Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2011, 12:41   #165
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Szajel szedł przez korytarze wraz z uwolnionym starcem. W dłoniach dzierżył dwa miecze zabrane poległym strażnikom. Jego długie czerwone włosy podskakiwały przy każdym rytmicznym kroku. Wzrok chłopaka jak to bywało najczęściej swobodnie badał okolice, podziwiając piękno korytarzy i tutejsze architektury. Tancerz zatrzymał się nawet kilka razy by lepiej zapamiętać freski pokrywające ścianę. Droga jednak w końcu zaprowadziła ich do krat za którymi obunkrowali się strażnicy. Tam tez miały być rzeczy tancerza, przedmioty które mu ukradziono, chłopak niemal słyszał płacz swej broni, która został od niego oddzielona. Ostrze które go kochało, a teraz nie wiedziało co dzieje się z jego panem, broń która była częścią jego samego. Szajel zmrużył gniewnie oczy, jednak ta emocja szybko ustąpiła pojawiającej się znienacka radości, by na koniec przerodzić się w smutek. Gdy starzec wydał mu polecenie Szajel odparł tylko ze łzami w oczach. – Nie chce zabijać kolejnych osób, życie powinno się szanować. – starzec jednak zignorował różowowłosego rozsadzając kraty w drobinki lodu i stwarzając tym samym piękną okazję do ataku… której Szajel nie wykorzystał. Arlekin bowiem tylko powoli szedł w stronę adwersarzy ocierając załzawione oczy. Jeden ze strażników zdziwiony spojrzał na swych towarzyszy.
- Załatwmy tego dziwaka, a potem zajmijmy się tym starcem, widać to on przysporzył tyle zamieszania. - stwierdził gwardzista i uniósł miecz do góry.
- Dziwak… wariat… –zaczął mruczeć pod nosem tancerz nie zwracając uwagi na uniesione ostrze. – Moja dusza płacze za mną, muszę ją sobie zwrócić. – oznajmił głośno i błyskawicznym ruchem odbił opadając na niego ostrze, drugi miecz zaś przeszył szyję strażnika pozbawiając go żywota. Martwe ciało opadło na ziemie w rosnącej kałuży krwi, zaś reszta żołnierzy ruszyła na Szajela z krzykiem dzikiej wściekłości. Tancerz uśmiechnął się tylko do nich, lekko pochylił i ruszył biegiem na spotkanie z wrogami.
Niczym wstęga wyginał swe ciało unikając ciosów mieczami, wściekły wróg to nieuważny wróg. Szajel zaś był spokojny, co sprawiło, że kolejna dwójka strażników opadła martwa na ziemię z podciętymi gardłami. Tancerz został otoczony przez wojowników, którzy opuścili na niego miecze w tym samym momencie. Arlekin jednak zakręcił się na pięcie a ostrza zatrzymały się nie mogąc przebić niewidzialnej bariery wiatru. Płaszcz Wiatru ochronił tancerza i rozrzucił gwardzistów na wszystkie strony. Szajel doskoczył do jednego skracając go o głowę, w drugiego zaś cisnął mieczem, który wbijając się w jego podbrzusze, zapewnił mu powolną śmierć. Tancerz chwycił jeden z egzemplarzy oręża które walały się po posadzce i nieustępliwe ruszył na pozostałych przy życiu gwardzistów. Bez większego problemu unikał ich ciosów wyprowadzając zgrabne i zabójcze kontry swymi ostrzami. Po chwili zaś wśród martwych ciał i potoków krwi stał tylko Szajel z radością patrzący się na swe brudne od posoki dłonie. Uniósł szczupłą dłoń ku górze przyglądając się temu jak kropelki czerwonej substancji skapują na ziemie. Włosy tancerza były teraz jeszcze bardziej czerwone, niż po wyjściu z celi. Zafascynowany tym „pięknem” krwi chłopak zapomniał o całym świecie, przypomniał mu dopiero o nim starzec.
- Miałeś zabrać swój ekwipunek.- rzekł sucho zdegustowany postawą arlekina.
- Ahh tak. Już pędzę moja kochana!-krzyknął uderzając się w czoło, co sprawiło iż pokryło się ono krwią strażników. Szajel szybko odnalazł swój worek jak i broń duszy. Nic z jego tobołka nie zginęło, co przyjął z wielka ulgą. Przytulił do siebie swój tobołek przerzucając go przez ramię a potem spojrzał na ostrza „Nasienia Szaleństwa”.
- Nie bój się już jestem.- powiedział pieszczotliwie do oręża i ucałował każde ostrze z osobna, odpowiedział mu leciutki błysk różowego światła. Szajel uśmiechnął się lecz jego mina stężała nagle i niespodziewanie. Spojrzał gdzieś w głąb korytarza i rzekł głośno.
- Musze uratować Rozi .- oznajmił mocnym głosem zaciskając swa delikatna rękę na rękojeściach sztyletów. Błysnęło światło takie samo jak w celi, gdy to Szajel zerwał łańcuchy. Jego skrzydła jak gdyby na sekundę zmieniły się, pokryła je różowa energia, przypominająca skrzydła Zefira – bóstwa które miało piecze nad arlekinem. Energia uderzyła w ściany wywołując nań serie pęknięć po czym zniknęła niczym przebita bańka mydlana. Szajel nie czekając na starca ruszył w stronę Sali tronowej, ścieżką która doskonale pamiętał. Szedł po swą przyjaciółkę.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline