Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2011, 12:48   #15
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pękaty mieszek leżący na stole wyglądał obiecująco. Ledwo Arman wyszedł, Keris bez chwili wahania chwycił sakiewkę. Jeśli ich zleceniodawca mówił prawdę, było tam okrągłe piętnaście tysięcy, w przeliczeniu na złoto. A jeśli potrafił liczyć, to wychodziło po trzy tysiące na osobę.
Zaklinacz bezceremonialnie odliczył przypadające na niego złoto. Zgodnie z logiką powinni byli zostawić część pieniędzy we wspólnej kasie. Ktoś jednak musiałby to nosić ze sobą, a gdybyśmy nagle stracili tego kogoś, to by była strata nie do odrobienia.
Odliczony stos monet znalazł się w sakiewce Kerisa.

***

Dzień spędził na uzupełnianiu zapasów.
Zastanawiał się co prawda nad kupnem konia, ale skoro mieli podróżować z karawaną, to w zasadzie jeśli się zmęczy, to przysiądzie się na jakimś wozie. W końcu przez znaczną część życia chodził pieszo...
Przespacerował się po mieście, kupując parę drobiazgów, a potem wrócił do pokoju. Mimo wszystko wolał nie rzucić się w oczy zbyt wielkiej ilości osób.

***

Obudził się przed świtem.
Jakoś nie przyśniły mu się włamania, wykradanie więźniów, walki ze strażnikami... Spał spokojnie, ale od czasu, gdy wyruszył na szlak wyrobił w sobie instynkt budzenia się o określonej porze. Dlatego też, zanim służąca zastukała do jego drzwi, był już na nogach, po porannych ablucjach i gimnastyce.
- Już schodzę - powiedział.
Rozejrzał się dokoła. Nie miał zamiaru wracać do Amn przez parę kolejnych lat, a nie sądził, że - gdyby coś tu zostawił przez przypadek - uczynny gospodarz zechciałby przechowywać to ‘coś’ przez tak długi okres czasu. Zwykle tak było, że pozostawione rzeczy zmieniały właściciela, a on, mimo hojnej zaliczki, nie był na tyle bogaty, by rozrzucać rzeczy (lub pieniądze) na prawo i lewo.
Zszedł na dół, by zjeść szybkie śniadanie, a potem, w towarzystwie tych, którzy zechcieli mu towarzyszyć, ruszył w stronę bramy. I tak znalazł się tam dużo przed terminem zbiórki.

***

Podróż była, na szczęście, pozbawiona dodatkowych atrakcji w stylu napad rozbójników. Innymi słowy - nudna. Keris jednak nie narzekał. Podejrzewał, że w Luskan czekać ich będzie dosyć emocji i spokojnie spędzone dni, polegające na nicnierobieniu stanowiły miły wstęp do dalszych pracowitych dni.
Widok murów Luskan przywitał, mimo wszystko, z pewnym entuzjazmem. Z dużo większym, niż kolejne, nie wiadomo które, marudzenie krasnoluda. Ogólnie biorąc zachowanie Bodvara sugerowało, że krasnolud najchętniej wdałby się z kimś w bójkę, nie patrząc na ewentualne konsekwencje takiego czynu.
Czy zachowanie innych członków drużyny będzie w stanie zrównoważyć zachowanie jednego durnia? Keris nie był do końca pewien.
Bogowie, strzeżcie nas od przyjaciół...

- Nie znam panujących tu zwyczajów - Keris wtrącił się w wypowiedź Bodvara. Głos krasnoluda, niby to przyciszony, i tak słychać było w zasięgu dobrych kilku metrów. Zaklinacz mówił dużo ciszej. - Czy taka grupka, jak nasza, rozmawiająca szeptem, nie zwróci czasem czyjejś uwagi? Może trzeba by znaleźć jakieś zaciszne miejsce, gdzie można zamienić kilka zdań bez narażania się, że usłyszy to setka niepotrzebnych uszu - zwrócił się do Tarika. - Wzbudzenie nadmiernego zainteresowania to ostatnie, czego nam potrzeba.
 
Kerm jest offline