Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2011, 20:25   #114
Zekhinta
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Chociaż Dearbhail żałowała człowieka, który wcześniej dosiadał rumaka, to jednak nie mogła powstrzymać myśli, że wyszło jej to na dobre. Co prawda okazało się, że umie machać mieczem i to całkiem skutecznie, ale stanie na ziemi to nie to samo, co siedzenie na końskim grzbiecie. I choć zwierzę skutecznie broniło się przed jakimkolwiek kontaktem z człowiekiem, zmęczone, przestraszone, zdezorientowane, to nie mogło pozostać obojętne na słowa Władcy Koni. Rohirrka szybko uspokoiła rumaka, i zwinnie wskoczyła na siodło.

Walka z tej perspektywy była zupełnie inna. Dziewczyna nie miała co prawda serca wymagać od konia zbyt wiele, dlatego też szybko spora część jej nowych towarzyszy wyprzedziła ją. Ale rumak, choć zmęczony to gdy tylko uspokoił się trochę okazał się być świetnie ułożonym, idealnie wytresowanym koniem. Uśmiechając się pod nosem Dearbhail zachęciła go do dalszego wysiłku i już po chwili zrównała się z innymi.

Jej pierwszy przeciwnik otrzymał rąbnięcie mieczem, które zostawiło po sobie głęboką ranę. Kolejny postanowił zbliżyć się i ściągnąć wojowniczkę z siodła. W tym samym czasie, jego towarzysz zaszedł Dearbhail od tyłu. Głupiec jednak nie wiedział, że to ostatnie, co zrobił w życiu. Gdy tylko dotknął końskiego zadu, zwierzę zarżało przeraźliwie i zafundowało niedoszłemu napastnikowi potężnego kopniaka w pierś. Rohirka nie miała jednak czasu na podziwianie tego lotu. Wydając krótkie, pewne komendy próbowała uspokoić przestraszone zwierze, które zaczęło tańczyć w kółko. Gdy tylko koń zatrzymał się, dziewczyna zauważyła, że i drugi z przeciwników gdzieś zniknął. Po chwili zobaczyła jego ciało na chodniku, stratowane przez rumaka.

- Głupi to ma szczęście...

Ponownie zacmokała na konia, nakierowała go z powrotem w stronę bitwy i zachęciła do ruszenia. Znowu wmieszali się w tłum walczących. Dearbhail rozdawała ciosy na prawo i lewo. W pewnym momencie zrównała się z Endymionem. Wymienili między sobą kilka zdań i każde wróciło do walki.

Ale słowa strażnika zmusiły ją do myślenia. Czy naprawdę tak bardzo spodobało się jej zabijanie ludzi? Nie, to nie tak. To sam fakt walki był w pewien sposób ekscytujący. Krew płynąca szybciej w żyłach, głębszy oddech, ciągła czujność i powoli pojawiające się zmęczenie mięśni... I ryzyko. Albo pokonasz swojego przeciwnika, albo on pokona ciebie. No i nie wiadomo, na kogo możesz trafić. Może stanąć przed tobą ktoś, kto nie ma doświadczenia, albo po prostu ktoś słaby i powalisz go szybko. A może być tak, że to ty dla kogoś będziesz taką płotką, którą się załatwi od ręki. I to chyba to wywołało uśmiech na jej twarzy. Walka, taka prawdziwa, była szalona, nieprzewidywalna... Dearbhail pociągały takie rzeczy. Czuła się w nich dobrze, bo sama była trochę szalona, nieprzewidywalna...

W końcu dotarli do celu. Rohirka widziała Kh’aadza i Andarasa, w oddali Eldariona. Na placu mnóstwo było Dunlandczyków, ale królewskich z każdą minutą przybywało coraz więcej. Już mieli przewagę, przeciwnicy albo padali pod ich ciosami, albo próbowali ucieczki, przestraszeni.

Dearbhail zobaczyła, że w stronę elfa i krasnoluda przesuwa się masa przeciwników. Ona sama utknęła w tłumie i dodatkowo w zasięgu wzroku miała Golina...

Zawahała się przez moment. Co zrobić? Pomóc Andarasowi i Kh’aadzowi czy próbować przedrzeć się do Golina? Nie mogła zostawić przyjaciół samych. Co prawda każdy z nich był zdecydowanie bardziej doświadczony w walce niż tabun takich jak ona sama i na pewno sobie poradzą, ale ogarnął ją niepokój, gdy pomyślała, że mają sami walczyć przeciwko takiej zgrai. Ale przyszła tu dla Golina. Nie dla siebie samej, nie po to, żeby udowodnić wszystkim, że jest wartościowa i że się do czegoś nadaje. Przyszła tu, zdeterminowana i pewna, bo wiedziała, że musi pomóc Golinowi.

- Przepraszam was – wyszeptała w stronę Andarasa i Kh’aadza wiedząc, że i tak jej nie usłyszą. – Nie wiem, kochanie, jak się nazywasz, ale pozwól, że na chwilę tej walki będę mówić do ciebie Caomhnoir. Bo teraz potrzebuje twojej opieki i pomocy. Musimy uratować Golina –zwróciła się do konia, po czym rzuciła mu komendę, aby ruszył. Wpadli w tłum przed nimi i chociaż przedzieranie się przez ludzką ciżbę było ciężkie, Dearbhail była zdeterminowana. Pilnując i siebie i konia siekła swoich przeciwników z niespotykanym dotąd zacięciem. Z jej ust płynęła cicha pieśń:

Hwær cwom mearg? Hwær cwom mago? Hwær cwom maþþumgyfa?
Hwær cwom symbla gesetu? Hwær sindon seledreamas?
Eala beorht bune! Eala byrnwiga!
Eala þeodnes þrym! Hu seo þrag gewat,
genap under nihthelm, swa heo no wære.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline