Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2011, 18:55   #106
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Po słowach Raverego zapadła kolejna chwila ciszy.

- A ja nie wiem... - powiedział zrezygnowany Aglahad. Był zły, zmęczony i przerażony. Przez całą powrotną drogę śnił mu się dziwny Cień i spotkanie z nim, a w głowie rozbrzmiewał jego chichot i słowa "jesteś mój". - Cokolwiek spotkaliśmy tam w lesie będzie na nas czekało. Być może znowu nas zaatakuje. Nie sądzę byśmy następnym razem mieli tyle szczęścia - dodał cicho. - Poza tym już "jestem jego"...

Rav spojrzał, nieco zaskoczony, na Aglahada. Chłopak wydawał się jakiś... wyprany z entuzjazmu, którym poprzednio wprost tryskał.
- Jakieś głupoty opowiadasz - powiedział. - Jaki 'jego'? Bzdury...
- Jeśli zostaniemy, on tutaj przyjdzie. Znów zagrozi dzieciom, Domowi... nowemu Domowi... a więc i miastu... Nie możemy tu zostać. Musimy wyruszyć z następnym świtaniem - przerwała cicho Amarys, wpatrując się tępo gdzieś w przestrzeń.


Zimira położyła ciemną, pomarszczoną dłoń na niesfornej czuprynie Aglahada. Dłoń była ciepła i mimo, że zdawała się wiotka to biła z niej jakaś, trudna do zrozumienia dla chłopaka siła. Mądre brązowe oczy staruszki wpatrywały się w złodziejaszka ze współczuciem, ale i z wiarą.
- Należysz tylko do siebie Aglahad. - Rzekła mocnym, nie znającym sprzeciwu głosem. - Do siebie i nikogo więcej. I to ty decydujesz o swoim losie. Tak jak i Wy. - Zakończyła stanowczo. - Pora podjąć decyzje, co z tym losem zrobicie. Bo Ci, którzy nam to zrobili... - Jej dłoń zakreśliła krąg, jakby chciała opasać tym gestem ruiny domu, popioły pozostałe po pogrzebowym stosie i leżących w jej namiocie chłopców. - Nie zamierzają czekać.
- Dziękuję - odpowiedział cicho Aglahad. Słowa kapłanki uspokoiły go, ale uświadomiły mu też powagę sytuacji. Przez chwilę się wahał co powiedzieć, aż w końcu stwierdził - A więc i my nie powinniśmy czekać - odpowiedział Zimirze. - Tym razem jednak powinniśmy się lepiej przygotować zanim wyruszymy i nie powinniśmy się rozdzielać - dodał przy okazji wymownie patrząc się na Trzmiela.

- Ja zdania nie zmieniłem - zaczął mag. Nawet dość pewnie. Bez wahania. Dopiero gdy nabierał powietrza by ciągnąć dalej, westchnął jakoś dziwnie, a jego głos stracił całkiem na mocy - Znaczy... Zamierzam odnaleźć tę laskę. Ale Aglahad.. ma trochę racji - ciężko było stwierdzić czy zebrani byli zdziwieni tym stwierdzeniem, ale wszyscy na niego spojrzeli - Trochę! - podkreślił szybko - Mieliśmy dużo szczęścia. Ja też. Nawet głównie ja... Że wróciliście... I w ogóle, że Stam dał nam uciec.
Westchnął. Zdania mu się jakoś nijak nie układały. Jak zwykle zresztą gdy miał przekazać coś ważnego co myśli.
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli podłączymy się do jakiejś karawany kupieckiej do Solace, albo innej większej grupy, która rusza w tamtym kierunku. W Haven na pewno się takich dużo znajdzie. W ten sposób przynajmniej połowę trasy pokonamy w miarę bezpiecznie. Potem niestety będziemy musieli odbić ze szlaku w dzicz... No. Więc tak.
Spojrzał pytająco na pozostałych i wydawało się, że będzie czekał na ich reakcję, ale jednak odezwał się ponownie.Tym razem patrząc wprost na Aglahada.
- I nie wierzę, że naprawdę miałeś wątpliwości. Ruszyłeś za mną, bo chciałem Was zostawić. A teraz gdy chcę żebyście ze mną poszli... rzeczywiście się wahałeś? - na twarzy chłopaka wykwitł niepewny uśmiech - tylko ty możesz być taki przewrotny Aglahad.

Amy prychnęła krótkim śmiechem na takie chłopięce podpuszczanie, choć wcale nie było jej do śmiechu. Potem jednak wzruszyła ramionami.
- Myślisz, że dołączenie do kogoś cokolwiek zmieni? Co najwyżej nie będziemy się musieli obawiać "zwykłych" rzezimieszków, a gdy nas zaatakuje Cień, będziemy mieli się pomiędzy kim skryć... narażając przy tym innych. A on będzie miał kogo przekupić... tak jak ich - skinęła w stronę łóżek, nie patrząc jednak na Tych Trzech. - Zresztą wszystko mi jedno, z karawaną przynajmniej się nie zgubimy... i możemy zarobić na dalszą podróż najmując się im do pomocy.
Nie skomentowała słów Aglahada. Miała wrażenie, że chłopak tak na prawdę nie wie czego chce. Po prostu szedł tam, gdzie niosły go ich decyzje, byle by nie być samemu, byle by nie czuć się opuszczonym.

Mimo nieco oschłego tonu młodej kapłanki, Trzmiel uśmiechnął się i spojrzał na pozostałych z jakąś taką wyraźną iskrą w oczach.
- A więc postanowione! Prawda? Dziś powinniśmy pójść od miasta i zrobić kilka zakupów. Tak jak Rav mówi. Coś do jedzenia i... Ja bym tylko kilka kartek chciał. I nowy kałamarz jak starczy... No nie ważne. Tak czy inaczej wywiedzmy się kto jutro z rana wyjeżdża do Solace i w drogę!
- Pamiętnik będziesz pisał, czy co? - burknęła Amy, potrząsając głową z dezaprobatą dla męskiej rozrzutności. Chłopak w odpowiedzi pokazał jej język - Przede wszystkim musimy kupić ciepłe posłania i ubrania, choć jeden namiot, podręczną broń dla nas wszystkich, plecaki, manierki, mydło, mocne buty, kociołek, mapę, pochodnie, jakieś wnyki czy haczyki, żebyśmy w ostateczności mogli polować; krzesiwo, osełki... Może jakieś magiczne leki na czarną godzinę; no i zachować część gotówki na dalszą podróż. W mieście nie będziemy przecież spać na ulicy, a i nie każdy podwiezie nas za darmo. Informacje czasem też trzeba kupić...
- Tak, zakupy... - Rav zaczął się zastanawiać. - Skoro mamy iść w góry to pewnie nowe buty by się przydały, masz Amy rację. A tak prawdę mówiąc, to nigdy w życiu nie miałem tyle pieniędzy. Miecz powinienem sobie kupić, a nawet nie wiem, ile to może kosztować. Pewnie powinienem poprosić Haralda o pomoc, by mi jakiegoś złomu nie wcisnęli.
Kiedyś i tak musiał się nauczyć władać mieczem... Im prędzej, tym lepiej. W karawanie może by znalazł kogoś, kto by mu udzielił kilku wskazówek... Z pewnym podziwem spojrzał na Amy. O połowie rzeczy, o których wspomniała, pewnie by nie pomyślał. Widać, że nie na darmo z nosem w księgach siedziała.
- To może wy idźcie na te zakupy, a my z Aglahadem pokręcimy się za opuszczającymi Haven...
- Popieram - powiedział Aglahad, który nie miał ochoty na chodzenie do sklepów i myślenie o wyprawie. A przynajmniej nie z Amy.
- Rav sam pójdzie; dam mu listę. Ja mam tu jeszcze parę rzeczy do zrobienia - zaoponowała Amarys. Chciała zostać jeszcze z Zimirą tyle ile mogła, skorzystać z jej doświadczenia... Iw ogóle zostać sama. Ale z tego nie musiała tłumaczyć się reszcie.
- Pójdziemy we trzech i najwyżej rozdzielimy się w mieście - stwierdził Aglahad, patrząc się na Degar'ego. Tymczasem Amy znalazła jakiś wymięty papier, który służył Zimirze do zawijania leków i zaczęła sporządzać spis potrzebnych im przedmiotów. A przynajmnniej takich, jakie wydawały jej się potrzebne - przecież nigdy nie podróżowała, mogła tylko sugerować się książkami oraz obserwować przybywających do Domu ludzi i na tej podstawie wyciągać wnioski.

- Mydło? - po chwili Degary spojrzał na listę przygotowaną przez Amy. - A czemu nie ma atramentu i pergaminu? Mi to jest potrzebne do pracy.
- Jakiej pracy? - spytała dziewczyna. - Przecież będziemy wędrować. Zwojów nie będziesz zapisywał, księgę czarów masz, to po co ci papier i atrament? Musimy zachować część pieniędzy na podróż, nie mamy monet na zbytki.
- Jakich zwojów???! - natychmiast zareagował Aglahad. - To na wypadek, gdyby przygotowywane mikstury miały nieciekawe efekty żołądkowe, a akurat nie byłoby liści pod ręką. Hmpf... Widać, że dziewczyny nie mają o magii najmniejszego pojęcia.
- A atrament to rozumiem zamiast kropli zołądkowych? - z sarkazmem odparowała Amy. Tak jakby Aglahad się na czymkowiek znał!
- Tobie też do pracy mydło niepotrzebne! - stwierdził Aglahad.
- Taaak?! W takim razie ze sraczki ani tasiemców leczyć was nie będę! - zaperzyła się dziewczyna. - Jak wykaszlecie robala długiego jak własne ramię to inaczej będziecie śpiewać - fuknęła, zawinęła spódnicą i poszła.

Chłopaki spojrzeli po sobie i ruszyli również, tyle że w stronę Haven. Przed samym miastem Aglahad spojrzał na Rav'a i Degar'ego.
- Rozdzielimy się przy bramie. Jest parę rzeczy, które muszę załatwić - powiedział.
- To może powiesz, co, żebyśmy nie kupili dwa razy tego samego?
- To będzie niespodzianka.
Rav spojrzał na Aglahada z cieniem wątpliwości w oczach. I doszedł do wniosku, że chyba woli nawet nie myśleć o tym, jakież to niespodzianki może im przyszykować jego podopieczny.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline