Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-06-2011, 02:39   #31
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Praca oczywiście bardzo zbiorowa (Serika, Blaithinn, Morg, Punyan, ale za to bez MG! )

***

Nadmiary negatywnej energii warto gdzieś ulokować, zanim znajdą ujście w jakimś najmniej spodziewanym momencie. Najlepiej zajmując się czymś względnie konstruktywnym, choćby nie było to najpotrzebniejsze działanie na świecie. Z braku zajęć naprawdę użytecznych (chyba, że za takie można było uznać integrowanie się z szeroko rozumianym legionem), Stella postanowiła w końcu, że trzeba sobie znaleźć jakąś robotę. Najlepiej wykorzystując fakt, że właśnie została posiadaczką ziemską, w sposób ciekawszy niż warczenie na świat. Krótko mówiąc, jako że każda okazja do świętowania jest dobra, postanowiła urządzić wieczorek zapoznawczy dla co istotniejszych osób w okolicy. Taki niezobowiązujący i niespecjalnie imponujący, na powiedzmy... pięćdziesiąt osób? Powinno wystarczyć.

Przygotowania trwały pełną parą przez całe dwa dni, dzięki czemu nie tylko panna Cathak miała pełne ręce roboty. Także jej nudząca się w obozie służba mogła wreszcie przestać marudzić, że panienka powinna znaleźć sobie wreszcie coś do roboty, zamiast się szlajać bezproduktywnie po obozie. Oczywiście, mieszkańcy nowej posiadłości również dostali listę rzeczy do zrobienia - trzeba było zakupić i przygotować jedzenie, porządnie posprzątać dom (nieco zaniedbany po burzliwych wydarzeniach w mieście) i generalnie zrobić mnóstwo drobiazgów, które przy takich okazjach muszą być zrobione. Dlatego też, kiedy nadszedł wieczór kluczowego dnia, większość załogi była już solidnie zmęczona - ale przynajmniej Stellowa ochmistrzyni chodziła dumna jak paw, wyraźnie mając dużą satysfakcję, że wszystko udało się dopiąć na ostatni guzik.

***

Meyumi była lekko zdziwiona faktem otrzymania zaproszenia, ale odmówić nie wypadało. Tym bardziej, iż panienka Cathak, według obozowych plotek, miała również dołączyć do wyprawy należało żyć z nią w zgodzie. Czasu na przygotowania za wiele nie miała, gdyż jego większość spędziła na poszukiwaniu medyków i leczeniu szanownego Deleda, dlatego na przyjęcie ubrała się nader skromnie.

***

Liang miał dylemat. Z jednej strony, nie lubił hucznych przyjęć w dynastycznym stylu i kiedy tylko mógł urywał się z nich pod jakimś pretekstem. Z drugiej strony... nie wypadało odmówić, a poza tym i tak miał coś Stelli do oznajmienia, więc równie dobrze mógł skorzystać z okazji. Problemem był strój - co prawda się na tym nie znał, ale nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, że pokazanie się w szatach sprzed półtora roku nie należało do dobrego wychowania. Gdyby z kolei pojawił się w pełnej zbroi... cóż, nawet on miał tyle wyczucia, żeby tego nie robić. Ostatecznie znalazły się jakieś bardziej uroczyste szaty oficerskie – trudno, musiało wystarczyć. Wziął ze sobą co było trzeba, powiadomił służbę i wyruszył w stronę posiadłości Cathaków, mając tylko nadzieję, że Stella ma trochę inny gust w kwestii stylu przyjęć, niż większość panien Błogosławionej Wyspy.

Na miejsce dotarł, prowadząc ze sobą niewielkiego kasztanka, tego samego, którego Stella dosiadła podczas tamtej chaotycznej nocy. Przekazał zwierzę służbie, polecając odprowadzić je do stajni, po czym ruszył przywitać się z panią domu.

***

Jin do posiadłości nie przybył sam. Co prawda osoba z którą się pojawił nie była zaproszona, ale mnich uznał, że w tym konkretnym wypadku nikt nie będzie aż tak bardzo pilnował formalności. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia i stan Mistrza Deleda, kilka spraw należało poruszyć względnie szybko, a towarzyskie spotkanie na które zaproszona była śmietanka towarzyska miasta i oficerowie legionu wyglądało na świetną okazję. Gdzie indziej można było poruszyć sprawy istotne w sposób wysoce nieformalny? Liao doszedł do wniosku, że podobne imprezy powinny się w mieście odbywać regularnie.
Przywitawszy się z gospodynią i wręczywszy jej drobne upominki - butelkę wina z dominia Arjuf od Jina i zdobiony młynek modlitewny od mnicha - udali się na salony by Mistrz mógł spotkać się z odpowiednimi osobami.

***

Gospodyni przyjęcia nie miała praktycznie czasu dla siebie - wszystkich gości trzeba było wszak przywitać, a następnie dbać o ich dobre samopoczucie (bo o to, żeby nikomu nie zabrakło jedzenia i napojów, na szczęście osobiście martwić się nie musiała). Formalną formułkę z pytaniem o to, czy szanowni goście wystarczająco dobrze się bawią, w przypadku Wielebnej Meyumi zamierzała jednak rozszerzyć o kilka dodatkowych pytań... Skoro sama nie potrafiła sobie poradzić z problemem, nie zaszkodziło sprawdzić, co o nim sądzi osoba uznawana w okolicy za moralny autorytet. Poczekała na odpowiedni moment, kiedy to kapłanka, najwyraźniej nieco zmęczona otaczającym ją zgiełkiem, zaszyła się w spokojnym kącie z talerzem sałatki, i przystąpiła do frontalnego ataku.

- Wielebna Meyumi... - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. - Mam nadzieję, że nastrój dopisuje? Jeszcze raz powtórzę, że niezmiernie się cieszę, że przyjęła pani moje zaproszenie.

Kapłanka uśmiechnęła się lekko i skłoniła głowę.

- Dziękuję. Dla mnie to niezwykły zaszczyt móc uczestniczyć w przyjęciu organizowanym przez panienkę.
- Ależ... Po prostu nie mogłabym nie zaprosić tak poważanej i powszechnie lubianej osoby jak pani. Obawiałam się tylko, że może pani unikać hucznych imprez lub po prostu nie mieć czasu.
- Czasami należy odpocząć, tym bardziej iż przed nami trudna wyprawa... Przynajmniej tak ostatnio ciągle podpowiadają mi moje podopieczne, więc postanowiłam choć raz posłuchać ich rad. - Na twarzy Meyumi pojawił się kolejny miły uśmiech. - Bardzo przyjemnie urządzone wnętrze - dodała po chwili.
- Dziękuję, choć to nie mnie należą się pochwały... Obawiam się, że to zasługa poprzednich właścicieli. - Stella skrzywiła się lekko. Temat Feremów i ich losu zupełnie jej nie bawił.
- Ohh... No tak... - kapłanka pokiwała głową ze zrozumieniem. - Ale pomysł przyjęcia - bardzo dobry, sądzę, że każdemu po tym wszystkim przyda się chwila wytchnienia - zmieniła gładko temat.
- Mnie również wydawało się, że wszystkim przyda się trochę rozrywki. Zwłaszcza, że skoro mamy wyruszać razem na północ, dobrze by było lepiej się poznać, prawda? - Stella uśmiechnęła się ciepło, starannie ignorując fakt, że jej podróż z legionem wciąż znajdowała się jeszcze w sferze planów. Cóż, najwyższy czas zacząć urabiać Lianga. - Wracając jednak do poprzedniego tematu... Nie chciałabym Wielebnej męczyć ani psuć humoru w tak miły wieczór, ale przyznam, że już wcześniej chciałam z panią porozmawiać na osobności. Mam - zawahała się lekko, jakby zawstydzona tym, co właśnie miała powiedzieć - pewien problem natury moralnej.

Meyumi spojrzała uważnie na Stellę i po chwili kiwnęła głową.

- Jeśli tylko będę mogła pomóc. - powiedziała spokojnie i rozejrzała się lekko. - Ale czy to dobre miejsce?
- Cóż, w pobliżu nie widzę specjalnych tłumów, a mam nadzieję, że nie jest to jedno z tych miejsc, gdzie ściany mają uszy - dziewczyna roześmiała się lekko, ale po chwili znów spoważniała. - Zresztą to w zasadzie nie jest wielka tajemnica, po prostu... Chciałabym komuś pomóc, a zupełnie nie widzę dobrej możliwości - wyjaśniła Stella, po czym krótko streściła kapłance swoje dylematy odnośnie niewolników w latyfundium.

Meyumi słuchała z uwagą, a na jej twarzy przez chwile pojawił się wyraz zaskoczenia zaraz zastąpiony prawdziwie ciepłym uśmiechem. Gdy panienka Cathak skończyła mówić kapłanka zamyśliła się.

- Sprawa nie jest niestety prosta... - westchnęła smutno. - Doskonale panienkę rozumiem, ale niewiele w tej kwestii można zrobić... Uwolnienie jednych sprawi, że na ich miejsce pojawią się drudzy... - znów się zamyśliła. - Ale gdyby w Damanarze zorganizować ośrodek zajmujący sie uwolnionymi niewolnikami... - pokręciła lekko głową i spojrzała ze smutkiem na Stellę. - Obawiam się, że ma panienka dwa wyjścia - pierwszy to uwolnić obecnych, a tym którzy przyjdą na ich miejsce zapewnić jak najgodziwsze warunki, bądź po prostu zadbać o dobre traktowanie obecnych...
- Uwolnieni i tak nie poradziliby sobie raczej w życiu, musieliby zostać na miejscu - co właściwie nie byłoby problemem, gdyby nie to, że przecież i tak nic nie mogę zrobić oficjalnie bez zgody Deliberatywu. A tak naprawdę kłopot w tym, że to latyfundium nie jest moje, za chwilę i tak trafi w ręce któregoś z moich krewnych. Nie sądzę, żebym była w stanie przekonać tę osobę do moich racji i sytuacja wróci do punktu wyjścia... Albo gorzej, jeśli ludzie przyzwyczajeni do lepszego traktowania zaczną się buntować - dziewczyna z trudem powstrzymała się od podniesienia głosu. Cała sprawa naprawdę potwornie ją wkurzała.
- Może to co powiem będzie brutalne.. ale zajmijcie się zatem pomaganiem tam gdzie możecie i gdzie przyniesie to efekty.

Oczywiście, Gwiazdka spodziewała się takiej odpowiedzi. Nie znaczyło to jednak, że nie miała jeszcze jednego pomysłu, który zamierzała spróbować wprowadzić w życie, Uda się lub nie, zawsze to lepiej, niż nie robić zupełnie nic.

- Dziękuję, po prostu chciałam się upewnić, czy nie przeoczyłam jakiejś drogi - westchnęła Stella. - Wygląda na to, że nie pozostaje mi nic innego, jak zapewnić im godziwe warunki, a potem... Naprawdę obawiam się, że nawet to może się źle skończyć, jeśli nie uda mi się przekonać mojego krewniaka, żeby utrzymał taki stan rzeczy. Zwłaszcza, że będę przecież daleko... - Pokręciła smutno głową, po czym popatrzyła na kapłankę błagalnym wzrokiem zbitego szczeniaczka. - Na pewno nie posłuchałby jakiejś smarkuli, ale może pani mogłaby mi pomóc? Jeśli to nie byłby wielki problem... Wiem oczywiście, że organizuje pani oddział medyczny i wyrusza wraz z legionem, ale może mogłaby pani zwrócić się z prośbą do kogoś z miejscowego duchowieństwa, żeby mógł porozmawiać z moim krewniakiem w tej sprawie? Ktoś z takim autorytetem z pewnością zdziałałby o wiele więcej, niż jakaś mała Stella... Proszę?

Dziewczyna wbiła w kapłankę spojrzenie wielkich oczu. “No zgódź się, zgódź, proszę, zgódź...” - zaklinała w myślach.
Panience Stelli bardzo zależało na tej sprawie i Meyumi wyraźnie to czuła.

- Zobaczę co da się zrobić. - uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję! - rozpromieniła się dziewczyna. - Wiedziałam, że mogę na panią liczyć! Naprawdę mam nadzieję, że to żaden problem...

Gwiazdka miała ochotę porządnie duchowną wyściskać, ale dobrze wiedziała, jakie zdanie mają w tej sprawie reguły savoir vivre’u. Nie odważyła się też zasugerować tego bardziej wprost, ale była ciekawa, czy Wielebna Meyumi mogłaby wpaść na to, że delikatne podszeptywanie tu i ówdzie to całkiem niezły sposób na wprowadzanie zmian nieco szerszych, niż obejmujące tylko jedną posiadłość. Oczywiście, bardzo subtelnych i powolnych zmian. Cóż, na wszystko kiedyś przyjdzie odpowiedni czas, a w tej chwili nie zamierzała szarżować.

- Proszę nie dziękować, jeszcze nic nie zrobiłam - odpowiedziała spokojnie kapłanka. - Podziękuje pani jak coś się uda zmienić.

- Dziękuję w takim razie za intencje... Chociaż głęboko wierzę, że z pani autorytetem uda się coś zdziałać.

Dziewczyna uśmiechała się od ucha do ucha. Widać było, że gwałtownie poprawił się jej humor. Po chwili jednak znowu lekko spochmurniała i spojrzała na kapłankę z zakłopotaniem.

- Właściwie chciałam panią zapytać o jeszcze jedną sprawę. Może to głupie, ale nie widziała pani w ciągu ostatnich kilku dni Miaucelota? Zwykle nie oddalał się na tak długo. Zaczynam się martwić...

Twarz Meyumi przybrała zmartwiony wyraz.

- Niestety nie widziałam go również od paru dni... - zamyśliła się jakby na moment. - A to niezwykłe, że tak znika? Koty zazwyczaj chadzają swoimi drogami.
- Jasne, że czasem znika, ale zwykle nie na aż tak długo... A podobno w okolicy jest bardzo niebezpiecznie. Boję się, że ktoś mógł mu coś zrobić - jakieś żywiołaki, albo co gorsza Anatema - dziewczyna rzuciła kapłance zaniepokojone spojrzenie.

Kapłanka cieszyła się, że nie piła niczego, bo z pewnością właśnie by się zakrztusiła.

- Proszę się nie martwić... Miaucelot jest w końcu bóstwem. Z całą pewnością sobie poradzi.
- Bóstwem heroizmu, chociaż ja bym raczej powiedziała, że brawury... Po prostu niepokoję się, że mógł wpakować się w jakieś kłopoty. Ale zapewne ma pani rację, w końcu koty zawsze spadają na cztery nogi, prawda? - Stella uśmiechnęła się, uspokojona wypowiedzią kapłanki.

- Pewnie zaszył się w którejś piwnicy z rybami - do stolika zbliżył się Tepet - Mogę się dosiąść? W końcu mi się udało znaleźć wolną chwilę. - dodał cicho.

- O, Liang! - ucieszyła się na jego widok panna Cathak. - A właśnie się zastanawiałam, czy te piranie przypadkiem nie pożarły cię na kolację. Siadaj proszę. Dobrze się bawisz?

- Zapraszamy - Meyumi uśmiechnęła się lekko.

- Widać na kolację jeszcze za wcześnie. Cóż, uroki wyższych sfer... ale marudzę trochę po prostu, bawię się nieźle. Dobrze jest trochę odpocząć od obowiązków i zagrać w Gatewaya - odpowiedział siadając - a skoro już sobie przypomniałem o obowiązkach, to mam sprawę do Wielebnej - zwrócił się w jej stronę - macie może jakiś kontakt z pobliskimi żywiołakami?

- Zapewne udałoby mi się z nimi skontaktować, gdyby była taka potrzeba.

- Ich pomoc przydałaby się w obecnym wysiłku wojennym. Moglibyśmy oczywiście je zwyczajnie przywołać, ale że legion posiada ledwo kilku magów, to efektywniej chyba będzie po prostu się do nich wybrać.

Kapłanka zamyśliła się na chwilę.
- Krążyły plotki, że szanowny Deled próbował przed tym strasznym incydentem rozmawiać z żywiołakami... Nie wiem czy pójście do nich w takiej sytuacji będzie najlepszym pomysłem...

- Deled to Deled. Palant w końcu wpakował się w jakieś poważne kłopoty, ale ja przecież nie oczekuję, żeby pracowali dla niego. - Liang najwyraźniej, jak większość Dynastów, nie miał dobrego zdania o egzarsze - Tę sprawę zresztą będzie trzeba prędzej czy później załatwić, ale chwilowo bardziej mnie zajmuje wojna – i tu wsparcie żywiołaków byłoby nieocenione.

Meyumi obdarzyła Tepeta zaskoczonym spojrzeniem i pokiwała delikatnie głową.
- Mogę spróbować ponegocjować... - odpowiedziała powoli. - Nie obiecuję jednak niczego, gdyż mogą być zdenerwowani.

- Oczywiście, choć wolałbym gdyby wyładowały swoją złość na wojskach Anatemy. W każdym razie jeśli uda Wam się je ze mną skontaktować, to będę wdzięczny.

Oficer sprawiał jednak wrażenie w gruncie zadowolonego. Owszem, nie mógł być pewny czy pomysł wypali, ale przynajmniej kapłanka z Damanary miała najwyraźniej jakiś kontakt z miejscowymi duchami.

- Nie pomyślałam, że można wykorzystać żywiołaki w wojsku... Nie będzie przy tym problemów z dyscypliną? - zainteresowała się Stella, która do tej pory w milczeniu przysłuchiwała się ustaleniom.

- Wszystko jest kwestią odpowiedniego przygotowania. Co prawda do tej pory zdarzało mi się korzystać jednak ze spętanych, ale teraz czas nas goni, a nie mamy aż tak wielu magów. Nie sądzę też, żeby przepadały za Bykiem Północy bardziej, niż my.

- Czyli to, że Byk potrafi mącić w głowach nie tylko ludziom, ale też takim istotom, to tylko plotki? Bo krążą paskudne pogłoski, że mogą nawet zmienić stronę, omamione jego plugawymi czarami - dziewczyna najwyraźniej miała lekkie wątpliwości, ale wydawało się, że pewność siebie Lianga skutecznie je rozwiała.

- Diabli jedni znają wszystkie sztuczki, jakie mają Anatemy na podorędziu. Bardziej jednak przejmowałbym się wzajemnym nastawieniem do siebie żywiołaków i członków Gonu – mam nadzieję, że się przynajmniej nie pozabijają... no, chyba, że w którymś momencie duchy faktycznie zmienią stronę. Nie sądzę jednak – nawet jeśli to nie tylko pogłoski, to o samym Byku w okolicy wieści na razie nie donosiły.

- Ja osobiście byłabym sceptyczna wobec dołączania do legionu sił, które są mocno skonfliktowane z Gonem... Ale jeśli uważasz, że jesteś w stanie nad nimi zapanować, to oczywiście pozostaje mi tylko trzymać kciuki, żeby się udało - uśmiechnęła się Stella.

- Mniejsza, nie rozmawiajmy o Byku - zmienił temat - Dla Ciebie - odwzajemnił uśmiech, podsuwając jej szkarłatną kopertę.

Na twarzy dziewczyny pojawiło się czyste zaskoczenie. Popatrzyła na kopertę, jakby był to jakiś egzotyczny stwór, po czym przyjęła ją, kiwając głową w geście podziękowania.
- Dziękuję, ale... Co tam jest? - zmarszczyła brwi.

- Kto to wie? - dalej się zagadkowo uśmiechał - Zobacz sama?

Rozerwała brzeg kopert z zaciekawioną miną, rozpaczliwie zastanawiając się, jakie jest prawdopodobieństwo, że Liang miał naprawdę głupi pomysł. Z jednej strony byłoby to zupełnie bez sensu, ale z drugiej - naprawdę nie miała pomysłu, co mogła zawierać tajemnicza koperta. Gdy rozprawiła się wreszcie z opakowaniem, jej oczom ukazał się bogato zdobiony pergamin. Naprawdę bogato, autor nie zapomniał nawet o przyczepieniu drobnego, ususzonego kwiatka. Elegancko sformułowane życzenia były jednak tylko dodatkiem do dokumentu, w który właśnie wpatrywała się z najszczerszym zachwytem.

Patent oficerski! O który nawet nie musiała prosić! Sam się załatwił!
Drogi Liangu, czytasz dziewczynom w myślach. No, może nie do końca - prowadzenie mecha to nie było jej najbardziej wymarzone stanowisko w armii. Choć niewątpliwie prestiżowe, wymagało bycia w określonym miejscu, i to niestety świetnie widocznym. Trudno. W zamian za to wyobraźnia podsunęła jej minę pewnego znajomego pilota podobnej maszyny na wieść o tym, jakie stanowisko jej przypadło - i zaczęła gwałtownie żałować, że nie będzie jej dane tej miny zobaczyć. KONIECZNIE będzie musiała wysłać list i się pochwalić, niech inni też się pośmieją! Przy okazji podziękowała w myślach losowi (oraz wspomnianemu panu), że miała okazję już taką maszynę prowadzić... Choć mech, który zapewne przypadnie jej w legionie, zapewne będzie nieco mniej od Zwiastuna wygodny.

Tak czy inaczej, to był bardzo udany wieczór. A że Liangowi również należało się od życia, na przykład jej gorące podziękowania, pisnęła z entuzjazmem i rzuciła mu się na szyję, tym razem całkowicie ignorując zasady dobrego wychowania dla młodych panienek.
 

Ostatnio edytowane przez Serika : 24-06-2011 o 02:48.
Serika jest offline  
Stary 24-06-2011, 02:41   #32
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Praca oczywiście bardzo zbiorowa (Serika, Blaithinn, Morg, Punyan, ale za to bez MG! ), ciąg dalszy.

***

Spotkanie towarzyskie rozwijało się po myśli Jina. Przewodnik zapoznał się już z kilkoma z ważniejszych oficerów legionu, miał też czas by uciąć sobie chwilę rozmowy z przedstawicielami Cherackiej śmietanki towarzyskiej. Jin w tym czasie krążył po sali wdając się w mniej lub bardziej istotne rozmowy - jak np z przyjazną talonlordką szponu warstriderów, zakończoną obietnicą zdania dokładniejszej relacji z polowania na anatemy... prywatnie, w posiadłości Jina. W miarę jak przyjęcie rozkręcało się zerkał też na Lianga, wypatrując luźniejszego momentu, gdy nie będzie tak otoczony przez towarzystwo - i w końcu taka dogodna chwila się trafiła.

- Generale, jeśli można - Liao zwrócił się do młodego Tepeta, przyciągając jego uwagę - chciałbym przedstawić Szanownego Sprawiedliwego Przewodnika, Łowczego Smoczego Gonu - tu Jin z szacunkiem ustąpił miejsca drugiemu mnichowi. - Dowiedziałem się, że ma on sprawę nie cierpiącą zwłoki, więc zaproponowałem mu przybycie na dzisiejsze spotkanie by mógł ją z generałem omówić.

- Szanowny Liao? Dobry wieczór, o ile mogę w czymś pomóc, to... ah, i oczywiście miło mi poznać Waszego przyjaciela - oficer wstał i podszedł do rozmówców - A skoro mam już okazję zapytać – jak się trzyma egzarcha?

- Mistrz Deled niestety nie ma się najlepiej - cichym głosem odpowiedział Łowczy - Choć jego życie nie wydaje się być zagrożone, obawiamy się, że już nigdy nie odzyska pełni sprawności. Rany odniesione przez niego są ciężkim ciosem dla całego Gonu

- Miejmy więc nadzieję, że z tego wyjdzie. Anatemy się zaczęły straszliwie panoszyć po zniknięciu Cesarzowej - pokręcił głową Liang, po czym dodał - Ale nie mówmy o ponurych rzeczach, mieliście do mnie sprawę, a ja przebrzydle się wciąłem.

- Niestety, sprawa ta właśnie ze stanem Mistrza Deleda się wiąże - Jin dyplomatycznie wyratował wyraźnie zakłopotanego towarzysza - Niestety, z powodu stanu Mistrza miejscowa placówka Gonu jest obecnie bez przywództwa. To, co Szanowny Przewodnik chciał przekazać, to to iż nie wiadomo, czy nowy egzarcha zostanie wybrany na czas by oddziały Gonu mogły ruszyć z Legionem

- Wybaczcie, jeśli coś pomylę - Tepet sprawiał wrażenie zdziwionego - nie znam za dobrze organizacji Gonu, ale czy Mistrz Deled nie ma żadnego zastępcy? Oddziały Gonu mocno wsparłyby Legion, szczerze przyznam, że liczyłem na ich udział w wyprawie. Jeśli będę mógł w tym jakoś dopomóc, to bardzo chętnie.

- W rzeczy samej, ma... ale Mistrz Deled bardzo niechętnie patrzył na przypadki inicjatywy własnej... - Mnich wyraźnie tracił pewność siebie pod pytającym spojrzeniem Tepeta - Ale skoro chodzi o dobro Cesarstwa... myślę, że Smoki wybaczą nam tą drobną nieregularność - tu głos Łowczego się wzmocnił - Gdyby jednak Szanowny Tepet mógł wysłać do Pałacu prośbę o szybsze wyznaczenie następcy, bardzo by nas to uspokoiło

- Jeśli przyspieszy to jakoś sprawę, to oczywiście. Wątpię co prawda czy wiadomość dojdzie na czas, ale jeśli dzięki temu Zakon wspomoże nas w działaniach, to nie ma z mojej strony żadnego problemu.

- Z pewnością władze Gonu w Podniosłym Pałacu nie będą zwlekać - w głosie Przewodnika słychać było słabą nadzieję - a i my nie możemy, gdy na szali stoi dobro Cesarstwa i Nieskalanej Wiary. Myślę, że Ostiariusz da się przekonać by objąć tymczasowe przywództwo do czasu wyznaczenia następcy i do wysłania części Gonu z legionem.

- Świetnie. Zatem jutro rano wyślę wiadomość do Ust Pokoju, mam nadzieję, że oddziały Gonu będą w pełni sił, gdy będziemy wyruszać. Dobrze by też było, gdyby jakiś przedstawiciel pojawił się na najbliższej naradzie – może Czcigodny? - zwrócił się Liang w stronę mnicha.

- Jeśli Ostiariusz się zgodzi, podejmie pewnie decyzje którzy członkowie Gonu zostaną wybrani do podróży na północ, nie chciałbym tu wchodzić w jego kompetencję - ale myślę, że odpowiednia osoba zostanie szybko wyznaczona

- Oczywiście, rozumiem. Poczekam więc na jego decyzję. A póki co, wybaczcie mi - oficer zerknął w stronę niewielkiego tłumku obok, po czym spojrzał przepraszająco na rozmówców.

***

To było całkiem udane przyjęcie, zapewne nie tylko z punktu widzenia Gwiazdki. Gospodyni była jednak szczególnie zadowolona. Nie tylko mniej-więcej rozwiązała dręczącą ją kwestię, ale też zupełnie niespodziewanie została obdarowana możliwością podążania z legionem na Północ (oraz mechem... nie zapominajmy o mechu!).

Z drobnych, ale miłych szczegółów, miała również okazję pogratulować oficerowi, który miał pozostać w mieście wraz ze szponem wojska odpowiedzialnej funkcji oraz pięknej posiadłości, którą ponoć otrzymał. Mężczyznę tego pamiętała jako tego, który na naradzie w namiocie Tepeta podczas jej pierwszej nocy w obozie objaśniał, kto jest kto - a z późniejszych rozmów także jako sympatycznego, choć mocno nieokrzesanego człowieka chwalącego się wszem i wobec swoim niezwykle uzdolnionym synem. Synem, którego z pewnością czekała świetlana przyszłość, a który ku jego czarnej rozpaczy wolał nie przyznawać się do tego, jak niskie stanowisko zajmował jego ojciec. Cóż, może teraz to się zmieni?

Clue programu stanowił zaś Sashak z rodu Tepet, czyli pilot mecha Smoczego Gonu, który pomimo wcześniejszych solennych zapewnień, jakoby wiara zabraniała mu pijaństwa, dał się namówić ma kilka głębszych pod nieobecność Czcigodnego Deleda, Niestety Nie Świętej Pamięci. Z bliżej nieokreślonych przyczyn Stella uznała, że wzbraniający się początkowo pan, który całkiem niedługo później opróżnia kieliszek za kieliszkiem, jest zabawnym zjawiskiem - zwłaszcza, że okazał się mieć wyjątkowo mocną głowę... I naprawdę nie pamiętać, kim była tajemnicza kobieta widziana w okolicach Anatemy.

Zdecydowanie udany wieczór!
 

Ostatnio edytowane przez Serika : 24-06-2011 o 02:49.
Serika jest offline  
Stary 24-06-2011, 22:27   #33
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Cynis Aiyana

Widok z Aiyanowego okna się był imponujący. Pierwszej nocy, kiedy spojrzała przez okno, dostrzegła światła miasta... i imponującą ilość ognisk, ciągnącą się aż po horyzont. Jedno było pewne – przy mieście zebrała się nielicha armia.

Drugiej nocy, światełek ognisk było już trochę mniej. Mogło to oznaczać wiele, ale najbardziej prawdopodobne było, że część armii wyruszyła już wcześniej. Nie, żeby to cokolwiek z tego obchodziło Aiyanę. Trzeciego dnia przywykła już do monotonnego obrazu miasta za swoim oknem. Głód, brak odpowiednich ubrań i podobne czynniki dominowały wizję świata panny Cynis.

Wreszcie, trzeciego dnia drzwi zaczęły się ponownie otwierać. Zza ciężkich drzwi wyszła kilkunastoosobowa eskorta. Tym razem z jakiegoś powodu nie były to elitarni barbarzyńcy wędrujących wśród lodów, a gwardia damanarska. Mogła być to oznaka straconych faworów, lecz... Aiyana miała wszelkie powody, aby tą obstawę przyjąć lepiej. Strażnicy. odziani w wielokolorowe ozdobne mundury, mogliby służyć za obstawę próżnego Dynasty.

Zupełnie różna była także recepcja samej Smoczycy – prowadził ich mężczyzna w średnim wieku, który... zwyczajnie wskazał jej drogę. Szybko stało się jasne, jakie przyczyny ma jego milczenie – najwyraźniej wycięto mu język...

Czy to z powodu bardziej cywilizowanych strażników, wygłodzenia Smoczycy, czy czegoś innego, „obsłużenie“ Aiyany tym razem trwało szybko. Najpierw zaprowadzono ją do łaźni, żeby zmyć z niej brudy trzech dni pracy. Tam, kilka strudzonych życiem kobiet szybko uporało się z zadaniem.

***

Potem była wspaniała uczta.

Widok ten mógł Aiyanie wynagrodzić trzy dni czekania na posiłek. Wspaniała sala tronowa w Damanarze nie utraciła nic ze swojej świetności, mimo całego czasu panowania Strachożercy. Wprawdzie czerwone dywany zostały zastąpione skórami zwierząt, lecz... niewiele odbiło się to na estetyce. Skóry łasic śnieżnych od dawna przecież były szczytem marzeń niejednego arystokraty z Imperium.

Ławy, które wniesiono do pomieszczenia, poczucie estetyki psuły już bardziej. Ale chyba były złem koniecznym, bowiem inaczej wszyscy prócz władcy musieliby siedzieć na podłodze lub schodach...

Sam władca był daleko - siedział pośrodku tronu... a raczej największego siedziska w najwyższym punkcie, bowiem tronem tego nazwać się nie dało. W cywilizowanych państwach władca przecież miał zwyczaj mieć jakieś ozdobne siedzisko. To zaś była bryła orichalcum, jedynie z grubsza wymodelowana na podobieństwo monarszego stolca...

Nie tylko tron był ewenementem: wicekról Damanary również się ostro odcinał od panującej wkoło rzeczywistości. Z jednej strony był ponad dwumetrowym, barczystym osiłkiem z plemiennymi barwami wojennymi na twarzy, która wyglądała jakby wzięto ją z przedstawień Arczekhich... Z drugiej zaś, jego ubrania mogliby nosić nawet despoci z dyrekcji Ognia. Przepych i bogactwo wręcz się z nich wylewało.

Aiyana jednak siedziała dość daleko - najwyraźniej po jej ostatnich „wybrykach” przeznaczono jej miejsce do siedzenia wraz z mniej ważnymi domownikami i podwładnymi namiestnika miasta. Na przedstawienie najwyraźniej czas miał być dopiero po uczcie...

***

W domach mieszkańców Cheraku aż huczało...

- Pieskie te nowe czasy...
- Z pięć łanów dano... całemu rodowi! Afrontu większego w życiu nie zaznałem, to już ciura obozowa pewnie dostała więcej!
– wtrącił się drugi z patrycjuszy, zgromadzonych w prywatnym salonie któregoś z mniejszych rodów.
- Już za Feremów było lepiej... – stwierdził trzeci...
- No... i jeszcze ten... Liao, czy jak mu tak? Rozdaje to jako ladacznica...
- Cicho! Tacy jak on, to pewnie tylko w Oku. Jeszcze dojdzie do czyichś uszu...


***

Smoki w obozie

W obozie również huczało, ale inaczej.

- ... ładną posiadłość dostałem! Dworek mały, ale schludny... Pól kawałek... I będę w mieście porządek utrzymywać... Syn będzie ze mnie dumny! – perorował swoim żołnierzom starszy oficer, identyfikowany przez pozostałych oficerów głównie przez swoje niezbyt dyplomatyczne zachowanie. Rażąca była jednak różnica w jego recepcji przez zwykłych żołnierzy – dla nich wciąż był bohaterem. Nie z nimi jednak rozmawiał...
- Ale takiego rozdawnictwa naszego generała się nie spodziewałem... Gotów byłem przysiąc na Szkarłatny Tron, że będzie ważył nas indywidualnie. Klnę się, nie spodziewałem się... – wymamrotał zamyślony Peleps Etes, który pił przy tym samym ognisku. - Nie spodziewałem się też, że generał pozostawi w mieście tak mało sił. Zupełnie, jakby...
- Jakby władza go uwierała. Baby mu trza!
– bezceremonialny głos Burgera przebił się ponad oficerską ściszony głos Etesa – Gadają, że od baby uciekł, to i baba mogłaby go urządzić.
- Bycze łajno! I Tepet, i Jin to chłopy na schwał. Nie ma czego się obawiać!
- Azaliż! Przecież żyjemy w czasach, gdzie mechy rozdawać można za piękne oczy! Jakże tu się martwić?
– zakończył dyskusję Burger, nawiązując do niedawnego wcielenia panienki Cathak do legionu.

***

Wymarsz na Północ przeprowadzono szybko, korzystając z tymczasowego braku aktywności ze strony żywiołaków. Ponad siedem tysięcy żołnierzy opuściło miasto, kierując się ku południowym miastom Dahanu. Część pozostawiali za sobą swoje nowe posiadłości, a część... zwyczajnie miała nadzieję, że przeżyje. Ot, nastroje były średnie. Niewypróbowany generał tego nie polepszał - choć wcześniejszym triumfom Tepeta nie można było nic zarzucić, to nie łączono z nim żadnego specyficznego zwycięstwa.

***

Przełom nastąpił dopiero trzeciego dnia wędrówki, kiedy posłańcy z południa przynieśli generałowi i kilku jego oficerom wieści z Północy. Miały pochodzić wprost od Sesusa Avara, satrapy Winterfell, który widocznie nie mógł sobie odpuścić udziału w północnej wojence. O tym, że wyprawił się już dwa dni wcześniej i korzystał z przewagi szybkości swych lekkozbrojnych, wiadomo było już wcześniej. Ale... „Mil na wschód kilkanaście od Zachodniego Muru, komunik napotkaliśmy. Tysiąc wędrowców lodu, machina jakaś, jasyr liczny prowadzą. Rozbić się nie dają, oczekuję wsparcia.” - dowodziło to bowiem, że imperium Byka Północy podjęło jakieś działania na południu.

Przekroczyli już granicę południowej Dahany, więc nie mieli specjalnie daleko. Ponieważ jednak informacja zastała ich podczas marszu, mieli naturalnie ileś godzin opóźnienia – przeto, nadzieję dogonienia uciekającego oddziału dawało tylko błyskawiczne posłanie kawalerii, mechów lub interwencja magiczna...

Problem był tylko jeden – na spotkanie z wojskami Dahanu i dokładniejsze wybadanie kraju wzdłuż trasy czasu już nie starczyło. Wiadomo było, że złupiona część zachodnia podobno najlepiej opierała się wpływom Kultu Oświeconych, ale... właściwie to tyle. Przeto, oddział trzeba byłoby wysłać wręcz w ciemno – bo kto wiedział, czy można ufać zgarniętym naprędce przewodnikom?

Można było oczywiście poczekać do spotkania z wojskami Holretha, ale... no, kilka-kilkanaście godzin opóźnienia mogło spowodować, że zbrojni dotrą do samej Damanary. Już teraz mogli być aż nadto blisko – a posłanie tam wojsk mogło spowodować interwencję pana miasta.

Oczywiście, zażarta kłótnia Etesa i dowódczyni smoka o to, kto powinien dowodzić pościgiem, dowodziła, że chęci do bitki nikomu nie brakuje.

***

- I co zrobili? - spytało się czwartoerowe dziecko, z zachwytem słuchając historii?

Liao Jin

Opuszczenie miasta przez legionu powitać mógł z radością. Wraz z XVIII legionem Cherak opuściła większość kontroli Błogosławionej Wyspy... Nie cała, oczywiście, ale część, która pozostała, była na tyle nieliczna, żeby nie stanowiła żadnego zagrożenia dla władzy. Zresztą, resztką sił dowodził jego stary znajomy z czasów w Smoczym Gonie. Pierwszym znakiem pozostawienia miasta samemu sobie stała się więc krótka wiadomość, zawierająca przede wszystkim zaproszenie do przypomnienia sobie starych czasów przy lampce przedniego wina.

Następnie wszystko ruszyło z kopyta. Naglącą wolę spotkania z Jinem wyraził Helkar... naglącą o tyle, że flota miała lada chwila wypływać, toteż odkładanie spotkania raczej nie wchodziło w rachubę.

Jednocześnie, jinowe kontakty w półświatku mówiły o drobnych przetasowaniach w kanałach. Kilkunastu ludzi przyłączyło się do jego podwładnych... Dziwniejsze były jednak wieści, jakie przynosili. Ich niestworzone opowieści przyniosły odkrycie jakiegoś starodawnego grobu, do którego dało się dobrać przez rozwalony, stary kanał. Dziwniejsze było jednak ciało, które znaleziono nieopodal wejścia do grobowca. Jego pożałowania godny stan wskazywał na interwencję sił nieczystych.

Wysuszony trup łamał się przy dotyku, jakby miał kilkaset lat. Przegniłe szaty nosiły znamiona wielu lat rozkładu... Jednak księga, która leżała tuż koło niego, była w bardzo dobrym stanie, więc smuga krwi, prowadząca od truchła do okładki księgi, podważała prawdziwość tezy o starodawności trupa. Zresztą, „nowi” gadali, że ich poprzedni pracodawca rozmawiał z denatem przed kilkoma dniami...

Dokładając do tego trupie emblematy, jakimi obwieszony był martwy... Trochę to zniechęcało do rabowania grobów. Nie, żeby starodawne grobowce były jedynymi źródłami potęgi w Cheraku...

***

Dnia trzeciego, przyszła informacja, że rezydencja Mei nie jest już pusta. Następnego dnia, przyszedł zaś od rezydentki list, adresowany wprost do Jina.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 08-07-2011 o 22:17.
Velg jest offline  
Stary 30-06-2011, 21:06   #34
 
Punyan's Avatar
 
Reputacja: 1 Punyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znany
Propozycja spotkania wysunięta ze strony Helkara ciekawiła, ale i niepokoiła Jina. Co prawda byłemu admirałowi odebrano stanowisko, razem z większością jego bogactwa, nie oznaczało to jednak że razem z tym utracił wszystkie swoje wpływy. Nawet po ostatnich przetasowaniach we flocie nadal znaczna część oficerów i załóg pozostała niezmieniona, pamiętając pod kim jeszcze niedawno służyła. Fakt, że decyzja admirała o nieuczestniczeniu w buncie prawdopodobnie uratowała im życie, też raczej nie został niezauważony.
Decyzja generała o wykorzystaniu doświadczenia i popularności Ferema nie zdziwiła Liao - wręcz przeciwnie, uznał ją za wyjątkowo dobry krok młodego Tepeta. Niestety nie udało mu się dowiedzieć, jakie właściwie uprawnienia przyznano wypuszczonemu z Cytadeli Feremowi. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że żadne, oprócz bliżej niesprecyzowanej funkcji doradczej. Jin doskonale zdawał sobie sprawę, że w tym ostatnim może mieścić się bardzo dużo.
Po namyśle mnich doszedł do wniosku, że niezależnie od otrzymanych prerogatyw admirał nie próbowałby raczej dążyć do konfliktu kompetencyjnego w przeddzień wypłynięcia - chodziło więc zapewne o coś innego. Z tego względu zdecydował się na mniej konfrontacyjną formę spotkania.

- Witam admirale, witam - z uśmiechem wyciągnął dłoń ku gospodarzowi - Nie chciałem zbyt was odrywać od przygotowań do wypłynięcia, a że miałem coś do załatwienia w okolicy stwierdziłem że pofatyguję się osobiście

- Witam również, witam... - Helkar uśmiechnął się nieco przygłupiasto – Muszę się przyznać, że martwiłem się nieco o los miasta, jednakże widząc waszą świątobliwość, mogę odsunąć na bok swoje niepokoje. – zaczął od komplementu, choć widać było, że „świątobliwość” znalazła się tam tylko pro forma.

- Troska o los mieszkańców w takiej sytuacji dodaje tylko większej chwały waszemu imieniu - Liao odbił komplement, nawiązując do niedawnego uwięzienia rozmówcy - Cieszę się, że generał Liang poznał się na waszych przymiotach i zdecydował powierzyć wam swe zaufanie

- Naturalnie, generał Liang jest wielkim człowiekiem i muszę mu się odwdzięczyć – zupełnie naturalnie przeszedł nad nawiązaniem – Wykonał majstersztyk godny Pasiapa, pozwalając miastu stanąć na nogi. Niestety, jego krewni mogą nie być tak oddani idei Imperium ponad polityką. – westchnął na wpół melodramatycznie, po czym kontynuował – A cóż ja, prosty kapitan, mogę zdziałać przeciw choćby narzeczonej miłościwego generała, którą ów obdarzyć raczył mianem „stada piranii”?

- Prosty kapitan? Z pewnością wasze doświadczenie i zasługi zostały znacznie wyżej ocenione? - niedowierzanie w ustach Jina nie było do końca udawane.

- Ależ skądże! Generał jest nadzwyczaj sprawiedliwy, więc nie mógł wywyższyć mnie nad ludzi bardziej zasłużonych dla miasta. – stwierdził, czyniąc aluzję do niskiej szarży Jina – Zresztą i jako kapitan jednego ze statków płynących w stronę Damanary mogę zrobić wiele dobrego. Smuci mnie tylko, że nie będę mógł pomóc w wysiłkach przywrócenia Cheraku do normalności.

- Ależ z pewnością jest wiele rzeczy które tak zasłużona osoba mogłaby dla miasta i jego mieszkańców dokonać. - mnich zdecydował się nie brać do serca wyjątkowo trafnego przecież docinku Helkara. Ostatecznie rozmowa toczyła się w kręgu przyjaciół - Generał niewątpliwie był zbyt zajęty ważnymi kwestiami militarnymi i oczekiwał, że jako osoby lepiej obeznane w temacie wykażemy się własną inicjatywą. Smuci mnie i zawstydza - w głosie Jina niewiele było słychać smutku - że nie zrozumiałem tego wcześniej

- Niewątpliwie. Cherak jest jak morze – potrzebuje gorących płomieni, żeby nie zamarznąć, oraz porywistego wiatru, żeby... ale to pewnie wiecie. – dokończył ze śmiechem jedną z tyrad, które przyniosły mu famę – Usłyszałem o niezwykłych wyczynach pana Liao i od razu stwierdziłem, że jesteście osobą, z którą generał Liang mógłby zgodzić się co do przyszłości miasta! Podobno przekonaliście Enumów do wspomożenia miasta... Proszę opowiadać – jakże to było? Nigdy związać ich z miastem nie mogłem, to i o waszych czynach chętnie wysłucham.

Pytanie admirała było bardzo celne. tak celne, że właściwie dziwne było iż nikt go wcześniej nie zadał. Niestety, było też nieco kłopotliwe.
- Ach, nie zdradzę chyba wielkiej tajemnicy jeśli powiem, że już wcześniej miałem okazję doradzać starszyźnie rodu w kilku... delikatnych sprawach i w efekcie cieszę się tu pewnym zaufaniem - mnich rozpoczął ostrożnie - Nie chciałbym tu urazić admirała, ale dla wszystkich było jasne po niepowodzeniu rebelii, że oznaczać będzie zmiany w regionie. - tu Jin zwolnił, dochodząc do części którą należało przekazać wyjątkowo subtelnie - Pod nieobecność Feremów miasto pogrążyło się w chaosie. Enumowie,jako największy obecnie lokalny ród, nawet jeśli wcześniej trzymali się na uboczu, nie mogli w tej sytuacji stać bezczynnie i dlatego ofiarnie zgodzili się przejąć ciężki obowiązek odpowiedzialności za sytuację w regionie. Ja z kolei poproszony o radę nie mogłem odmówić, pomogłem też w kontaktach pomiędzy miastem a Legionem. - tego, że Liao na sytuacji osobiście skorzystał nie trzeba było dodawać. Helkar wyraźnie był kuty na cztery nogi i z pewnością tego faktu nie przeoczył.

Jeśli Helkar nie uwierzył w słowa Jina, zupełnie nie dał tego po sobie poznać. - Raduje mnie, że miasto znalazło w was tak utalentowanych mediatorów... - zrobił pauzę, lekko się uśmiechając - Zrzuciło mi to ciężar z ramion. Musicie wiedzieć, że ród Ferem znajduje się w sytuacji nieciekawej. Oszczędzając mych krewniaków, generał nie zapewnił środków koniecznych do większej służby miastu... - westchnął melodramatycznie - Z pewnością uznał, że losy Imperium są najważniejsze, a Feremowie mają możliwość i powinność samodzielnego stworzenia miejsca, z którego mogliby służyć miastu. Przeto, w tym duchu zwracam się do was z przyszłością mego rodu - jesteście jedyną osobą, która może przekonać starszyznę Enumów o korzyściach, jakie mogłaby przynieść adopcja młodych Smoków z Cheraku.

- Każdy smok będzie dla miasta cenny - ostrożnie odpowiedział Jin, nieco zaskoczony propozycją admirała - Nie mogę nic obiecać przed rozmową ze starszyzną, ale jestem przekonany że propozycja ta spotka się z ich przychylnością - choć oczywiście ustalenie szczegółów może zająć trochę czasu. Jeśli admirał - mnich zaakcentował nieco mocniej tytuł rozmówcy - przed wyjazdem zechce skontaktować mnie lub któregoś z moich pomocników ze swoimi pozostającymi w mieście krewniakami, myślę, że dałoby się pomyśleć od razu o przynajmniej jakichś tymczasowych rozwiązaniach.

- Oczywiście, generał nie miał też czasu, aby wynagrodzić tych zasłużonych dla miasta... Żal też byłoby, gdyby Cherak stracił waszą pomoc – jeśli więc bylibyście zainteresowani zostaniem w mieście, chętnie porozmawiałbym w waszym imieniu z kilkoma damami, aby wam się tu łatwiej żyło. – przerwał, widocznie się namyślając - Choćby moja siostrzenica, a z pomocą Hesiesha może i Enumka, wydawała się być wami zafascynowana.

Mnich roześmiał się na propozycję Ferema - Może rzeczywiście pora by się ustatkować i osiąść w jednym miejscu, a Cherak jest ku temu całkiem dobrym miejscem. Wezmę waszą propozycję pod uwagę gdy będę rozważał dalsze plany osobiste. W obecnej chwili, gdy tyle się wokół dzieje nie ma sensu się z decyzją śpieszyć, ale, o ile Smoki nie pokierują inaczej moimi drogami, będziemy mieli jeszcze niejedną okazję by o tym porozmawiać

Wizyta trwała jeszcze dobre pół godziny podczas których toczyła się nieśpieszna rozmowa dwóch Smoków. Wyszło ileś nieporozumień (choćby inna interpretacja adopcji), kilka ustaleń... - jednakże ostatecznie całą rozmowę miała zrewidować przyszłość.

*****

Wydarzenia w mieście działy się w przyśpieszonym tempie - było przecież tyle rzeczy do zrobienia, a tak mało czasu. W ciągu pierwszych dwóch dni od wyruszenia Legionu Liao zdążył spotkać się z Helkarem oraz wpaść na przyjacielską wizytę do pozostawionego w mieście ze szponem wojsk Wyspy znajomego. Ta ostatnia się nieco przeciągnęła, ale oprócz kwestii czysto towarzyskich (których konsekwencje były mocno odczuwalne następnego dnia - Jin miał zdecydowanie słabszą głowę od Aresa) udało się ustalić podstawowe zasady współpracy legionistów ze służbami miejskimi.

Oddelegowano specjalne siły do porządkowania jaskiń niegdyś zawierających Arsenały. Działające i łatwe do naprawienia artefakty i uzbrojenie zabrał oczywiście legion, ale zostało nadal całkiem sporo obiektów mocniej uszkodzonych, czy też i zwykłego śmiecia. Selekcjonowaniem i katalogowaniem pozostałości zajęli się wykwalifikowani, miejscowi taumaturdzy - część szczątków zawieziono jednak w oddalone podmiejskie lokacje, celem dogłębniejszej analizy w stosowniejszych warunkach.

Dodatkowo Jin wysłał grupę inspektorów, by przyjrzeli się dokładniej znalezionej w podziemiach krypcie i (korzystając z asysty i rad kapłanów z miejscowej świątyni Nieskalanej Wiary) zdecydowali, co należałoby ze znaleziskiem zrobić.

Biorąc pod uwagę obecną sytuację miasta, należało oczekiwać, że następne dni nie będą spokojniejsze
 
Punyan jest offline  
Stary 05-07-2011, 23:17   #35
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Przygotowania do wymarszu legionu trwały pełną parą, a obóz, jak każde większe skupisko ludzi, huczał od plotek. O tym, że wyższe sfery, zamiast poważnie podejść do problemów miasta, urządziły sobie imprezę. O tym, że Cherak ma odwiedzić pewna dama, która ponoć była narzeczona generała Tepeta i o tym, jakie to powody mogły przyświecać oficerowi, że nie zdecydował się na swoją przyszłą partnerkę poczekać. Oczywiście, nie zabrakło również sarkania i podśmiewania się z obdarowywania machinami bojowymi ładnych panienek.

To ostatnie stanowiło rzecz jasna gorący temat zwłaszcza wśród służby panienki Cathak. Mało kto z pięćdziesięcioosobowej świty arystokratki wierzył, że dziewczyna osiągnie po przybyciu do Cheraku cokolwiek konkretnego, ale że Stella była generalnie stworzeniem lubianym, nastroje były mocno pozytywne... Z poprawką na to, że większość osób miała poważne wątpliwości, czy młoda Cathakówna poradzi sobie z nowymi obowiązkami. W końcu panienka nigdy nie zajmowała się niczym odpowiedzialnym dłużej niż przez tydzień (czyli dopóki jej się nie znudziło). I chociaż wyglądało na to, że tym razem jej zależy, chwilami wciąż zachowywała się jak mała, rozkapryszona dziewczynka. Cała Stella. Jednego dnia rozdaje pokaźną premię finansową wszystkim, którzy brali udział w przygotowaniach do przyjęcia, następnego ni z tego, ni z owego strzela focha, wygania wszystkich z namiotu i nie chce nikogo widzieć. Jak ktoś taki może pełnić poważne obowiązki z wojsku?

Na usprawiedliwienie Stelli można było co najwyżej powiedzieć, że cierpiała ponoć na wyjątkowo paskudną migrenę. Tego wieczoru była umówiona na kolację z Liangiem i choć cały dzień narzekała na pogodę, która wróżyła ból głowy, nic nie wskazywało na to, że kolacja może nie dojść do skutku. Tymczasem dosłownie chwilę przed przekroczeniem progu namiotu generała dziewczyna wykonała gwałtowny w tył zwrot, naciągnęła na głowę kaptur, po czym jak burza ruszyła w kierunku swojej kwatery. Tam zanurkowała pod kołdrę, przykryła się nią aż po głowę i zapowiedziała, że nigdzie się stamtąd nie ruszy i żeby zostawić ją w spokoju. Na zatroskaną uwagę ochmistrzyni, która załamała ręce, że Stella faktycznie wygląda upiornie i jest blada jak trup zirytowana odwarczała, że czuje się upiornie, głowa boli ją upiornie, więc ma pełne prawo wyglądać upiornie i już! Dalsze próby dociekania i propozycje wezwania medyka skończyły się latającymi poduszkami, a w końcu w braku powyższych nawet ciosem klapkiem (nietrafionym zresztą). Pokrzywa potem zarzekała się, że panienka byłą tak zdenerwowana, że wydawało jej się, że oczy Stelli spod kołdry wyraźnie świecą na czerwono. Cud, że niczego animą nie spaliła.

Generalnie jednak to wojskowy awans Stelli, nie jej drobne dziwactwa, stanowiły główny temat rozmów.

- A nie mówiłem! - powtórzył po raz kolejny stary kucharz, uśmiechając się triumfalnie pod sumiastym wąsem.

Siekał warzywa wielkim tasakiem i generalnie wprawdzie nie wyglądał specjalnie groźnie, ale Polny Rumianek, ochmistrzyni Stelli, jakoś nie miała ochoty się z nim kłócić. Gwoli ścisłości, nie upierała się przy swoim także (a może przede wszystkim) dlatego, że pomimo pokazowego sarkania pod nosem, że “czas najwyższy!” i “czy nie można było szybciej?”, rozpierała ją duma ze znajdującej się pod jej kuratelą dziewczyny.

- Jeszcze nikt nie powiedział, że sobie na takim odpowiedzialnym stanowisku poradzi! - poparła milczący sprzeciw koleżanki Pokrzywa. W zasadzie nie miała nic do roboty w kuchni, ale to zawsze było najlepsze miejsce na ploty. - Poza tym Stella w mechu? Jak ona będzie wyglądać?! Przecież wiadomo, że piloci rozbierają się do rosołu, bo tam gorąco... Założę się, że ten młody oficer zrobił to wyłącznie po to, żeby móc popatrzeć na jej wdzięki!

- A toć on niby mecha do tego potrzebuje? - mruknęła pod nosem dziewczyna pracująca jako pomoc kuchenna.

- Stellcia to duża dziewczynka, na pewno wie co robi. - Jedyny mężczyzna w pomieszczeniu ani na chwilę nie przerwał operowania tasakiem. - W końcu jest dorosła.

- Ja mam tylko nadzieję, że pamięta o piciu Panieńskiego Wywaru, bo jeszcze tego by brakowało... - Pokrzywa na wszelki wypadek załamała ręce.

Kucharz wzruszył ramionami. O tym, że panna Cathak z całą pewnością była kochanką Lianga, był przekonany praktycznie cały obóz. W kulturze Błogosławionej Wyspy nie było to zresztą nic oburzającego - o ile tylko panna na wydaniu dbała o to, by nie dorobić się nieplanowanego potomka, wszystko było w jak najlepszym porządku. Zdobywanie wpływów i pozycji z zastosowaniem łóżka również było jak najbardziej akceptowalne, dopóki było skuteczne. W tym przypadku najwyraźniej panienka Stella trafiła w dziesiątkę i można było tylko pogratulować.

- A co jeśli się zakocha? I on złamie jej serce? Przecież wiadomo, że jeśli małżeństwo, to tylko polityczne, a Stellcia jest taka emocjonalna - pokręciła głową Rumianek, po czym ni stąd, ni zowąd zaczęła pochlipywać.

- Moja mała dziewczynka, kiedy ona tak szybko dorosła? Jeszcze przed chwilą sięgała mi do pasa, i... i...

Kobieta otarła spływającą po policzku łzę rąbkiem spódnicy. Wzruszała się za każdym razem, gdy pomyślała, że jej mała Stellcia jest już dorosłą kobietą, która zaczęła obiecującą karierę wojskową i najwyraźniej radziła sobie coraz lepiej. Pomyśleć, że jeszcze przed chwilą była słodkim szkrabem plączącym się pod nogami... Choć gdyby spróbowała się nad tym zastanowić, niezwykle trudno byłoby jej przypomnieć sobie jakieś szczegóły ze Stellowego dzieciństwa. Wszystko było jakieś niewyraźne i zamazane, jakby dostęp do tych wszystkich wspomnień był tuż na wyciągnięcie ręki, ale za grubą, matową szybą. Polny Rumianek nie zastanawiała się nad tym ani przez chwilę, podobnie zresztą, jak pozostali członkowie świty Stelli z rodu Cathak. Byli zbyt głęboko przekonani o tym, że znają panienkę od wielu, wielu lat.

***

Dziewczyna wytoczyła się raczej, niż wyszła z pięciometrowego, ogniście czerwonego robota bojowego. Oddychała ciężko, ale jej dumna mina wskazywała, że generalnie była zadowolona ze swoich osiągnięć. Dowódca jej kła, starszy oficer będący wybrańcem Smoka Ziemi, również sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego.

- Całkiem nieźle, dziecinko, całkiem nieźle - pochwalił Stellę kiwając w zadumie głową. - Musisz tylko uważać, żeby twoje ruchy były mniej gwałtowne, a bardziej precyzyjne...

Zamiast dokończyć, znacząco spojrzał na smętnie sterczące kikuty kilku drzew. Ćwiczenie miało polegać na tym, żeby precyzyjnie operować mieczem pomiędzy drzewami. Cóż, nauka pełnego panowania nad możliwościami maszyny zawsze zajmowała trochę czasu, a przecież panna Cathak ponoć nie była mistrzynią miecza także wtedy, gdy trzymała go w ręku osobiście, a nie poprzez metalowe ramię gigantycznego robot bojowego.

- Ale tamten zagajnik jest cały i zdrowy! - uściśliła z dumą w głosie dziewczyna. Istotnie, któraś kolejna próba zakończyła się spektakularnym sukcesem, ku wielkiej radości okolicznych wiewiórek.
- Zaiste. Pamiętaj jednak, że kiedy staniesz do bitwy, od dokładności twoich ruchów zależeć będzie życie ludzi. Nie możesz pozwolić sobie na błędy - pouczył ją po raz chyba setny tego dnia.
- Przecież chyba zdążę się nauczyć do tego czasu, prawda? - wbiła w niego spojrzenie wielkich oczu.
- Nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość, moje dziecko - odpowiedział poważnie, głaszcząc znacznie niższe od siebie dziewczątko po głowie. - Ale nic się nie martw, nie wyślę cię przecież w środek bitwy, dopóki nie będziemy pewni, że sobie poradzisz - uśmiechnął się ciepło.

Stella po raz kolejny w ciągu ostatnich dwóch dni uznała, że lubi Nellensa Katsuro. Był uroczym, starszym panem, który wyraźnie dbał o swoich ludzi aż do przesady. Protekcjonalność, którą okazywał maskotce jednostki, większości osób z pewnością wydawałaby się irytująca, ale Stellę bardziej rozczulała, niż denerwowała. Zupełnie nie czuła potrzeby udowadniania sobie i światu, że zasługuje na więcej szacunku. Skoro o zasługiwaniu mowa, na lepszego mecha w legionie póki co z całą pewnością nie zasługiwała, ale już zdążyła tego faktu mocno pożałować. Ta kupa złomu miała dramatycznie wręcz fatalną wentylację (czy raczej jej brak), koszmarnie mało miejsca w środku i grzała się tak, że pomimo panujących na zewnątrz minusowych temperatur pilotowało się to ustrojstwo niemalże w bieliźnie. O takich miłych akcentach jak barek z wyposażeniem w ogóle nie było co marzyć. Tyle dobrego, że widoczność jak na standardy niższych modeli miał zupełnie przyzwoitą, gdyż w tym akurat egzemplarzu wąską szczelinę, przez którą zwykle pilot obserwuje świat, zastąpiono przezroczystą płytą. A poza tym był szybki, czerwony i wyglądał groźnie!

Sama obsługa maszyny wymagała dzikich nakładów esencji (chociaż zawsze mogło być gorzej!), ale nie była specjalnie skomplikowana. Oczywiście przypomnienie sobie i wyczucie, w jaki sposób robot reaguje na jej ruchy, zajęło Stelli chwilkę czasu, ale znacznie więcej energii musiała poświęcić na zabawę zatytułowaną “jestem niezdarna i mi nie wychodzi!”. Oczywiście zawsze mogła tłumaczyć, że na przykład jej starszy brat pozwalał jej co czas pilotować swojego (co w zasadzie nawet nie było aż tak dalekie od prawdy), ale im mniej pytań, tym lepiej dla niej. Masakrowanie drzewek było zresztą całkiem przyjemną rozrywką (no dobrze, byłoby, gdyby ktoś pomyślał o świeżym powietrzu w kabinie!) i Gwiazdka musiała przyznać, że w gruncie rzeczy nie może się doczekać, aż będzie miała okazję wypróbować robota w nieco poważniejszych okolicznościach. Nie żeby zamierzała specjalnie szpanować, ale Ognisty Żniwiarz zwyczajnie marnował się kosząc okoliczną roślinność!

Okazja nadeszła znacznie szybciej, niż Stella mogła się spodziewać. Już trzeciego dnia od wyruszenia z miasta do dowództwa legionu dotarły wieści o kłopotach, na które najlepszym lekarstwem były roboty bojowe i kawaleria. Zdążyła tylko usłyszeć Pelepsa Etesa mówiącego komuś z przekąsem, że skaranie smocze z niewydarzonymi panienkami, którym odpala się przyzwoity sprzęt bojowy i marudzącego, że zaraz wszyscy zobaczą, jak się takie rzeczy kończą. Chwilę później dotarło do niej wezwanie do natychmiastowego stawienia się na stanowisko. Jej kieł mechów był jednym z tych, którym przypadła zaszczytna funkcja ścigania Kroczących Po Lodzie.
 
Serika jest offline  
Stary 06-07-2011, 00:20   #36
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Prośby wystosowane przez panienkę Cathak i generała Tepeta mieściły się w granicach średnio kłopotliwych. Zajęcie się sytuacją tutejszych niewolników w innym wypadku byłoby dla Meyumi priorytetem, ale w Cheraku nie dysponowała ani odpowiednimi środkami, ani wystarczającym czasem, by móc porządnie zająć się tą sprawą. Udała się zatem do mnicha Niebiańskiego Porządku, któremu wyleczyła wyjątkowo paskudnie złamaną nogę jeszcze na początku swego pobytu w mieście i przedstawiła całą kwestię. Nie omieszkała wspomnieć o zaangażowaniu panienki Stelli mając nadzieję, że to nada sprawie odpowiednią wagę. Kapłan pokiwał głową, wyraził chęć pomocy i obiecał, że zajmie się wszystkim. Jego zapewnienia nie brzmiały jednak zbyt szczerze i dziewczyna dodała, że w razie problemów może liczyć na pomoc jej przyjaciela - Ledaal Seirena, który zna całą sytuację i wie jak bardzo jej na niej zależy. Miała nadzieję, że to wystarczy, nic więcej zrobić nie mogła.
Chciała też wierzyć, że Seiren jeszcze zdoła spełnić tą jej jedną prośbę, od czasu swojego przybycia do Cheraku wykorzystywała go bezlistośnie, a on znosił wszystko cierpliwie.
Czyżby ciągle miał nadzieję? - dziewczyna pokręciła lekko głową. Nie mogła teraz o tym myśleć, miała zbyt wiele spraw do załatwienia.
Jedną z nich była rozmowa z żywiołakami. Kapłance nie podobał się pomysł wcielenia duchów lodu do armii. Były zbyt nieskrępowane i takie powinny pozostać, ale obietnica pozostawała obietnicą.
Spotkanie, pomimo jej obaw, odbyło się w neutralnej atmosferze. Płatek Śniegu nie wyglądała jakby otrzymała poważniejsze rany, a informację o ciężki stanie Deleda przyjęła z rozbawieniem mocno podszytym złośliwością. Zresztą - wszystkie żywiołaki były z tej wieści wyjątkowo wrednie zadowolone. Meyumi udało się przekonać Płatek Śniegu, by duchy nie przeszkadzały im w działaniach wojennych, ale na nic więcej, tym bardziej na pomoc z ich strony, nie mogli liczyć.
Kapłance taki stan rzeczy jak najbardziej odpowiadał, pomimo całego szacunku jakim je darzyła - ich udział w walkach był zbyt nieprzewidywalny. Należało tylko poinformować o tym Lianga.

***

Największym problemem pozostawał czcigodny Peleps, którym opiekowała się od kilku dniu. Doskonale zdawała sobie sprawę, iż Jin oczekiwał, by rozwiązała kwestię egzarchy ostatecznie, ale czym innym było strzelanie do dowódcy Dzikiego Gonu w czasie walki, a czym innym nie udzielenie wszelkiej pomocy potrzebującemu. Meyumi wiedziała, że może potem bardzo tego żałować, ale zdecydowała się jedynie na utrzymywanie Deleda w stanie nie pozwalającym mu na wyzdrowienie. Ilekroć wchodziła do sali, w której leżał egzarcha przypominały się jej słowa jednego z nauczycieli: Jesteś za miękka, nie przydasz się będąc taka.. Nie zmieniła jednak zdania i gdy nadszedł dzień przed wymarszem legionu musiała pomyśleć, co zrobić by Peleps nie ozdrowiał cudownie ledwo ona opuści miasto.
Ostatecznie zdecydowała się na puszczanie krwi, którego do tej pory starała się uniknąć, uważając tą metodę za zupełnie bezskuteczną w leczeniu. Zmartwiona oświadczyła pozostałym medykom, iż “kurację” należy powtarzać przez pięć dni (jak wiadomo pięć jest świętą liczbą, zatem należy skorzystać z jej pomocy) i jeśli nie przyniesie odpowiednich efektów, to już nic nie pomoże.
Pierwsze puszczanie przeprowadziła osobiście, po czym wyraziła głębokie ubolewanie, że nie będzie mogła sama kontynuować leczenia i pożegnała się ze wszystkimi. Opuszczając szpital zastanawiała się jak Deled zareaguje na informację, iż to ona czuwała przy jego łożu.

***

Przygotowywania do wymarszu wojska przebiegły dla Meyumi bez większych trudności dzięki wcześniejszym ustaleniom z dragonlordem zarządzającym zaopatrzeniem.
Jedynie pożegnanie z Seirenem odbyło się nie tak jakby tego chciała - mężczyzna próbował namówić ją by pozostała w Cheraku argumentując, że miasto ją potrzebuje. Nie dodał jednak tego, co dla kapłanki było nazbyt jasne - tego, że to on jej potrzebuje. Odmówiła najdelikatniej jak potrafiła. Nie mogła zrezygnować, nie teraz kiedy w końcu miała rozpocząć podróż powrotną do Damanary. W końcu nie uciekała, a wracała. Była to niezaprzeczalna zmiana w jej dotychczasowym życiu.
Zdawał się rozumieć, ale smutek, który w nim wyczuła pozostał przy niej aż do postoju na nocleg.

***

Meyumi siedziała w swoim namiocie i z namysłem rozczesywała włosy. Pierwszy dzień podróży minął bez komplikacji - żadnego ścigającego ją Deleda czy kręcącej się w pobliżu Anatemy. Szkolenie pomocników medycznych szło dobrze, cały oddział został zakwaterowany, nawet jej akolitki były pełne werwy. Tylko ona nie mogła znaleźć dla siebie miejsca, gdyż ciągle drażniło ją wspomnienie Lunara. Po raz kolejny umknęła śmierci. Tylko, że tym razem stało się tak dzięki pomocy Anatemy. Dlaczego jej pomógł? Dlaczego?
- Meyumi-sama? - rozmyślania przerwał jej głos Ayaki.
Odetchnęła głębiej i odchyliła poły namiotu. Przed wejściem stały obie młode kapłanki z niepewnymi uśmiechami na twarzach.
- Możemy wejść, Meyumi-sama? - zapytała Leika.
- Oczywiście moje drogie, proszę. - gestem zaprosiła je do środka. - Coś się stało?
Dziewczyny pokręciły głowami jednocześnie. Panna Ledaal zaczęła się zastanawiać kiedy ostatnio miały okazję na spokojnie porozmawiać.
- Co się dzieje? - spytała łagodnie. - Od czasu dotarcia do Cheraku niewiele miałam dla Was czasu.
- Ależ doskonale rozumiemy, że była Pani bardzo zajęta... - zaprzeczyła z mocą Ayaka. - Chciałyśmy się tylko spytać, czy Meyumi-sama, rzeczywiście wierzy, że uda nam się wrócić do domu... - ostatnie słowa dziewczyna wypowiedziała lekko ściszonym głosem.
Starsza kapłanka uśmiechnęła się ciepło.
- Czy myślicie, że gdybym nie wierzyła, to uczestniczyłabym w tym wszystkim?
Leika pokiwała nieśmiało głową.
- Nie przepuściłaby by Pani żadnej szansy na odzyskanie Damanary.
Meyumi zaśmiała się cicho zasłaniając usta dłonią.
- Prawda, ale w tym wypadku również wierzę. - odpowiedziała spokojnie. - Tylko niestety nie będzie, to do końca ta Damanara, którą znamy... - dodała ze smutkiem po chwili. Akolitki spojrzały na nią uważnie.
- Na początku możemy zapomnieć o pełnej swobodzie w wyrażaniu wszelkich myśli. Musicie o tym pamiętać. Wystarczy już, że mnie nazywają heretyczką.
- Słyszałyśmy.. - mruknęła Ayaka.
Panna Ledaal skinęła głową.
- Zatem wiecie jak to wygląda. Teraz jednak powinnyśmy skupić się na odzyskaniu miasta. Nie wiadomo co zastaniemy na miejscu. Bez Waszej pomocy mogę nie dać sobie rady.
- Możesz na nas liczyć, Meyumi-sama/
- Nie zawiedziemy cie.
- Dziękuję kochane. - pogłaskała obie dziewczyny po policzkach. - Razem napewno coś wymyślimy. A teraz idźcie już spać.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 06-07-2011, 00:48   #37
 
Daerian's Avatar
 
Reputacja: 1 Daerian nie jest za bardzo znanyDaerian nie jest za bardzo znanyDaerian nie jest za bardzo znanyDaerian nie jest za bardzo znanyDaerian nie jest za bardzo znanyDaerian nie jest za bardzo znany
Tego dnia, jego szczęście się skończyło. Już wcześniej jego pokój był aż po brzegi zawalony wezwaniami od przełożonych, jednak ignorował je, wiedząc, że poza nim nikt ich nie znajdzie. Urządzenie komunikacyjne, ukryte w jego rękawie, odzywało się cyklicznie co pół godziny...

Nie dbał o to wszystko: był na uczciwym urlopie, w jednym z zapomnianych zakątków
Stworzenia. Żaden interes, czy to niebiański, czy też ziemski, nie mógł mu przeszkodzić, nim nie upłynie drugi tydzień jego urlopu.

Tak myślał. A później, drzwi wyleciały z zawiasów - i już wiedział, jak bardzo się mylił.

***

Do: Yrgoth Starshine.
Od: Biuro Hu Dai Liang, Wydział Bitew, Podwydział Wojen Sprawiedliwych
Nakazuje ci się rozwiązać przypadek zaburzenia czasoprzestrzennego identyfikowany przez ID: 632-SEX-621-821.
Streszczenie misji:

Nakazuje ci się wspomóc działania agentki identyfikowanej jako agent #31514 'Cathak Stella' w celu utrzymania poziomu infiltracji koniecznego do koordynowania działań XVIII legionu przeciwko Bykowi Północy. W Krośnie zapisano bowiem, że przed następnym rokiem Damanara powróci do Imperium.

Nakazuje ci się też zinfiltrować konfederację dahańską - zanotowano tam bowiem nieprzewidziane działania Kultu Oświeconych; ponadto, Gwiezdni opiekujący się tamtejszym Kultem zeznają, że utracili nad nim kontrolę.

Bądź przygotowany na interwencję kota agentki - Lunara.

Sugerowana droga wykonania:
1. (?)
2. Profit!

Oszacowane prawdopodobieństwo ukrytej interwencji solarnej: 84.3%.
Oszacowane prawdopodobieństwo ukrytej interwencji demonicznej: 45.1%.
Oszacowane prawdopodobieństwo ukrytej interwencji lunarnej: 33.3%.


***

Droga nie należała do szczególnie uciążliwych. Wprawdzie była nieco... nieoptymalna, bowiem obejmowała podróż przez Błogosławioną Wyspę, aby wreszcie dotrzeć na Północ. Jednak... się opłaciło. Podróż w towarzystwie Mnemon Mei ( Mnemon Mei ) i kilku młodych arystokratów nie była szczególnie uciążliwa – i pozwalała dobrze wykorzystać zalety bycia Cathakiem Avaku. Wreszcie, zawiodła go do Cheraku – ostatniego miasta na drodze do legionu... Po drodze zdążył się mniej więcej zorientować w miejscowej sytuacji - na tyle ile dostarczone raporty i jego własne umiejętności pozwalały. Sytuacja zapowiadała się pięknie - nie dość, że odwołali go z urlopu i wysłali do jakiegoś zasmocza na prowincji, to jeszcze w środek wojny przeciwko Solarom... z jakąś bliżej nieznaną młodocianą smoczokrwistą agentką jako jedynym wsparciem. Jakby tego było, pod sam nos całkiem nieźle mu znanego agenta Wszechwidzącego Oka... same zalety. A co najgorsze, gdzie on znajdzie tu jakieś dobre wino i utalentowanych partnerów do gry?!?
Westchnął ponownie, pocierając kilkudniowy zarost na brodzie i poprawiając koński ogon, w który zawiązał włosy. Jego czerwone oczy z niecierpliwością wypatrywały brzegu na horyzoncie, szczególnie że zapasy wina na pokładzie zdążyły się już skończyć.
Cóż, przynajmniej odwiedzi starego ucznia... ciekawe jak ten cały Liang sobie radzi... był tak pilny, że momentami aż go to bawiło - i może nawet nauczył się już nie patrzeć skupionym wzorkiem na figurę na którą planował skierować “podstępny” atak przy grze w Gateway? Zobaczymy.
Przeciągnał się niecierpliwie, prostując swoje całkiem słusznego wzrostu (metr osiemdziesiąt dziewięć) ciało i westchnął. A potem zawrócił do znajdujących się na pokładzie pań, by dotrzymać im towarzystwa. Rosły wojak, odziany w lekką zbroję i z dwoma mieczami przy boku stanowił w końcu wyśmienitą rozrywkę, szczególnie gdy okazał się oczytanym nauczycielem z jednej z czterech głównych Akademii Wyspy... i absolwentem jeszcze jednej. Co prawda, najbardziej ciekawiła je opowieść o jego walce z srebrną Anathemą, która opowiedziana po raz trzydziesty zaczęła mu się wymykać spod kontroli... ostatnio pytały się go o kilka wydarzeń, o których na pewno im nie mówił... chyba muszą plotkować między sobą i co nieco ubarwiać tę historię.
Kilka godzin później z westchnieniem ponownie przeczytał podstawowe informacje i zalecenia miejscowej agentki, pozbył się listu i przygotował się psychicznie do zejścia na ląd. Wydał rozkazy i nakazał szykować się swoim ludziom oraz powiadomić pewną piękną smoczą pannę, że zaraz lądują.

*
Ciekawe czy Jin powita go już w porcie?
*

Autoironiczną rozterkę musiała wyczuć pani Mei, do której świty chwilowo przynależał. Gromadka młodych Dynastów – w tym, co było dla Gwiezdnego dość korzystne, jeden jego stary uczeń – zmierzała wprost do legionu, zamierzając po drodze uciąć sobie polowanie na tygry... Anatemy.

Nie o tym jednak mówiła starsza służka, z szacunkiem chyląc głowę przed nauczycielem w Domu Dzwonów.

- Czcigodny panie, czcigodna pani Mei każe przykazać, że pan Jin okazał się być jej sąsiadem. Jeśli pozwolisz, czcigodna pani Mei wyśle mu zaproszenie, kiedy tylko przybędziemy do jej posiadłości.

- Przekażcie pannie Mei, że z najwyższą przyjemnością skorzystam z jej uprzejmości. Nie mogę się doczekać rozmowy z czcigodnym Jinem.
Szkoda tylko, że nie dowiem się najpierw dokładniej co ta agentka mu naopowiadała... Cóż, pozostawało skorzystać z całkiem dokładnych raportów... pisać je umiała całkiem nieźle.
Po dotarciu na miejsce przebrał się w schludny strój... a potem pozostało mu tylko czekać.

***
 

Ostatnio edytowane przez Daerian : 06-07-2011 o 01:20.
Daerian jest offline  
Stary 06-07-2011, 00:55   #38
 
Morg's Avatar
 
Reputacja: 1 Morg nie jest za bardzo znanyMorg nie jest za bardzo znany
Jako Tepet Liang

Pułkowniku — zwrócił się do Etesa — weźcie czarnoksiężników, dwa kły mechów oraz kilka szponów kawalerii i ruszajcie w pościg. Z pomocą zaklęć dogonicie ich za kilka godzin – powinni być zmęczeni forsownym marszem. Postarajcie się przejąć to magitechniczne ustrojstwo, jeśli się nie da – zniszczcie. Ten oddział nie może dotrzeć do Damanary.

Sesus Avar, satrapa Winterfell...

Kimkolwiek był, zdecydowanie nie był człowiekiem rozsądnym. Tym jednak razem mogło to wyjść na dobre. Tysiąc wojów Byka Północy i dziwna machina – gdyby nie Avar, zapewne dotarliby do Damanary bez większego trudu. Teraz ich podróż powinna skończyć się wcześniej, niż przewidywali. O ile kawaleria i mechy pod dowództwem Etesa spełnią swoje zadanie.

Mechy... ciekawe jak poradzi sobie z nimi młoda Stella. Jest całkiem zdolna i ma szanse nadrobić choć trochę w ten sposób brak doświadczenia... z drugiej strony, czasu miała mniej, niż ustawa przewiduje. Cóż, niewątpliwie posiada predyspozycje, a to czy je wykorzysta to się okaże. Jest w końcu wyniesioną, Dynastką – i mimo dość niefortunnego braku zajęcia do tej pory, nie wygląda na zepsutą dekadentkę. Biorąc zresztą pod uwagę obozowe plotki, im szybciej pokaże, że potrafi się bić, tym lepiej dla niej.
 

Ostatnio edytowane przez Morg : 07-05-2012 o 22:41.
Morg jest offline  
Stary 06-07-2011, 01:05   #39
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Szybujące pod Etesowym dowództwem wojska szybko dotarły na miejsce, w którym siły z Winterfell starły się z komunikiem wędrujących wsród lodów. Tu jednak zalety magicznej podróży się skończyły - zaczynało się ściemniać, więc Peleps nie chciał ryzykować zgubienia tropu. Siły zostały zmuszone, aby zwolnić – ślady przejścia gromady z Północy wprawdzie były dość oczywiste, lecz należało wziąć poprawkę na kiepską widoczność i zawirowania wewnątrz wiru. Tak więc, dalsze chwile minęły na trochę spokojniejszym podążaniu za śladami wędrujących wśród lodów. Wreszcie, dwie godziny później, oddziały dotarły na miejsce...

***

- Witajcie, czcigodny satrapo! – zawołał Peleps zaraz po wylądowaniu, podchodząc do muskularnego satrapy Winterfell.
- Ilu masz? – bezceremonialnie zapytał Sesus, doskonale wpisując się w krążące o swym domu opinie.
- Trzy szpony, siedem mechów... – odpowiedział Etes, widocznie uznawszy kłótnię za niepotrzebną – Wy?
- Sześć skrzydeł wyjdzie i szpon, wystarczy. Radzę czasu nie tracić, a ustawić się w prostym szyku...
- Zaczekaj, czcigodny Avarze...
– przerwał mu Etes i odebrał jakiś meldunek od czarnoksiężnika – Kilka zdematerializowanych bytów zoczył, możesz już zmodyfikować plan... – stwierdził z cieniem złośliwego uśmiechu.

***

- Dziecinko, stań na tyłach i wartuj. Jak tylko zoczysz uciekających, daj ogniem znać! Ścigać ich będziemy... – starszawy dowódca kła „klepnął” mecha Stelli po ramieniu i zostawił panienkę samą... - Chyba, że się jakaś rzecz dziwna wydarzy, wtedy wejdziesz wcześniej...

***

Bitwa zaczęła się szarżą połączonych sił Etesa i Avara na barbarzyńców. Szarża ta jednak bitwy nie rozstrzygnęła – obaj dowódcy zbytnio uważali, aby nie wystawić zwykłych sił na atak zdematerializowanych duchów. Wprawdzie wśród heretyków mówiło się nec draco contra plures, więc i nieludzkie byty uległyby naporowi... ale żaden z dowódców nie chciał zanadto sprawdzać, ilu ludzi kosztowałoby ich szybkie uderzenie duchów tego świata.

Starcie miało balans dodatni dla sił Imperium, jednakże... miejsce spotkania było już stosunkowo za blisko Damanary, aby którykolwiek z dowódców o Smoczej Krwi miał ochotę przeciągać walki. Zebrali się do drugiej, decydującej już szarży. Najpierw rzuciły się naprzód mechy, a za nimi podążyła kawaleria, zamierzając się wepchnąć w powstałe szczeliny, i piechota.

Wszystko udaremnił dowódca drugiej strony, który najwyraźniej biegle władał własną esencją. W jakiś sposób zdołał wpłynąć na jeńców...

***

Ledaal Meyumi

W jednym momencie stała nieopodal stanowisk dowódców, korzystając z protekcji w najbezpieczniejszym miejscu formacji... w drugim zaś stałaś naprzeciw szarżującej, ludzkiej tłuszczy, oddzielona jedynie kilkoma szeregami włóczników. Sprawdziły się najczarniejsze przypuszczenia dowódców – luka we frontowych szeregach barbarzyńców nie była przeoczeniem, a zabiegiem celowym.

A teraz... pięć tysięcy przerażonych ludzi z jasyru biegło wprost na szeregi legionu. Widziała satrapę i dowódcę szponu, wznoszących ręce w geście nakazującym spokój... zapewne uznali, że przerwanie szyków oznaczać będzie rozbicie ich oddziałów.

Wiedziała zaś jedno – jeśli nic nie zrobi, z tych rąk prędko polecieć mogą żywioły, a północne pustkowia zrosić mogła krew...

***

Cathak Stella

To... był chyba ten moment. Tyły komuniku były już odsłonięte, a piechocie Imperium groziło przerwanie szyków. Miała pełną justyfikację wejścia do akcji...

… choć, czy Stella kiedykolwiek mogłaby myśleć o justyfikacji, obserwując z góry taki widok?

***

Ledaal Féng

To miała być lekka, niewymagająca praca. XVIII legion miał przecież zostać wysłany w pokojowe okolice, co podobno zapewniało multum czasu na własne badania. Wierutne bzdury! Chwila teraźniejsza była najlepszym przykładem - najpierw nakazano mu przenieść wcale nie najmniejsze oddziały na dystans kilkuset mil. Potem, jakby już poprzednie zadanie nie było dość energochłonne, otrzymał rozkaz, aby czuwał i chronił otaczający go szpon...

Pierwsze kilkanaście minut minęło spokojnie. Problemy zaczęły się dopiero później – kiedy dowódca barbarzyńców spuścił ze „smyczy” swych jeńców. Zapanował rwetes i nieopisany chaos, ale Féng miał większe zmartwienia na głowie. On widział więcej: ponad głowami przerażonych, biegnących ludzi,' zauważył niematerialnego potwora. „Coś” było trzymetrowym bogiem, lada chwila gotowym do przejścia do stanu materialnego i zaatakowania otaczających Ledaala ludzi.


A jeśli tylko zrobiłby to zanim sytuacja by się uspokoiła...


***

Tepet Liang

Pozostawiona na miejscu część legionu kontynuowała swoją podróż ku miejscu, w którym mieli spotkać się z posiłkami od konfederacji. Nim jednak ujrzeli chorągwie Dahany, światło dzienne ujrzało odkrycie zgoła bardziej makabryczne. Z legionu powoli znikali żołnierze... Nie na tyle szybko, aby ktokolwiek szybko zaprzątał sobie głowę, ale można było doliczyć się ponad kilkunastu zaginionych.

Cała sprawa wyszła na jaw, gdy dowódca jednego ze skrzydeł był podejrzanie długo nieobecny. Poszukiwania, wszczęte przez jego czujnego zastępcę, przyniosły zaskakujące rezultaty – w krzakach znaleziono jedynie zmasakrowane ciało. Opuszczone spodnie wskazywały na to, że biedaka zgubiły zwykłe potrzeby fizjologiczne...

Coś trzeba było z tym zrobić – ale odpowiedź na pytanie, „co zrobić?”, już taka trywialna nie była. Lepiej pilnować obozu...? to jasne!, ale przecież o dopuszczenie do wrażenia, że potęga Błogosławionej Wyspy obawia się nieprzyjaznego kraju, generałowi raczej nie chodziło.

- Musimy odpowiedzieć! Imię Imperium od tego zależy! Ktoś po wsiach coś wiedzieć musi, a z Pięcioma Smokami wyrwać informację będzie wcale nietrudno. – perorował Ragara Vosan, niemłody już oficer przewodzący smokowi ubitego oficera, kiedy tylko przebił się do Lianga – Proszę o pozwolenie urządzenia pokazowej egzekucji części winnej osady, a pozostałych przymusowego wcielenia. Robotnicy, czy też...

Musiał urwać. Nenna najwyraźniej nic sobie nie robiła z petenta, przekazując generałowi swoje własne wieści.

- Liang, podobno tutejsi są już tylko godzinę drogi stąd.

***

Cynis Inue

Zimne wichry wiały od północy, tworząc uczucie strasznego dyskomfortu. Jedynie siłą woli musiała przekonywać się do tego, by kontynuować swoją podróż w stronę Damanary. Miała odbić Aiyanę, nieodrodną córkę jednego z większych dynastów domu Cynis... albo przynajmniej odzyskać informacje o miejscu ukrycia urobku z zarządzanych przez nią burdelu, co w sumie na jedno wychodziło. Panna Cynis miała naprawdę paskudny charakter, więc nikt raczej się nie nastawiał na darmowe odzyskanie tej ważkiej informacji.

W końcu jednak dotarła na szczyt ostatniego wzgórza przed dotarciem do celu. Stamtąd widziała już nocne światła Klejnotu Północy, delikatnie oświetlające całą okolicę: od położonego przed miastem obozu wojskowego, przez slumsy, aż po zamek Damanary i osławione Lazurowe Sztandary.

Inue nie miała jednak czasu na podziwianie miasta - musiała działać, odnaleźć Aiyanę i... ją uwolnić? W każdym razie - najpierw musiała się do miasta przedostać. A to mogło być... problematyczne, zważywszy na boleśnie nadnaturalny łuk na plecach oraz jej wygląd.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 06-07-2011 o 01:12.
Velg jest offline  
Stary 06-07-2011, 21:47   #40
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Meyumi wciągnęła głęboko powietrze uspokajając się zupełnie i ruszyła przed szeregi łuczników każąc im zrobić sobie miejsce. Wszelkie protesty uciszała lodowatym spojrzeniem, które niezwykle wyraźnie mówiło: “Wiem co robię, nie przeszkadzać.” Gdy znalazła się bezpośrednio przed biegnącym tłumem uniosła ręce do góry i krzyknęła wkładając w swe słowa Moc i Wolę.
- Spokój! Zatrzymać się! Spokój! - nie interesowało jej to, że teraz są przerażeni. Mieli się uspokoić i to natychmiast, bo ona taki stan im narzucała.
 
Blaithinn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172