Duże miasto, duże dom. Ciemne miasto, ciemne domy.
A ona w tym mieście szukała tatusia.
I przemierzała je na swym małym rowerku.
Czasami cień ojca migał wśród budynków. Wtedy jej tłuściutkie dziecięce nóżki naciskały mocniej na pedały rowerka i pędziła szybciej wołając “Tato! Tato!”.
Ale on jej nie dostrzegał i znikał.
I znów zostawała sama. Samiutka w wielkim mieście.
Mury budynków rosły, mrok stawał się coraz większy. Miasto zamykało się na nią stając się jej ponurym więzieniem.
Obudziła się.
W gabinecie automobilu Douglasa. W jego “łóżku”. Ubrany Maverick siedział tuż obok niej i nie wyglądał na zadowolonego. O nie... zdecydowanie nie był zadowolony. Raczej był mocno zamyślony.
-Wiesz co? Rozmawiałem z tą rudowłosą panienką i... ona nic nie wie zaginionych dokumentach.-rzekł na wstępie Douglas.-
Więcej, twierdzi, że ich nie szukała. Tylko pozytywki, która jest w twoim posiadaniu. I że nie zdołała jej znaleźć. Więc kto ukradł moje dokumenty? Po co? I co robiłaś w nocy w moim automobilu?
-
To może jeszcze ktoś przed nią tu szperał? Po coś zostawił pojazd bez zabezpieczenia?- mruknęła Vicky ziewając i przeciągając się.
-Nie zostawiłem. Bastet je sforsowała, więc nikt przed nią nie wszedł. Nie zdziwiło cię, że drzwi są otwarte?- spytał Douglas przyglądając się bacznie Vicky.
-
Czy ty mnie o coś podejrzewasz?- obruszyła się Vicky siadając i przytrzymując przykrycie przy piersi.
-Tak. Właśnie ciebie. Lubisz wściubiać nos we wszystko.- mruknął Douglas kiwając głową. I spytał.-
Wiiiięęęęc po co polazłaś do automobilu o tak późnej porze.? - Bo miałam na to ochotę! - odburknęła mu Vicky i wstała aby wyjść z pomieszczenia.
-Tak... to niewątpliwie jest powód.-Maverick machnął kluczem zawieszonym na tasiemce. Kluczem do drzwi.-
A ta cała pozytywka? - Nic ci do mojej pozytywki. Idź sobie pogadaj z rudą na pewno się dowiesz tego co chcesz. -syknęła przez zęby i usiadła obok drzwi opierając się o ścianę i okrywając kocem, który zagarnęła wstając z “łóżka”.
-Bez fochów mi tu. Bo przerzucę przez kolano i dam klapsa.- Douglas żartobliwie pogroził palcem.
- Nawet się nie waż mnie dotykać! - rzekła podejrzanie cichym głosem Vicky nawet na niego nie patrząc.
Douglas wstał i podszedł do dziewczyny, ujmując palcami jej podbródek. I trzymając klucz poza zasięgiem jej łapek. Już zdołał się zorientować jak podstępną bestyjką bywa panna von Strom.
-Coooooooooooooo? - burknęła dziewczyna odchylając się do tyłu by usunąć brodę z zasięgu jego palców.
-Okropny z ciebie uparciuch, wiesz? I oszustka.- westchnął Maverick i pacnął lekko czubek nosa dziewczyny.-
Jak długo chcesz mnie jeszcze zwodzić? - Nie wiem o czym mówisz. - rzekła krótko Vicky.
Douglas spojrzał jej w oczy.-
Dobrze wiesz dzikusko. Ścigają nas z powodu tego pudełka od... już dłuższego czasu. Nie lepiej by je oddać im? - Jak masz coś do oddania to im to oddaj...ja nie mam. - rzekła dziewczyna i zacisnęła usta zadzierając podbródek do góry.
-Może ciebie golutką oddam.- odparł Douglas wystawiając język jak mały chłopiec. Widać było, że nie mówi poważnie. Przesunął dłonią po jej policzku, dotknął palcami szyi i muskając opuszkami palców dekolt.-
I co ja mam z tobą zrobić dzikusko. Chyba zamknąć i nie wypuszczać z tego pokoju. - Zawieźć do Londynu tak jak się zobowiązałeś, zostawić i mieć swój “święty spokój”. Choć może sobie rudą kotkę przygarniesz dla atrakcji. - widać było, że Vicky ma coraz gorszy humor.
-Święty spokój też mi ukradłaś.- odparł Douglas spoglądając w oczy Victorii, przesunął dłonią po policzku.-
Teraz już za późno, bym mógł się z tego gładko wyplątać.
Zbliżył usta i cmoknął czubek nosa dziewczyny.-
Czemu to robisz? Jak tylko zadaję ważne pytanie, odwracasz kota ogonem? -Nie jestem dzieckiem i nie będę się tłumaczyć, ani przed tobą ani przed nikim innym. Chcę iść się wykąpać. - rzekła wyciągając rękę po klucz.
-Więc nie zachowuj się jak dziecko.-mruknął Douglas nie zamierzając dać jej klucza.-
Narażasz swoje życie, moje życie, Belli życie... przez swój upór nie pozwalając nawet nam być świadomym w imię czego nadstawiamy skórę. Czy to nie jest dziecinne zachowanie? - Daleko do Londynu? - spytała Vicky.
-Nie żartuj sobie.- westchnął Maverick, wyraźnie załamany tym oślim uporem panny von Strom. Opuścił głowę w dół, zastanawiając się co czynić dalej. Wreszcie chwycił ją w pasie i zacisnął mocno obejmując i tuląc drapieżnie.-
Dzikusko... nie rozumiesz, że próbuję cię chronić? - Sama potrafię się bronić! -mruknęła obrażonym tonem tuląc się do niego mimo wszystko.
Douglas delikatnie masował pośladki dziewczyny mrucząc.-
Lepiej ci wychodzi co prawda kuszenie mężczyzn, niż bronienie. - Chciałabym się wykąpać i chyba powinieneś ruszać w drogę... do Londynu chyba już niedaleko?- rzekła cicho dziewczyna próbując wyswobodzić się z jego ramion.
-Tak. Niedaleko.-mruknął Douglas trzymając jednak Vicky mocno, zwłaszcza w okolicy pośladków. Delikatnie całował jej szyję mówiąc cicho.-
Łobuz z ciebie jakich mało dzikusko. Problem w tym, że rozkoszny łobuz. - Lepiej się trzymaj ode mnie z daleka biedaku, wszak życie ci chyba miłe. -odrzekła mu na to przekornie Vicky.
I po chwili trudniej jej było mówić z ustami przyciśniętymi do ust Douglasa. Mężczyzna całował je namiętnie, wędrując językiem po wargach panny von Strom i pieszcząc jej języczek.
Vicky odwzajemniała pocałunki dłonią przesuwając po Douglasie i kiedy natrafiła na klucz zacisnęła na nim swoje paluszki.
-Tak chcesz ode mnie uciec?- mruknął Douglas do uszka Victorii pieszcząc je koniuszkiem języka i rozluźniając drugą dłonią kocyk, którym się okrywała.
- Chcę iść się wykąpać, a nie uciekać. - odszepnęła mu na to dziewczyna.
-Masz.- Maverick wypuścił klucz z dłoni. Jednak zabrał trofeum... kocyk którym się okrywała.
Vicky spojrzała na niego, zadarła podbródek do góry i odwróciła się by wyjść z pomieszczenia.
-Co... przecież lubisz chodzić nago?- odparł z łobuzerskim uśmieszkiem Maverick.
- Czy ja coś mówię?- spytała zadziornie oglądając się przez ramię.
-Kobieta mówi nie tylko słowami, ale i ciałem.- odparł Douglas.
- Yhmmmmmmm... a ty jako znawca kobiecego ciała czytasz we mnie jak w otwartej księdze. Nie potrzebne więc ci odpowiedzi na pytania które zadajesz... wyczytaj sobie sam. - rzekła pokazując mu język i otwierając drzwi kluczem.
-Uważaj, żebym nie wyczytał sobie zbyt wiele.- mruknął w odpowiedzi Douglas dając lekkiego klapsa w pośladek dziewczyny. I dla równowagi, buziaka w policzek.-
Bella czeka na ciebie z obiadem. - A gdzie się śniadanie podziało?- spytała dziewczyna przytulając się do niego całując namiętnie i... wiejąc z gabinetu, zatrzaskując mu drzwi przed nosem i śmiejąc się w głos.
-Podczas śniadania byłaś zajęta innymi rozrywkami. Ze mną. -przypomniał jej Maverick krzycząc głośno.
Vicky już nie słyszała lub udawała że nie słyszy pospiesznie przemknęła w stronę łazienki i weszła do środka. Po chwili słychać było jak napuszcza wodę do wanny. Weszła do niej i przymykając oczy zaczęła sobie przypominać sen, który jej się śnił. Z niepokojem zaczęła się zastanawiać czy był on dla niej jakimś ostrzeżeniem. “Co będzie jak nie znajdę tatki? Od czego zacząć szukać? Może jednak powinnam porozmawiać z Douglasem?”, przez głowę dziewczyny przelatywały niespokojne myśli.
-Panienko? Jakie ubranie przynieść do łazienki? - zza drzwi rozległ się głos Belli.
- Wygodne. Sama wybierz. - rzekła jej Vicky odpędzając niespokojne myśli i zabierając się za szorowanie swojego ciała.
-A co z tą rudą pannicą?-spytała Bella po chwili milczenia.
- Spytaj Douglasa... to jego nowa ulubienica. - odkrzyknęła Vicky w stronę drzwi złośliwie się uśmiechając.
-Doprawdy? A rankiem to panienka była jego ulubienicą. Mężczyźni są tacy niestali w uczuciach.-odparła Bella chichocząc.
- Jemu to powiedz, a nie mi! - odkrzyknęła jej Vicky zanurzając głowę pod wodę aby zmoczyć włosy.
-Jeśli panienka chce to mu powiem.- odparła Bella chichocząc.
- Yhmmmmmmmmmm - ni to potwierdziła ni zaprzeczyła Vicky szorując włosy i ponownie nurkując pod wodą.
Tymczasem Douglas Maverick siedział w sterówce i kierował pojazd w kierunku Londynu. Pomstował na pannę von Strom pod nosem. Choć w tonie jego głosu nie było gniewu. Ale cóż...
Victoria wygrała. Swym uporem, krnąbrnością i urokiem osobistym rozłożyła Douglasa na łopatki.
Nie potrafił przełamać jej uporu. Nie potrafił już odwrócić się od niej plecami.
Zdawał sobie dobrze sprawę, że zostawienie „panny w kłopotach aż po uszy” nie wchodzi w rachubę.
Pozostało więc ślepo podążać za panienką Vicky. Kobieta którą ujęli nie migała się od odpowiedzi, ale też i nie wiedziała zbyt wiele. Podobnie jak Bella, która wspomniała o pozytywce nie wiedząc jednak, gdzie ją wcisnęła Victoria. Podobnie jak dokumenty.
Douglas wiedział, że panna von Strom je ma. Ale jedyna próba wyciagnięcia z niej informacji, zakończyła się zadartym w górę noskiem i fochami.
A Maverickowi opadły ręce. Został rozłożony na łopatki. Wiedział, że ta szalona dziewczyna może zrobić coś głupiego, gdy się obrazi. Więc musiał się poddać.
Jedyna nadzieja w Londynie i w odpowiedziach jakie tam znajdą.
Londyn. Stolica Wszechimperium Brytyjskiego.
Największe, najwspanialsze, najludniejsze (ale nie najładniejsze, tu prym wiodą Paryż i Nowa Barcelona w kontrolowanej przez Hiszpanów Ameryce Południowej) miasto na ziemi. Rzym nowej epoki. Londyn był olbrzymim miastem z różnego rodzaju usprawnieniami komunikacji, z giełdą, olbrzymimi muzeami, teatrami i pełen technologicznych nowinek. Jako Stolica Świata,( jak go nieformalnie nazywano) pełen był ludzi. I co roku jego populacja rosła. Czy to przez narodziny, czy to przez migrację. W Londynie można było usłyszeć niemalże każdy język świata i spotkać osoby z każdego niemal zakątku.
Powiadano że drogi w Londynie wybrukowane są złotem. Była to nieprawda, ale faktem też było, że tu każdy mógł zrobić karierę. A nawet zdobyć tytuł szlachecki. Nic więc dziwnego że Londyn przyciągał masę awanturników i ryzykantów.
Londyn był też wielki.
Jak dotąd automobil Douglasa zdołał zapuścić się w przedmieścia tego miasta, w labirynt uliczek w którym spokojne życie toczyła klasa średnia, drobni przedsiębiorcy, urzędnicy i sklepikarze.
Było tu w miarę spokojnie i bezpieczne. A cuda technologii pozwalały mieszkańcom przedmieść wieść wygodny żywot w swym domach.
Victoria dojechała więc do Londynu. Gdzieś w tym gigantycznym ludzkim mrowisku był jej tatuś, a kluczem do jego odnalezienia była pozytywka list i...
Przyjaciele których już zdobyła, oraz przyjaciele jej ojca.
Cóż... W zasadzie to jednego „przyjaciela” uwiodła, a drugą przyjaciółkę dopiero zamierzała przekabacić. Tyle do zrobienia i tak mało czasu.