Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-07-2011, 16:59   #41
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Na wsi
Pieczołowicie dopracowany plan ucieczki musiał się udać. Po zaledwie paru chwilach napięcia i wyczekiwania zostawili zabudowania daleko za sobą. Pod sam koniec ucieczki w oddali mignęły im co prawda jakieś wieśniacze skórzane mycki, ich właściciele byli jednak zapewne zbyt zaabsorbowani zbieraniem sił po hucznym świętowaniu. A przynajmniej taką nadzieję mieli nasi uciekinierzy...

Trop na skraju lasu podjęli dość szybko. Mgła która wcześniej otumaniła ich magiczne zmysły obecnie rozwiała się na wszystkie strony świata, pozostawiając w eterze wyraźny ślad spaczonej energii. Cokolwiek to było, z pewnością nie miało wiele wspólnego z łaskawą Panią Natury. Ruszyli świeżym tropem zagłębiając się w leśnym mroku. Mieli nadzieję, że towarzyszący im Druid wie, co robi, prowadząc ich coraz głębiej i głębiej w zielone odmęty puszczy.

Nagle zatrzymali się. Wyczuli to wszyscy jednocześnie. Nawet Magnus, którego zmysł magii od lat pozostawał uśpiony. Potężna Dhar wydawała się wręcz rozlewać po lesie, oplatając czerniejące drzewa i krzewy. Jej źródło było bardzo niedaleko. I z każdą chwilą rosło w siłę. Ostrożnie wychylili się z zarośli ogarniając wzrokiem otulona księżycowym światłem polanę.

Bez problemu dostrzegli na niej wielkie stosy spętanych ludzi. Żywych, porwanych i pół-martwych, okaleczonych już zapewne parę dni temu. A wśród nich potężne sylwetki około siedmiu podnieconych rytuałem zwierzoludzi. Monolit wokół którego zgromadziło się całe przedstawienie ociekał świeżą krwią, emitując zgniłozielone lśnienie i dziwny wibrujący dźwięk. Gdy otwarto nad nim żyły następnej z mordowanych ofiar nagle eksplodował upiornym blaskiem, który błyskawicznie poszybował w niebo, łącząc się z podobną strugą światła dochodzą gdzieś... z zachodu? Z Bogenhafen? Nie mieli pewności. Zderzenie energii wywołało jednak potężny wir chmur, zaczynający formować się nad całym obszarem. Wyglądało to tak, jakby w niebie pomału otwierała się jakaś brama...

W mieście
Gundulf całe swoje życie pozostawał czujny i nie ufał nikomu. Taka była jego praca. Nie zmieniało to jednak faktu, że akurat od tych magów otwartej wrogości się nie spodziewał. Mimo wszystko udało mu się jednak uniknąć zdradzieckiego ataku i umknąć na korytarz kupieckiej rezydencji. Nauczony doświadczeniem wątpił by atakujący chciał go zabić, wtedy postąpiłby inaczej. Raczej planował go pochwycić. Szary czarodziej nie miał jednak zamiaru dopytywać, ani wracać by się przekonać. Już po chwili był na parterze, przemykając między dwoma zdziwionymi strażnikami. Wypadł przez uchylone drzwi i ujrzał niebo... Wielki, purpurowy wir chmurzystej materii. A pod nim setki ludzi biegających w panice po mieście. Przystawali tylko, by wskazać sobie snop zgniłozielonego światła wznoszącego się w niebo z jednego z magazynów w dokach. We wzbierającym, nienaturalnym wietrze wyczuł plugawą energię niemal identyczną jak ta, która zaatakowała ich na trakcie. Cokolwiek to było, przechodziło do finału swojego planu.
 
Tadeus jest offline  
Stary 01-07-2011, 18:01   #42
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Magnus był rad z udanej wyprowadzki. Wioska wydawała się bardzo bliska Pani Zielonych Ostępów, a sami mieszkańcy niezwykle gościnni. Coś jednak było z nimi nie tak. Było to coś więcej niż dziwny rytuał odprawiony przez wieśniaków podczas święta Rhyi. Wyjeżdżając z pomiędzy ostatnich zabudowań wojownik był pewien, że pozbył się całej energii wywołującej u niego dziwne poczucie - jakby drzemała w nim ogromna siła. Poczucie podniecenia i chęci zabawy - szaleńczej bieganiny z resztą chłopów.

"Gdyby był tu Bernard byłby dumny" pomyślał wojownik. "W końcu zawsze myślał, że to moja słaba wola jest powodem dla którego nie potrafię czarować. Najwyraźniej kryje się za tym coś więcej" z uśmiechem zamyślał się Tileańczyk patrząc na potężny, obusieczny topór. Mało kto potrafiłby nim walczyć, co więcej zabić - zabić jednym uderzeniem. Ale czy jego umiejętności były warte zaprzestania nauki czarów? Może za słabo się starał? Może był obdarzony talentem mimo tego co mówili mu rówieśnicy i Bernard? "Nie! To niemożliwe" jakby wypadł z transu Magnus szturchany ręką przez Darragha.

- Dalej będziemy musieli udać się pieszo. Czuję, że źródło całego problemu kryje się wewnątrz lasu. - rzekł druid schodząc z kozła.

Magnus wjechał powozem między drzewa. Potem zabrał swój plecak, do którego schował dwie sakwy z zawartością dwóch skrzyń. "Zabiorę to w razie problemów z powozem". Następnie starannie przykrył wehikuł leżącymi wokół liśćmi, gałęziami oraz krzakami. Nie chciał aby ktokolwiek znalazł ich pojazd.

- Zabierzcie co jest najcenniejsze. Wrócimy tu, ale nie możemy sobie pozwolić na zostawienie wszystkiego w powozie. Ja sam schowałem do plecaka zawartość dwóch skrzyń. Dobrze by było jak byście zabrali resztę złota. - powiedział czekając aż towarzysze zrobią wszystko co chcą przed przykryciem powozu runem.

Gdy wszyscy byli gotowy Darragh poprowadził ich w głąb lasu. Mgła wcześniej skupiająca się w okolicy śpiewających wieśniaków teraz wydawała się rozwiewać pomiędzy drzewami. Nie miała ona żadnej woni, ani nie utrudniała zanadto marszu - przynajmniej nie drużynie prowadzonej przez bliskiego naturze druida.

Nagle Magnus coś poczuł. Rozejrzał się po obecnych towarzyszach - oni również się zatrzymali. To było coś bardzo silnego skoro zaśniedziały i słaby zmysł magii weterana nagle drgnął. Jakby dotarli na miejsce. Byli bardzo blisko. Wychylając się zza zarośli cała trójka towarzyszy dostrzegła niewielką polanę. Znajdowali się na niej powykręcani licznymi mutacjami zwierzoludzie ucztujący na porwanych ludziach. Cała masa ludzi, ich kończyn i krąg paru mutantów skupieni byli wokół ciemnego monolitu całkowicie pokrytego krwią. Przypominający słup kawał materii zdawał się wydawać jakiś wibrujący dźwięk. Zwierzoludzie byli całkowicie pochłonięci przez magiczny przedmiot.

Jeden z mutantów rozerwał na kawałki - jeszcze chyba przed chwilą żywego - człowieka nad samym obeliskiem. Magnus przełknął siarczyste przekleństwo widząc snop światła szybujący w niebo. Była tam też druga, podobna struga. Dochodziła jakby z zachodu. "Oby nie z Bogenhafen" pomyślał woj zdecydowany działać. Nie miał pojęcia co zaraz się wydarzy, ale jak zawsze miał zamiar przejąć inicjatywę zanim los zwróci się przeciwko nim i zostaną dostrzeżeni.

Tileańczyk odłożył w krzakach swój plecak. Bardzo sprawnie przyczepił do lewego przedramienia puklerz. Dobywając kuszy załadował bełt. Jego plan był dość prosty. Strzelać w mutantów z kuszy aż Ci zrozumieją, że są atakowani. Jakby to się nie stało to lepiej dla Magnusa i towarzyszy. Jak zwierzoludzie ruszą do walki weteran odrzuci kuszę i rzuci się w ich kierunku z dobytym toporem i swą sławietną już tarczą…

Jeszcze raz patrząc na polanę wojownik zobaczył jakby otwierającą się w powietrzu bramę. Nie wiedział co z tym zrobić, ale ten problem zostawi magom. Sam zajmie się przeciwnikami… Taką decyzję podjął - "Trzeba gonić tego Galahada" pomyślał z nietęgim uśmiechem posyłając pierwszy bełt w stronę przeciwnika.
 
Lechu jest offline  
Stary 04-07-2011, 10:24   #43
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Uciekł tym podstępnym ludziom. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, dlaczego chcieli go zabić. Przecież nic im nie zrobił. Czyżby tak rozwścieczyło ich, stwierdzenie że nie podoba mu się treść wiadomości jaką mieli wysłać do Ubersreiku? A może to właśnie oni byli sprawcami śmierci Alvaro. A on swoim pojawieniem się w ich kwaterze, spowodował że wystraszyli się i postanowili go zabić. Tak, to było wielce prawdopodobne.

Gundulf po uniknięciu ciosu w plecy, zbiegł po schodach i nie zatrzymując się, minął dwóch strażników. Za sobą słyszał tupot stóp. Gonili go. Wypadł na ulicę, z zamiarem udania się do kapitana straży, aby poinformować go o knowaniach dwóch magów, z którymi się spotkał. Jednak szybko zmienił plany...

Potężny wir magii rozpościerał się nad miastem, zakrzywiając rzeczywistość i wciągając w siebie realną materię taką jak chmury i zabłąkane, przelatujące zbyt blisko ptaki. Miasto ogarnęła panika, czemu Gundulf zresztą się nie dziwił. Nie na co dzień ma się do czynienia z plugawym dhar, manifestującym swoją obecność w tak spektakularny sposób. Nagromadzenie eteru byłu tak duże, że maga aż przechodziły ciarki. Magia gromadząca się nad miastem nosiła takie samo znamię, jak ta którą poczuli w drodze, jak ta która pochłonęła człowieczeństwo Alvaro da Luny. Gundulf ruszył pędem w stronę miejsca, z którego wydobywał się tnący niebo i skwierczący magią snop światła zasilający wir. Ignorował biegających po mieście ludzi, płaczące kobiety, zabłąkane dzieci, klnących rzemieślników i wzywających bogów kapłanów. Niczym po sznurku, biegł ku magazynowi zlokalizowanemu w dokach. To z jego dachu wydobywało się plugawe światło. To w nim odbywał się heretycki rytuał. To tam znajdowali się wrogowie Imperium, ludzie, którzy wbrew zarządzeniom Kolegiów parali się magią. Magią złą i plugawą, szkodzącą człowiekowi. Wedle dekretów tacy nie mieli prawa żyć, a powinnością Gundulfa było ich powstrzymać, zabić.

Nim jeszcze znalazł się u celu, wyrwał z kabury kuszę i sprawdził czy jest napięta. Otworzył pojemnik z krótkimi, stalowymi bełtami i umieścił jeden z nich w łożu broni. Na moment zniknął w cieniach zalegających pod okapem dachu starego magazynu. Pochwycił Ulgu i szeptem wymówił formułę czaru. Poczuł mrowienie, gdy materia cienia przywarła do jego skóry i ubrania, rozmywając je, czyniąc tak zwyczajnymi, że aż niezauważalnymi [incognito]. Potem ruszył w stronę magazynu, starając się zlokalizować kogokolwiek, kto mógłby stać na straży. Pilnujący wejścia byli jego pierwszym celem.
 
xeper jest offline  
Stary 05-07-2011, 19:14   #44
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Gdyby "Herr Kritzle" był niczego nie spodziewającym się (acz dziwnie niezorientowanym) osobnikiem, właśnie leżałby na podłodze, pojękując, z ostrzem przy ciele, obmacywany i oglądany w poszukiwaniu dokumentów i znamion. Tymczasem ten czujnie zerwał się do ucieczki gdy tylko mag się poruszył, potwierdzając podejrzenia Alfreda. Ten wyskoczył za nim na korytarz, złe ustawienie stóp sprawiło że rąbnął ramieniem o sąsiednią futrynę tracąc odrobinę czasu, na parunastu metrach nie zdążył już nadrobić przewagi "Kritzle". Gdy wybiegał przez drzwi frontowe wiedział już że pościg nie ma sensu - wraz z Geroldem nie mieli w tym mieście na tyle władzy by aresztować zbiega. Zaraz jednak wszelkie myśli o imć "Kritzle" wywietrzały Montowi z głowy...

"Nie zdążyliśmy" - gorzka myśl pojawiła się w umyśle Alfreda gdy ktoś go potrącił i ból sprawił że otrząsnął się z osłupienia na widok zjawiska którego nigdy nie spodziewał się ujrzeć w biały dzień w środku ludnego miasta. Zdał sobie sprawę że obnaża zęby w grymasie. Cóż, jeden plus był taki że mroczne energie dopiero nabierają siły, że wraz z Geroldem nie opuścili jeszcze miasta i że mieli za sobą trening - zapewne jako jedyni w Boegenhafen - by wiedzieć co robić w takiej sytuacji. Przynajmniej taką miał nadzieję.

Przeklął pod nosem. Nie miał przy sobie zbroi ani cięższej broni niż sztylet, również większość składników poza tymi które dało się dyskretnie przy sobie nosić została w pokoju gdy wyprysnął za "Herr Kritzle". "Wracać?" - parę jednak miał przy sobie a czas naglił i teraz jego głowa obracała się w poszukiwaniu możliwości niczym balista na czopie, ignorując tłum. Otworzył usta by krzyknąć do Gerolda, ale ten go uprzedził.

Tłum zalegał ulice miasta obserwując nienaturalne zmiany które nagle pojawiły się na niebie. Mag metalu nie przejmował się tym, jego myśli nie krążyły już nawet wokół niedawnego zamieszania z gońcem który zresztą stał obok niego. Myśli Gerolda błądziły teraz wokół sprawy którą się zajmowali z polecenia Kolegiów, pomysły śmigały niczym bełty jak dotrzeć na miejsce i powstrzymać szaleństwo które mroczne siły postanowiły im zgotować. O ile już nie było na to za późno. Ale jak mawiał jego ojciec, nie jest za późno dopóki mogę coś na to poradzić.
- Hej ty! - Mag krzyknął na oniemiałego strażnika. - Biegnij do straży miejskiej i każ im wysłać tylu ludzi ilu zdołają w stronę magazynów. Krzycz że z polecenia Grafa von Jungfreudza. Już! Biegiem! - Gerold wiedział że ten mały podstęp wcale nie musiał się udać ale przecież zawsze jakaś szansa istniała.
- Alfred! Ruszamy tam i to biegiem, krzycz o pomoc, potrzebujemy tylu zbrojnych ilu uda się nam ściągnąć, nie wiadomo co gnoje od Dhar zdołali już namieszać i czy miecz nie zdziała więcej niż nasza magia. - Czarodziej ciągnął swego kompana przebijając się przez tłum, wytrwale podążając w kierunku snopu światła. Po drodze nawołując do rozstąpienia się i krzycząc o pomoc straży miejskiej oraz wszelkich zbrojnych zgromadzonych na ulicach.

Mont nie był do końca przekonany czy krzyczenie o pomoc jest najlepszym pomysłem, ale z drugiej strony ktokolwiek odprawiał rytuał na pewno zadbał o zbrojną obstawę - a ich było tylko dwóch.
- Tędy! Bliżej ściany! - krzyknął do ciągnącego go Gerolda, zaraz zresztą zrównując się z nim. Nie wiedział co z purpurowego wiru może wypaść, promieniować czy eksplodować, dlatego wolał odgrodzić się od niego solidnym kamieniem i drewnem budynków. Gorączkowo wymacał kilka potrzebnych składników w sakiewce, świadom że już wkrótce będą potrzebować każdego atutu i przewagi w ich posiadaniu. Krzyknął wraz z Geroldem, ale wzrok miał pilnie utkwiony w kierunku z którego buchało nienaturalne, drażniące zmysły i świadomość światło. Czuł jak nagromadzenie mrocznej energii sprawia że krwawe łzy pojawiają się w kącikach jego oczu a lepka wilgoć wzbiera w nosie i uszach, wypełniając też usta miedzianym smakiem. Zaczęło mu się kręcić w głowie, co było niechybną oznaką działania potężnego ładunku Dhar w okolicy.

Zignorował to i skupił się na tym co zrobić było trzeba. Jakiegokolwiek by nie udało im się zebrać wsparcia, nie miał zamiaru wbiegać na oślep przed strażników przy magazynie, zamiast tego musieli się zorientować w sytuacji.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 06-07-2011, 17:51   #45
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał

Mag metalu czuł moc przepływającą przez okolice, czuł jak ta moc odrywa się od miejsc które normalnie ją trzymały w żelaznym uchwycie, jak zasila wciąż rosnącą potęgę mrocznego wiru. Nie przejmował się zmęczeniem które nagle ogarnęło jego ciało, nie przejmował się drobnymi nudnościami które równie dobrze mogły być skutkiem biegu lub tak olbrzymiego nagromadzenia Dhar. Mężczyzna to biegł to szedł wspierając się na swojej nieodłącznej lasce podróżnej. Zanim wraz z Alfredem dotarli do magazynów próbowali przywołać jeszcze do siebie czy to strażników czy zwykłych ludzi uzbrojonych tylko w pałki, bez rezultatu. Jakim więc przyjemnym zaskoczeniem było dla Gerolda gdy natknęli się na grupę strażników która z niepokojem obserwowała niebo jak i okolicę najwyraźniej czekając na coś lub na kogoś.
- Do mnie panowie, tutaj. - długowłosy mag śmiało podszedł do grupki reprezentującej prawo w tym mieście.
- Ktoście!? - jeden ze zbrojnych mocniej chwycił wyciągniętą broń i skierował w stronę przybyszów.
- Kupcy idioto, tosz widać przecież. Odejdźcie panowie bo eeeee - widać było że bardziej wygadany i rozsądniejszy nieco strażnik nie bardzo sam wiedział co oni tu właściwie robią. - mamy chyba zabezpieczyć okolicę na wypadek kłopotów. - Słowa jak najbardziej trafne bo każdy mógł ich oczekiwać gdy tylko pozwolił sobie na rzut oka w górę. Gerold doskonale wiedział jak poradzić sobie z tymi zagubionymi owieczkami, byli właśnie tym czego potrzebował, stalą która wytnie mu drogę do celu.
- Jak masz na imię?! - pewny siebie głos ciemnowłosego blondyna zbił nieco z tropu wydawało się przywódcę grupki.
- Lorenz... - cokolwiek miało zostać dodane zostało przerwane wypowiedzią maga metalu.
- Lorenz, jestem Gerold Sehlad a to mój przyjaciel Alfred - Mocny uścisk dłoni wymieniony z nieco oszołomionymi strażnikami miał im tylko dać do zrozumienia że człowiek który mówi nie ma nic do ukrycia i jest właśnie tym który na pewno wie co tu się właściwie dzieje, Alfred również skinął głową, a Gerold kontynuował. - Jesteśmy tu z rozkazu grafa Wilhelma von Saponatheima. Jesteśmy magami kolegiów z Aldorfu i naszym zadaniem jest zniszczenie grupy kultystów chaosu znajdujących się w tym mieście. W jednym z tych magazynów znajdują się istoty które za nic mają prawa ustanowione przez naszego ukochanego imperatora, przez Bogów którzy nas chronią i przez waszego burmistrza czy kapitana. Myślą że mogą robić co chcą z ludźmi z Bogenhafen, zabijać i mordować niewinnych w imię swoich bóstw. Ale wy chłopcy jesteście jak stal, nie tak łatwo was złamać i pokażemy im co znaczy zadrzeć ze strażą miejską. Nie ma litości dla plugawych sług zła! - Gerold przez chwilę dał się ponieść sam swojej przemowie ale przecież nie może puścić ich jak psy ze smyczy i liczyć że dorwą zwierzynę na którą ich szykował, przydało by się podejść do tego nieco rozsądniej. Widział po minach tych prostych ludzi że teraz wystarczy by wskazał im gdzie maja uderzyć ale na to było jeszcze troszkę za wcześnie.

Mont przez chwilę uspokajał oddech i przysłuchiwał się perorze Sehlada. Ten zdawał się uderzać we właściwe struny, więc Alfred skupił się na terenie naokoło i sytuacji. Skradał się powoli by nie zwracać na siebie uwagi ewentualnych strażników, rozglądając się wiedźmim wzrokiem i wypatrując zagrożenia, znajdując drogę podejścia do miejsca które zdawało się być źródłem nienaturalnego zjawiska.

Gerold mówił dalej.
- Zaskoczymy ich w ich własnym gnieździe. Za mną szlachetni panowie. - to dziwne jak drobne komplementy często pomagały w rozmowie zastanowił się przez chwilę mag. Mężczyzna szybko sprawdził zapas komponentów w sakiewce z którą się nigdy nie rozstawał, nie było tego za wiele, reszta została w torbie w domu kupca. Skrzywił się lekko ale w końcu wzruszył ramionami, musi wystarczyć to co ma tutaj. Musiał im wyjaśnić co zamierzał zanim nie będzie na to zwyczajnie czasu.
- Użyję mojej magii by wzmocnić wasze pancerze, wraz z Alfredem będziemy was wspierać i starać się zapanować nad tym bałaganem ale musicie kupić nam trochę czasu. Liczę że nie będzie nikt chronił budynku ale musimy być ostrożni. Jeśli trzeb będzie dostać się zwyczajnym kopniakiem w drzwi osłabię nieco zawiasy ale główny ciężar będzie spoczywał na was. Wierzę jednak że poradzimy sobie doskonale. Do roboty więc, nie każmy im już dłużej na siebie czekać.
Gerold naprawdę chciał wierzyć w każde słowo które mówił do tych ludzi, naprawdę chciał ufać swemu szczęściu i tym zbiegom okoliczności które sprawiły że znaleźli się jednak tutaj na czas. Naprawdę chciał wierzyć słowom kapłana który chował jego matkę że ta będzie jednak nad nim czuwać. Mężczyzna wziął głęboki oddech i zacisnął dłoń mocno na szczycie swojej laski, powoli ruszył do przodu.
Alfred przestał wyglądać zza węgła, otarł krwawe łzy i odezwał się do zbliżających się strażników.
- W razie problemów oślepię i zaatakuję przeciwników, nie przestraszcie się więc błysków.… szlachetni panowie. - Czarodziej Światła zerknął na Gerolda - To powinno pomóc - powiedział uprzejmie, bowiem i on doceniał wagę morale. Świadomość że choć raz magię ma się po swojej stronie a nie wyłącznie przeciwko sobie może zdziałać cuda. Żałował że w dłoni miał jedynie sztylet i parę komponentów, ale wzruszył w duchu ramionami - gra się takimi kartami jakie ma się w ręku. Widział że i Mag Metalu jest gotowy do akcji - i po raz kolejny poczuł podziw dla Imperatora Magnusa, jego ulubionej postaci historycznej. Dzięki jego dalekowzroczności mogli coś teraz próbować uczynić, posiadając ku temu wiedzę i zdolności.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline  
Stary 06-07-2011, 22:41   #46
 
Darragh's Avatar
 
Reputacja: 1 Darragh ma wyłączoną reputację
Druid zaprowadził wszystkich do samego serca lasu. Tam, ukryci w krzakach, ujrzeli makabryczny widok. Wokół czarnego obeliska, zgromadzeni byli zwierzoludzie i na wpół żywi, składani w ofierze chłopi. Tańczące i podniecone bestie, odprawiały najwidoczniej jakiś plugawy rytuał, bowiem cała okolica przesiąknięta była Dhar. Nie można było tego tak zostawić.

- Musimy przerwać ten rytuał!- wyszeptał do towarzyszy Darragh. - Cała natura zdaje się walczyć z plugawą magią, lecz długo nie wytrzyma.

Druid był w lesie. Miejscu, gdzie to on górował nad resztą czarodziejów. Ghyran otaczało go zielonymi smugami, dotykało delikatnie jego skóry i oplatało ciało. Były tu jednak także smugi Dhar. Wyjątkowo silne, starające się wchłonąć Ghyran. Czarowanie w takim miejscu było niebezpieczne. Trudno było przewidzieć moc i ostateczny efekt czarów, a Pan Przemian mógł tu baczniej obserwować wszystkich użytkowników magii. Trzeba było jednak zaryzykować.

Darragh skoncentrował się najmocniej, jak tylko potrafił. Odmówił starą taleuteńską modlitwę do Ishernos i wszystkich pomniejszych duchów lasu:

Vegro, abonâ, o aqâ, magos, melb o nanto
Reipatro o tovo bivûed panavo
Cuonos bê tû sê - immi spakto...
Cuonos bê tû sê - vo tovo vidâ


Następnie wsłuchał się w otaczającą go naturę. Wiatr do niego przemawiał. Drzewa przemawiały. Ziemia przemawiała. Zaczerpnął garść z Wiatrów Magii. Potem drugą i co raz więcej. Zaczął splatać ze sobą kolejne wstęgi Ghyran, dołączając do nich, na każde trzy jedną wstęgę Dhar. Wiedział, że ryzykuje, lecz zwierzoludzi jest kilku...i jeszcze ten obelisk. Jego zaśpiew odbijał się echem od drzew, brzmiąc niczym rozszalała burza. Śpiewał głośno, śpiewał z mocą. Lingua Praestantia stanowiła tylko część inkantacji, bowiem pod wpływem transu Druid począł także śpiewać taleuteńskie psalmy, kierowane do Wielkiej Matki. Ziemia lekko zaczyna się trząść. Zaczyna pękać pod stopami zgromadzonych wokół obeliska zwierzoludzi. Druid wzywa na pomoc potężne Żywiołaki Wody, aby z całą swoją siłą wystrzeliły z ziemi i uderzyły w obleśne kreatury. [czar Gejzer]

voveso in mori mon vandas.
veidos ventos cambon mon verno
et con papon lomnen
luxtodos imon siraxta.
suouelo, imon oro
suouelo, tauson tunda
voveso in mori mon vandas!
 
Darragh jest offline  
Stary 11-07-2011, 18:35   #47
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Na wsi
Kusza Tileańczyka szczęknęła głucho, posyłając w stronę najbliższego ze zwierzoludzi morderczy bełt. Plugawy stwór nie miał żadnych szans. Pocisk momentalnie zdruzgotał jego kręgosłup, odbierając mu życie, nim ten zdołał nawet pojąć, że są atakowani. Od tego momentu rzeczy zaczęły się jednak komplikować. Gdzieś w pobliskim lesie zadął bowiem złowieszczo sygnałowy róg. Na polanę wbiegły następne maszkary, które do tej pory jedynie obserwowały cały rytuał z dystansu. Wybiegły, wprost na następne szybujące w ich stronę bełty i wyjące upiornie wiązki fioletowej energii. W tym samym czasie pod drugą grupą, odprawiającą rytuał wokół monolitu zatrząsł się grunt. Z trzewi gleby momentalnie buchnęły obłoki parzącej pary. Gotowane żywcem monstra zawyły opętańczo. Strzelająca w niebo wiązka osłabła, zamigotała, pozbawiona paliwa z następnych ofiar.

Nie był to jednak koniec bitwy. Część wylewających się z lasu maszkar przebiła się na bliski dystans zagrażając gromadzącym moce magom. Jedyną ich obroną stał się Magnus. W walce był diabelnie szybki, jednak nawet on nie był w stanie powstrzymać wyjącej ściany krwiożerczych bestii. Omyły go jak fale głaz, wpadając na stojących za nim czarodziei. Tymczasem zwierzoludzie przy monolicie ponownie zbliżyły się do stygnącego gejzeru i podjęły rytuał.

W mieście
Garstka strażników, przypadkowy przechodzień, ktoś wyglądający na sprzedawcę placków, dwóch kapłanów... raczej Sigmara, rycerz... chyba na koniu, choć ciężko poznać. Dwóch krasnoludzkich najemników, kupiec? Tak, chyba jakiś kupiec z kawałkiem stoiska rybnego... no i dowódca straży. Jak mu tam było, Dorfher? Chyba tak... dobrze, że choć jedna strona munduru została...

Wszystko to mocno spalone, rozszarpane i martwe, powitało ich na drodze do magazynu. Nie trzeba chyba mówić, że nie pomogło to morale i tak już mocno zestresowanych strażników? A potem zauważyli sprawców masakry - mutantów, całe zastępy przeklętych zdeformowanych kreatur mordujących w szale każdego, kto choćby zbliżył się do centrum plugawej Dhar. Małych, dużych, mocarnych, szybkich, nieludzkich, dziwnych, nawet śmiesznych. A jeśli już mowa o śmiesznych, to jeden z nich przy samym magazynie w zabawny sposób walnął fikołka, przeszyty srebrzystym bełtem. W tym samym momencie z mroku koło niego wychyliła się cienista postać. Po dwóch zręcznych susach i szybkiej wspinaczce po skrzyniach znalazła się na dachu budynku. Część pokracznych istot pobiegła za nią, reszta podjęła chaotyczny patrol po okolicy.

Nie było wyboru, równie skrycie jak ujrzana postać poruszać się nie potrafili, a i towarzyszący im pomocnicy zapewne do mistrzów subtelnych rozwiązań nie należeli.

Starli się z wrogiem. W heroicznym, iskrzącym magią boju. Na placu przed magazynem.

W tym samym czasie Gundulf sforsował po cichu dachowe okno i wślizgnął się do środka. To, co ujrzał było niemałym zaskoczeniem. Miast kręgu wzywających demona kultystów (bo czegóż innego można by się w takiej sytuacji spodziewać) na środku stał jeden bogato ubrany mężczyzna, a u jego stóp lśniła egzotycznie wyglądająca statuetka z jadeitu. To ona była celem świetlistego słupa, który, jak teraz wyraźnie dało się dojrzeć, spływał z nieba do małego przedmiotu. Donośny, przywykły do wydawania rozkazów głos mężczyzny grzmiał na całą salę.
- Do obrony moi towarzysze! Nasi wrogowie stoją u naszych bram! Przepowiednia musi się spełnić! Śpiewająca Góra musi być nasza!
Tłoczący się pod ścianami kultyści zaryczeli triumfalnie, zaś Gundulf zaklął pod nosem. Jego wiedźmi wzrok pozwolił mu dostrzec silną ochronną aurę wokół nieznajomego. W tej sytuacji jego magiczne pociski mogły nie wystarczyć, zaś drobna kusza miała zbyt mały zasięg i celność. Miał tylko jeden strzał, musiał więc podejść.

Ostrożnie przesunął się po stropowych belkach, ku centrum wielkiego pomieszczenia. Wszystko działo się zbyt szybko. Tryskająca z nieba plugawa energia rozlała się już po centrum sali, spajając kontury człowieka i smoka.
Podniecone rytuałem rzesze kultystów ponownie wzniosły opętańczy skowyt.

Gdy poraniona i osmolona dwójka imperialnych magów wraz z dwoma towarzyszącymi im strażnikami sforsowała drzwi do magazynu, człowiek i jaszczur byli już prawie jednością. Jednością, która zaczęła się nagle rozszerzać, rosnąc stopniowo do docelowych gadzich rozmiarów.

Na wsi
Krew, stal i chaos. Dla magów był to koszmar. Nieprzywykli do bliskiego kontaktu z wrogiem zwijali się jak mogli, unikali, ciskali naprędce skleconymi czarami. Lecz było to za mało. Zmęczony potężnym czarem druid dostał jako pierwszy. Brudne, krwiste ostrze jednego z plugawych byków rozorało mu ramię, rzucając nim niczym szmacianą lalką na pobliskie drzewo. Cóż za ironia. Czyżby miał szczeznąć przyszpilony do tego, co najbardziej kochał? Magnus próbował pomagać mu jak mógł, bestii było jednak zdecydowanie zbyt wiele, by zablokować mógł każdy cios przeznaczony dla obu magów. Gdy wydawało się, że nie może być już gorzej, Telimena z przerażeniem zauważyła niskiego zwierzoczłeka o wrednej, koźlej facjacie. Stał dokładnie naprzeciwko niej, może ze trzydzieści kroków. W dłoni miał napięty i gotowy do strzału łuk, z ostrzem szypu wycelowanym dokładnie w jej czoło. Dopiero co rzuciła zaklęcie i wiedziała, że wyczarowanie czegoś, nim wredna pokraka zwolni strzałę jest niemal niemożliwe. Niemal.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 13-07-2011 o 18:44.
Tadeus jest offline  
Stary 14-07-2011, 09:39   #48
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Oddalenie od wioski przyjęła z ulgą. Gdyby nie ciekawość budząca kompletnie skrywaną ekscytację, najchętniej znalazłaby się w Nuln. Nie zabrała złota ze sobą wbrew sugestiom Magnusa. Rzeczy dziewczyny pozostały w osłoniętym powozie. Gdy odgarnęła kolejne gałęzie, których liście szeleściły sennie, księżyc nie był już jedynym obserwatorem ponurego rytuału. Poczuła przebiegający wzdłuż kręgosłupa dreszcz. Nie miał on nic wspólnego ze strachem. Jak mogła obawiać się śmierci czy krwi? Obydwu natomiast było tu aż nazbyt wiele. Zaczerpnęła tchu wchłaniając zapach posoki, wilgotnej sierści i shyish. Nim zdążyła się poważnie zastanowić, Magnus zaczął działać. Cóż za głupiec. Widać myśl bywała mu zupełnie obca. Na wszelkie plany i strategie zrobiło się za późno w mgnieniu oka. Żałowała braku obecności szarego maga.
Druid wykazał się zaskakującą walecznością. Jego niewątpliwa przewaga kryjąca się we władaniu siłami natury, okazała się być jedyną szansą na przerwanie plugawych rytuałów.
Imponujący czar, przyznała w duchu, gdy zwierzoludzie zgromadzeni przy monolicie zaczęli gotować się żywcem. Wiedziała już co ma robić. Ratowanie niewinnych nie było priorytetem.
Gdy zamierzała skupić się na zgromadzeniu przy monolicie z lasu wypadli kolejni napastnicy.
Uniknęła ciosu prymitywnego ostrza kryjąc się szybko za pniem pobliskiego drzewa. Kaptur opadł na ramiona odsłaniając zupełnie pobielałe teraz w poświacie księżyca blond włosy. Nim zdążyła spleść gesty i myśli w kolejny czar, na pobliskim drzewie rozłożył się Darragh głęboko raniony wrogim ostrzem. Wypuściła zaklęcie i wychyliła się by spojrzeć wprost w stronę naprężonej cięciwy. Uniosła dłoń błyskawicznie poruszając bezgłośnie ustami. Purpurowa energia oplotła ciasno jej ramię jak potulny wąż. W czarnych źrenicach odbijał się tylko ostry grot wycelowanej w jej stronę strzały. Zacisnęła palce kończąc inkantacjię. [Odrętwienie]
 
Witch Elf jest offline  
Stary 15-07-2011, 16:26   #49
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Mutant, który stanął mu na drodze nie miał najmniejszych szans. Zdeformowana, pokryta łuskami kreatura została trafiona z odległości nie większej niż dwa metry, a i tak nie wiedziała kto ją zabił. Gundulf schował kuszę i pognał w kierunku stojących pod ścianą skrzynek. Zaczął się na nie wspinać. Dla postronnych obserwatorów i goniących go mutantów, był niczym więcej niż niewyraźną, rozmazującą się plamą, niewartą zapamiętania i zauważenia. Już po chwili udało mu się zgubić zmutowane pokraki i zaczął rozglądać się po dachu w poszukiwaniu wejścia do środka. Nie było to zbyt łatwe zadanie. Przy takim nagromadzeniu dhar jego wiedźmi wzrok niemal przesłaniał naturalne zmysły. Rycząca wiązka spaczonej energii tryskająca w niebo, wprawiała całe ciało w nieustanne wibracje. Zacisnął zęby, czując strumyczek krwi płynącej z nosa, który szybko obtarł rękawem i skierował się do zauważonego tuż pod szczytem dachu okna.

Dzięki bogom, było otwarte. Wślizgnął się do środka i rozpłaszczył na biegnącej wzdłuż dachu krokwi. Pod nim rozgrywała się scena iście makabryczna. Zgromadzeni pod ścianami kultyści, było ich kilkunastu, z wyczekiwaniem i nadzieją patrzyli jak magiczna struga spaja w jedno człowieka, zapewne przywódcę owego heretyckiego kultu i statuetkę, przeobrażając mężczyznę w gada, smoka, stworzenie z legend.

Nim przemiana się dokonała całkowicie, mężczyzna zdążył jeszcze powiedzieć coś o Śpiewającej Górze, co utwierdzało Gundulfa w przekonaniu, że jego ucieczka ze wsi była właściwym rozwiązaniem. Dzięki temu trafił na rytuał, inaczej tkwiłby w tej zapadłej, bandyckiej norze bez szans na ruszenie misji w jakiej uczestniczył, do przodu. Przez kilka chwil zastanawiał się jak wybrnąć z sytuacji, co zrobić by powstrzymać nabierającego coraz większych rozmiarów, skrzydlatego potwora. Wokół niego było wystarczająco dużo ulgu aby utkać nawet najpotężniejszy czar. Było tylko małe ale... A raczej dwa. Po pierwsze Grau znał swoje możliwości i wiedział, że gdy będzie się starał zogniskować zbyt wiele mocy magicznej, wówczas może się to dla niego tragicznie skończyć. A drugiej szansy na zmierzenie się ze smokiem miał nie będzie. Po wtóre, nie wiedział jakie efekty przyniesie splatanie magii w bliskości skoncentrowanego strumienia dhar. Miał nadzieję, że niezbyt opłakane w skutkach.

Leżąc brzuchem na krokwi, całkowicie wyzuty z dostojeństwa jakie winno charakteryzować rzucających zaklęcia magistrów, zaczął mruczeć inkantację. Wyciągnął ręce ku rosnącemu kształtowi, na końcach palców zogniskowała się szara esencja magii, która zaczęła się wydłużać i tworzyć sunące ku celowi, cieniste macki. Po chwili dwie eteryczne wstążki owinęły się wokół szyi i torsu smoka, gniotąc go w uścisku. Gundulf zacisnął pięści i przemieniony heretyk zaczął wić się z bólu i braku powietrza. Czarodziej nie popuszczał, starał się udusić gada. Liczył, że ktoś rozprawi się z znajdującymi się w pomieszczeniu kultystami. Na przykład, ci którzy właśnie wpadli do magazynu. Było ich zaledwie czterech. Dwóch rozpoznał, byli to magowie, przed którymi uciekał. Teraz się okaże po której stronie barykady stoicie, pomyślał i poczuł jak smok zaczyna się wyrywać z macek cienia. Znów skoncentrował się na potworze i zacisnął pięści.
 
xeper jest offline  
Stary 16-07-2011, 14:57   #50
 
Darragh's Avatar
 
Reputacja: 1 Darragh ma wyłączoną reputację
[WSPÓLNY POST MÓJ I LECHA]

Ziemia się rozstąpiła. Woda buchnęła z gorących źródeł, lecz nawet taki czar, jeden z potężniejszych czarów Druida, okazał się być czymś mało pomocnym. Zwierzoludzie, odprawiający rytuał, nie byli bowiem sami…

"Pierwszy strzał musi być mocny. Zaoszczędzi Ci wielu następnych" jak mówił Galahad - dla Magnusa mentor i wzór do naśladowania, a dla reszty niedościgniony w posługiwaniu się orężem fechtmistrz. Zgodnie z przekazem mistrza, Tileańczyk posłał w kierunku swego zwierzęcego przeciwnika jeden cholernie celny strzał. Bełt zagłębił się w ciele mutanta zaledwie na chwilę by wylecieć znów na powietrze wyrywając kawał skóry i wypruwając wnętrzności z niczego nie spodziewającego się celu.

Aż i tylko do tego momentu wcześniejsze założenia wojownika się potwierdziły. Nadchodzącą chmarę mutantów zapowiedział dziki ryk i wycie rogu - ten ostatni przypomniał weteranowi sygnał ruszenia do boju. Sygnał znany za czasów walk z chaosem. Bitwa, gdy pierwszy raz usłyszał taki róg należała do niego i jego towarzyszy. Jak będzie tym razem?

Bitwa jednak nie była skończona. Część mutantów przedarła się na bliski dystans. Wokół każdego ze śmiałków skupiło się paru łaknących krwi zwierzoludzi. Magnus był w swoim żywiole siekając toporem i starając się jak najdłużej utrzymać bliską z resztą pozycję. Będąc blisko mógł parować ciosy przeznaczone dla magów. Coś jednak poszło nie tak i wojownik po pewnym czasie został odseparowany od reszty murem przeciwników. Chciał im pomóc, ale sam był w niemałych tarapatach... Wydając z siebie dziki ryk wojownik zdecydował się uderzać w swego przeciwnika z olbrzymią siłą - przynajmniej do czasu aż reszta coś wymyśli. On nie wiedział jak odseparować ich od mutantów a w położeniu magów ucieczka była jedynym wyjściem aby ocalić drużynę…

Darragh każdy cios, padający na niego, starał się uniknąć, albo zbić kijem. Nie znał się na walce, lecz wiedział, że przyjmowanie na siebie ciosów parowaniem, nie skończy się dla niego dobrze. Nigdy nie był tak bezpośrednio zagrożony. Adrenalina więc podskoczyła i być może to tylko dzięki niej nie stracił przytomności, gdy dosięgnął go cios i rzucił w drzewo. Zrobiło mu się ciemno w oczach, lecz szybko oprzytomniał i postanowił coś zrobić. Tylko on, jak mu się zdawało, mógł ich wszystkich wyciągnąć z tej nierównej walki. Gdy się podniósł, zrobił, co tylko mógł, żeby znaleźć się blisko Magnusa. Stanął za nim i starał się nie przeszkadzać mu w walce, jednocześnie chroniąc się za jego plecami.

- Musimy się stąd wydostać! - krzyknął. - Mogę nam to umożliwić, lecz musisz zrobić wszystko, co w Twoich możliwościach Magnusie, a nawet więcej, żeby mnie osłaniać!

Walka zawrzała jeszcze bardziej. Każdy robił, co tylko mógł by osłaniać Druida. Była to jedyna szansa na przeżycie.

Darragh miał marne warunki na czarowanie. Nie był czarodziejem bitewnym, więc nie był przyzwyczajony do koncentracji w bitewnym zgiełku. Musiał jednak spróbować. Dostroił się zatem do Wiatrów Magii i ogromnym wysiłkiem począł splatać ze sobą zielone pasemka Ghyran. Rana, zadana przez ostrze zwierzoczłeka przeszkadzała, lecz starał się ją ignorować wiedząc, że czeka go coś o wiele gorszego, jeśli zawiedzie. Jego i resztę jego kompanów.

Zaśpiewy Druida, niesione przez wiatr, zaczęły okrywać polankę i jakby odbijać się echem od pobliskich drzew. Każde kolejne nici Ghyran, począł splatać w misterny wzór triskelionu. Do jednego wzoru, dochodzą jeszcz dwa, by czar zyskał na sile i dał efekt taki, jaki powinien. Następnie począł prosić duchy natury, by wspomogły go po raz kolejny. Tym razem, miały to być otaczające ich zewsząd liście. Druid postanowił wezwać do siebie ogromną ilość liści, które wirując oplotłyby zwierzoludzi, ograniczając im widoczność i dając jemu i jego towarzyszom niezbędny czas, na ucieczkę. [Jesienne liście] To by jednak mogło być za mało, więc Darragh próbuje połączyć ten czar z innym, przywołując ciernie, wbijające się w ciała obrzydliwych zwierzoludzi. [Klątwa cierni] Będzie to ogromny wysiłek, lecz trzeba zaryzykować. To, albo śmierć.
 
Darragh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172