Wędrówka z powrotem do wsi, przypomniała
Leiko dawne wyprawy. Z innymi osobami ją wtedy osłaniającymi. Krycie się w cieniu drzew. Ciche rozmowy i baczne obserwowanie drogi. Yojimbo małej miko, nieźle radził sobie z ukrywaniem swej obecności. Widać było wprawę w jego ruchach. Jak długo już przy niej był? Sądząc po zachowaniu bardzo długo. Niewiele w nim zostało manier i odruchów typowego samuraja, jakim na pewno kiedyś był.
Dotarli niezauważenie. Dotarli tuż po walce z oni.
Dotarli w sam raz na... bójkę?
Cała wioska zebrała się na głównym placu. Otaczali oni dwie stojące naprzeciw siebie sylwetki. Jedną z nich był
Yasuro. Zagniewany
Yasuro.
Niecodzienny widok. Jak dotąd
Leiko nie miała okazji, zaobserwować tak skrajnej reakcji u młodego bushi.
Jego adwersarzem był
Kirisu...
… płonący niemal żądzą walki i stojący już w postawie bojowej. A tej walce sędziował Kuma, racząc się obficie sake.
Sogetsu i
Kohen nie byli wśród widzów. Obaj łowcy poszli wypocząć po tak wyczerpujących bojach. Czarownik słaniał się ponoć na nogach, ale
Kazama nawet się nie spocił. Wszak przy tylu łowcach, walka z oni zakończyła się szybko i bezproblemowo. Wodne poczwary nie miały żadnych szans na zwycięstwo.
A walka?
Tak naprawdę nie wiadomo jak to się zaczęło. Ot
Kirisu wyraźnie szukał z nim zaczepki kpiąc z młodego bushi i drażniąc go. Młody Kogucik swymi docinkami drażnił
Yasuro, tak długo, aż ten nie wytrzymał.
I wyzwał na pojedynek. A z racji tego, że
Kirisu nie był bushi i nie ma katany, walka miała być na gołe pięści. Dlatego jūmonji-yari Kirisu i daisho
Yasuro, leżały pod stopami Kumy.
Dla
Leiko sytuacja była jasna. Kogucik dążył do tej konfrontacji, by przypodobać się niej, pokonując tego który ją zawiódł. I udowadniając łowczyni, że jest lepszym, od swej konkurencji do jej względów. A za kogoś takiego miał młodego bushi. Niewątpliwie zdołał się już dowiedzieć o wspólnych rozmowach jakie
Yasuro odbywał z nią.
Kirisu więc walczył o jej względy.
I walczył zaciekle. Chudszy i wyższy, o dłuższym zasięgu ramion, pozornie wydawał się być faworytem tej walki. Tym bardziej, że w jego atakach widać było typową dla niego zaciekłość i energia. Zamaszyste ciosy i uderzenia, mogłyby powalić
Yasuro na ziemię. Ale nie powaliły.
Skupiony i spokojny młody bushi unikał ciosów
Kirisu, mimo że ten zasypywał go uderzeniami. Niecelnymi jednak.
Yasuro każdego z nich unikał, skupiony i zdecydowany.
Nagle, chwycił za rękę
Płomienia oboma dłońmi. Trzymając ją skrócił dystans dzielący go od zaskoczonego tym obrotem sprawy kogucika. I pochyliwszy się przerzucił
Kirisu przez swe plecy zgodnie z naukami
aikijutsu. I usiadł na klatce piersiowej leżącego na ziemi przeciwnika.
Walka była zwycięska dla
Yasuro, który siedząc na wyraźnie zdezorientowanymi
Kirisu, powoli uspokajał się. Następnie wstał i podał Płomieniowi dłoń pomagając wstać. Kogucik był milczący. Nadal bowiem nie rozumiał, jakim cudem znalazł się na ziemi. Przecież wygrywał! Pamiętał, że zasypywał przeciwnika gradem ciosów.
Nic więc dziwnego, że był taki zdziwiony i roztargniony. Gdzieś ulotniła się typowa dla niego nadmierna pewność siebie.
Kolejnego ranka, grupa łowców opuściła wioskę żegnani przez wieśniaków oraz
Kunashiego.
Leiko wyruszyła wraz z łowcami. Nie miała wszak żadnego pretekstu by tu zostać.
Kohen i
Kazama postanowili wyruszyć w górę rzeki, by znaleźć rozwiązanie problemu.
Yasuro musiał wyruszyć wraz z nimi.
A
Kirisu... było pewne, że młodzik nie opuści
Leiko.
Tymczasem
Maruiken miała do wyboru, dwie drogi... szukać rozwiązania problemu, bądź zaszyć się w którejś z wiosek nad rzeką i ograniczyć swoją działalność do zwalczania wynurzających się z rzeki wodnych oni.
Oba wybory miały swoje zalety i wady.
Utknięcie w wiosce, dawało względnie wygodne i spokojne przeczekanie problemu. Zwłaszcza, gdy większość wysiłku w walce z wodnymi oni, dałoby się zrzucić, na naiwnego
Kirisu. Ale oznaczało też i... utknięcie w jednym miejscu. Podczas, gdy ziemie Sasaki kusiły swoimi sekretami. Oznaczało też utknięcie na dłuższy okres czasu i wystawienie cierpliwości
Leiko, na ciężką próbę.
Wędrówka w górę rzeki, oznaczała trudy podróży i niebezpieczeństwa w postaci kolejnych oni. Ale... oznaczała też sekrety i tajemnice. I zdobycie informacji, które mogłyby przybliżyć
Maruiken do jej celów.
Póki co...
Kirisu,
Kohen,
Yasuro,
Kazama i
Leiko, wędrując drogą oddalili się od rzeki. Młody bushi zaoferował miejsce na wierzchowcu dla łowczyni, ale...
Czyż zranione jego “zdradą” serce dziewczyny pozwoliłoby na wykazanie się dworskością i skorzystało z owego końskiego grzbietu?
Nogi
Leiko głosowałyby zdecydowanie za skorzystaniem.
Płomień i
Yasuro milcząc obrzucali się złowrogimi spojrzeniami. Ale po wczorajszej porażce
Kirisu nie był gotowy do kolejnej konfrontacji.
A młody bushi nie należał do osób bezczelnie agresywnych. Każdy z nich wycofał się więc do swojej norki, w oczekiwaniu na ruch przeciwnika.
Wędrówka do kolejnej osady ludzkiej była dość monotonna i spokojna. Zgodnie ze słowami
Yasuro owa wioska leżała zbyt daleko od rzeki Kisu, by być atakowana.
I rzeczywiście, wioska musiała być spokojna, skoro zawitali do niej wędrowni artyści.
I to w dodatku znani
Leiko. Olbrzym zabawiający żonglerką dwójkę dzieci, był
Leiko znany. Należał do trupy aktorskiej
Iruki. Minął
Maruiken bez słowa skupiony na swej sztuce i na towarzyszących mu krabach, również będących pod opieką “siostrzyczki”. Spacer tej trójki artystów po okolicy wioski w promieniach zachodzącego słońca.
Nic podejrzanego, ne?
Ale jakie znaczące.
Zbliżał się już wieczór i w spokojnej wsi była tylko jedna karczma. Tłoczna z racji przybycia trupy teatralnej, grupki łowców, jak i kilku bushi wysłanych z różnymi rozkazami.
Iruka nie wystawiała tu przedstawienia. Zapewne dlatego, że tak mała i uboga wioska nie byłaby w stanie odpowiednio jej wynagrodzić.
Niemniej tłok karczmy pozwalał
Leiko wpaść na nią. Oczywiście...całkowicie przypadkowo.
Bowiem obecność
Iruki w tym miejscu, nie miała nic w sobie z przypadkowości.