Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2011, 17:51   #45
Uzuu
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał

Mag metalu czuł moc przepływającą przez okolice, czuł jak ta moc odrywa się od miejsc które normalnie ją trzymały w żelaznym uchwycie, jak zasila wciąż rosnącą potęgę mrocznego wiru. Nie przejmował się zmęczeniem które nagle ogarnęło jego ciało, nie przejmował się drobnymi nudnościami które równie dobrze mogły być skutkiem biegu lub tak olbrzymiego nagromadzenia Dhar. Mężczyzna to biegł to szedł wspierając się na swojej nieodłącznej lasce podróżnej. Zanim wraz z Alfredem dotarli do magazynów próbowali przywołać jeszcze do siebie czy to strażników czy zwykłych ludzi uzbrojonych tylko w pałki, bez rezultatu. Jakim więc przyjemnym zaskoczeniem było dla Gerolda gdy natknęli się na grupę strażników która z niepokojem obserwowała niebo jak i okolicę najwyraźniej czekając na coś lub na kogoś.
- Do mnie panowie, tutaj. - długowłosy mag śmiało podszedł do grupki reprezentującej prawo w tym mieście.
- Ktoście!? - jeden ze zbrojnych mocniej chwycił wyciągniętą broń i skierował w stronę przybyszów.
- Kupcy idioto, tosz widać przecież. Odejdźcie panowie bo eeeee - widać było że bardziej wygadany i rozsądniejszy nieco strażnik nie bardzo sam wiedział co oni tu właściwie robią. - mamy chyba zabezpieczyć okolicę na wypadek kłopotów. - Słowa jak najbardziej trafne bo każdy mógł ich oczekiwać gdy tylko pozwolił sobie na rzut oka w górę. Gerold doskonale wiedział jak poradzić sobie z tymi zagubionymi owieczkami, byli właśnie tym czego potrzebował, stalą która wytnie mu drogę do celu.
- Jak masz na imię?! - pewny siebie głos ciemnowłosego blondyna zbił nieco z tropu wydawało się przywódcę grupki.
- Lorenz... - cokolwiek miało zostać dodane zostało przerwane wypowiedzią maga metalu.
- Lorenz, jestem Gerold Sehlad a to mój przyjaciel Alfred - Mocny uścisk dłoni wymieniony z nieco oszołomionymi strażnikami miał im tylko dać do zrozumienia że człowiek który mówi nie ma nic do ukrycia i jest właśnie tym który na pewno wie co tu się właściwie dzieje, Alfred również skinął głową, a Gerold kontynuował. - Jesteśmy tu z rozkazu grafa Wilhelma von Saponatheima. Jesteśmy magami kolegiów z Aldorfu i naszym zadaniem jest zniszczenie grupy kultystów chaosu znajdujących się w tym mieście. W jednym z tych magazynów znajdują się istoty które za nic mają prawa ustanowione przez naszego ukochanego imperatora, przez Bogów którzy nas chronią i przez waszego burmistrza czy kapitana. Myślą że mogą robić co chcą z ludźmi z Bogenhafen, zabijać i mordować niewinnych w imię swoich bóstw. Ale wy chłopcy jesteście jak stal, nie tak łatwo was złamać i pokażemy im co znaczy zadrzeć ze strażą miejską. Nie ma litości dla plugawych sług zła! - Gerold przez chwilę dał się ponieść sam swojej przemowie ale przecież nie może puścić ich jak psy ze smyczy i liczyć że dorwą zwierzynę na którą ich szykował, przydało by się podejść do tego nieco rozsądniej. Widział po minach tych prostych ludzi że teraz wystarczy by wskazał im gdzie maja uderzyć ale na to było jeszcze troszkę za wcześnie.

Mont przez chwilę uspokajał oddech i przysłuchiwał się perorze Sehlada. Ten zdawał się uderzać we właściwe struny, więc Alfred skupił się na terenie naokoło i sytuacji. Skradał się powoli by nie zwracać na siebie uwagi ewentualnych strażników, rozglądając się wiedźmim wzrokiem i wypatrując zagrożenia, znajdując drogę podejścia do miejsca które zdawało się być źródłem nienaturalnego zjawiska.

Gerold mówił dalej.
- Zaskoczymy ich w ich własnym gnieździe. Za mną szlachetni panowie. - to dziwne jak drobne komplementy często pomagały w rozmowie zastanowił się przez chwilę mag. Mężczyzna szybko sprawdził zapas komponentów w sakiewce z którą się nigdy nie rozstawał, nie było tego za wiele, reszta została w torbie w domu kupca. Skrzywił się lekko ale w końcu wzruszył ramionami, musi wystarczyć to co ma tutaj. Musiał im wyjaśnić co zamierzał zanim nie będzie na to zwyczajnie czasu.
- Użyję mojej magii by wzmocnić wasze pancerze, wraz z Alfredem będziemy was wspierać i starać się zapanować nad tym bałaganem ale musicie kupić nam trochę czasu. Liczę że nie będzie nikt chronił budynku ale musimy być ostrożni. Jeśli trzeb będzie dostać się zwyczajnym kopniakiem w drzwi osłabię nieco zawiasy ale główny ciężar będzie spoczywał na was. Wierzę jednak że poradzimy sobie doskonale. Do roboty więc, nie każmy im już dłużej na siebie czekać.
Gerold naprawdę chciał wierzyć w każde słowo które mówił do tych ludzi, naprawdę chciał ufać swemu szczęściu i tym zbiegom okoliczności które sprawiły że znaleźli się jednak tutaj na czas. Naprawdę chciał wierzyć słowom kapłana który chował jego matkę że ta będzie jednak nad nim czuwać. Mężczyzna wziął głęboki oddech i zacisnął dłoń mocno na szczycie swojej laski, powoli ruszył do przodu.
Alfred przestał wyglądać zza węgła, otarł krwawe łzy i odezwał się do zbliżających się strażników.
- W razie problemów oślepię i zaatakuję przeciwników, nie przestraszcie się więc błysków.… szlachetni panowie. - Czarodziej Światła zerknął na Gerolda - To powinno pomóc - powiedział uprzejmie, bowiem i on doceniał wagę morale. Świadomość że choć raz magię ma się po swojej stronie a nie wyłącznie przeciwko sobie może zdziałać cuda. Żałował że w dłoni miał jedynie sztylet i parę komponentów, ale wzruszył w duchu ramionami - gra się takimi kartami jakie ma się w ręku. Widział że i Mag Metalu jest gotowy do akcji - i po raz kolejny poczuł podziw dla Imperatora Magnusa, jego ulubionej postaci historycznej. Dzięki jego dalekowzroczności mogli coś teraz próbować uczynić, posiadając ku temu wiedzę i zdolności.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline