunku jednej ze ścian, bardzo szybko jak na swój rozmiar.
A gdy była już przy dziurze w ścianie.


Pokazała co sądziła o obserwatorach jej przemarszu. I znikła w sąsiedniej komnacie.
Iluzja spokoju i bezpieczeństwa prysła jak bańka mydlana.

Na zewnątrz karczmy też nie było miło. Bez mocy karcenia i czarów Kastus był tylko osiłkiem z buzdyganem. Co prawda machał nim nieźle, ale przyszpilona reszta drużyny też umiała walczyć.
Najskuteczniejsza okazywała się różdżka Rogera, ale pozostały oręż ten dawał się widmom we znaki.
Co z tego, skoro widma się nie kończyły. Najgorzej zaś czuł się Teu. Odcięty od planu powiązanego z nim, oddalony od chowańca czuł się taki... bezradny. Okropne uczucie.
Gdy towarzysze się zebrali, Sabrie próbowała otworzyć, a potem wyważyć drzwi do karczmy. Pułapka czy nie,lepiej zaryzykować niż dać się tutaj osaczyć widmom. Nie udało się. Drzwi okazały się odporne na jej ciosy. Podobnie jak okna. To co wyglądało jak błona zwierzęca i fakturze ją przypominało, okazało się twardsze od stali.
Przyduszeni więc do ściany, czwórka bohaterów desperacko walczyła o życie. Bo i życie mogli tu postradać. To było frustrujące. Pokonali wszak tyle przeszkód i niebezpieczeństw. Z tylu matni udało im się wyjść cało, a teraz... zginą przytłoczeni przewagą liczebną widmowych sylwetek.

Nagle... burza ustała. Niebo się wypogodziło, a mgliste sylwetki stopiły się w jeden mglisty opar.
Mrok znikł, walka się skończyła, Pozostała mgła, przenikliwe zimno i karczma, która obecnie coraz mniej
wyglądała na normalny budynek. Teraz, gdy cały obszar promieniał delikatnym blaskiem nie pochodzącym od słońca przenikającym przez wyjątkową zimną i wilgotną mgłę.
Spojrzenie Teu spoczęło na symbolu karczmy. I elfowi od razu zrobiło się zimniej. Może to tylko przypadek, może ty tylko błędne skojarzenie, ale topór nie musiał być opleciony wstęgą. Ów topór mógł być opleciony rozdwojonym wężowym językiem, a wtedy... od samego rozważania po elfich plecach przeszły ciarki.
Bo wtedy karczma miałaby w szyldzie symbol kultu Demogorgona.

Sabrie zaś zajęła się przepytywaniem Kastusa. Niestety strapiony zniknięciem Drucilli kapłan niespecjalnie potrafił się skupić. A tym bardziej udzielić sensownych odpowiedzi. Stwierdził, że coś zablokowało jego kontakt z bóstwem odcinając go od czarów i darów kapłańskich. Że gnomkę pewnie spotkało to samo.
Powiedział, że nie są na planie materialnym Faerunu. Nie wiedział też jak powrócić. Zasugerował, że magini może znać odpowiedni czar. Problem w tym że Sylphia była kolejną zaginioną.
O wiele większą wiedzą wykazał się Teuivae, niestety niewiele większą użytecznością. Pozostało więc zaleczyć rany, przemyśleć sytuację... odnaleźć towarzyszy i przegrupować się.

Mgła była gęsta, więc drużyna dla bezpieczeństwa trzymała się razem, zwłaszcza że po ziemi pełzały węże, swego rodzaju...


Długie na pół metra szkielety węży, pełzały po ziemi, szczerząc kły do zbliżających się awanturników. Nie atakowały, ale też nie wykazywały przestrachu.
Podobnie jak poruszające się na razie z dala od drużyny niebieskoskóre dwunożne bestie, o szponiastych łapach i gigantycznych paszczach, w które nikt z drużyny nie chciał trafić.


Obecność dwóch takich stworzeń przyciągnęła uwagę grupy. Gdyż te dwie bestie walczyły chyba coś.
Wystarczający powód, by się tym zainteresować, choć niekoniecznie dołączyć się do boju pomiędzy nimi, lub stoczyć bój z nimi. Stwory wydawały z siebie złowrogie piski strasząc siebie nawzajem i szykując do walki. Był to jednak wzajemny blef. Każde z nich starało się udowodnić, że jest potężniejszy od drugiego.
Widząc nadchodzącą grupkę, stwory zmieniły zdanie i spojrzały w stronę podróżników skrzecząc ostrzegawczo.
Ostatecznie, zerkając na siebie nawzajem i na całą czwórkę przybyszy potwory zaczęły się tyłem wycofywać, uznając, że nie jest to dobra okazja na umieranie.
I obie bestie porzuciły swą zdobycz. Hralma. Krasnolud był blady i nieprzytomny... i umierający.

Koni i ich śladów nie było. Ni Miiel’e ni Vraidem się nie odzywali. Uprząż rzeczywiście była zerwana i wymagała naprawy. Jednakże bardziej od uszkodzeń wozu, martwił fakt braku pozostałych członków drużyny. W tym i najważniejszej osoby... jej upierdliwości Dru.
Kastus pierwszy zauważył fakt, że z wozu nic nie ubyło, za to coś przybyło. Duża skrzynia owinięta łańcuchem. Kapłan korzystając ze swego buzdyganu roztrzaskał łańcuch pozwalając zajrzeć do skrzyni.
Widok był nieciekawy. Gnijąca krasnoludzka głowa z resztkami wyleniałej brody. Z ust głowy wylewała się krew oraz ropa.


Co jednak nie przeszkadzało gnijącej głowie się odezwać.-Już nie długo, cieplutcy dołączycie do armii umarłych śpiewających hymn ku czci dwugłowego władcy.
I zaśmiać się.- Jesteście zgubieni, wasze dusze są zgubione, wasze życia wam wydarto, a los mogą odmienić tylko ci... którzy weszli w przeszłość. Ufacie swym kamratom?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-07-2011 o 00:37.
abishai jest offline  
Stary 17-07-2011, 20:02   #478
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
To była ciężka, ciężka noc... czy też dzień, ciężko było tu określić. A wnioski były jeszcze gorsze, podobnie jak rzeczywistość, którą odkrył mijający już deszcz. Generalnie rzecz biorąc - byli w ciemnej, bardzo czarnej dupie. A ona nie mogła nic na to poradzić, jedynie zmieszać straty.

Najpierw uleczyła swoje rany, ponuro popatrując na magiczną, cichą karczmę. Jeśli Drucilla była w środku, zapewne była wniebowzięta mogąc balować bez przeszkód. Potem przyszła ocena lokalnych zagrożeń i uratowanie Hralma. Krasnolud był mocny w gębie, albo niebieskie paszczęki były mocniejsze od niego... co nie napawało optymizmem. Na szczęście miała w zapasie jeszcze kilka leczniczych mikstur, które znikały w zastraszającym tempie. Nie potrafiła teraz myśleć ze współczuciem o Lilawanderze, który dał się zabić zaprzepaszczając niezbędne do ich przeżycia złoto. Ale spokój jego duszy.

Gadająca głowa w skrzyni nie była na jej nerwy.

- Roger, polecisz ze mną na gryfie na poszukiwanie lantanów i reszty? A wy spróbujcie wyciągnąć jakieś informacje z tego... czegoś. - z obrzydzeniem spojrzała na skrzynię. - Hralm, będziesz miał oko na karczmę; gdyby coś się zmieniło; dało się otworzyć drzwi - tylko na wszystkich bogów NIE wchodź tam sam! - albo zajrzeć przez okno, to powiadom resztę. I przydałoby się przeciągnąć linę między wozem a budynkiem, na wypadek gdyby znów nadciągnęła ta dziwna burza. Nie możemy po raz kolejny się pogubić.

Po krótkiej debacie na temat dalszych planów odebrała od Morgana figurkę gryfa i zabrała się do roboty.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-07-2011 o 20:13.
Sayane jest offline  
Stary 17-07-2011, 20:34   #479
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Teu czuł się jakby... bezużytecznie. Nie mógł posługiwać się swoją magią, brakowało mu Vraidema, a i wejście do gospody było zablokowane... przynajmniej już duchów nie było... na razie.

Elf głęboko wzdychnął i usiadł na wozie.

-Parę słów informacji, jeśli macie ochotę posłuchać- głos miał ciężki i zmęczony.

-Niestety wszystkie trzy to złe wiadomości... pierwsza rzecz - nie jesteś na Torilu, czy w Faerunie jeśli wolicie. To miejsce to nie nasz plan egzystencji... nie muszę chyba tłumaczyć że są inne plany po wizycie na planie cienia? Ten tutaj - machnął ręką - to plan eteryczny.

- Druga wiadomość jest związana z planem eterycznym- moja magia tutaj nie działa. Plan astralny nie jest powiązany z planem cienia. - wzniósł dłoń w górę i powoli ją otworzył, ale nic się nie stało.

-Trzecia wiadomość... ta gospoda... nie wiem czy się przyjrzeliście szyldowi, ale to znak kultu Demogorgona, a kim on jest chyba nie muszę tłumaczyć? Nasi towarzysze są teraz w pułapce... nie mam magii aby spróbować otworzyć nią drzwi, możecie oczywiście spróbować je rozwalić siekierą czy czymś, a jeśli to nie wyjdzie może jakaś ofiara pomoże? Parę kropel krwi? Nie mam pojęcia... - spojrzał w blade słońce, czy raczej jego iluzję na planie astralnym.

-Jeśli macie jakieś pytania to słucham. Nie mam mocy, ale nadal mam wiedzę. - skwitował, ale nie brzmiał zbyt pewnie.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 18-07-2011 o 20:41.
Qumi jest offline  
Stary 17-07-2011, 21:35   #480
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To, że byli w czwórkę zmieniło sytuację o tyle, że widma nie skupiały się tylko na nim. I to była jedyna pociecha, bowiem w walce towarzysze średnio się przydawali w starciu. Ładunki w różdżce znikały jeden za drugim, w przeciwieństwie do zjaw, które jakoś nie ubywały. Złośliwość rzeczy martwych... A może istot?

Odetchnął z ulgą, gdy deszcz wreszcie przestał padać, a wraz z nim zniknęły i widma. Mimo tego radość Rogera nie była pełna. Nie dość, że było mu dziwnie zimno, to jeszcze czuł się tak, jakby widma wyssały z niego ładny kawałek życia i energii.
- Mógłbyś mnie trochę podleczyć? - zwrócił się do Kastusa.
Kapłan pokręcił głową.
- Moje czary tu nie działają - odparł. Wyraz twarzy jawnie świadczył o tym, że Kastus nie był szczęśliwy z tego powodu.

Kolejny pech. Na dodatek ni siłą, ni sposobem nie można było się dostać do środka niby-karczmy, ozdobionej prześlicznym symbolem Demogorgona. A niespodziewany nabytek w postaci skrzynki z gadającą głową jakoś nie rekompensował innych strat. On sam, podobnie jak Sabrie, wolał nie mieć nic wspólnego ze skrzynią i jej zawartością.
- Zanim polecimy - podał towarzyszce figurkę gryfa - proponowałbym nieco się ogrzać. Póki mamy jakieś źródło ciepła - wskazał na płonące drzewo. - Poza tym tam będzie bezpieczniej. Pewnie nawet tu, na tym planie, potwory nie przepadają za ogniem.
- Nie wiem czemu, ale na razie wolałbym nie eksperymentować z krwią - powiedział pod adresem Teu.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172