Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2011, 00:20   #36
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Prośby wystosowane przez panienkę Cathak i generała Tepeta mieściły się w granicach średnio kłopotliwych. Zajęcie się sytuacją tutejszych niewolników w innym wypadku byłoby dla Meyumi priorytetem, ale w Cheraku nie dysponowała ani odpowiednimi środkami, ani wystarczającym czasem, by móc porządnie zająć się tą sprawą. Udała się zatem do mnicha Niebiańskiego Porządku, któremu wyleczyła wyjątkowo paskudnie złamaną nogę jeszcze na początku swego pobytu w mieście i przedstawiła całą kwestię. Nie omieszkała wspomnieć o zaangażowaniu panienki Stelli mając nadzieję, że to nada sprawie odpowiednią wagę. Kapłan pokiwał głową, wyraził chęć pomocy i obiecał, że zajmie się wszystkim. Jego zapewnienia nie brzmiały jednak zbyt szczerze i dziewczyna dodała, że w razie problemów może liczyć na pomoc jej przyjaciela - Ledaal Seirena, który zna całą sytuację i wie jak bardzo jej na niej zależy. Miała nadzieję, że to wystarczy, nic więcej zrobić nie mogła.
Chciała też wierzyć, że Seiren jeszcze zdoła spełnić tą jej jedną prośbę, od czasu swojego przybycia do Cheraku wykorzystywała go bezlistośnie, a on znosił wszystko cierpliwie.
Czyżby ciągle miał nadzieję? - dziewczyna pokręciła lekko głową. Nie mogła teraz o tym myśleć, miała zbyt wiele spraw do załatwienia.
Jedną z nich była rozmowa z żywiołakami. Kapłance nie podobał się pomysł wcielenia duchów lodu do armii. Były zbyt nieskrępowane i takie powinny pozostać, ale obietnica pozostawała obietnicą.
Spotkanie, pomimo jej obaw, odbyło się w neutralnej atmosferze. Płatek Śniegu nie wyglądała jakby otrzymała poważniejsze rany, a informację o ciężki stanie Deleda przyjęła z rozbawieniem mocno podszytym złośliwością. Zresztą - wszystkie żywiołaki były z tej wieści wyjątkowo wrednie zadowolone. Meyumi udało się przekonać Płatek Śniegu, by duchy nie przeszkadzały im w działaniach wojennych, ale na nic więcej, tym bardziej na pomoc z ich strony, nie mogli liczyć.
Kapłance taki stan rzeczy jak najbardziej odpowiadał, pomimo całego szacunku jakim je darzyła - ich udział w walkach był zbyt nieprzewidywalny. Należało tylko poinformować o tym Lianga.

***

Największym problemem pozostawał czcigodny Peleps, którym opiekowała się od kilku dniu. Doskonale zdawała sobie sprawę, iż Jin oczekiwał, by rozwiązała kwestię egzarchy ostatecznie, ale czym innym było strzelanie do dowódcy Dzikiego Gonu w czasie walki, a czym innym nie udzielenie wszelkiej pomocy potrzebującemu. Meyumi wiedziała, że może potem bardzo tego żałować, ale zdecydowała się jedynie na utrzymywanie Deleda w stanie nie pozwalającym mu na wyzdrowienie. Ilekroć wchodziła do sali, w której leżał egzarcha przypominały się jej słowa jednego z nauczycieli: Jesteś za miękka, nie przydasz się będąc taka.. Nie zmieniła jednak zdania i gdy nadszedł dzień przed wymarszem legionu musiała pomyśleć, co zrobić by Peleps nie ozdrowiał cudownie ledwo ona opuści miasto.
Ostatecznie zdecydowała się na puszczanie krwi, którego do tej pory starała się uniknąć, uważając tą metodę za zupełnie bezskuteczną w leczeniu. Zmartwiona oświadczyła pozostałym medykom, iż “kurację” należy powtarzać przez pięć dni (jak wiadomo pięć jest świętą liczbą, zatem należy skorzystać z jej pomocy) i jeśli nie przyniesie odpowiednich efektów, to już nic nie pomoże.
Pierwsze puszczanie przeprowadziła osobiście, po czym wyraziła głębokie ubolewanie, że nie będzie mogła sama kontynuować leczenia i pożegnała się ze wszystkimi. Opuszczając szpital zastanawiała się jak Deled zareaguje na informację, iż to ona czuwała przy jego łożu.

***

Przygotowywania do wymarszu wojska przebiegły dla Meyumi bez większych trudności dzięki wcześniejszym ustaleniom z dragonlordem zarządzającym zaopatrzeniem.
Jedynie pożegnanie z Seirenem odbyło się nie tak jakby tego chciała - mężczyzna próbował namówić ją by pozostała w Cheraku argumentując, że miasto ją potrzebuje. Nie dodał jednak tego, co dla kapłanki było nazbyt jasne - tego, że to on jej potrzebuje. Odmówiła najdelikatniej jak potrafiła. Nie mogła zrezygnować, nie teraz kiedy w końcu miała rozpocząć podróż powrotną do Damanary. W końcu nie uciekała, a wracała. Była to niezaprzeczalna zmiana w jej dotychczasowym życiu.
Zdawał się rozumieć, ale smutek, który w nim wyczuła pozostał przy niej aż do postoju na nocleg.

***

Meyumi siedziała w swoim namiocie i z namysłem rozczesywała włosy. Pierwszy dzień podróży minął bez komplikacji - żadnego ścigającego ją Deleda czy kręcącej się w pobliżu Anatemy. Szkolenie pomocników medycznych szło dobrze, cały oddział został zakwaterowany, nawet jej akolitki były pełne werwy. Tylko ona nie mogła znaleźć dla siebie miejsca, gdyż ciągle drażniło ją wspomnienie Lunara. Po raz kolejny umknęła śmierci. Tylko, że tym razem stało się tak dzięki pomocy Anatemy. Dlaczego jej pomógł? Dlaczego?
- Meyumi-sama? - rozmyślania przerwał jej głos Ayaki.
Odetchnęła głębiej i odchyliła poły namiotu. Przed wejściem stały obie młode kapłanki z niepewnymi uśmiechami na twarzach.
- Możemy wejść, Meyumi-sama? - zapytała Leika.
- Oczywiście moje drogie, proszę. - gestem zaprosiła je do środka. - Coś się stało?
Dziewczyny pokręciły głowami jednocześnie. Panna Ledaal zaczęła się zastanawiać kiedy ostatnio miały okazję na spokojnie porozmawiać.
- Co się dzieje? - spytała łagodnie. - Od czasu dotarcia do Cheraku niewiele miałam dla Was czasu.
- Ależ doskonale rozumiemy, że była Pani bardzo zajęta... - zaprzeczyła z mocą Ayaka. - Chciałyśmy się tylko spytać, czy Meyumi-sama, rzeczywiście wierzy, że uda nam się wrócić do domu... - ostatnie słowa dziewczyna wypowiedziała lekko ściszonym głosem.
Starsza kapłanka uśmiechnęła się ciepło.
- Czy myślicie, że gdybym nie wierzyła, to uczestniczyłabym w tym wszystkim?
Leika pokiwała nieśmiało głową.
- Nie przepuściłaby by Pani żadnej szansy na odzyskanie Damanary.
Meyumi zaśmiała się cicho zasłaniając usta dłonią.
- Prawda, ale w tym wypadku również wierzę. - odpowiedziała spokojnie. - Tylko niestety nie będzie, to do końca ta Damanara, którą znamy... - dodała ze smutkiem po chwili. Akolitki spojrzały na nią uważnie.
- Na początku możemy zapomnieć o pełnej swobodzie w wyrażaniu wszelkich myśli. Musicie o tym pamiętać. Wystarczy już, że mnie nazywają heretyczką.
- Słyszałyśmy.. - mruknęła Ayaka.
Panna Ledaal skinęła głową.
- Zatem wiecie jak to wygląda. Teraz jednak powinnyśmy skupić się na odzyskaniu miasta. Nie wiadomo co zastaniemy na miejscu. Bez Waszej pomocy mogę nie dać sobie rady.
- Możesz na nas liczyć, Meyumi-sama/
- Nie zawiedziemy cie.
- Dziękuję kochane. - pogłaskała obie dziewczyny po policzkach. - Razem napewno coś wymyślimy. A teraz idźcie już spać.
 
Blaithinn jest offline