Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2011, 16:28   #163
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Chłopak zamyślił się przez chwilę spoglądając na Wiliama.
Z pewnością jego towarzystwo tak samo przyciągało kłopoty jak i stanowiło niezaprzeczalną tarczę, jednak czy mogło to mieć coś wspólnego z zawirowaniami energii?
Zmrużył przez moment oczy i dostał małego olśnienia.
- Zamknij drzwi na klucz i czekaj... - Zamyślił się - albo nie, mam lepszy pomysł.
Sam zabrał klucz. Przed wejściem do pokoju przywołał swoją żelazną lalkę obrończy, po czym wyszedł, w ten sposób taranując drzwi od wewnątrz i zamykając je na klucz od zewnątrz.
Miał zamiar zniknąć na chwilę a dziwne przeczucie podpowiadało mu, że zarazem pozostawienie chłopaka jak i zabranie go ze sobą było niebezpieczne.

Plan był prosty. Revo chciał dostać się na dach przez okno z korytarza na drugim piętrze, przywołać swoją ptasią marionetkę i dolecieć do źródła energii, aby zbadać je z wysokości i wiedzieć, co powinien zrobić.
Przy okazji śpieszył się jak mógł.
I tak właśnie zrobił.

Niebo powoli rozjaśniało się nad Blackwinter. Poranek nadchodził wolnymi krokami. Lecąc na ptasiej lalce, Revo szybkim tempem zbliżał się do źródła pochodzenia silnych aur. Nieskończony mógł tym samym przyjżeć się lepiej pałacowi, z którego promieniowały silne moce.


Dziedziniec pałacu, otoczony niskim murem był pusty. Żadnej straży, ani jakiejkolwiek obecności. Zupełnie jakgdyby wszystkich strażników zaalarmowało to samo, co przywiodło tu Revo. Energia Nieskończonych, która przywiodła tu Arlekina, stała się jeszcze bardziej wyrazista. Jedna z nich osłabła trochę i uspokoiła się. Revo nie miał teraz wątpliwości. Znał osobę, do której należała. I nie był to byle kto, lecz jego kompan... ale czy to było możliwe...?

Aura nie przypominała mu dwójki, z którą pożegnał się dosyć niedawno, a i dziwnym by było gdyby już po dwóch dniach mieli jego ślad...Nie mógł jednak zrozumieć jednego szczegółu:
Dlaczego ta aura kojarzyła mu się z głupotą?
Chcąc zachować ostrożność podleciał do źródła aury na około, przelatując za pałacem, miał zamiar w końcu ujrzeć jej źródło na własne oczy. Niczego oprócz zimowego krajobrazu oczy Revo nie spostrzegły, a sam Nieskończony uzyskał pewność. Kimkolwiek byli właściciele aur, na pewno znajdowali się wewnątrz pałacu. Lecąc za pałac, Arlekin trafił do sporego, zaśnieżonego ogrodu. Ogód zaś, był połączony z pałacem poprzez małą szklarni.Nie było sensu bardziej tego badać, a ranek nie sprzyjał podróżom na wielkiej ptasiej lalce.
Czym prędzej odbił się w górę aby możliwie szybko wrócić do gospody. Będzie musiał zabrać młodego i nieco szybciej opuścić to miasto, ktokolwiek tu był budził w nim złe przeczucia...choć na swój sposób nie stanowił aż takiego zagrożenia.
Gdy Nieskończony ujrzał z bliska budynek lokalu, w którym się zatrzymali, zadrżał z niepokoju. Okno było na oścież otwarte, na zewnątrz. Firany falowały na wietrze jak opętane. Gdy tylko Revo znalazł się wewnątrz, potwierdziły się jego przypuszczenia. William opuścił gospodę w bardziej niekonwencjonalny sposób. Widocznie wielki obrońca w drzwiach nie był wystarczający, aby powstrzymać chłopaka od heroicznych wyczynów. Arlekin przymrużył oczy i skupił się na odczycie aury duchowej. William posiadał taką, w odróżnieniu od zwykłych ludzi. Otaczająca go aura przypominała te należące do Nieskończonych, była jednak o wiele słabsza i bardziej pulsowała, niźli płonęła. Chłopak był niedaleko... Wtedy Revo gwałtownie otworzył oczy. William pędził wprost na nową, czwartą aurę, należącą do Nieskończonego. Jakim cudem mógł ją przeoczyć?! Być może jego właścicielowi zależało wcześniej na dyskrecji, a teraz... William był zdecydowanie w niebezpieczeńwstwie.
- Tch! Idiota - warknął sam do siebie przypominając bardziej swoją marionetkę niż własną osobę. Wparował do drzwi, odwołał postać strażnika i ruszył za Wiliamem po jego własnych śladach, choć odczuwał nieco wahań.
Teoretycznie mógł zostawić go w spokoju i wyjść na dzicz licząc na szczęście albo następne miasto niedaleko, z drugiej strony, jeśli miał istnieć jakiś powód jego pojawienia się niedaleko chaty Wiliama na samym początku, to właśnie fakt jego pokrewieństwa.
Nie będzie najmniejszego sensu w całym zamieszaniu, jeśli straci tego narwańca, a on sam z kolei nie był nawet w stanie porządnie się obronić. Tu nie będzie miał do dyspozycji wilków....Co więcej dodatkowa aura nie mogła być specjalnie przyjazna.
Jedno było pewne.
Ktoś tu zostanie nieźle zrugany przez swojego opiekuna.
O tej porze mieszkańcy Blackwinter jeszcze spali. Marionetkarz spieszył po pustych, lekko ośnieżonych uliczkach. Revo szedł praktycznie na ślepo, kierując się jedynie aurą. Gdy dotarł do pustego placu, otoczonego kilkoma kamiennymi domostwami, ujrzał swego towarzysza. William stał nieruchomo, wpatrując się w stojącego przed nim mężczyznę. Nie było wątpliwości. To był Nieskończony, z krwi i kości. Skrzydlaty stał bez ruchu, z ciekawością badając postać Williama. Mężczyzna odziany był w szaro-błękitny, skórzany kaftan, bladoniebieskie spodnie i skórzane buty z wysoką cholewą. Miał długie, białe włosy, związane w połowie. To, co przykuło wzrok Himer’a, było srebrnym pierścieniem z szafirowym oczkiem. Pierścień lśnił słabo. Mężczyzna nie miał przy sobie broni, ale mimo to roztaczał wokół siebie atmosferę zagrożenia.
- Ciekawe, ciekawe. - odezwał się aksamitnym głosem, gdy spostrzegł przybycie Revo. - Kolejna niespodzianka. Nie spodziewałem się spotkać tutaj innych pobratymców... nie licząc mieszańców. - stwierdził z nutką drwiny. - Cóż was sprowadza w te strony?
Revo przełknął ślinę w tym samym momencie analizując prawdopodobieństwo sukcesu wszystkich blefów, jakie mógł wymyślić.
Nie było takiego, który dałby radę zmylić napotkanego. Albo jest upadłym, albo jest tutaj wysłany na jakąś misję, może nawet powiązaną z nimi dwoma.
Jedyne, co miało nieco sensu to potwierdzenie jego osoby, zdolności czy możliwości.
Himer poluzował szal i wyjął zwisającą za nim maskę powieszoną na szyi zwykłym sznurem. Miała kształt maski karnawałowej zasłaniającej tylko górną część twarzy. Jej kształt koło czoła przypominał koronę, zaś zdobienia dookoła oczy kojarzyły się z pozawijanymi roślinami. Założył ją na twarz twardo odpowiadając:
- Wybacz, jako arlekin nie mam prawa upoważnić cię do poznania informacji na temat mojej misji. Możesz wrócić do swoich obowiązków, raczej nie powinny kolidować z moim zadaniem.
Zaraz po tej wypowiedzi złapał za kark Wiliama i przyciągnął do siebie. - Mówiłem abyś nigdzie się nie ruszał, jutro wyruszamy. Jest zdecydowanie zbyt późna godzina abyś szlajał się po mieście, idź do karczmy. - Podkreślił ostatnie słowo wyraźnie zaznaczając, że nie będzie mu towarzyszył. Z nastroju wiszącym w powietrzu wiedział, że nadchodzący poranek nie będzie do końca przyjemny.
- Tak się składa, iż nie mogę pozwolić aby Arlekin poruszał swobodnie po okolicy...
Mężczyzna uniósł dłoń i dotknął palcem oczko w pierścieniu na drugiej ręce.
- Nie dbacie chyba wystarczająco o dyskrecję... prawda? Wczoraj schwytaliśmy jednego waszego.
William zawahał się i spojrzał skołowany na Revo.
- Nie wygląda to za dobrze... - powiedział cicho. W pojedynkę może okazać się groźny... tak czuję.
- Słuchaj, co mówię i zabieraj się stąd, mam prawo karać niesubordynację jako twój opiekun. - Odparł stanowczo kontynuując grę aktorską do Wiliama. Nie będzie dla niego pomocą gdy ledwo stoi w obliczu aury nieznajomego.
- huh? - Zdziwił się. - Nie poinformowano mnie o tym, do zadania zostałem przydzielony samodzielnie. - Revo skupił swój wzrok na pierścieniu, najwyraźniej był to jakiś artefakt bądź coś drogocennego bardziej niż można się spodziewać. - Co rozumiesz poprzez nie tolerowanie mojego przebywania tutaj? - Zapytał. - Czy to groźba? Wylegitymuj się, kim jesteś? - Pytał stanowczo, choć właściwie czekał na najbliższy ruch nieznajomego, czyżby planował atak?
- Ale... - William urwał, wiedząc że cokolwiek powie, zostanie obrócone przeciwko niemu.
Zamiast więc odpowiedzieć z pokorą lub odejść, cofnął się za plecy towarzysza i sięgnął po swój łuk.
Nieznajomy zamknął oczy i uśmiechnął się błogo.
- Nie podlegamy tu jurysdykcji prawa i władz Neverendaaru. Twoja przynależność w tej chwili jest bez znaczenia, aczkolwiek to przez nią nie mogę pozwolić wam odejść. Proponuję, abyście poddali się, złożyli broń i pozwolili poprowadzić się strażom.
Gdy Wiliam znalazł się za jego plecami szeptem szybko go upomniał.
- Wstrzymaj się, nie mamy powodu rozpoczynać bójki.
Po tych słowach zastanawiał się chwilę w milczeniu, była ona krótka, choć wystarczająca, aby odczuć jej wagę w narastającym napięciu. Przynajmniej dla Revo, które owe napięcie odczuwał.
- Zadaniem arlekinów jest utrzymywanie porządku i balansu, respektuję prawa tego świata, jednak sam nazwałeś mnie pobratymcem, jako nieskończonego prawa Nevereendaru obowiązują cię wszędzie tak długo jak nie upadniesz. Jeżeli jednak masz obowiązek wypełniać prawa w imię tego świata bądź miasta, mogę zgodzić się poddać chwilowemu wstrzymaniu czy też rozprawie sądowej w celu wyjaśnienia mojego pobytu tutaj, o ile przedstawisz mi prawo w którego zakresie chcesz poddać mnie do aresztu oraz nakaz dokonania tego. - Powiedział to już lekko, starał się nie wyrażać agresywnego tonu, kto wie, co ich oczekuje. Miał dziwne wrażenie, że pominął jakąś zasadę tego miasta, możliwe że arlekini nie mają tutaj wstępu z jakiegoś powodu...Wtedy będą mieli spory problem.
- Oh, tutejsze prawo mało nas obchodzi, choć to my je tworzymy. My, przedstawiciele nowego prawa. Nowej Wieczności. Nasza działania wkrótce obejmą samą stolicę, a gdy to się stanie, król, któremu służysz, oraz ty i twoi bracia, wszyscy zostaniecie zastąpieni. Zlikwidowani. - mężczyzna położył szczególny nacisk na ostatnie słowo.
To jakiś obłąkaniec? Czy upadły? Faktycznie...Mógł upaść, to by wyjaśniało budowę obecnej aury oraz jego nastawienie względem króla. Jednak dla samego Revo nie było to istotne, wręcz przeciwnie, w ogóle go nie obchodziło.
- Thew, bałem się, że to coś poważnego - odparł. - Moje zadanie nie jest powiązane z polowaniem na upadłych ani waszymi planami czy działalnością. Wręcz przeciwnie, zakończenie tej misji faktycznie może wpłynąć negatywnie na obecny status szlachty czy rządu. Jeśli zgodzisz się pominąć naszą obecność jestem skłonny pominąć twoją obecność tutaj w wszelkich raportach. Mimo twojej postawy wydaje się, że na swój sposób działamy w spokrewnionych celach, jakkolwiek o zapewne różnych pożądanych skutkach docelowych.
Rozumiem jednak, że jeśli twoje zadanie nie pozwala ci na pominięcie nas...
- Himer zacisnął zęby spoglądając głęboko w oczy - nie prosisz mnie o zgłoszenie się do władz, tylko zostanie "zlikwidowanym" tutaj albo w lochu, prawda?
Nieznajomy otworzył swe błękitne oczy, w które błysnęły ze zrozumieniem.
- Nie jestem Upadłym. Wypraszam to sobie... Oprócz tego, muszę przyznać że jesteś całkiem bystry... - pokręcił pierścieniem i westchnął głośno.
- Nie jestem też duszą skorą do walki i przemocy, ale nie mogę ryzykować. Dostałem szczegółowe instrukcje, w razie napotkania nieporządanych osobistości. Niestety nie mogę niczego zrobić, aby uniknąć ich wykonania w twym przypadku. Wygląda więc na to, że nie ma innych możliwości wyjścia z tej sytuacji...
- Eh. Rozumiem. - westchnął przecierając szyję. - I widzisz, do czego dochodzi gdy ignorujesz co do ciebie mówię? Nigdy byś na niego nie wpadł gdybyś grzecznie siedział w karczmie jak ci kazałem. - upomniał Wiliama, choć nie mówił agresywnie, porzucił postawę aktorską. - No ale przynajmniej płacisz za kolację więc chyba muszę ci wybaczyć.
Postąpił o krok na przód krzyżując dłonie. - Postarajmy się zrobić to szybko i cicho, co? Nie chcę pobudzić ludzi dookoła, a jak znajdą twoje zwłoki to i tak będę musiał usunąć się z miasta... - Uwolnił dłonie od razu przywołując przed siebie stalowego giganta - Horten!
Jeżeli wcześniej można było powiedzieć, iż nieznajomy był spokojny, jego oblicze teraz zupełnie się zmieniło. Zniknął uśmiech, a na twarzy pozostało jedynie skupienie i determinacja. Skrzydlaty opuścił rękę, a drugą, tą z pierścieniem uniósł przed swoją twarz.
- Sen... - wypowiedział imię swojej broni.
Z pierścienia wydobył się blask, a dokładniej z szafiru. Światło zmaterializowało w powietrzu coś na kształt sztyletu, który wraz z zanikiem blasku, okazał się rzeczywiście nim być. Nieskończony chwycił srebrną rękojeść i poruszył nim w powietrzu. Ostrze sztyletu otoczała delikatna, eteryczna mgiełka, a szafir umieszczony w głowicy zaczął lśnić słabym, błękitnym światłem.

[center]

[media]http://www.youtube.com/watch?v=x1Qb_koMalc&feature=related[/media][center]
- Czekaj aż zaatakuje, zobacz jak się porusza i co potrafi, a jak dasz mi sygnał, usunę lalkę byś miał czysty tor strzału - powiedział szeptem do Wiliama. Skoro już go tu ma, może spróbować go użyć.
Osobiście skupił się na przeciwniku czekając na jego ruch, chciał wiedzieć do czego ten jest zdolny, poprzez zablokowanie pierwszego ciosu. Nie był pewny co będzie mu tym razem potrzebne. Broń była jednak dziwna. Miał wrażenie że na swój sposób fizyczna bariera nie będzie aż tak skuteczna...choć do czego mogło być to zdolne w praktyce?
William sięgnął po strzałę, którą miał w kołczanie, lecz nim napiął ją na cięciwę, przeciwnik wykonał pierwszy ruch. Mężczyzna ruszył biegiem wprost na Hortena. Nim do niego dobiegł, odbił się od ziemi i podpierając się jedną ręką o potężne ramię lalki, przeskoczył ją i wylądował gładko za jej plecami. William tymczasem zdążył naciągnąć strzałę, a ujrzawszy zbliżającego się przeciwnika wypuścił ją ze świstem. Strzała, wystrzelona zbyt szybko i niedokładnie, przeleciała pomiędzy wrogiem, a lalką Revo.
Lekkość poruszania się przeciwnika zadziwiła wyraźnie Himera. Kasta powietrza...?
Migiem odskoczył w bok ignorując pudło Wiliama, nie spodziewał się, że będzie on zbyt pożyteczny. Zarazem wykonując odskok wykorzystał Hortena, aby ten odwrócił się przeciwnie do wskazówek zegara swoim masywnym ramieniem próbując uderzyć przeciwnika tak szybko jak tylko może.
Logicznym były, że powinien unikać kontaktu póki zwolnienie pieczęci nie wycieńczy oponenta. Horten obrócił się dość szybko, co najprawdopodobniej zaskoczyło wroga, który zlekceważył możliwości lalki. Potężne ramię uderzyło w bok oponenta. Mężczyzna skoczył do przodu, a gdy się obrócił, syknął z bólu. Kiedy William naciągnął kolejną strzałę, Nieskończony wybił się w powietrze i zmaterializował swoje białe skrzydła. Strzała poleciała prosto w przeciwnika, który w powietrzu stanowił łatwy cel. Nie dosięgnęła go jednak, gdyż ten wolną ręką wykonał zamaszyste machnięcie przywołujące silny podmuch wiatru. Strzała została odbita. Przeciwnik tą samą dłonią wskazał na Williama, wokół którego pojawiły się trzy długie ostrza, stworzone z wirującego powietrza. Ostrza w tej samej chwili pchnęły przed siebie, aby ugodzić człowieka z trzech stron, lecz ten wykazał się zwinnością i uniknął ich szybkim przewrotem do przodu.
"Zrób coś raz dobrze" pomyślał spoglądając na Wiliama. Jeśli ten będzie w stanie ugodzić nieskończonego w któreś skrzydło, ułatwi znacznie robotę.
Revo przywołał Victorię, swojego asa do walki z bliska. Była ona za razem lekka, co ułatwiało walkę nią.
Postanowił zrobić to samo, co jego przeciwnik.
Cel Victorii był prosty, miała zaatakować przeciwnika w powietrzu poprzez...Odbicie się od masywnego Hortena tak jak zrobił to tuż przed chwilą jego wróg. Lalka powtórzyła manewr Nieskończonego i natarła na niego od boku. Ten jednak wykonał unik, poprzez silne machnięcie skrzydłami, które sprawiło, że cofnął się kawałek do tyłu. Gdy Victoria przelatywała obok niego, ciąl powietrze swym sztyletem i wylądował na ziemi, gdzie przywitała go kolejna strzała Williama. Oko człowieka, prawdopodobnie jeszcze zaspane, znów go zawiodło, a strzała świstnęła zaraz nad uchem Revo. Przeciwnik był odwrócony do niego plecami, lecz marionetkarz poczuł, iż utracił kontrolę nad Victorią. Magiczne nici zostały przecięte. Skrzydlaty zdziwił się, bowiem mało co było w stanie przerwać te sieci połączeń wykonanych z czystej magii.
"Absorbował je czy rozproszył!?" Zadał sobie co prędko pytanie Revo. Jednak sytuacja dała mu jedną szansę na wykorzystanie sytuacji...
Przeciwnik był między nim a Wiliamem. Jednak, jaki sens dawało zaufanie pół człowiekowi po raz kolejny? Kiedyś musi trafić!
Uwolniony od lalki wykorzystał sytuację ponownie, choć tym razem nieco inaczej niż poprzednio...Nie był pewny wyboru jednak ostatecznie patrząc po sile ostrzy zdecydował się na coś mniej konwencjonalnego.
Wezwał...Rukuxxa, którego celem miało być dopadnięcie od tyłu przeciwnika i uziemienie go, bądź też po prostu zablokowanie w pozycji, która nie pozwalała Wiliamowi na pudło. Zarazem, jeśli ptak faktycznie dostanie go od tyłu, nie pozwoli mu nawet na odlot. Nieznajomy wyczuł przywołanie lalki i w porę spojrzał siebie. Rukuxx pędził ku niemu z dużą szybkością.
- Wind Walker! - krzyknÄ…Å‚.
Ciało Nieskończonego zamieniło się w coś, co przypominało mgłę, lecz było przejrzyste i rozpływało się w powietrzu, niczym para. W każdym razie lalka Himera przeleciała przez mgłę, a ta z kolei ruszyła na Revo, zostawiając za sobą białą smugę. Mgła pochłonęła Revo, lecz nie wyrządziła żadnej szkody i po chwili zniknęła.
- Za tobą! - krzyknął William, ujrzawszy, jak obłok przyjmuje postać przeciwnika.
Nieskończony wykonał cięcie swym ostrzem, a Revo jęknął z bólu. Mimo, iż czuł, że przecięło mu prawy bok, nie było na nim żadnego śladu po krwi, czy rozcięciu. Był tylko silny ból i wielka chęć, aby położyć się i zasnąć.
Moment, w którym Revo upadał na ziemię był także chwilą, w której Rukxx wyparował wracając na swoje miejsce w magazynie, miejscu nie tak dalekim, ale nie bliskim tego świata...Chęć do snu zastanawiała Revo czy we śnie mógłby tam trafić i wpaść na nową ideę..."tsh, otrząśnij się". Z tym ostrzem zdecydowanie coś było nie tak, ale wróg miał tendencje do dawania okazji na wygraną swoim przeciwnikom, jak i Himer z Wiliamem jakby mieli w sobie to coś, co nie pozwala im nic zrobić dobrze.
Zamiast wstawać machnął ręką przywołując dosyć starawą, choć wciąż potężną lalkę...
Horvic, spokrewniony na swój sposób z Hortenem kusznik.
[ http://gameswalls.com/wallpapers/d/d...ssbowman-1.jpg ]
Jego zadanie było proste, skoro przeciwnik i tak był tuż przed nim, może wystrzelić cały magazynek w jego twarz i przy szczęściu pokazać Wiliamowi jak się celuje...
"Jeśli to się nie uda, rezygnuję z broni dystansowych przeciwko wszystkim członkom kasty powietrza bez wyjątków." Przysiągł sobie w myślach Revo gdy Horvic naciskał spust.
Obłok otoczył Revo i jego lalkę. Wirował, niczym wściekła, żądna zemsty chmura. Powoli okrągł zmniejszał się, aż zacisnął się wokół marionetkarza i jego lalki, zderzając ich ze sobą z wielką siłą. Po tym ruchu, przeciwnik znów wrócił do swej właściwej formy. Oddychał głęboko i zdawał się potrzebować chwili na odpoczynek. Chwili, którą wykorzystał William. Zwolnił cięciwę, posyłając w kierunku wroga niebezpieczną strzałę. Świstnęło powietrze... Trafił! Strzała wbiła się w lewe ramię przeciwnika. Mężczyzna upadł na kolana i przytknął dłoń, zaciśniętą na ostrzu sztyletu do broczącego krwią miejsca. Skrzydlaty zaklnął szpetnie kiedy wyciągał strzałę i przytknął do rany ostrze swej broni. Eteryczny obłok wniknął w ranę, a mężczyzna stanął na nogi. Ruszył z szarżą na pół-Nieskończonego, z odczuwalną, zabójczą intencją.
Himer zaklął, gdy przemiana przeciwnika w mgłę sprawiła, iż magazynek Horvica przeleciał powietrze.
Nie czuł się jednak na siłach, aby pozwolić obecnej sytuacji ciągnąć się dalej w ten sposób. Zrezygnował z swojego podejścia, i tak ma tu już wrogów, i tak muszą uciekać stąd możliwie szybko, i tak ma w tym miejscu ewentualne koło ratunkowe według słów swojego przeciwnika.
- Odmienność! - Wykrztusił przez zęby a pod jego rękawicą pojawiło się światło, światło bransoletki, która właśnie rozkładała się na części.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 04-07-2011 o 16:34.
Fiath jest offline