Zbieranie pieniędzy na spłatę rzekomego długu Otta szło niezwykle opornie. Brunon miał wątpliwości, czy uda się zebrać te pieniądze. Jeśli nie, to będzie musiał dać dyla z miasta, pozostawiając karczmę swojemu losowi. Przecież się nie postawi tym łotrom. Zbyt cenił swoje życie i miał świadomość, że gdzie indziej, chociażby w Talabheim albo Wolfenburgu też będzie popyt na jego usługi.
Przy śniadaniu znów okazało się, że i ten dzień nie będzie należał do przyjemnych. Pojawił się jakiś osobnik, poszukujący swoich kompanów. A jakże. Tych samych, których ciała od jakiegoś czasu dryfowały po rzece. Na szczęście Franz zbył delikwenta, oznajmiając mu, że i owszem, tacy tu byli ale już sobie poszli. Brunona ogarnął niepokój. Personel karczmy mógł stanowić pewien problem. Jedno słowo za dużo i będą problemy. Musiał coś z tym zrobić.
- Słuchajcie uważnie – powiedział, gdy wszyscy zebrali się na zapleczu. Zwołał ich tutaj aby postawić sprawę jasno. – Karczma, jak wam wiadomo ma pewne problemy, spowodowane przez mojego brata. Staramy się je rozwiązać, ale do tego potrzebna jest wasza pomoc i przede wszystkim dyskrecja. Na problemy natury finansowej nałożyły się przypadkowo inne problemy, niektórzy z was wiedzą o co chodzi, prawda? Stawiam sprawę tak: wszystkim nam zależy na tym, aby „Złoty Prosiak” funkcjonował i przynosił dochód. Dzięki temu i wy i ja będziemy mieli pieniądze. Bez pieniędzy trudno wyżyć, a dzisiejsze czasy są trudne, ciężko nową pracę znaleźć. Pytam się więc, czy mogę liczyć na waszą dyskrecję i pomoc w razie konieczności? |