"...I tak dziwi mnie to mniej niż jej blizna" - Varia słysząc te słowa odruchowo sięgnęła ku przepasce. Nie odpowiedziała jednak nic, wsłuchując się w słowa Armana. Gdy krasnolud podzielił pieniądze, chwyciła swoją część i umocowała ją przy pasie.
"- Pamiętajcie, że czas nagli i nie możecie zwlekać dłużej, niż to konieczne. Bywajcie i powodzenia." - Powoli odprowadziła swego zleceniodawcę wzrokiem i gdy drzwi karczmy zamknęły się odetchnęła z ulgą i wygodnie rozsiadła się na krześle. Widząc iż jej fajka zgasła, znów ją odpaliła. - "Nie możecie zwlekać dłużej" - W jej głosie pojawiła się spora dawka ironii. - A każe nam tu gnić jeszcze dzień. - Zwróciła wzrok w stronę swoich towarzyszy. - Jestem Varia, jak już zresztą zauważył Arman. Skoro mamy współpracować, warto choćby znać się z imienia, a co do blizny... to pamiątka z dzieciństwa.
Gdy skończyła sączyć piwo, udała się do swego pokoju. Była zmęczona dniem odsiedzianym w tej karczmie i ciągłym odwlekaniem sprawy. W pokoju szybko zaryglowała drzwi i padła na łóżko. Pewnie spałaby do rana, gdyby nie krasnolud który klnąc soczyście chyba postanowił rozwalić tą karczmę w pył. Gdy na korytarzu zapadła cisza, znów usnęła.
Wstała późno, gdyż całą noc męczyły ją koszmary. Nie spieszyła się także z późnym śniadaniem, więc gdy w końcu postanowiła się przejść było grupo po południu. Zauważyła jakiś nie znany jej jeszcze kram z tytoniem, więc z zaciekawieniem przejrzała jego zawartość. Dokupiwszy jeszcze małą paczuszkę, wróciła do karczmy i zamówiła piwo. Może trunek odgoni koszmary. Po dwóch lub trzech kuflach, skierowała się w stronę schodów, prosząc tylko karczmarza by obudziła ja przed świtem. Gdy tylko znalazła się na łóżku, padła jak zabita.
Obudziło ją walenie do drzwi. - Już! - jej głos był lekko zachrypły. Powoli podniosła się na łóżku, robiąc przy okazji na tyle dużo hałasu by karczmarz nie miał żadnych wątpliwości, że ja obudził. Szybko zebrała swoje rzeczy i zeszła na dół. Zamówiła coś ciepłego do jedzenia i picia, po czym zapaliła fajkę. Gdy tylko zobaczyła któregoś ze swych towarzyszy, zaprosiła go do stołu. - Witam, witam.
Ranek był chłodny, Varia owinęła się więc szczelniej płaszczem. Ucieszyła się widząc pracującego już na miejscu krasnoluda. - Gderliwy i wiecznie pijany, ale przynajmniej pracowity. - Przywitała się z przewodnikiem karawany i sama zabrała się do pomocy.
Gdy w końcu ruszyli, spędzała czas głównie na rozmowie, starając się co nieco dowiedzieć o celu ich podróży, Luskan. Dopiero tam może czegoś się dowiedzą, bo jak na razie, po prostu mają pieniądze. Gdy w końcu ujrzeli mury miasta, krasnolud jak zwykle wypalił z jakimś kąśliwym komentarze. varia słysząc go roześmiała się cicho. - Przynajmniej nie będziemy mieli kłopotów z ich zdobyciem.
Gdy dotarli do doków, karawana zatrzymała się. Varia zeskoczyła z wozu i rozejrzała się po okolicy. Dawno już nie była w mieście portowym. Ten zapach ryb i bryza w powietrzu. Z radością wciągnęła powietrze do płuc. Wtedy wrota jednego z magazynów otworzyły się i stanął w nich... - "-Brakuje ci drewnianej nogi, haka zamiast ręki i papugi na ramieniu. " - Varia powstrzymała się by nie wybuchnąć śmiechem. Szybko uspokoiła się i podeszła do mężczyzny. Mocno uścisnęła mu dłoń i ruszyła we wskazanym kierunku.
W karczmie, krasnolud jak zwykle zaatakował naszego przewodnika gradem słów. Varia westchnęła ciężko i spojrzała na niewysokiego towarzysza. - Nie mógłbyś raz na jakiś czas dać sobie siana i tak by nam wszystko powiedział. - Zwróciła się w stronę Tarika. - Arman kazał nam nie zwlekać, więc im szybciej zabierzemy się za robotę tym lepiej. |