Dziesięć miliardów kufli piwa w spiżowym pałacu Reorxa czeka na najtwardszych z nas…
Dziesięć miliardów kufli piwa w spiżowym pałacu Reorxa czeka na najtwardszych z nas…
Dziesięć miliardów kufli piwa w spiżowym pałacu Reorxa czeka na najtwardszych z nas…
I jeden psia jucha szczur podstępny się wdarł i za nas wzniósł toast…
Hummm… Hummm… Hummm….
Dziewięć miliardów, dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć milionów, dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć kufli piwa w spiżowym pałacu Reorxa czeka na najtwardszych z nas…
Dziewięć miliardów, dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć milionów, dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć kufli piwa w spiżowym pałacu Reorxa czeka na najtwardszych z nas…
Dziewięć miliardów, dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć milionów, dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć kufli piwa w spiżowym pałacu Reorxa czeka na najtwardszych z nas…
I jeden psia jucha szczur podstępny się wdarł i za nas wzniósł toast…
Hummm… Hummm… Hummm….
Dziewięć miliardów…
Wóz ruszył stukocząc kołami po bruku, a Trzmiel zakołysał się balansując gdzieś na granicy jawy i snu. Był wyczerpany. Wsłuchując się w ciche, monotonne buczenie krasnoluda (bo jak zauważył, krasnolud nie śpiewał, a zwyczajnie buczał) naprawdę próbował usnąć. Nie mógł. I nie przez wbijający mu się pod żebro łokieć Aglahada, czy obutą w sandał stopę Amarys, którą chcąc nie chcąc musiał oglądać, bo dziewczyna nie zmieściła się cała na umiejscowionym wyżej worku obroku. Nieee... Coś strasznie ciążyło mu na sercu. Wspomnienia wracały same, a z nimi jakaś niemoc. Miał w końcu coś czego pragnął. Misję. Przygodę. Przyjaciół. Tak jak w książkach... Czegoś jednak brakowało...
Zastanawiał się, czy teraz nie dałby naprawdę wiele by znów móc się w spokoju ducha skrywać za chlewikiem przed szukającymi zaczepki Tymi Trzema. Wrócić na lekcję do Anduvala i dostać do niego po uszach za cokolwiek. A potem skryć się w bibliotece, lub wynieść jedną z książek Helbina na wrzosowiska przed lasem gdzie można było się bezkarnie rozłożyć i dać porwać opowieściom o sprawach wielkich i odległych. Opisom miejsc wspaniałych i nieprawdziwych... Teraz gdy do tych miejsc i wydarzeń ścieżka sama siłą go wciągnęła i nie przestając na tym jeszcze, tak boleśnie utarła mu nosa... poczuł tę straszną niemoc. Taką, która sprawia, że się chce nakryć pościelą, szybko usnąć i niech się dzieje co chce...
Taką, której nawet monotonia słów piosenki długo nie mogła uspokoić...
W milczeniu wpatrując się w pociemniałe od skłębionych chmur niebo musiał też przyznać, że pan Goldkeeper, jak na kupca przystało, w rachunku kufli nie pogubił się ani razu.
W końcu przy siedemdziesiątym ósmym chyba toaście szczura, magia monotonii zadziałała. Trzmiel usnął.
***
Marny nastrój przegrał z kapuśniakiem. Gladys zwykła robić zdecydowanie lepszy, ale to nie miało teraz znaczenia. Był przepyszny. I nawet udało mu się złowić kilka przypalonych skwarek gdzieś w odmętach kwaśnej zupy. A kwaśna była wybitnie, choć to akurat mogło mieć swoje źródło w pełnym reprymendy spojrzeniu Zimiry od którego to by i mleko samo skwaśniało.
Połknął ostatni skrawek kapusty, który ostał się na jego brodzie i wysłuchał do końca nieciekawej nowiny o losie Stama i bliźniaków. Kwestia jaka pozostawała otwarta to ta, co zrobią teraz, ale ku zdziwieniu Trzmiela, okazało się, że prawie nikt nie ma co do tego wątpliwości. Ruszali w góry!
Problem pojawił się jednak już chwilę później kiedy to należało ustalić co zostanie zakupione za srebro jakie Tych Trzech otrzymało od cienia. Mag naprawdę szczerze wolałby wrócić do namiotu Zimiry i na spokojnie przyjrzeć się szklany fiolkom, w których leciwa kapłanka przyrządzała jeszcze przed chwilą miszkulancję chyba na bazie jakiegoś rdestu dla Stama i bliźniaków. Gdyby tak miał jeszcze z kilka miesięcy na naukę u Andu... Celowo nie dokończył myśli.
Czas był najwyższy ruszać po te głupie zakupy.
***
Zniszczenie Domu i śmierć kilku osób w niczym nie wpłynęło na życie spokojnych mieszkańców Haven. Wszyscy, jak zawsze, zajmowali się swoimi sprawami. Również na targowisku panował zwykły ruch.
-
Pilnujcie sakiewki i uważajcie na złodziei - powiedział Aglahad, zostawiając Degary'ego i Rava po czym znikł wśród licznych, kręcących się po targu klientów.
Rav wolał nawet się nie zastanawiać nad tym, co się stanie, jeśli Aglahad ma zamiar zrobić to, o czym on myśli. I zostanie na tym przyłapany.
Powtórzył w pamięci, po raz kolejny, listę zakupów, którą Amy tyle razy mu wyrecytowała, a potem spojrzał na Dagary'ego.
- Od czego zaczniemy? - spytał.
Mag skupiony dotychczas na wyłożonych na stoły towarach kramarza osobliwościami, obejrzał się szybko na starszego chłopaka przez chwilę próbując sobie przypomnieć o co ten właściwie pyta. Cała ta litania produktów jakie Rav ustalał z Amy od początku wydawała mu się nie dość, że nudna to i właściwie niepotrzebna. A nawet jeśli potrzebna, to skąd on miał wiedzieć jakie ubrania należy kupować w góry i gdzie tak u licha należy szukać na targu mydła??? Rzucił jeszcze raz tęskne spojrzenie jakimś ususzonym szczątkom wiszącym na drewnianym kiju i z westchnieniem rzucił to co wydawało się najstraszniejsze:
- To może najpierw te buty, koce czy co tam...
Znajdujący się nieopodal stragan obwieszony różnymi krojami odzieży wełnianej, lnianej i konopnej był dosłownie „strasznie” wielki...