Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2011, 19:02   #54
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Duże miasto, duże dom. Ciemne miasto, ciemne domy.
A ona w tym mieście szukała tatusia.
I przemierzała je na swym małym rowerku.


Czasami cień ojca migał wśród budynków. Wtedy jej tłuściutkie dziecięce nóżki naciskały mocniej na pedały rowerka i pędziła szybciej wołając “Tato! Tato!”.
Ale on jej nie dostrzegał i znikał.
I znów zostawała sama. Samiutka w wielkim mieście.
Mury budynków rosły, mrok stawał się coraz większy. Miasto zamykało się na nią stając się jej ponurym więzieniem.

Obudziła się.
W gabinecie automobilu Douglasa. W jego “łóżku”. Ubrany Maverick siedział tuż obok niej i nie wyglądał na zadowolonego. O nie... zdecydowanie nie był zadowolony. Raczej był mocno zamyślony.
-Wiesz co? Rozmawiałem z tą rudowłosą panienką i... ona nic nie wie zaginionych dokumentach.-rzekł na wstępie Douglas.-Więcej, twierdzi, że ich nie szukała. Tylko pozytywki, która jest w twoim posiadaniu. I że nie zdołała jej znaleźć. Więc kto ukradł moje dokumenty? Po co? I co robiłaś w nocy w moim automobilu?
- To może jeszcze ktoś przed nią tu szperał? Po coś zostawił pojazd bez zabezpieczenia?- mruknęła Vicky ziewając i przeciągając się.
-Nie zostawiłem. Bastet je sforsowała, więc nikt przed nią nie wszedł. Nie zdziwiło cię, że drzwi są otwarte?- spytał Douglas przyglądając się bacznie Vicky.
- Czy ty mnie o coś podejrzewasz?- obruszyła się Vicky siadając i przytrzymując przykrycie przy piersi.
-Tak. Właśnie ciebie. Lubisz wściubiać nos we wszystko.- mruknął Douglas kiwając głową. I spytał.-Wiiiięęęęc po co polazłaś do automobilu o tak późnej porze.?
- Bo miałam na to ochotę! - odburknęła mu Vicky i wstała aby wyjść z pomieszczenia.
-Tak... to niewątpliwie jest powód.-Maverick machnął kluczem zawieszonym na tasiemce. Kluczem do drzwi.-A ta cała pozytywka?
- Nic ci do mojej pozytywki. Idź sobie pogadaj z rudą na pewno się dowiesz tego co chcesz. -syknęła przez zęby i usiadła obok drzwi opierając się o ścianę i okrywając kocem, który zagarnęła wstając z “łóżka”.
-Bez fochów mi tu. Bo przerzucę przez kolano i dam klapsa.- Douglas żartobliwie pogroził palcem.
- Nawet się nie waż mnie dotykać! - rzekła podejrzanie cichym głosem Vicky nawet na niego nie patrząc.
Douglas wstał i podszedł do dziewczyny, ujmując palcami jej podbródek. I trzymając klucz poza zasięgiem jej łapek. Już zdołał się zorientować jak podstępną bestyjką bywa panna von Strom.
-Coooooooooooooo? - burknęła dziewczyna odchylając się do tyłu by usunąć brodę z zasięgu jego palców.
-Okropny z ciebie uparciuch, wiesz? I oszustka.- westchnął Maverick i pacnął lekko czubek nosa dziewczyny.-Jak długo chcesz mnie jeszcze zwodzić?
- Nie wiem o czym mówisz. - rzekła krótko Vicky.
Douglas spojrzał jej w oczy.- Dobrze wiesz dzikusko. Ścigają nas z powodu tego pudełka od... już dłuższego czasu. Nie lepiej by je oddać im?
- Jak masz coś do oddania to im to oddaj...ja nie mam. - rzekła dziewczyna i zacisnęła usta zadzierając podbródek do góry.
-Może ciebie golutką oddam.- odparł Douglas wystawiając język jak mały chłopiec. Widać było, że nie mówi poważnie. Przesunął dłonią po jej policzku, dotknął palcami szyi i muskając opuszkami palców dekolt.-I co ja mam z tobą zrobić dzikusko. Chyba zamknąć i nie wypuszczać z tego pokoju.
- Zawieźć do Londynu tak jak się zobowiązałeś, zostawić i mieć swój “święty spokój”. Choć może sobie rudą kotkę przygarniesz dla atrakcji. - widać było, że Vicky ma coraz gorszy humor.
-Święty spokój też mi ukradłaś.- odparł Douglas spoglądając w oczy Victorii, przesunął dłonią po policzku.-Teraz już za późno, bym mógł się z tego gładko wyplątać.
Zbliżył usta i cmoknął czubek nosa dziewczyny.-Czemu to robisz? Jak tylko zadaję ważne pytanie, odwracasz kota ogonem?
-Nie jestem dzieckiem i nie będę się tłumaczyć, ani przed tobą ani przed nikim innym. Chcę iść się wykąpać. - rzekła wyciągając rękę po klucz.
-Więc nie zachowuj się jak dziecko.-mruknął Douglas nie zamierzając dać jej klucza.- Narażasz swoje życie, moje życie, Belli życie... przez swój upór nie pozwalając nawet nam być świadomym w imię czego nadstawiamy skórę. Czy to nie jest dziecinne zachowanie?
- Daleko do Londynu? - spytała Vicky.
-Nie żartuj sobie.- westchnął Maverick, wyraźnie załamany tym oślim uporem panny von Strom. Opuścił głowę w dół, zastanawiając się co czynić dalej. Wreszcie chwycił ją w pasie i zacisnął mocno obejmując i tuląc drapieżnie.-Dzikusko... nie rozumiesz, że próbuję cię chronić?
- Sama potrafię się bronić! -mruknęła obrażonym tonem tuląc się do niego mimo wszystko.
Douglas delikatnie masował pośladki dziewczyny mrucząc.-Lepiej ci wychodzi co prawda kuszenie mężczyzn, niż bronienie.
- Chciałabym się wykąpać i chyba powinieneś ruszać w drogę... do Londynu chyba już niedaleko?- rzekła cicho dziewczyna próbując wyswobodzić się z jego ramion.
-Tak. Niedaleko.-mruknął Douglas trzymając jednak Vicky mocno, zwłaszcza w okolicy pośladków. Delikatnie całował jej szyję mówiąc cicho.- Łobuz z ciebie jakich mało dzikusko. Problem w tym, że rozkoszny łobuz.
- Lepiej się trzymaj ode mnie z daleka biedaku, wszak życie ci chyba miłe. -odrzekła mu na to przekornie Vicky.
I po chwili trudniej jej było mówić z ustami przyciśniętymi do ust Douglasa. Mężczyzna całował je namiętnie, wędrując językiem po wargach panny von Strom i pieszcząc jej języczek.
Vicky odwzajemniała pocałunki dłonią przesuwając po Douglasie i kiedy natrafiła na klucz zacisnęła na nim swoje paluszki.
-Tak chcesz ode mnie uciec?- mruknął Douglas do uszka Victorii pieszcząc je koniuszkiem języka i rozluźniając drugą dłonią kocyk, którym się okrywała.
- Chcę iść się wykąpać, a nie uciekać. - odszepnęła mu na to dziewczyna.
-Masz.- Maverick wypuścił klucz z dłoni. Jednak zabrał trofeum... kocyk którym się okrywała.
Vicky spojrzała na niego, zadarła podbródek do góry i odwróciła się by wyjść z pomieszczenia.
-Co... przecież lubisz chodzić nago?- odparł z łobuzerskim uśmieszkiem Maverick.
- Czy ja coś mówię?- spytała zadziornie oglądając się przez ramię.
-Kobieta mówi nie tylko słowami, ale i ciałem.- odparł Douglas.
- Yhmmmmmmm... a ty jako znawca kobiecego ciała czytasz we mnie jak w otwartej księdze. Nie potrzebne więc ci odpowiedzi na pytania które zadajesz... wyczytaj sobie sam. - rzekła pokazując mu język i otwierając drzwi kluczem.
-Uważaj, żebym nie wyczytał sobie zbyt wiele.- mruknął w odpowiedzi Douglas dając lekkiego klapsa w pośladek dziewczyny. I dla równowagi, buziaka w policzek.-Bella czeka na ciebie z obiadem.
- A gdzie się śniadanie podziało?- spytała dziewczyna przytulając się do niego całując namiętnie i... wiejąc z gabinetu, zatrzaskując mu drzwi przed nosem i śmiejąc się w głos.
-Podczas śniadania byłaś zajęta innymi rozrywkami. Ze mną. -przypomniał jej Maverick krzycząc głośno.

Vicky już nie słyszała lub udawała że nie słyszy pospiesznie przemknęła w stronę łazienki i weszła do środka. Po chwili słychać było jak napuszcza wodę do wanny. Weszła do niej i przymykając oczy zaczęła sobie przypominać sen, który jej się śnił. Z niepokojem zaczęła się zastanawiać czy był on dla niej jakimś ostrzeżeniem. “Co będzie jak nie znajdę tatki? Od czego zacząć szukać? Może jednak powinnam porozmawiać z Douglasem?”, przez głowę dziewczyny przelatywały niespokojne myśli.
-Panienko? Jakie ubranie przynieść do łazienki? - zza drzwi rozległ się głos Belli.
- Wygodne. Sama wybierz. - rzekła jej Vicky odpędzając niespokojne myśli i zabierając się za szorowanie swojego ciała.
-A co z tą rudą pannicą?-spytała Bella po chwili milczenia.
- Spytaj Douglasa... to jego nowa ulubienica. - odkrzyknęła Vicky w stronę drzwi złośliwie się uśmiechając.
-Doprawdy? A rankiem to panienka była jego ulubienicą. Mężczyźni są tacy niestali w uczuciach.-odparła Bella chichocząc.
- Jemu to powiedz, a nie mi! - odkrzyknęła jej Vicky zanurzając głowę pod wodę aby zmoczyć włosy.
-Jeśli panienka chce to mu powiem.- odparła Bella chichocząc.
- Yhmmmmmmmmmm - ni to potwierdziła ni zaprzeczyła Vicky szorując włosy i ponownie nurkując pod wodą.

Tymczasem Douglas Maverick siedział w sterówce i kierował pojazd w kierunku Londynu. Pomstował na pannę von Strom pod nosem. Choć w tonie jego głosu nie było gniewu. Ale cóż...
Victoria wygrała. Swym uporem, krnąbrnością i urokiem osobistym rozłożyła Douglasa na łopatki.
Nie potrafił przełamać jej uporu. Nie potrafił już odwrócić się od niej plecami.
Zdawał sobie dobrze sprawę, że zostawienie „panny w kłopotach aż po uszy” nie wchodzi w rachubę.
Pozostało więc ślepo podążać za panienką Vicky. Kobieta którą ujęli nie migała się od odpowiedzi, ale też i nie wiedziała zbyt wiele. Podobnie jak Bella, która wspomniała o pozytywce nie wiedząc jednak, gdzie ją wcisnęła Victoria. Podobnie jak dokumenty.
Douglas wiedział, że panna von Strom je ma. Ale jedyna próba wyciagnięcia z niej informacji, zakończyła się zadartym w górę noskiem i fochami.
A Maverickowi opadły ręce. Został rozłożony na łopatki. Wiedział, że ta szalona dziewczyna może zrobić coś głupiego, gdy się obrazi. Więc musiał się poddać.

Jedyna nadzieja w Londynie i w odpowiedziach jakie tam znajdą.

Londyn. Stolica Wszechimperium Brytyjskiego.


Największe, najwspanialsze, najludniejsze (ale nie najładniejsze, tu prym wiodą Paryż i Nowa Barcelona w kontrolowanej przez Hiszpanów Ameryce Południowej) miasto na ziemi. Rzym nowej epoki. Londyn był olbrzymim miastem z różnego rodzaju usprawnieniami komunikacji, z giełdą, olbrzymimi muzeami, teatrami i pełen technologicznych nowinek. Jako Stolica Świata,( jak go nieformalnie nazywano) pełen był ludzi. I co roku jego populacja rosła. Czy to przez narodziny, czy to przez migrację. W Londynie można było usłyszeć niemalże każdy język świata i spotkać osoby z każdego niemal zakątku.
Powiadano że drogi w Londynie wybrukowane są złotem. Była to nieprawda, ale faktem też było, że tu każdy mógł zrobić karierę. A nawet zdobyć tytuł szlachecki. Nic więc dziwnego że Londyn przyciągał masę awanturników i ryzykantów.
Londyn był też wielki.


Jak dotąd automobil Douglasa zdołał zapuścić się w przedmieścia tego miasta, w labirynt uliczek w którym spokojne życie toczyła klasa średnia, drobni przedsiębiorcy, urzędnicy i sklepikarze.
Było tu w miarę spokojnie i bezpieczne. A cuda technologii pozwalały mieszkańcom przedmieść wieść wygodny żywot w swym domach.
Victoria dojechała więc do Londynu. Gdzieś w tym gigantycznym ludzkim mrowisku był jej tatuś, a kluczem do jego odnalezienia była pozytywka list i...
Przyjaciele których już zdobyła, oraz przyjaciele jej ojca.
Cóż... W zasadzie to jednego „przyjaciela” uwiodła, a drugą przyjaciółkę dopiero zamierzała przekabacić. Tyle do zrobienia i tak mało czasu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline